Nawet jak but wyschnię, to pozostanie pamiątka w postaci solnej białej kreski, której ni cholery usunąć się nie będzie dało. Zalewa mnie też, gdy… Chyba łatwiej wymienić sytuację, gdy mnie nie zalewa. Oszaleć można. Cholera mnie bierze, gdy cały dzień zamiast tworzyć i wymyślać, podcinam końcóweczki i słyszę prośby o taki sam odcień, jak wtedy na jesień. Skąd ja mam pamiętać listopadowy kolor pewnej pani? Wszyscy niczym ptaki na gałęzi wtuleni w za duże swetry w powszechnej strategi na oposa: udawać martwego, nie ruszać się, by przetrwać. Jedynie dziobami ruszają, wpierniczając kolejne batony, że im niby czekolada humor polepszy. Bardziej popieprzy niż polepszy. Szczególnie w dniu, w którym spróbują wcisnąć się w letnie dzinsy. I im się te batony wyleją soczyście z przestrzeni międzyzamkowej, niemożliwej do poskładania nawet na leżąco na pełnym wdechu.
Ktoś to musi zmienić. Otóż samoistnie ogłaszam, że tym kimś będę JA. Poświęcę się dla ludzkości i wywalę zimę z posad świata. W związku z tym, niczym król Julian, zamierzam od rana ruszać wesoło dupeczką i mówić: nie. NIE. NIE. NIE. Nie podetnę po prostu końcówek. Nie uzupełnię tylko koloru. Przyjmuje zlecenia wyłącznie na wiosenność na głowie: zamierzam płodzić nowe fryzury, nowe wizerunki, nowe pomysły. Inaczej nie przychodź, nie ma sensu. Zmień coś w sobie. Wtedy masz we mnie sojusznika. Przyjmujesz strategię oposa, pijalnia czekolady niedaleko. Do mnie nie masz po co przychodzić.
ZMIANA. Tylko tak możemy przywołać wiosnę. Zmieniam wszystko. W salonie moja żółć przybierze waleczno-wiosenny kolor: będzie kanarkowo, cytrynowo, słonecznie. Wiosno, nie chcesz przyjść? Nie będziesz miała wyjścia. Wysadzę w powietrze tę stagnację i szarość.
Zatem, Drogie Panie, przepustkę do salonu mają od dziś wyłącznie te z Was, które są na to gotowe: na nowe, na zmiany, na wiosnę w sobie. Żadnych delikatnych poprawek. Wyłącznie mega cięcia z mega zmianami. Czekaj Cholero, nie chcesz sama przyjść, to cię zmuszę!
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.