Według danych GUS, liczba małżeństw w Polsce spada z roku na rok. Dwa lata temu zawarto ok. 256 tys. nowych związków małżeńskich. To prawie 2 tys. mniej niż rok wcześniej. Urząd szacuje, że w ubiegłym roku było jeszcze gorzej – liczba nowożeńców – w porównaniu z danymi sprzed 12 miesięcy – spadła o ok. 15 proc.
Zawodowo prawie równi
Według GUS, pobieramy się coraz później. Na początku lat 90. ponad połowa mężczyzn zawierających małżeństwo nie osiągała 25. roku życia, w 2008 r. – już tylko niespełna 25 proc z nich, idąc do ołtarza, nie przeżyła ćwierć wieku. W przypadku kobiet sytuacja wygląda podobnie – decyzję o ślubie podejmują coraz później.
Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika także, że bezsprzecznie największą grupę wśród młodych małżeństw (niemal 67 proc.) stanowią te związki, w których zarówno mąż, jak i żona realizują się zawodowo.
Tak jest w przypadku Magdy i Rafała. Młode małżeństwo z Gdańska – przed ołtarzem stanęli w 2012 roku. Magda ma 31 lat, Rafał – 29. Poznali się jeszcze na studiach, jednak z decyzją o ślubie czekali do czasu, jak żartują, aż stać ich będzie na porządny kredyt na mieszkanie.
Oboje pracują. Magda w branży mediowej, Rafał w outsourcingu.
– Zarobki? W tej chwili Rafał zarabia prawie dwukrotnie tyle, co ja, awansował i spłaca ratę kredytu za nas oboje – żartuje Mada. – Oboje pracowaliśmy od czasu skończenia studiów. Z małżeństwem czekaliśmy, aż nasza zawodowa sytuacja się ustabilizuje. Ja starałam się o etat, bo z tym wiąże się ubezpieczenie i składka emerytalna, i, o ile zaraz po studiach te rzeczy wydają się mało istotne, o tyle z upływem czasu, rośnie ich znaczenie. Rafał czekał na awans, ponieważ jako szeregowy pracownik dostawał niecałe 2 tys. netto. Z takimi zarobkami i mną – osobą o nieregularnych dochodach, nie mieliśmy co liczyć na kredyt – opowiada kobieta.
Magda zarabia obecnie ok. 2 tys. na rękę. Jak sama mówi, niewiele, ale etat ma dopiero od półtora roku. Rafał dostaje ok. 4 tys. na rękę, jest kierownikiem projektów w firmie obsługującej księgowo zagranicznych inwestorów. – Mamy dwa osobne konta, wydatki dzielimy w taki sposób, że osoba, która zarabia więcej, pokrywa więcej kosztów utrzymania. Wcześniej, jeszcze przed ślubem, również mieliśmy taki układ. Sprawdzał się dobrze. Nawet wtedy, kiedy za czasów mojego freelancowania, zarabiałam więcej niż mój obecny mąż – żartuje.
Kobieta bez pracy
Jednak nie wszyscy nowo upieczeni małżonkowie mają tak stabilne życie zawodowe, jak Magda i Rafał. Firma Sedlak & Sedlak sprawdziła, jak często dochodzi do sytuacji, w której przynajmniej jeden z małżonków nie posiada własnych źródeł utrzymania – korzysta z pomocy finansowej partnera lub też innych bliskich.
Okazuje się, że dotyczy to niemal 1/5 nowożeńców (18 proc.). Kolejne 14 proc. nowożeńców utrzymuje się wyłącznie przy pomocy bliskich – nie mają żadnych źródeł utrzymania.
Jeśli ktoś w małżeństwie pozostaje na utrzymaniu, to najczęściej jest to kobieta (niemal 69 proc. wszystkich analizowanych przypadków).
– Rozwiązanie to wpisuje się w tradycyjny model rodziny, w którym mężczyzna zarabia pieniądze, a kobieta zajmuje się gospodarstwem – podkreślają autorzy badania.
Monika ma 24 lata. Jej mąż Wojtek jest od niej o rok starszy. Mieszkają w małej miejscowości niedaleko Kętrzyna na Mazurach. Monika skończyła liceum gastronomiczne. Po skończonej nauce zaczęła pracę w restauracji niedaleko miejsca zamieszkania.
– Problem w tym, że to była praca sezonowa. Więc pracowałam od wiosny do późnej jesieni, zimę spędzałam w domu. W międzyczasie poszłam na kurs fryzjerski, myślałam o dotacji z urzędu pracy i o otworzeniu własnego salonu – opowiada Monika.
Plany zawodowe młodej kobiety uległy zmianie, kiedy okazało się, że jest w ciąży. – Zdecydowaliśmy się przyspieszyć ślub, który i tak planowaliśmy, ale później, kiedy będzie nas stać na wynajęcie własnego mieszkania. Nie chcieliśmy zostać u rodziców – przyznaje Wojtek. Mężczyzna pracuje dorywczo w branży budowlanej, zwykle jednak są to nieregularne zlecenia. – Raz zdarza się miesięczna robota za 2-3 tys., innym razem – układam kafelki za 900 zł. Na razie jednak nie mam zbyt dużego wyboru, bo nasze wydatki są duże – mówi.
Monika pół roku temu urodziła dziecko. Młodzi małżonkowie mieszkają u cioci Moniki, która udostępniła im swój dom.
– Dzięki temu nie musimy wydawać pieniędzy na wynajem mieszkania. To ogromna pomoc – mówi Wojtek. – Moje zarobki wystarczają na zakupy i opiekę nad dzieckiem – dodaje.
Monika, choć na razie musiała zrezygnować z pracy, zapewnia, że nie chce zostać w domu. – Jak tylko będę mogła, postaram się wrócić do pracy. Rodzina będzie musiała nam pomóc w opiece nad dzieckiem. Ale żeby utrzymać się na jakimkolwiek poziomie, zwłaszcza w małej miejscowości, obie osoby w małżeństwie muszą pracować – przekonuje.
Na utrzymaniu żony
Jak wynika z badania Sedlak & Sedlak, w 12 proc. przypadków młodych małżeństw, to żona pracuje, a mąż nie posiada własnych źródeł dochodu.
Ewa i Tomek pobrali się półtora roku temu. Wtedy jeszcze oboje pracowali. Ewa – 28 letnia marketingowiec – w jednym ze stołecznych banków, dwa lata od niej starszy Tomek – jako księgowy w dużej ogólnopolskiej firmie. Tuż przed ślubem, młodzi ludzie kupili mieszkanie. – Oczywiście na 30-letni kredyt. Wtedy nic nie zapowiadało katastrofy. Siedem miesięcy po ślubie, mój mąż został zwolniony z pracy. Dotknęły go zwolnienia grupowe – mówi Ewa.
Kobieta pracuje w banku od ponad pięciu lat. Zaczęła staż jeszcze na studiach i tak została. Później przyszedł awans. Dziś jest szefową działu zajmującego się doradztwem klientom. Zarabia ok. 5 tys. zł na rękę. – Sporo, jeśli ma się dwa źródła utrzymania, raczej niewiele, jeśli w małżeństwie czy związku pracuje jedna osoba. Kiedy pracowaliśmy oboje, mieliśmy do dyspozycji ok. 8 tys. zł miesięcznie. Wystarczało na ratę i większość rzeczy, na które mieliśmy ochotę. Kiedy Tomek stracił pracę, na początku byliśmy przerażeni – wspomina Ewa. – Pamiętam, jak siedzieliśmy przez całą noc z kartką i długopisem i podliczaliśmy, z czego musimy zrezygnować, żeby jakoś przetrwać czas bezrobocia mojego męża. Tomek zrezygnował z kursu hiszpańskiego, ja z regularnych zajęć w klubie fitness i ze szkoły tańca. Skończyły się nasze weekendowe wypady poza Warszawę. Zaczęliśmy poważnie zaciskać pasa, co na początku nie było zbyt łatwe, za bardzo byliśmy przyzwyczajeni do sytuacji, kiedy oboje mamy stałą pracę i stały przypływ pieniędzy – przyznaje Ewa. – Jednak potrzeba matką wynalazku i tak wynaleźliśmy nasz własny sposób na oszczędzanie – dodaje.
Okazało się, że oszczędności były mniej przejściowe, niż młodzi małżonkowie przypuszczali. Tomek od ponad pół roku szuka stałej pracy. Bezskutecznie. – Czasami trafią się jakieś zlecenia od znajomych, ale więcej niż tysiąc złotych w ciągu miesiąca jeszcze nie udało mi się zarobić. To nieco upokarzające dla kogoś, kto od czasów studiów nie miał problemów z zatrudnieniem – mówi Tomek.
Przyznaje także, że sytuacja, w której jest na utrzymaniu żony, to nie najbardziej komfortowe rozwiązanie, jakie umie sobie wyobrazić. – Ale żona pociesza mnie, że kiedy ja już będę miał dobrą posadę, a ją spotka to, co mnie kilka miesięcy temu, nie będzie miała wyrzutów sumienia, że wydaje moje pieniądze. Tyle, że będę musiał zarabiać o wiele więcej, niż ona obecnie – żartuje Tomek.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.