kinads_650
JJ
10/01/2015

Kinga Dołęga-Lesińska: Kino to mój świat

Znajomi śmieją się, że kinowe jest nawet jej imię. Prekursorka reklamy kinowej w Polsce i ekspertka w zakresie rynku kinowego. Lauretka nagród Effie i Media Trendy. Pomysłodawca autorskiego programu „Kino na obcasach”. Autorka pomysłów: QR kodów na dużym ekranie, Projektu Premiera Miesiąca i Kino na Leżakach

Jakie kino jest pani bliskie?
Kinga Dołęga-Lesińska, założycielka firmy KinAds: Moja miłość do kina jest zakorzeniona we wczesnym dzieciństwie. Zaczęła się jednak od telewizji, kiedy jako mała dziewczynka, z uwagą śledziłam losy bohaterów kina przedwojennego prezentowanego w znanym cyklu: „W starym kinie”. Wśród moich „gwiazd” były wówczas takie sławy polskiego filmu, jak: Eugeniusz Bodo, Hanka Ordonówna, Adolf Dymsza, czy Mieczysława Ćwiklińska. Jako dziecko nie kojarzyłam oczywiście tych wielkich nazwisk – wtedy nie było jeszcze Pudelka, ale to ich kreacje odcisnęły na mnie ogromne piętno i być może sprawiły, że także dziś w kinie szukam tego, co romantyczne i piękne. A to znajduję w wielu współczesnych produkcjach, które trudno mi jednak wrzucić do jednej beczki, w łatwy sposób skategoryzować. Na przestrzeni lat były to bowiem filmy tak różne jak „Człowiek z żelaza” i „Titanic”.

Co pani najbardziej kocha w kinie?
Atmosferę sali kinowej – kiedy gasną światła i włącza się czujność, kiedy błyszczy wielki ekran i milkną rozmowy dookoła mnie, kiedy zastygam przed tym ekranem i wczuwam w losy bohaterów. W kinie jest magia. Są emocje. Kino nas czaruje – na czas, w którym w nim jesteśmy, ale zaczarowani jesteśmy jeszcze przez jakąś chwilę po wyjściu z niego. Wszystko dlatego, że nasza percepcja w kinie jest nieporównywalna z odbiorem przekazu w żadnym innym medium. Kino sprawia, że przez moment stajemy się bohaterami, których oglądamy, boimy się razem z nimi, ale jesteśmy wściekli, jak oni. Walczymy, kochamy, umieramy i żyjemy pełną piersią. Kino daje nam także namiastkę tego, kim nie staliśmy się w realnym życiu. Nie chcę przez to oczywiście powiedzieć, że zmienia nas jako ludzi, to byłaby przesada. Wszystko, o czym mówię, odbywa się bowiem na poziomie naszych emocji. A emocje kształtują naszą wrażliwość. To kocham w kinie.

Kim chciała pani być jako mała dziewczynka?
Aktorką, ale później odkryłam w sobie inne talenty. Sądzę, że zostałam obdarowana talentem handlowca. W pewnym sensie obydwa te zawody są podobne. Łączy je „sprzedawanie” emocji, choć w obydwu przypadkach na zupełnie innej płaszczyźnie. Poza tym, zarówno aktor, jak i sprzedawca, musi mieć audytorium – podstawą tych zawodów jest komunikowanie się z ludźmi. Na tym polu także poruszam się dość sprawnie. Uznałam jednak, że lepiej, niż w aktorstwie, sprawdzę się w sprzedaży. Na pocieszenie zostałam sprzedawcą w branży kinowej.

Jak to się stało, że trafiła pani do branży kinowej?
Zawodowo z kinem zetknęłam się jakieś 17 lat temu. Pracowałam w firmie poligraficznej, ale wciąż szukałam swojej drogi. W tamtym czasie także kreatywnych pomysłów dla mojego pracodawcy. Po małej analizie rynku wpadłam na pomysł, aby zająć się drukowaniem biletów do kina. Ten „new business” okazał się strzałem w dziesiątkę. Reklama na biletach była wówczas hitem. Ale bilety drukowane były dotąd za granicą. Na gotowy produkt czekało się zatem długo, a branża reklamowa jest „niecierpliwa”. Mieliśmy więc w ręku mocne argumenty: oferowaliśmy to samo szybciej i taniej. Wkrótce po tym otrzymałam propozycję pracy w belgijskiej firmie RMB – pierwszego brokera reklamy kinowej w Polsce. Tak wyglądały moje początki w branży.

Co było przełomem, który pozwolił pani rozwinąć skrzydła?
Nie wiem, czy mogę nazwać to przełomem, ale na pewno był to ważny etap w dochodzeniu do miejsca, w którym stoję obecnie. W czasach, gdy o multipleksach nikt w Polsce jeszcze nie słyszał, ja otrzymałam propozycję pomocy w stworzeniu wewnętrznego działu sprzedaży reklam (do dziś działa pod nazwą New Age Media) dla Cinema City. W ramach jego struktur dość szybko awansowałam i moje zalety zostały dostrzeżone przez konkurencję, bo zostałam „podkupiona” przez konkurencyjne Multikino. Zostałam tam dyrektorem biura reklamy, a moim zadaniem było stworzenie od podstaw działu sprzedaży – konkurencyjnego do mojego poprzedniego pracodawcy.

Jak wyglądały początki multipleksów w Polsce?
W tamtym czasie słowo multipleks brzmiało jak zaklęcie. I rzeczywiście wiele osób zaczarowało. Polacy pokochali te obiekty, pewną kulturę multipleksów, w którą, jak wiemy, wpisane są popcorn i cola. Ale multipleksy to nie tylko złe nawyki – aby oddać sprawiedliwość – trzeba powiedzieć jasno, że w tamtym czasie kina tradycyjne były w fatalnej kondycji, wiele z nich upadało. Duże sieci odwróciły trend i przyciągnęły ludzi do kina. Przez lata zbudowały widownię i wyedukowały branżę reklamową. Choć od środka początki wyglądały komicznie. Podział obowiązków był dość płynny – „wszyscy robili wszystko” – od wymyślania nazwy, logotypu, poprzez skręcanie biurek, na tworzeniu oferty sprzedażowej skończywszy. Było w tym jednak coś romantycznego, przecieraliśmy szlaki, byliśmy jak odkrywcy nowego kontynentu.

Dlaczego podjęła pani decyzję o założeniu własnej firmy?
Od zawsze pracowałam na markę Kinga Dołęga. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy robię zawodowo to, co powinnam, czy jestem we właściwym miejscu i czy nie spełniłabym się podejmując jakieś nowe wyzwanie. Byłam wtedy świeżo po lekturze książki „Bogaty ojciec, biedny ojciec”. Kiedy myśli stały się natarczywe, zaczęłam snuć plany i rozważać różne scenariusze. Uznałam w końcu, że to nie zwykłe myśli, tylko natchnienie. Do dziś wierzę, że pochodziło od zmarłego taty. Przyszło bowiem dokładnie w 21 rocznicę jego śmierci… Szybko znalazłam odpowiedź na targające mną wątpliwości. Odpowiedź, która napełniała mnie błogim spokojem. Brzmiała ona KinAds – broker reklamy kinowej w kinach tradycyjnych. Wierzę, że gdyby mój tata dziś żył, prowadzilibyśmy wspólnie biznes. Odziedziczyłam po nim rzutkość, determinację, odwagę biznesową.

Na czym miała polegać działalność KinAds?
KinAds to sieć reklamowa. Musiałam więc ją najpierw stworzyć. To była najbardziej mozolna i najtrudniejsza część mojego planu. Kina, do których docierałam znajdują się w całej Polsce. To było świetne doświadczenie biznesowe, ale i największa w życiu wycieczka krajoznawcza po kraju. Pomysł biznesowy był więc z jednej strony bardzo prosty – polegał na wejściu w niszę i rozwinięciu jej. Z drugiej – bardzo pracochłonny, bo wymagał dotarcia do setek podmiotów i przekonania ich do dołączenia do sieci reklamowej. Sieć rozrastała się, pierwsze zamówienie przyszło po trzech miesiącach. I tak zaczęła się moja wielka kinadsowa przygoda. Po 4 latach sieć okazała się największą siecią reklamy kinowej w Polsce, dziś, wraz z dwudziestoosobowym zespołem sprzedajemy reklamę w 250 kinach.

Czy czuła się pani gotowa na wystartowanie z własnym biznesem?
Przygotowałam się do tej roli bardzo solidnie. Mój biznesowy plan był dopięty na ostatni guzik. Co ważne, nie musiałam się zapożyczać, wchodzić w kredyty, ani w spółki. Mogłam działać według mojego pomysłu i kierować się tylko własną wiedzą i intuicją. Okazało się, że z powodzeniem realizuję kolejne etapy rozwoju firmy, która się rozrasta. Byłam przygotowana merytorycznie, ale najważniejsze, że realizacja pomysłu była poparta wewnętrzną determinacją.

Jak zaczęła pani przygotowania do otwarcia własnego biznesu? Czy od początku miała pani wizję tego, co chce pani osiągnąć za kilka lat?
Każda dobra sztuka rozpisana jest na akty. Wizja podparta była dokładnie zaplanowanymi działaniami i strategią. W biznesplanie miałam określone kolejne etapy rozwoju. Doskonale wiedziałam więc, czego chcę. To zresztą bardzo ważne w biznesie. Nie ma tu miejsca dla rozmemłanych, ciepłych kluch. Trzeba twardo stąpać po ziemi.

Co było najtrudniejsze w początkach prowadzenia własnej firmy?
Od strony technicznej – cały proces pozyskiwania partnerów, choć od początku wiedziałam, że nie będzie on łatwy. Potem nastąpił etap pozyskiwania reklamodawców. W tym czasie prowadzenie firmy oznaczało tylko i wyłącznie inwestycje. Od strony psychicznej trudna była ta niepewność, która towarzyszy wszystkim nowym przedsięwzięciom, choć w moim przypadku była ona podszyta wielką wiarą, że się uda.

Po czterech latach działalności zbudowała pani największą sieć reklamy kinowej w Polsce. Czuje się pani spełniona zawodowo?
Z punktu widzenia tego, co można było w tej branży osiągnąć – tak. W całym okresie mojej kariery zawodowej poznałam kino od każdej strony i w każdym wymiarze. To doświadczenie, które sprawia, że dziś z pełną odpowiedzialnością mogę o sobie powiedzieć ekspert rynku kinowego. Tworząc własną firmę zrobiłam to, czego nie zrobił przede mną nikt inny. Miałam więc rewelacyjny pomysł i zrealizowałam go w 100 procentach. Tak, czuję się spełniona, co nie odbiera mi jednak pokory. Bo wiem, że zawsze można było zrobić coś lepiej. Ponoć najlepiej uczyć się na błędach… cudzych. Ja, jako Robinson na oceanie kin tradycyjnych, nie bardzo miałam od kogo.

Co sprawia pani największą satysfakcję w prowadzeniu własnej firmy?
Niezależność, pełna decyzyjność i możliwość delegowania wielu obowiązków – tym, którzy są specjalistami w swoich dziedzinach. Kreowanie trendów, rozwijanie rynku reklamy kinowej w Polsce. Tworzenie nowych stanowisk pracy w czasach, kiedy tyle ludzi pracy nie ma. Lubię pracę z ludźmi, cieszę się z ich rozwoju, razem z nimi przeżywam ich problemy. Sprzyja mi praca w kameralnych warunkach.

Po umocnieniu pozycji firmy na rynku rozpoczęła pani projekt Moje Kino. Jakie są jego idee?
To projekt wielowymiarowy, któremu przyświeca główna idea: twoje kino, blisko domu. Moje Kino to wielka akcja społeczna propagująca kino jako formę spędzania wolnego czasu i promująca kina tradycyjne, jako miejsca szczególne. Moje Kino to także marka nowej sieci, parasol, pod którym bezpiecznie mogą się schronić, korzystać ze wsparcia w zakresie marketingu, być uwzględniane w planach biznesowych i w komunikacji na wspólnej dla sieci stronie internetowej. Moje Kino nie odbiera jednak swoim partnerom osobowości. Wręcz przeciwnie – to różnorodność ma być atutem nowej sieci. A jej wielką obietnicą jest to, że kolejne tradycyjne kina nie podzielą losu warszawskiej Feminy.

Niezbędne składniki sukcesu…
Pasja, szczęście i ciężka praca. Tylko i aż tyle.

Jaką jest pani szefową?
To pytanie do moich pracowników, choć formalnie rzecz ujmując, mam wszystkie podręcznikowe cechy dobrego szefa: jestem sprawiedliwa, dostępna, otwarta na słuchanie, ale też wymagająca. Wiem, że pracownicy cenią wymagających szefów, jeśli oprócz „wymagam”, otrzymują od niego też „wspieram cię”. Jako szefowa mam jednak szczęście (a może nosa) do świetnych współpracowników.

W jaki sposób dobiera pani współpracowników.
Najczęściej przeprowadzam regularną, standardową rekrutację – począwszy od ogłoszenia, poprzez analizę CV, na spotkaniu osobistym skończywszy. Mam w tym względzie doświadczenie korporacyjne, które akurat bardzo sobie cenię. Przestrzegam więc wszystkich zasad udanej rekrutacji. Ale nie zawierzam w 100 proc. psychologicznym testom i bezdusznym formularzom. Moja rekrutacyjna dewiza głosi, aby w kandydacie widzieć człowieka. To otwiera mi oczy na rzeczy, które przeoczy najlepszy nawet formularz. Jednym z ważniejszych narzędzi rekrutacyjnych, jakie stosuję, jest więc intuicja. Jak dotąd mnie nie zawiodła.

Gdyby miała pani milion dolarów…
Zaczęłabym myśleć, jak zarobić drugi. Po dłuższym urlopie oczywiście.

Jaka jest obecnie pozycja kin tradycyjnych na polskim rynku? Czy skazane są na „pożarcie” przez multipleksy czy też coraz więcej osób poszukuje ambitnego programu i kameralnej atmosfery?
Nastała moda na kina tradycyjne. Pozycje moich kin oceniam bardzo dobrze. I sporą zasługę w tym, z czego jestem dumna, ma KinAds. Jednak najważniejszym elementem, który podniósł kina tradycyjne z łopatek było dofinansowanie z PISF. Instytut w ostatnich latach rozdzielił środki, które można było wykorzystać na modernizację kin, wyposażenie ich w nowoczesne cyfrowe projektory i najlepsze systemy dźwięku. Cyfryzacja była krokiem milowym w rozwoju tego rynku i doskonałym początkiem do zbudowania oferty reklamowej, która pozwoliła zabezpieczyć kina finansowo. Sądzę, że kina tradycyjne nie są dziś na nic skazane i tylko od nich zależy, jaki będzie ich los. Dziś kina tradycyjne przeżywają renesans, ale musimy wciąż walczyć ze stereotypowym ich wizerunkiem. Dla ludzi starszego pokolenia, którzy całe niemal życie znali tylko kino tradycyjne, jest on bardzo pozytywny. Wystarczy porozmawiać z mamą, tatą czy dziadkami, aby dowiedzieć się, czym było dla nich to kino. Często słyszymy, że to były miejsca z duszą. Ale zapominamy, że nadal nimi są. W mojej ofercie znajduje się kino, które jest najstarszym, nieprzerwanie działającym kinem na świecie. Większość kin tradycyjnych ma kilkudziesięcioletnią tradycję. I naprawdę warto do nich chodzić.

Co najbardziej wspiera promocję kin tradycyjnych? Czym wygrywają z konkurencją?
Cóż, tradycja, którą tak zachwalam, nie stoi w sprzeczności z nowoczesnością. Nasze kina nie zostały stworzone od sztancy. Każde jest inne, każde ma swój charakter. Atmosfera, pachnąca kawa w barku, obsługa znająca nasze upodobania. Ale jednocześnie są wyposażone w najnowocześniejsze projektory, systemy dźwięku, wygodne fotele i wyremontowane wnętrza. Mają aktualny repertuar premierowy, blockbusterry, a oprócz tego bardzo często prezentują także tzw. kino ambitne. Mają wiele przewagi – są blisko ludzi, znajdują się także w małych miasteczkach, oferują tańsze bilety, a długość bloku reklamowego nie przekracza 5 minut! Od dekady kina tradycyjne mają najwyższe udziały w rynku.

W jaki sposób odpoczywa pani od pracy?
No cóż, nie powiem, że idę do kina… Czasami wydaje mi się, że pracuję przez całą dobę. Ale to chyba domena własnego biznesu. Oczywiście dla higieny psychicznej robię wszystko, aby choć na chwilę „nie żyć pracą zawodową”. Bardzo pomaga mi w tym rodzina – mąż i dwójka dzieci. Poczucie, że jest się żoną i matką to bardzo dużo. Od jakiegoś czasu interesuję się ekologią i zdrowym stylem życia. Jego zasady wprowadzam w moim domu. Najlepiej „resetuję” się więc realizując moje kulinarne pasje, np. przygotowując – koniecznie zdrowe – posiłki dla mojej rodziny. Fascynują mnie zakupy na bazarach prosto od rolnika. Uwielbiam robić naturalne przetwory – przygotowywanie przecierów pomidorowych na zimę jest już w moim domu rytuałem. Oprócz tego specjalizuję się w ciastach i deserach. Aż dziwne, że nie ważę 100 kilo…

Czy jest pasja, która zaprząta panią równie mocno, jak kino?
Stąpam mocno po ziemi, pochłonęła mnie otchłań biznesu i wychowywanie małych dzieci. Odłożyłam swoje pasje i potrzeby na później… Jestem bardzo ciekawa świata, lubię się uczyć i kocham podróżować. To daje mi wiatr w żagle.

Czy my, kobiety, jesteśmy predysponowane do tego, by osiągać sukcesy i kierować firmami? Jakie są nasze mocne strony?
Zdecydowanie tak. Nie wpiszę się z pewnością w feministyczną retorykę, bo ja, jako kobieta, nie czuję się w niczym gorsza od kolegów po fachu. Nie mam powodów do kompleksów, czuję, że osiągnęłam znacznie więcej, niż wielu mężczyzn, których spotkałam na mojej zawodowej i biznesowej drodze. Naszą mocną stroną jest determinacja i uparte dążenie do założonych celów. Wyróżnia nas doskonała organizacja i wielozadaniowość. Mamy w sobie faktor wojownika, często nasze decyzje podpieramy intuicją. Wydaje mi się, że nasz zapał znacznie rzadziej, niż w przypadku mężczyzn, jest słomiany. Drogie Panie – możecie wszystko. Jest może jedna rzecz, o której mówią feministki, z którą się zgadzam. Stereotypy. Myślę, że to one są hamulcem wielu kobiet. Ale nie te stereotypy, które krążą po wielu polskich miastach, wsiach i mediach. Ale te, które siedzą w waszych głowach. Wyrzućcie je stamtąd, a pójdziecie do przodu.

Co poradziłaby pani kobietom, które chcą założyć własną firmę?
Nie bójcie się. Każdy z nas jest kowalem własnego losu. Praca nad własną marką daje ogromną satysfakcję. Zróbcie pierwszy krok – załóżcie firmę. To oczywiście skrót myślowy, bo musicie mieć najpierw jakiś plan. I to niekoniecznie spisany i złożony w banku biznesplan. Miejcie swój plan w głowie, niech zakłada jakieś cele. Zacznijcie działać i zmierzajcie się kolejno z założonymi celami. Podążajcie krok za krokiem. Cieszcie się kolejnymi – drobnymi nawet – sukcesami. Podzielcie się waszymi planami z najbliższymi, z przyjaciółmi. Bardziej was to zmobilizuje do działania. Na pewno się uda. Wspomniałam, że do osiągnięcia sukcesu niezbędne są: pasja, szczęście i ciężka praca. Sądzę, że szczęście jest dobrym kumplem pasji i pracy. Musiałybyście mieć wyjątkowego pecha, aby Wam się nie powiodło. Będzie trudno: krew, pot i łzy, ale obiecuję, że warto. Siła jest kobietą.

Jakie są pani plany na przyszłość?
Zamierzam nadal rozwijać moją sieć, wprowadzać nowe rozwiązania, oferować klientom zaskakujące możliwości reklamy kinowej, a wśród Polaków propagować chodzenie do kina.

kinads_650
kinads_650

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.