Dlatego najnowszego wydania książki „Anatomii miłości” (w podtytule: opowieść o dobieraniu się w pary, małżeństwie i skokach w bok) autorstwa amerykańskiej profesor antropologii – Helen Fisher nie omówiłem na święto miłości, walentynki. Po co psuć humor świeżo zakochanym?
Zamiast: „Anatomia miłości” książkę można by równie dobrze zatytułować „Naga i smutna prawda o miłości”. Tymczasem w kulturze masowej dominuje romantyczny stereotyp miłości dodatkowo pogłębiany przez hollywoodzkie produkcje w stylu „Miasto aniołów” czy „Titanic”. W konsekwencji tkwimy w wyimaginowanym świecie, który jednak nie ma wiele wspólnego z prawdą. Nie przystaje do tego, co wynika z badań naukowców. A te nie pozostawiają najmniejszych złudzeń.
Miłość romantyczna należy do podstawowych popędów człowieka! – stwierdza autorka. A jej mechanizm służy przetrwaniu ludzi, tak samo chociażby jak… łaknienie wody. Fisher idzie dalej – miłość to wręcz uzależnienie! Swoje wnioski opiera o badania działania mózgu. Miłość nie jest uczuciem, którym darzą się tylko ludzie – na swój sposób zakochują się w sobie zwierzęta, a przedstawiciele niektórych gatunków dobierają się w pary na całe życie.
Fisher przekonuje, że naturalnym modelem związków człowieka i jego przodków była od tysiącleci „seryjna monogamia” połączona z ukrywaną zdradą.
To trzy potężne układy w mózgu człowieka ewoluowały, aby dyrygować naszym życiem społecznym i rozmnażaniem – popęd płciowy (motywuje, by szukać partnera do rozrodu), miłość romantyczna (skłania, by całą energię skupiać na jednej osobie) i wreszcie przywiązanie (które powoduje, że zostajemy przy swoim partnerze przynajmniej do momentu zakończenia wczesnego dzieciństwa wychowywanego potomstwa). W tej całej grze zupełnie naturalny jest skok w bok, czyli zdrada, bo zwiększa możliwość zapłodnienia…
Jedynie 3 proc. ssaków wiąże się w pary, aby wychować swoje potomstwo – zauważa Fisher. Jednak nawet w tej niewielkiej grupie zdarzają się zdrady. Wśród ludzi zdrada jest również dość częsta. Z przytoczonych w książce badań wynika, że 20-40 proc. heteroseksualnych żonatych Amerykanów i 20-25 proc. heteroseksualnych zamężnych Amerykanek ma za sobą związek pozamałżeński. Statystyki są jeszcze gorsze w przypadku randkujących par – tam niewierności dopuszcza się 70 proc. osób. Takie zachowania to nic tylko „mieszana taktyka doboru”, ściśle związana z podświadomą chęcią posiadania potomstwa, która jest bardzo głęboko wyryta, niemalże na stałe wkodowana w nasze DNA.
Faszerowanie się niektórymi lekami antydepresyjnymi może hamować odczuwanie romantycznej miłości. „Nikt nie przeprowadził systematycznych badań nad związkiem pomiędzy lekami przeciwdepresyjnymi podwyższającymi poziom serotoniny a aktywnością układów mózgu odpowiadających za uczucie miłości i przywiązania. Dziesiątki badań sugerują jednak, że leki te tłumią obsesyjne myśli i przytępiają emocje – cechy kluczowe dla miłosnej namiętności” – dowodzi autorka, która wylicza przykłady z życia wzięte, kiedy po rozpoczęciu kuracji antydepresantami płomienne uczucia wygasały.
A skoro miłość to tylko naturalny popęd warunkowany przez mechanizmy ciała – można ją częściowo kontrolować za pomocą pigułek. Częściowo, bo miłość to nie tylko zalew dopaminy (tzw. hormonu szczęścia) w mózgu. Na to, jak i kogo kochamy, wpływają też nasze doświadczenia zbierane począwszy od czasów dzieciństwa w postaci tzw. map miłości, które z czasem kształtują się i nieco zmieniają – dowodzi autorka. W ten sposób powstaje wymarzony zestaw cech potencjalnego partnera. Dlatego mimo że o miłości i jej mechanizmach wiemy już dużo, jej sztuczne wywołanie i ukierunkowanie na wybraną osobę nadal pozostaje w sferze marzeń. Eliksir miłości nie powstanie zbyt szybko, bo chemia musi się zgrać właśnie z mapą miłości. A to już nie takie proste.
„Miłość to rzecz mętna” – cytuje Fisher poetę Williama Butlera Yeatsa. Ma w tym dużo racji.
Źródło: PAP – Nauka w Polsce, Szymon Zdziebłowski
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.