EksMagazyn: O gejach jest coraz głośniej w Polsce. Co rusz pojawiają się różne komentarze na temat ludzi o tej orientacji seksualnej, jedne pozytywne inne, negatywne. Jak pan to odbiera?
Mikołaj Mickle: Z jednej strony bardzo się cieszę, że o nas – osobach homoseksualnych – się mówi, że pokazuje się nas w mediach. To sprawia, że przestaliśmy być traktowani jak oślizgłe potwory czy przybysze z innej planety. Jednak to jak się czasem mówi przyprawia mnie o torsje. Bo jak zareagować na posłankę, która z trybuny sejmowej nazywa homoseksualne relacje jałowymi i widzi w nich tylko fizyczny akt seksualny a na dodatek chce nas leczyć? Jak skomentować byłego prezydenta, laureata Pokojowej Nagrody Nobla, który mówi, że legalnie wybrani posłowie powinni siedzieć za murem tylko dlatego, że są gejami? Jak wreszcie odnaleźć się w sytuacji czy katolicki ksiądz wylicza wolnym ludziom ilość partnerów seksualnych? Myślę, że na szczęście społeczeństwo jest dużo bardziej otwarte niż tzw. elity.
Jak została przyjęta pierwsza książka „Gej w wielkim mieście”. Z jakim oddźwiękiem się pan spotkał, chodzi mi zarówno o ten pozytywny i negatywny.
Książka „Gej w wielkim mieście” nieco prowokowała tytułem, ale przyjęcie z jakim się spotkała naprawdę mnie zaskoczyło. Liczne maile od czytelników pokazały, że było warto. Piszą nie tylko geje. Masa wiadomości jest od kobiet. Wzruszające są maile od matek, które piszą, że dzięki „Gejowi…” odważyły się na szczerą rozmowę ze swoimi synami i na nowo zbudowały się relacje miedzy nimi. Książka omawiana jest na zajęciach na psychologii, powstała nawet praca magisterska na podstawie mojej pierwszej książki! Ale były też groźby. Że znajdą mnie martwego w Wiśle. Jedna pani napisała, że jeśli po przeczytaniu „Geja” jej syn stanie się homo to ona mnie pozwie. Nie sprecyzowała o co.
Jaka byłaby pańskim zdaniem idealna sytuacja dla osób o homoseksualnej orientacji w Polsce? Mnie np. denerwuje, że dyskusję o związkach partnerskich sprowadza się tylko do gejów bo dotyczy ona również osób heteroseksualnych.
Mnie też to denerwuje! Sądzę, że to zabieg świadomy mający na celu podsycanie negatywnego stosunku do homoseksualistów. Takie straszenie gejami. Uwaga! Przyjdą i będą gwałcić nasze dzieci! To wyjątkowo perfidne. Gdyby wyjąć nas z projektu tej ustawy nie byłoby najmniejszego problemu. Zauważ, że w tej dyskusji nie ma też lesbijek. A to pewnie dlatego, że społeczny stosunek do dziewczyn też jest nieco lepszy. Do idealnej sytuacji jest nam bardzo daleko. Nie przy tym składzie Sejmu. A idealnie byłoby wtedy, gdyby rządzący odrzucili uprzedzenia i skupili się na codzienności osób żyjących w konkubinatach. Na ich rozliczaniu podatków, na dziedziczeniu, na sytuacjach szpitalnych. To aż tak wiele?
Mieliśmy niedawno do czynienia z kampanią społeczną, w której wzięli udział rodzice osób homoseksualnych. Jak pan ją ocenia? Czy nadal potrzebne są takie kampanie czy społeczeństwo już oswoiło się z myślą, że wśród nich żyją geje i lesbijki?
Takie kampanie są potrzebne choćby po to, żeby pokazać rodzicom, że syn-gej czy córka-lesbijka to nie dramat. Wnucząt może nie będzie, ale może być wiele innych, fantastycznych rzeczy.
Takie książki, jak pańskie mogą przyczyniać się do większej akceptacji dla osób homoseksualnych w Polsce czy lepsze rezultaty przyniosą jednak kolorowe parady?
Nie chcę mówić co jest lepsze. Mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że książki takie jak moje pozwalają zaspokoić ciekawość. Ludzie są karmieni kontrowersyjnym wizerunkiem geja. Wielu myśli, że gej to zniewieściały mężczyzna lub facet przebrany za kobietę. Są ciekawi gejów, chcą podejrzeć nasze życie i w moich książkach to jest. I widać jak na dłoni, że gej to zupełnie normalny – żeby nie powiedzieć nudny – człowiek. Bez cekinków i piór.
Rozmawiała: Anna Chodacka
„Chyba strzelę focha!” to kontynuacja losów bohatera znanego z przebojowej powieści „Gej w wielkim mieście”. Podobnie jak część pierwsza, tak i druga nasycona jest olbrzymią dawką humoru, który zmiękcza poruszane w niej trudne tematy. I chociaż każdą z części można przeczytać niezależnie, to jednak warto sięgnąć po obie.
Mikołaj Milcke – rocznik 1981, urodzony na wschodzie Polski. Lubi ludzi. Często siada w ulubionej kawiarni na skrzyżowaniu dwóch ruchliwych ulic i obserwuje otaczający go świat. Patrzy na ludzkie gesty i miny, podsłuchuje cudze rozmowy w poszukiwaniu ciekawych historii i dialogów do kolejnych książek. Mieszka w Warszawie i często można go spotkać na ulicach Żoliborza. „Chyba strzelę focha!” to jego druga powieść, po debiutanckiej książce „Gej w wielkim mieście” (2011), która ukazuje się nakładem Wydawnictwa Dobra Literatura.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.