Gdyby tę rekrutację przeprowadzał doktor House, wyglądałaby ona tak: Przyszły szef spotyka się z blisko 600 kandydatami na jedno miejsce. Siedzą w dużej auli. Na wstępie wspomniany szef wyrzuca za drzwi rzędy: czwarty, szósty i dziewiąty. Jakieś 200 osób, ma z czego wybierać. Później zadaje głupie pytanie. Tych, którzy znają odpowiedź, też wyprasza. Jakieś 350 osób. Zostaje mu do gnębienia kilkunastu kandydatów (bo kilku, którzy się zgłosili, na spotkanie nie przyszło). Ich wiedzę i chęć zdobycia pracy sprawdza teoretycznie i praktycznie – każąc na przykład myć swoje auto…
Można przypuszczać, że do pracy u doktora House’a zgłosiłoby się 600 chętnych. To w końcu najzdolniejszy diagnostyk, który kiedykolwiek stąpał po ziemi (choć fikcyjny), z zadatkami na Nobla. Prestiż i szansa rozwoju murowane. Pensja też warta zachodu…
W Krakowie wydarzyła się podobna historia, choć pracownika nie szukał najlepszy lekarz na świecie, a urząd wojewódzki. Dokładniej – Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Na stanowisko „referent ds. administracyjnych”, potocznie zwane stanowiskiem sekretarki. Prestiż pracy urzędnika jaki jest, wszyscy zdają sobie sprawę. Szansa rozwoju i awansu? No cóż… O pensji lepiej nie wspominać – 1500 zł… Brutto. A mimo to na ogłoszenie odpowiedziało prawie 600 chętnych z całej Polski… Nie musieli myć auta przyszłego szefa i nikt ich nie wypraszał losowo z sali – wręcz przeciwnie, wszystko przebiegło z urzędniczą dokładnością.
Najpierw pani Wandzia, szefowa kadr, pod czujnym okiem dyrektora inspektoratu, pana Rafała, przestudiowała 545 życiorysów i listów motywacyjnych. Urząd postanowił wybrać najlepszych, a że taka liczba kandydatów rozpaliła wszystkie lokalne media, trzeba było wszystko zrobić pięknie, dokładnie i profesjonalnie. Nie, że zwykle robi się to ot tak, po prostu do tej pory nie za bardzo było z czego wybierać…
Ustalono więc punktację: od zera do dziesięciu. Za doświadczenie, wykształcenie, umiejętności. Pani Wandzia siedziała, punktowała, liczyła. Wszystko według ustalonego wcześniej wzoru. Po kilku tygodniach wyszedł ranking dwudziestu najlepszych. To ich zaproszono na rozmowę.
Kandydatka nr 12
Blondynka z stalowoniebieskimi oczami i twarzą jak z filmów Hitchcocka – jasna karnacja, obojętny wyraz twarzy. Czarna marynarka i spodnie, idealnie gładka biała koszula. Opanowana, uprzejma.
- Dlaczego chce pani zostać sekretarką?
– Kiedy byłam mała, chciałam zostać zakonnicą. Później chciałam pomagać ludziom. Studiowałam resocjalizację. Myślałam, że to jest to, co będę robić w życiu, ale realia weryfikują marzenia. Resocjalizacja to jednak syzyfowa praca. Są badania mówiące o tym, że człowiek szybko się wypala. Nieustannie napływają nowe osoby , którymi trzeba się zajmować. Dlatego poszłam na studia podyplomowe z administracji publicznej. W pewnym wieku trzeba się ustatkować.
Kandydatka nr 12 mieszka rodzicami, tuż obok największej galerii handlowej w mieście, ma brata i narzeczonego.
- Wszyscy mi zazdroszczą, że mieszkam w centrum Krakowa, a ja nienawidzę centrum, nienawidzę Rynku i mimo, że mieszkam tu całe życie, to nie lubię tego miasta. Nie umiem nazwać tego, co mi najbardziej przeszkadza. Przyzna pani, że już sama nazwa nienajlepiej brzmi – analizuje pod względem lingwistycznym nazwę jedynego w Polsce Stołecznego Królewskiego Miasta.
Rodowita krakowianka bez sentymentu do rodzinnego miasta najbardziej ceni sobie ład.
– Na biurku tylko sterylny porządek i wszystko równo ułożone. Prywatnie też jestem pedantką. Buty, apaszki, spodnie, spódnice poukładane w szafkach. Wszystko ma swoje miejsce i doskonale wiem, co gdzie leży. Kiedy nie ma mnie w domu, mogę dokładnie poinstruować przez telefon, jak odnaleźć daną rzecz.
Pytam więc, czym tak poukładana osoba się interesuje.
– Lubię czytać książki, ale ich nie kupuję. Może to i ładnie wygląda na półce, ale co z tego, skoro mam zasadę, że drugi raz do przeczytanej książki nie wracam.
W toku rozmowy okazuje się, że była pozycja, dla której zrobiła wyjątek. – „Zbrodnia i kara” – ożywia się. – Mam zainteresowania mroczne, interesuję się literaturą rosyjską. Bibliotekarka mówi, że nienawidzi Dostojewskiego, bo opisuje tylko bezeceństwa i biedę. A ja go właśnie za to lubię. Gdybym była sędzią, wysłałabym Raskolnikowa na badania. Pomimo, że studiowałam resocjalizację, zawsze było mi żal osoby, która zrobiła coś złego…
– Ulubiony film?
– „Milczenie owiec”. I „Doktor House” – rzuca na odchodne.
Zastanawiam się, jaką terapię przepisałaby Kandydatka nr 12 Hannibalowi Lecterowi i najzdolniejszemu diagnostykowi na świecie…
Kandydatka nr 167
Szczupła, ale nie chuda, brunetka. Proste włosy. Dżinsy i bluzeczka w kolorowe bohomazy. Modne okulary, w grubej, kanciastej oprawie. Przychodzi dziesięć minut przed wyznaczoną godziną. Pewna siebie. Mówi dużo, agresywnym tonem, który zniechęca do przerywania nawet pytaniami.
- Ten cały kryzys to wymysł, słuchać już tego nie można. No, mnie dotknął, bo nie mam pracy, wezmę wszystko, co się uda, ale tego kryzysu wcale nie ma. To po to, żeby ludzie zgadzali się pracować za grosze. Pani sobie wyobraża? Pracę za 2 tys. zł? Co ja mam z tym zrobić? Miałam wcześniej takie oferty, ale nawet nie odpowiadałam. Teraz i takich już nie ma. Ja mam kwalifikacje, ale na co mi one teraz? Wymarzonej pracy będę teraz szukać? – Trzeba coś robić. Od pół roku nie mam na nic czasu, tylko szukam pracy. Myśli pani, że wybieram teraz to, co najlepsze? Muszę się z czegoś utrzymać! – wyrzuca z siebie, zanim zadam jakiekolwiek pytanie.
W końcu mi się udaje. Pytam o zainteresowania, hobby…
– Hobby? Pani może sobie mieć hobby, jak ma pani na to środki. Na hobby to trzeba mieć czas i pieniądze! Ja, proszę pani, nie mam ani jednego, ani drugiego. Zainteresowania, też mi coś.
– Ale może ma pani jakieś pasje – brnę niepotrzebnie dalej.
– Dla mnie nie jest teraz czas na myślenie o pasjach! Kompletna bzdura!
– To może jakiś ulubiony film, albo książka? – pytam już zrezygnowana.
– Nie oglądam telewizji. Nie mam telewizora. Do kina też nie chodzę, bo mam lepsze i ważniejsze wydatki! Filmami się nie interesuję. Książki… – zastanawia się chwilę. – Też nic mi nie przychodzi do głowy.
Ostatni próba: – Sport, na to nie zawsze trzeba dużych pieniędzy?
– Nie. Mam się męczyć i jeszcze mówić, że to przyjemne?
Kandydat nr 222
Kandydat nr 222 na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym szczególnym: średni wzrost, zwyczajna fryzura, szczupła postura. Blondyn z niebieskimi oczami, nerwowym gestem rozpina kurtkę i wiesza ją na krześle.
Dyrektor Rafał przed rekrutacją mówił o jedynym mężczyźnie w gronie kobiet: Bynajmniej nie jest na pozycji straconej. W ministerstwach często spotykałem panów i powiem szczerze, że dla mnie płeć nie ma znaczenia. Sekretarz może być równie dobry jak sekretarka – przełamywał stereotypy.
Ubiór Kandydata nr 222: ciemne dżinsy, sportowe buty i koszula w kratkę. – Tak od razu na rozmowę? Już uporali się z tyloma kandydatami? Byłem pewny, że przyjeżdżam na test… – mówi coraz bardziej zniżając głos.
– I co? Ja w tej grupie najlepszych? Gdybym wiedział, lepiej bym się przygotował… Inaczej ubrał. Nie wie pani, o co pytają? – nerwowo grzebie w papierach.
- Pewnie trzeba wiedzieć coś na temat urzędu – zastanawiam się głośno. – Niedobrze… Nic na ten temat nie wiem – zrywa się i podchodzi do tablicy z ogłoszeniami Inspektoratu. Po chwili wraca. – Dobrze, to co chce pani o mnie wiedzieć?
Zanim zdążę zapytać, dlaczego chce pan być sekretarką w urzędzie, słyszę:
– Ja od kilku miesięcy szukam pracy. Przez rok pracowałem w Szwecji i wiadomo , jaka to mogła być robota… Budowałem domy z drewna. Wcześniej pracowałem w domu pomocy społecznej, papierami się zajmowałem, obliczeniami. Odkąd wróciłem nie mogę znaleźć pracy. Rozumie pani? Już od wielu miesięcy! Wysyłam CV na wszelkie ogłoszenia z urzędów. Nic, nic. Nikt się nie odzywa. Nawet jak dostanę zaproszenie na rozmowę, to się potem nie odzywają – mówi półgłosem.
– Jest pan z Krakowa?
– Nie. Jechałem 10 godzin z Szczecinka, niewyspany jestem – martwi się. – No trudno, zobaczymy jak będzie – kończy rozmowę i podaje swój adres mailowy. – Niech pani pisze, odpowiem na wszystkie pytania, ale jak wrócę do domu.
Słowotok Kandydata nr 222 przerywa pani Wandzia: – Zapraszamy, zapraszamy – z miłym jak zawsze uśmiechem otwiera drzwi do gabinetu.
Za 30 minut jedyny mężczyzna w grupie idealnych kandydatek na sekretarkę wychodzi. Bez słowa zakłada kurtkę i bierze plecak. Wyjmuje mi z rąk ołówek, pisze na mojej kartce z notatkami drukowanymi literami TOTALNA KATASTROFA. Po czym odwraca się i szybkim krokiem przemierza korytarz. Mail, który wyślę kilka dni później, pozostaje bez odpowiedzi.
Kandydatka nr 345
Mieszka pod Wolbromiem. Wiek: około 35 lat. Miła, sympatyczna twarz, ciepły tembr głosu. Blond włosy związane w kucyk, delikatnie podkreślone rzęsy. Buty na obcasie, krótka szara spódnica, biała bluzka. Nieustannie się uśmiecha.
- W rubryce ”zainteresowania” napisałam: podróże i ciekawość ludzi. Mnie fascynują ludzie, którzy mają odwagę, by na przykład wyjechać do pracy za granicę, którzy są w czymś dobrzy, którzy podejmują ryzykowne decyzje. Lubię ludzi, a oni lubią mnie – opowiada z naturalnym wdziękiem w taki sposób, że w ostatnie zdanie wierzę od razu.
- Co skłoniło panią, żeby starać się o tę pracę?
– Dlatego, że uważam, że praca w sekretariacie jest stworzona dla mnie. Nie przeszkadza mi, jak przychodzi marudny klient. Kiedy byłam mała, to chciałam pracować w banku, liczyć pieniądze, to mnie fascynowało. Dziś niekoniecznie chciałabym mieć z pieniędzmi do czynienia, z racji takiej, że można się pomylić o jedno zero, a jest duża różnica – zdradza tajniki matematyki.
- A co z bojowo nastawionymi do urzędnika interesantami?
– Ale to jest świetna sprawa rozmawiać z ludźmi! – oponuje. – Kierować ich na dane stanowiska, wyjaśniać, pomagać. Praca w sekretariacie jest świetna. Chciałabym tu pracować… Ale podchodzę do tego sceptycznie. Raz się udało z konkursu. Byłam starszym archiwistą w sztabie kryzysowym w województwie. Ale od maja nie pracuję. Etat – to jest moje jedyne obecne marzenie.
Zauważam obrączkę. – Pewnie ma pani dzieci? – pytam.
– Mąż jest ratownikiem górniczym. Bardzo niebezpieczna praca, ciągle sprawdzają natężenie. Mam dzieciaczki w wieku14 i 9 lat. Jedyne czego mi w tym momencie brakuje to praca.
Kandydatka nr 545
Wysoka, bardzo szczupła blondynka. Długie, proste włosy. Delikatne okulary. Czarna, wąska spódnica za kolano. Biała bluzka. Buty na niewysokim obcasie. Piękna kobieta. Jeśli ktoś ma w myślach wizję idealnej sekretarki z dowcipów, lub też marzeń każdego dyrektora – to właśnie ona.
Mimo doskonałego wyglądu i dobrego CV – świeżo upieczona absolwentka administracji, z kilkumiesięcznym stażem, znajomością wszelkich biurowych Excelów, Wordów i Power Pointów, bardzo nieśmiała. Przyjechała do Krakowa z Nowego Targu.
Pytam, czy zgodzi się powiedzieć, dlaczego złożyła CV na posadę sekretarki w urzędzie.
– Tak, oczywiście – uśmiecha się.
– No więc, dlaczego?
– Nie chcę tracić czasu po studiach. Właśnie się obroniłam, pora rozejrzeć się za pierwszym etatem…
– Gdyby była pani szefem, który szuka sekretarki, zatrudniła by pani siebie?
– To zależy, czy były by lepsze kandydatki. Dla mnie idealna sekretarka musi przede wszystkim lubić tę pracę, nie być w niej za karę. Lubić porządek i spokój. No i być pozytywnie nastawioną do ludzi. Ja chyba taka jestem…
– Musi też wyglądać?
– Wygląd nie ma żadnego znaczenia.
– A co jeszcze ma?
– Zainteresowania. Najważniejsze, żeby praca nie była najważniejsza. Ja relaksuję się uprawiając sport. Jeżdżę na rowerze, lubię górskie wycieczki, to mnie odpręża. Jestem też typem romantyczki. Uwielbiam „Annę Kareninę”, do tej książki mogę wracać w nieskończoność. Za kilka lat chciałabym jednak, żeby największym moim hobby i pasją była moja rodzina. Marzę o ciepłym, przyjaznym domu. Myśli pani, że taka spokojna osoba ma szanse pokonać 600 osób?
Marzenia…
Ostatnie pytanie zadane każdej kandydatce: – Gdyby nie musiała już pracować, będąc na przykład na emeryturze (bardzo wysokiej) i mogła spełniać swoje marzenia, co by robiła?
Kandydatka nr 12
– Chciałabym kiedyś pozwiedzać większość ciekawych miejsc na świecie. Interesuje mnie Azja, Japonia, tamtejsza kultura, gejsze…
Kandydatka nr 167
– Jaka emerytura? Teraz nie mam pracy, a mam myśleć o emeryturze? Jak tak dalej pójdzie, to nie będzie emerytury.
Kandydatka nr 345
– Pojechałaby na odpoczynek pod palmami z dobrym hotelem. Do Egiptu, Grecji. Polskę też bym chciała pozwiedzać, bo jest tyle pięknych miejsc, których się nie zna.
– A konkretnie?
– Konkretnie to nie wiem.
Kandydatka nr 545
– Mam takie marzenie. Żeby mieć szczęśliwą, zdrową rodzinę. I na tej emeryturze, jak już nie będę mieć zmartwień, będę zajmować się wnukami. Mam nadzieję, że będzie ich dużo, a emerytura będzie bardzo wysoka, żebym mogła je wszystkie rozpieszczać…
Kilka tygodni po castingu na idealną sekretarkę, poznajemy wyniki konkursu. Pracę w Wojewódzkim Inspektoracie Ochrony Środowiska w Krakowie na stanowisku „referenta ds. administracyjnych” zaczęła Kandydatka nr 545.
Aneta Zadroga, Joanna Jałowiec
CytujSkomentuj
Niesamowite, czytało sie jak film jakiś i bardzo jestem ciekawa czy jako Redakcja macie jakiś kontakt jeszcze z tamtymi osobami? Co u nich słychać po tyle latach? Czy „545″ nadal tam pracuje? Co u Pana KATASTROFA? Pani „12″ jak nie z tej ziemi trochę :0