Jest nie tylko raperem, ale też aktorem. W dodatku rekordzistą, ponieważ jego rola w serialu kryminalnym „Prawo i Porządek: sekcja specjalna” to najdłuższa rola piastowana przez jakiegokolwiek czarnoskórego aktora. Co ciekawe, Ice-T zgodził się pierwotnie tylko na rolę w czterech odcinkach, ale wpisał się w postać detektywa Tutuoli tak płynnie, że zagrał już 17 sezonów!
Co prawda w tej roli Ice-T bywa komiczny ze swoimi przaśnymi wstawkami, z których część trafiła do popkultury, ale nadaje kolorytu serialowi bynajmniej nie ze względu na kolor skóry.
I choć w serialu radzi sobie doskonale, nie pierwszym w karierze zresztą, to sławę zawdzięcza hip-hopowi. Dziś start w karierze wspomina trochę jako krok strategiczny. – Rap to był tylko szczebel w karierze. Po prostu chciałem się wydostać z biedy. Chciałem willę, to co modne. Chciałem uciec – wyjawił podczas niedawnego wykładu. Tak, wykładu, bo 59-letni dziś gwiazdor ma sporo do przekazania młodzieży, zwłaszcza tej wsłuchanej w uliczną muzykę.
– To było jak owoc wiszący nisko. Pewnego dnia doznałem olśnienia. Iceberg Slim nie był tylko alfonsem i lowelasem, był też pisarzem. Jest tak wielu hustlerów i playboyów na świecie, ale kto kiedy o nich słyszał? Stwierdziłem, że żeby zyskać sławę, muszę zapisać się jakoś w historii. Poprzez zapisywanie swojej historii. Tak ma mnie poznać każdy chłopak na ulicy. Kiedy słuchasz mojej muzyki, to nie jest tylko rap, to jest moja historia opowiedziana muzyką – twierdzi Ice-T.
Przeskok od rapu do ekranu telewizyjnego przydarzył mu się w przypadkowy i komiczny sposób. W toalecie klubu nocnego usłyszał go aktor i reżyser Mario van Peebles. Spodobało mu się, jak Ice-T mówił, więc zaproponował mu pierwszą rolę. – Rzuciłem: „ale ja nie umiem grać, robisz sobie jaja?!”, a on, że „chcę cię w filmie”. Myślałem, ze to taki hollywoodzki bullshit, ale on do mnie, żebym zadzwonił do Warner Bros, więc zadzwoniłem i kazali mi przyjść – wspomina z sentymentem.
Ta pierwsza rola dostarczyła mu 23 tysiące dolarów. Sporo, ale niewiele w stosunku do kasowego sukcesu filmu, który zarobił 87 milionów. Ale dzięki tej roli pojawił się na scenie i zaczął zbierać kolejne propozycje, wkrótce później grając w produkcjach z Denzelem Washingtonem czy Keanu Reevesem.
Tym bardziej niewinne wydają się rapowe początki. – Nie miałem pojęcia, co robię. Chciałem tylko wydostać się z tarapatów – zdradza. Te słowa brzmią wręcz skromnie w przypadku człowieka, który wydał 8 albumów studyjnych, 51 singli, nagrał 80 teledysków i sprzedał 10 milionów płyt w samych tylko Stanach Zjednoczonych.
Foto: Paul Carter, Red Bull Content Pool
CytujSkomentuj
Oj, słuchało się, słuchało Teraz z hip-hopu nie słucham, ale widzę meritum i to, o czym bohater sam pisze – pracował, bo chciał osiągnąć określone efekty i to mu się powiodło i to na jakim poziomie! Często muzyka pełni funkcję terapeutyczną i tu widać też tak było. Super!