Z ubiegłorocznych badań wynika, że w naszym kraju aż 72 proc. osób przyjmuje suplementy diety.
- Polska jest krajem, który generalnie charakteryzuje się dużym zużyciem leków, ale to co obserwujemy w ciągu ostatnich lat w przypadku suplementów diety, to niezwykła dynamika rynku – ocenia prof. Przemysław Kardas z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.
Reklama jest dźwignią handlu i przykład wzrostu sprzedaży suplementów diety oraz wydatków ich producentów na reklamę potwierdzają tę tezę. Analizy Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji wskazują, że w ciągu 20 lat udział reklam produktów prozdrowotnych wzrósł z 7 proc. w 1997 r. do blisko 25 proc. w 2015 roku. Z kolei raport ” Co łykają Polacy? Rynek Suplementów Diety. Bezpieczeństwo, trendy, regulacje” opracowany przez Aliant Consulting Group. sugerował, że sprzedaż suplementów diety w naszym kraju w 2017 r. przekroczy 4 mld zł.
Raport podawał, że najlepiej sprzedają się suplementy zawierające magnez – stanowią 26 proc. rynku tych produktów. Na kolejnych miejscach są:
tzw. immunostymulatory (mające wzmacniać odporność) – 22 proc. rynku,
probiotyki – 20 proc.,
produkty wzmacniające organizm – 16 proc.
witaminy i minerały dla dorosłych – 16 proc.
Naukowcy z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi ubolewają, że „producenci prześcigają się w oferowaniu suplementów na każdą dolegliwość ciała i duszy, i nie wahają się przy tym oferować środków na choroby nieistniejące”.
Przykład? Cellulit wodny, który ostatnio pojawia się często w reklamach. Choroby takiej w międzynarodowej klasyfikacji chorób próżno szukać (choć jest „cellulitis”, ale to po polsku zapalenie tkanki łącznej wywołane przez patogeny, którego leczenie polega na podawaniu antybiotyków).
Na tzw. cellulit wodny można kupić tabletki. Jeden z producentów reklamuje swój produkt jako „ skutecznie rozbijające komórki tłuszczowe zgromadzone pod skórą”, co dać ma efekt „ograniczenia cellulitu o 85 proc.”. Tabletki są oczywiście „naturalne” i nie mają skutków ubocznych.
Wygląda na to, że odbiorcy reklam dają się nabierać. Prof. Kardas wskazuje, zgodnie ze wstępnymi wnioskami z badań przeprowadzonych w Zakładzie Medycy Rodzinnej UM w Łodzi aż 30 proc. ankietowanych nie potrafiło powiedzieć, czy suplementy są bezpieczne, a ponad 50 proc. uważało, że są bezpieczne.
Co ciekawe, co dziesiąty badany zgłaszał występowanie działań niepożądanych, przede wszystkim ze strony przewodu pokarmowego i zaburzenia stanu psychicznego.
Wracając do cellulitu wodnego – jeśli ktoś „puchnie”, czyli ma obrzęki, powinien zgłosić się do lekarza. Taki objaw może zwiastować groźne choroby, których leczenie nie polega na podawaniu suplementów.
Suplementy diety mogą mieć działania uboczne
Tymczasem także suplementy diety mogą mieć działania uboczne. Popularny magnez może powodować biegunki.
Mogą też wchodzić w interakcje z lekami (a zatem nasilać, osłabiać lub neutralizować działanie leków oraz wywoływać działania niepożądane). Prof. Kardas podaje przykłady takich naturalnych substancji będących składnikami suplementów: miłorząb japoński, kozłek lekarski, dziurawiec czy wapń.
Niewielu rodziców zdaje sobie też sprawę z tego, że popularny tran powoduje wzrost ryzyka krwawień podczas zabiegów operacyjnych.
- Z całą pewnością istnieje podejrzenie istnienia działań niepożądanych w związku ze stosowaniem suplementów – podkreśla prof. Kardas.
Przy czym suplementy nie podlegają takim regulacjom jak leki (wieloletni proces rejestracji, podczas którego sprawdzane są w restrykcyjnych badaniach zarówno bezpieczeństwo, jak i skuteczność).
W przeciwieństwie do leków, nie ma procedury zgłaszania i analizy działań niepożądanych suplementów.
Jak zaznaczają naukowcy z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, na domiar złego wiele wskazuje na to, że niektóre suplementy diety mogą nawet szkodzić. „Raport Naczelnej Izby Kontroli przytacza wyniki badań, wskazujących na obecność substancji szkodliwych, a nawet bakterii chorobotwórczych w niektórych z nich. Niestety, przepisy prawa nie stwarzają użytkownikom możliwości zgłaszania odpowiednim organom państwa przypadków działań niepożądanych suplementów” – czytamy na stronie Uniwersytetu.
Uczciwa odpowiedź brzmi, że w odniesieniu do wielu z nich – nie wiadomo. Naukowcy z Mayo Clinic przeprowadzili niedawno analizę skuteczności popularnych sposobów na uniknięcie przeziębienia. Okazało się na przykład, że jeśli chodzi o popularną jeżówkę (echinacea), dowody są sprzeczne. Bezsprzeczne jest natomiast to, że jeżówka wchodzi w interakcje z niektórymi lekami i nie powinny jej przyjmować osoby z zaburzeniami odporności.
Podobnie sprzeczne dowody zebrano w sprawie cynku. Jednocześnie przybywa dowodów na to, że nadmiar cynku sprzyja rozwojowi nowotworów.
Kiedy suplementy diety?
Choć dostępne bez recepty, lepiej ich nie przyjmować bez konsultacji z lekarzem. Zdrowej osobie wszystkich potrzebnych składników, także tych wzmacniających odporność, dostarczy prawidłowa i zbilansowana dieta oraz aktywność fizyczna.
- Uzupełnianie diety suplementami powinno odbywać się tylko pod nadzorem lekarza, w sytuacji, gdy stwierdzi u danej osoby niedobory konkretnych witamin czy mikroelementów – podkreśla pediatra i immunolog dr Paweł Grzesiowski.
W tym tygodniu odbyło się w Ministerstwie Zdrowia spotkanie na temat suplementów diety. To właśnie podczas niego zostały przedstawione wnioski z badań przeprowadzonych na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi. Wiceminister zdrowia Marcin Czech poinformował, że MZ planuje działania, których celem miałoby być zwiększenie bezpieczeństwa stosowania suplementów i zmniejszenie zjawiska nadmiernego, nieuzasadnionego ich przyjmowania. Resort zastanawia się m.in. nad sposobem raportowania działań niepożądanych, uporządkowaniem rynku reklam i opłatami za wprowadzenie suplementów na rynek. – Mamy taki pomysł, żeby badać suplementy – dodał.
Justyna Wojteczek, zdrowie.pap.pl
CytujSkomentuj
To fakt, łatwo jest przedobrzyć i tym sobie zaszkodzić. A ludzie już bezrefleksyjnie chyba proszek w dłoń, łyk wody i chlup. A póź niej – choroby żołądka, bo – niespodzianka! – tabletki się nie strawiły i zalegają w swej całej okazałości. Wszystko z głową i tabletka raz na jakiś czas nie spowoduje, że się umrze ale właśnie – z głową…