Podczas zeszłorocznego festiwalu w Sundance, krytyka zachwyciła się nowym filmem reżyserki „Włoskiego dla początkujących”. Błyskotliwy, rewelacyjny, poruszający, cudowny – komplementom nie było końca, a młodziutką, zaledwie 23-letnią odtwórczynię głównej roli Carey Mulligan zaczęto porównywać do najbardziej uroczej i jednocześnie nieśmiało intrygującej gwiazdy Holywood – Audrey Hepburn. Porównywano na tyle skutecznie, że Mulligan zdobyła nominację do Oscara za rolę pierwszoplanową, co w przypadku filmu brytyjskiego nie zdarza się zbyt często.
Grana przez Mulligan Jenny to 17-letnia Brytyjka, która wiedzie nudne życie uczennicy liceum w Anglii lat 50. Obok wschodzącej gwiazdki na ekranie możemy zobaczyć Alfreda Molinę, Olivię Williams i Emmę Thompson. Historia Jenny to jedna z wielu, które już w różnych odsłonach widzieliśmy na ekranach kin. Nastolatka spotyka przypadkowo o wiele od siebie starszego mężczyznę, zakochuje się w nim, a on zabiera ją w świat niczym z bajki – świat luksusowych samochodów, wystawnych kolacji i bankietów, aukcji dzieł sztuki, paryskich uliczek… A że nastolatka jest rezolutna jak na swój wiek i całkiem niegłupia, w dodatku ładna i z ambicjami studiowania na Oxfordzie, a ów mężczyzna raczej do intelektualistów nie należy, ma po prostu pieniądze, możemy spodziewać się barwnego romansu.
W „An Education” nie wiedzieć czemu na polski tłumaczonym jako „Była sobie dziewczyna”, niczego nowego nie ma. Jest przygoda, która wiadomo od początku, jak się zakończy i bohaterka, na tyle wyraźnie nakreślona w początkowych scenach, że widz od pierwszych minut nabiera przekonania, że poradzi sobie w życiu ze wszystkimi przeciwnościami losu.
Coś jednak w tym filmie ujmuje, na tyle, że ogląda się go z nieskrywaną przyjemnością, aczkolwiek bez wybuchu entuzjazmu, bo arcydziełem trudno go nazwać. To delikatność i dobry smak reżyserki, która w postać głównej bohaterki wkłada wiele ciepła, humoru, trochę dziewczęcych marzeń i zarozumialstwa, jakie przytrafia się każdemu młodemu człowiekowi, a jakiego w „dorosłym życiu” się później wstydzi. Choć zupełnie niepotrzebnie, bo przecież życie na tym właśnie polega, żeby uczyć się na swoich błędach i dzięki nim stawać się mądrzejszym.
W życiu nie ma drogi na skróty – mówi w pewnym momencie Jenny, dowiadując się, że jej fantazja o księciu z bajki była tylko iluzją podsycaną przez człowieka bez specjalnie wypracowanego kręgosłupa moralnego. I to chyba główna myśl „An Education”, również wielokrotnie przez kino powtarzana. A mimo to, patrząc na Jenny, wierzymy jej emocjom, lubimy bohaterkę za to, że popełnia błędy, ale i za to, że ma odwagę stawić im czoło i wyciągnąć z nich konsekwencje.
Bohaterka Jenny to połączenie Audrey Hepburn ze słynną Amelią – dziewczę o mądrych oczach, smukłej szyi i dobrym sercu, które czeka, żeby ktoś je porwał… „Była sobie dziewczyna” na pewno spodoba się, głównie kobietom, bo znajdą w niej wiele z siebie. To właśnie najmocniejsza strona filmu – emocjonalność. Bo czyż każda z nas, pomimo, że wiele szczyci się tym, że mają dobre wykształcenie i odpowiedzialną pracę, nie chce czasami dać się porwać naiwności i prostej wierze w piękne historie z happy endem? No właśnie…
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.