EksMagazyn: Definicja flirtu brzmi bardzo niewinnie: „zachowanie społeczne polegające zazwyczaj na prowadzeniu zalotnych rozmów i czynieniu kokieteryjnych gestów”. A wśród tych gestów mamy m.in. – kontakt wzrokowy, mruganie oczami, sygnały takie, jak: dotykanie swych włosów, przekazywanie i odbieranie liścików, wierszy, droczenie się. Czy we współczesnym świecie flirt przeistoczył się w coś niekoniecznie niewinnego?
Piotr Mosak, Centrum Doradztwa i Terapii psycholog.com.pl: Jeśli flirt dotyczy kogoś, kto jest sam, to nie ma żadnego problemu. Taka osoba nie ma przecież żadnych zobowiązań, jest wolna, więc może flirtować z kim chce, a nawet z kilkoma naraz. Flirt to w moim rozumieniu podrywanie, mamy tutaj pewien poziom niedopowiedzeń, który może, choć nie musi, doprowadzić do romansu. Natomiast, jeśli flirtująca osoba jest w związku, zastanówmy się, jak się czuje partner, który widzi, że jej facet (albo jego kobieta) ma kontakt wzrokowy, mruga oczkiem, przypadkowo dotyka swoich włosów, pisze listy… I już się otwiera nóż w kieszeni. Z tego punktu widzenia, flirt jest niedopuszczalny, jeśli odbywa się na poziomie „podrywania”.
A kiedy flirt jest dopuszczalny?
Gubimy się w tym wszystkim, bo jest wiele osób, które zachowują się kokieteryjnie, ale nie flirtują. Nikomu nic nie obiecują, nikogo konkretnego nie podrywają. Są takie wobec wszystkich – i mężczyzn, i kobiet. Osoby kokieteryjne są takie od zawsze. Wiele z nich dzięki temu coś tam wygrywa – są bardziej lubiane, lepiej traktowane w pracy, więcej uchodzi im na sucho. Inni ludzie odbierają je jako takich, którzy są zawsze uśmiechnięci, zaczynają rozmowę, nie wstydzą się rzucić nieprzyzwoitym żarcikiem. Flirt natomiast związany jest z całą gamą zachowań skierowanych wobec konkretnej osoby. Takie zachowania to pierwsze szczeble do zdrady. Tak trzeba to nazwać.
Wiele osób mówi: „Jestem w związku, jestem wierny, wierna, ale przecież nic się stanie, jeśli od czasu do czasu, poflirtuję sobie na imprezie z jakimś panem lub panią…” Często słyszy pan takie tłumaczenia? Czy druga strona powinna w jakiś sposób zareagować? Czy też powiedzieć: kochanie, poflirtuj sobie, nie będę zazdrośnikiem…
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba wrócić do początków związku. Bo tylko dwoje ludzi, którzy postanawiają być razem, może ustalić normy i zasady. Jeżeli sobie ufają, znają swoje potrzeby, mogą dojść do wniosku, że nic się nie stanie, jeżeli ona pomacha rzęsami do pana sprzedawcy, a on będzie komplementował ciotkę Kryśkę, która jest dwa lata młodsza i piszczy z zachwytu. Jeśli poprawia to im nastrój i nikt nie czuje się zagrożony, to nikomu nic do tego. W dzisiejszych czasach, w dobie internetu, często uciekamy od definicyjnych norm intymności. Nawet zdrada może być inaczej interpretowana przez różne osoby. Problem w tym, że bardzo mało osób ustala sobie definicje w swoich związkach.
Jakie ma to konsekwencje?
Pan, który w poprzednich związkach miał „pozwolenie” na flirt i wiedział, że to nic nie znaczyło, będzie tak samo zachowywał się przy nowej partnerce. Ona natomiast może nie mieć aż tak dużego zaufania, pojawią się ogromne pretensje. Problemem w takim przypadku nie jest to, że partner przekroczył jakieś granice, tylko to, że ona działa według swoich definicji, a on według swoich. Według niego, on nie zrobił nic złego, według niej – bardzo dużo. Wracamy więc do starej prawdy – trzeba jak najwięcej rozmawiać, przegadywać, ustalać. Wyobraźmy sobie taką sytuację – dwie firmy chcą połączyć się w jedno przedsiębiorstwo. Trzeba omówić mnóstwo rzeczy: co robimy z pracownikami, płatnościami i tak dalej. A tu dwa przedsiębiorstwa spotykają się, łączą i nic nie ustalają. Siłą rozpędu jakoś to działa, ale kiedy pojawiają się problemy, te braki od razu wychodzą. Trzeba rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać. Kłótnie o flirt to może być sygnał, że pewne rzeczy w związku są niedopowiedziane.
Co w sytuacji, kiedy mężczyzna ma osobowość gwiazdy, „bawidamka”? Ma mnóstwo koleżanek, uwielbia błyszczeć w towarzystwie, flirtować, a związany jest z spokojną i wycofaną kobietą? Powinna wpłynąć na jego postępowanie?
Ale to jest ta kokieteria, o której mówiłem! Jeśli on jest takim czarusiem od zawsze, kokietuje wszystkie panie w towarzystwie, a nie jedną konkretnie, to niech ona nie chodzi z nim na imprezy. On i tak jej nie zauważy. Powinna porozmawiać z nim, czego oczekuje od niego, kiedy są razem w towarzystwie. Czy ma zdejmować jej płaszcz, nie odstępować na krok czy po prostu ustalają, że on bryluje, czaruje, a ona zajmuje sama sobą.
Ona chce, żeby on się nią zajmował, a on odpowiada: „Przecież taki jestem! Nie robię nic złego!”. Ma go zmieniać na siłę, tępić wszelkie przejawy kokieterii wobec innych, czy po prostu się z tym pogodzić?
Jeśli on jest czaruś, to ona oczywiście może próbować z tym walczyć. Jesteśmy w związkach po to, żeby obie strony były szczęśliwe i nad pewnymi zachowaniami trzeba pracować. Gdy kobieta lub mężczyzna życzy sobie: nie flirtuj, nie kokietuj przynajmniej w gronie rodzinnym i moich koleżanek/kolegów i od czasu do czasu pokaż, że potrafisz zająć się również mną, to druga strona powinna to uszanować. Natomiast jeśli jego towarzystwo jest do takich zachowań przyzwyczajone, to najlepiej dać sobie spokój i kompletnie się nie przejmować. On taki był, jest i będzie. Nigdy nie wynikało z tego nic złego, ewentualnie był w towarzystwie ubaw po pachy.
Natomiast, jeśli on lub ona flirtuje z jedną osobą, to jest to bardzo poważny problem. Trzeba wtedy zastanowić się, czego każde z nich oczekuje od związku, bo może okazać się, że nie tego samego. Może jest tak, że on flirtuje bo musi, potrzebuje, a ona wtedy czuje się kompletnie porzucona i absolutnie nie ma ochoty zgadzać się na takie zachowania? Im szybciej to się wyjaśni, tym lepiej. Mężczyzna powinien powiedzieć, że ona jest dla niego najważniejsza i nie przypuszczał, że może jej to sprawiać przykrość. A jeśli nie ma ochoty się zmieniać, to im szybciej taki związek się rozpadnie, tym lepiej. Takie rozmowy są bardzo istotne. Mogą skończyć się na plus lub minus dla związku, ale trzeba je przeprowadzać.
Fragment materiału pochodzi z najnowszego wydania EksMagazynu. Cały artykuł znajdziecie w 15. numerze EksMagazynu.
CytujSkomentuj
niestety wielu mężczyzn myli właśnie kokieterię z flirtem
jesteśmy po prostu inaczej skonstruowani.
Panowie często tak pragną być adorowani, że zwykle zainteresowanie sprawia, że się gubią lub tracą głowę
Ale my-kobiety też nie jesteśmy bez winy. Wysyłamy mocno mylne sygnały