Kim chciała pani być, jako mała dziewczynka?
Anna Bialik, właścicielka firmy Argus:
Widzę po mojej córce, że jest taka, jak ja w młodości. Kiedy przychodzą koleżanki, mówi im, co mają robić. Byłam dokładnie taka sama. Wiedziałam, co kto ma robić i wprowadzałam podział obowiązków. A wracając do tego, kim chciałam być, miałam nietypowe zainteresowania. Mój tata miał warsztat, w którym wspólnie z bratem remontował zabytkowe samochody. Uwielbiałam przesiadywać z nimi w garażu. Fascynował mnie zapach farby, obserwowanie, jak majsterkują przy silnikach. Dziewczynki bawiły się lalkami, a ja byłam szczęśliwa, kiedy mogłam uczestniczyć w naprawie starych aut. Do dziś interesuję się motoryzacją. I choć nie zostałam kierowcą rajdowym ani mechanikiem, sentyment pozostał.
Czy w młodości marzyła pani o prowadzeniu własnego biznesu?
Od dziecka przewodniczyłam grupie osób, z którą się przyjaźniłam i zawsze marzyłam o tym, żeby mieć własną firmę. Kiedy byłam w liceum, pracowałam u wujka w firmie zajmującej się doradztwem prawno-gospodarczym. Prowadziłam małą księgowość przedsiębiorcom, rozliczałam PIT-y, zeznania podatkowe i tym podobne rzeczy. To był mój pierwszy kontakt z biznesem i muszę powiedzieć, że dosyć szybko wypracowałam sobie wierną grupę klientów. Przez rodziców byłam tak wychowana, że jeśli chciałam coś sobie kupić, musiałam na to zarobić. Mimo, że nie pochodziłam z biednej rodziny, ojciec stawiał na moją samodzielność.
Jakie były początki firmy Argus?
Kiedy pracowałam we wspomnianym wyżej biurze, mój przyszły mąż szukał lokalu na swój własny biznes i wynajął pomieszczenia niedaleko od nas. Zaczęłam prowadzić mu księgowość, a potem coraz głębiej wchodzić w sprawy firmy: zajmowałam się sprawami służbowymi, odbierałam telefony, przyjmowaliśmy ludzi, podzieliliśmy się obowiązkami, a w międzyczasie się pobraliśmy. Argus był, można powiedzieć, naszym wspólnym biznesem, który od podstaw rozwijaliśmy. Zajmowaliśmy się różnymi dziedzinami. Zaczęliśmy od systemów alarmowych, które były, jak na tamte czasy, nowością na rynku. Potem były systemy antypożarowe, telewizja przemysłowa. To był 1991 rok, biznes rozwijało się prościej, niż teraz. Wielu usług nie było na rynku, a klienci byli spragnieni nowości.
Moment założenia firmy okazał się sprzyjający?
To był zdecydowanie dobry moment. Było ogromne zapotrzebowanie na różnego rodzaju towary i usługi, nasza gospodarka ruszyła do przodu i mówi się, że cokolwiek się wtedy założyło, biznes się udawał. Nasza branża rozwijała się wraz zapotrzebowaniem prywatnego biznesu. Po kilku latach współpracy z firmami w obszarze poniekąd budowlanym, zajęliśmy się systemami klimatyzacyjnymi i wentylacyjnymi, właśnie dlatego, że taka była potrzeba rynku. Staraliśmy się zapewnić klientom to, czego potrzebowali. Dobrze prosperowały duże zakłady, można było kompleksowo je obsługiwać, nowymi, jak na tamte czasy, technologiami i rozwijać w ten sposób własną firmę. W następnych latach na rynku zaczął być popularny temat odnawialnych źródeł energii. Po pierwsze weszliśmy do Unii Europejskiej, po drugie była taka moda, a nowe przepisy wymusiły na nas ochronę środowiska. Zaczęliśmy się tym interesować i budując dom, kilkanaście lat temu, postawiliśmy na nowoczesne rozwiązania. Jako jedni z pierwszych na Podkarpaciu zamontowaliśmy ogrzewanie oparte na pompie ciepła, czyli energii z ziemi. Nie mamy w domu gazu.
Jaki był przełomowy moment, który pozwolił na rozwinięcie się firmy?
Na pewno pójście za nowymi trendami i wprowadzenie kompleksowej obsługi firm.
Jakie usługi oferuje obecnie firma Argus?
Kompaktowe połączenia systemów grzewczych, wszystkie odnawialne źródła energii, pompy ciepła połączone z kolektorami słonecznymi, fotowoltaika, do tego klimatyzacja, wentylacja, rekuperacja, czyli to wszystko, co może tworzyć energooszczędny dom. Są to jeszcze drogie technologie, ale świadomość ludzi jest na tyle duża, że klienci coraz częściej po nie sięgają. Jeśli mają środki, stawiają na nowoczesne rozwiązania, bo wiedzą, że mają one mnóstwo zalet.
Skąd czerpali państwo specjalistyczną wiedzę na temat energii odnawialnych?
Mój mąż jest po studiach inżynierskich. Kiedy nowe technologie pojawiły się w Polsce, zaczęły być promowane na różnych branżowych targach. Zaczęliśmy rozmawiać ze specjalistami, nawiązaliśmy współpracę z uczelniami i specjalistycznymi placówkami. Na studiach powstały kierunki kształcące w tym zakresie. Na pewnym etapie współpracowaliśmy z profesorami z Akademii Górniczo-Hutniczej, którzy są prekursorami w temacie energii odnawialnych. Pokazujemy samorządom na spotkaniach, wyjazdach, targach, w jaki sposób, na różne sposoby, można wykorzystywać te technologie. Podajemy jako przykład kraje, które mają więcej doświadczenia na tym polu. Naszą wiedzę buduje praktyka i współpraca z osobami, które działają w branży.
Czym wyróżnia się firma Argus na tle konkurencji?
Jesteśmy firmą usługową, a nie produkcyjną. Skupiamy się na naszym polskim rynku. Jesteśmy firmą widoczną, ponieważ istniejemy od 1991 roku, a w tym czasie zapracowaliśmy na rozpoznawalną markę i zaufanie. Klienci do nas wracają, bo cenią jakość, którą im proponujemy. Jesteśmy otwarci na nowe wyzwania. Do naszej oferty, co chwilę wprowadzamy nowości. Staramy się każdy projekt realizować indywidualnie, czyli odpowiedzieć na zapotrzebowanie klienta konkretnym produktem.
Należą państwo do Podkarpackiego Klastra Energii Odnawialnej przy Uniwersytecie Rzeszowskim i współpracują z Akademią Górniczo-Hutniczą w Krakowie. Na czym polega ta współpraca?
Powstała idea, żeby stworzyć partnerskie programy łączące środowiska akademickie z biznesem i samorządami. By wspólnie korzystać ze źródeł energii odnawialnej. Z klastrem stworzyliśmy projekt energooszczędnego osiedla i jest szansa, że takie osiedle powstanie pod Rzeszowem. Tworzymy wiele projektów miękkich, jak i twardych – są to zarówno szkolenia, jak i namacalne działania w postaci usług. Uczestniczyliśmy w wielu inwestycjach, w ramach których powstały energooszczędne budynki, gdzie każda firma miała swój wkład w postaci wykonanej pracy z dziedziny energii odnawialnej.
Jakimi wartościami kieruje się pani w biznesie?
Patrząc na całokształt, na pewno jest to zasada fair play – wobec kontrahentów, klientów i przede wszystkim pracowników. Wydaje mi się, że przez te dwadzieścia lat pracy, zawsze szanowaliśmy naszych pracowników. Stawiamy na ich rozwój, warunki socjalne, dobrą atmosferę w pracy. Z wieloma osobami jestem na ty i stawiam na partnerską atmosferę. Pracownicy widzą, że prezes nie tylko przychodzi i pije kawę, ale naprawdę pracuję. Jestem pomocna i wykonuję różne zadania. Jeśli trzeba, to jestem w stanie wskoczyć w dżinsy, zejść do magazynu i pomoc w różnych kwestiach.
Jakie są pani zdaniem trzy najważniejsze składniki sukcesu?
Praca, konsekwencja, wyznaczanie celów i codzienna ich realizacja, oraz, co za tym idzie, cierpliwość. Jeśli mam być szczera, czasem mi jej brakuje. Jestem osobą energiczną. Kiedy postawię punkt A, lubię kiedy szybko idzie za nim punkt B. Czekanie mnie męczy.
Co panią motywuje do pracy?
Chciałabym, żeby zawsze było słonecznie, bo kiedy wstaję i widzę piękny dzień za oknem, od razu czuję się pełna chęci do działania. Motywuje mnie sukces, każdy szczebelek, który pokonam. Motywują pochwały od klientów i zadowolenie pracowników. Dobra atmosfera w pracy, kiedy wszyscy inspirujemy się nawzajem do działania.
Wiosną w Magdeburgu została pani laureatką konkursu „Kobiety są Przyszłością” organizowanego w ramach projektu „WOMEN – realizowanie ponadnarodowej strategii celem przeciwdziałania odpływowi dobrze wykształconych młodych kobiet”. Czy kiedykolwiek myślała pani o wyjeździe do innego kraju?
Program miał zwrócić uwagę na to, że można osiągnąć sukces w naszych małych społecznościach, realizować się zawodowo, biznesowo czy okołobiznesowo. Nigdy nie marzyłam o wyjeździe za granicę, ponieważ bardzo zżyłam się z Jasłem, rodziną, lokalną społecznością. Tutaj zbudowałam dom i firmę, tutaj się udzielam. Patrząc na ludzi, którzy wybrali emigrację, myślę, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Uwielbiam pojechać do Włoch czy odwiedzić znajomych w Stanach, ale jestem bardzo związana z moim regionem. Chciałabym, żeby to tutaj moje dziecko miało perspektywę rozwoju przez najbliższe lata.
Podejmuje pani szereg inicjatyw kulturalnych, działa charytatywnie na rzecz Jasła. Czuję pani potrzebę wspierania lokalnej społeczności?
Nie potrzeba mieć dużo pieniędzy, żeby pomagać. Czasami jest to kwestia małych funduszy i wsparcia organizacyjnego. Część inicjatyw organizują moje koleżanki i nie wyobrażam sobie, żebym mogła przejść obok nich obojętnie. Kiedy widzę, jak na scenę wychodzą trzyletnie dzieciaczki, rówieśniczki mojej córki i mogę im ufundować nagrody, to naprawdę aż chce się pomagać. Mamy różne ośrodki wspierające dzieci potrzebujące czy niepełnosprawne i zawsze staramy się wybrać okazję, np. Dzień Dziecka, żeby w jakiś sposób im pomóc. Pomagam też indywidualnie. Uśmiech dziecka jest czasami bezcenny i tak się faktycznie dzieje, że najchętniej wspieram dzieci. Współpracuję również z burmistrzem na rzecz programu zintegrowanego rozwoju regionu jasielskiego. To był dosyć trudny projekt, a miał na celu pokazanie ścieżki rozwoju w każdej dziedzinie usług publicznych – zdrowia, transportu, energetyki, edukacji, kultury. Analizowaliśmy wszystkie obszary, które wpływają na naszą jakość życia i staraliśmy się wskazać możliwości poprawy. W przyszłości ma to ułatwić pozyskiwanie środków unijnych, ponieważ zdiagnozowane zostały problemy. Od lat działam również na rzecz przedsiębiorców.
Czy prowadzenie biznesu wspólnie z mężem to łatwa droga czy też są tego minusy, bo na przykład tematy związane z pracą siłą rzeczy przenoszą się na rodzinny grunt?
Kiedyś wydawało mi się, że to bardzo dobre, ponieważ spędzamy wspólnie z mężem dużo czasu i mamy wiele tematów, które nas łączą. Po jakimś czasie, wszystkie sprawy firmowe zaczęły być przenoszone na grunt prywatny i całe życie zaczęło się obracać wokół naszego biznesu i problemów firmy. Z perspektywy czasu, widzę więcej minusów takiej sytuacji. Dobrze, jeśli ludzie mają swoje światy i mogą od czasu do czasu za sobą zatęsknić. Wracają po całym dniu i mogą się wymienić innymi tematami, wydarzeniami.
Jak udaje się pani godzić bycie bizneswoman z byciem mamą?
Powiem krótko, nie będę udawać, że jestem idealna. Wyznaję zasadę, że nieważna jest ilość czasu spędzana z dzieckiem, ale jego jakość. Jeśli już jestem z moją córką, to robimy to, co ona lubi. Staram się jej poświęcać maksimum uwagi. Kocha konie, zaczyna jeździć, więc staram się to jej zapewnić. Już w wieku niemowlęcym rozpoczęła naukę pływania i nadal to lubi, więc jeździmy na basen. Oczywiście, nie zrekompensuję jej tego, że mnie nie ma, ale ma świetną opiekę. Babcię, którą uwielbia, nianię, z którą się bardzo dobrze dogaduje. W domu ma swój świat, swoje zajęcia, swoje środowisko i koleżanki sąsiadki, bardzo często mam dom pełen dzieci.
Jaką jest pani szefową? Jak dobiera sobie pani współpracowników?
Po pierwsze wymagam bardzo dużo sama od siebie. Od pracowników wymagam konsekwencji, oddania i staram się w nich zaszczepić poczucie, że to nasze wspólne dobro. Biznes wychodzi wtedy, kiedy jesteśmy do niego pozytywnie nastawieni. To jest połowa sukcesu, a druga to praca. Lubię ludzi podobnych do siebie: pomysłowych, energicznych, pogodnych, chętnych do współpracy i kreatywnych. Nie bardzo jestem w stanie pracować z ludźmi, którzy są flegmatyczni, wycofani i wolni.
Czy ma pani hobby, pasję, która jest dla pani ważna?
Kiedy tylko mogę, wyjeżdżam z przyjaciółmi ponurkować. Wybieramy się na safari nurkowe, z grupą fajnych osób schodzimy pod wodę, oglądamy wraki statków, roślinność, ryby. To pozwala się wyciszyć, zrelaksować, usłyszeć swój własny oddech. Perspektywa takiego wypadu motywuje mnie do pracy. Pracuję, ale z myślą, że za chwilę będę mieć interesujący wyjazd. Kocham Włochy i bardzo chętnie jadę tam na weekend. Pomiędzy pracą stawiam sobie krótkie przerywniki. Zima to oczywiście narty, głównie z przyjaciółkami. Lubię spędzać czas z koleżankami, odreagowuję w ten sposób problemy życia codziennego. Nie mam jednego hobby, którym zajmuję się przez dłuższy czas. Lubię nowości i adrenalinę, na przykład skoczyć ze spadochronem. Kiedy dzieje się coś ciekawego, idę za tym, jak w dym. U mnie nie może być spokoju, musi się coś dziać. Nie jestem typem człowieka, który przyjdzie po pracy do domu i zasiądzie na kanapie przed telewizorem. Dla mnie to jest abstrakcja. Kocham dom, lubię spędzać w nim czas, ale nie jestem domatorem.
Czy my, kobiety, sprawdzamy się na kierowniczych stanowiskach? Jakie są nasze mocne strony?
Zdecydowanie tak! Jesteśmy w większym stopniu oddane pracy. Na pewno bardziej obowiązkowe. Wolę współpracować z kobietami i ponad połowa moich pracowników to panie. Świetnie sprawdzają się na stanowiskach inżynieryjnych czy kierowników budowy. Nieraz, kiedy daję ogłoszenia o pracę na stanowisko inżyniera, patrzę, jakie kobiet się zgłosiły. Wiem, że będą pracownikami związanymi z firmą i jeśli przekaże się im zadanie, to ono na pewno będzie zrobione. Nie obrażając mężczyzn, bo oczywiście są wyjątki. Stawiam na kobiety i to w każdej dziedzinie. Uważam, że kobiety są lepszymi szefami, mamy parytety, więc jest nas wszędzie pełno.
Czy kobieta, która wchodzi do biznesu, może pozostać sobą czy też musi przejąć męskie reguły gry? Pytam, ponieważ branża, w której pani się obraca jest postrzegana raczej jako męska.
Myślę, że trzeba to wypośrodkować. Delikatność i urok osobisty pozwalają nam łatwiej osiągnąć pewne cele czy kontrakty, ale przy tym musimy się wykazać ogromem wiedzy. Trzeba sobie zapracować na szacunek. Kiedy rozmawiam w mojej branży z mężczyznami muszę wiedzieć, o czym mówię, często więcej od nich. Styl trzeba dopasować do sytuacji. Kobiecość nam czasami pomaga, a czasem nie.
Jak radzi sobie pani z porażkami, trudnymi sytuacjami, które potrafią nieraz mocno nas demotywować?
Zawsze mówię sobie, że nie mam innego wyboru, bo to mój biznes. On musi się rozwijać i trwać. Tak naprawdę trudne sytuacje czynią mnie silniejszą, motywują i zawsze czegoś uczą.
Jest pani spełnioną kobietą?
Jestem urodzoną optymistką, nie tworzę sobie sztucznych problemów. Wynika to z mojego usposobienia i pozytywnego nastawienia do świata. Wiem, że jeśli po drodze napotykam trudności, to muszę sobie z nimi poradzić. Cieszę się, że mam wokół siebie ludzi, na których mogę liczyć.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.