Jeszcze nawet nie skończyła 29 lat, a już stała się gwiazdą. Nie na estradzie, choć w amerykańskiej polityce showbiznesu jest naprawdę sporo. Od początku lipca zaliczała występy w najpopularniejszych programach publicystycznych, ale też rozrywkowych, gdzie zwykle gwiazdy Hollywood lansują swoje nowe produkcje. Piszą o niej portale opiniotwórcze, ale też plotkarskie.
Wyjątkowej urody Alexandria Ocasio-Cortez nie tyle narobiła szumu, co wywołała polityczne trzęsienie ziemi w Partii Demokratycznej. Sama zresztą nie mogła w to uwierzyć i zaniemówiła, gdy po raz pierwszy zobaczyła swoją twarz na ekranie, podczas głównego wydania ogólnokrajowych wiadomości.
Skąd to zamieszanie?
W zeszłym roku Alexandria, absolwentka ekonomii i stosunków międzynarodowych z wciąż świeżym dyplomem Boston University, postanowiła wystartować w wyborach do Izby Reprezentantów USA. System wyborczy tego kraju jest dość złożony, ale w dużym skrócie droga do miejsca w kongresie wygląda tak: w pierwszej kolejności trzeba pokonać innych kandydatów swojej partii w prawyborach, a później rywala z drugiej strony sceny w wyborach ogólnych. By przejść choćby pierwszy etap zwykle konieczne jest spore poparcie i nie mniejsze pieniądze. W końcu do wyborców trzeba dotrzeć.
26 czerwca w prawyborach Partii Demokratycznej mieszkańcy 14. dystryktu w Nowym Jorku (wschodni Bronks i część Queens) mieli do wyboru 28-letnią nowicjuszkę oraz zasiadającego w Izbie od 1999 roku weterana Joe Crowleya, jednego z liderów partii. Już przed głosowaniem wiadomo było, że dziewucha o latynoskich korzeniach goniła faworyta w sondażach, ale ostateczne wyniki były wstrząsem: 57% głosów dla niej, tylko 42% dla niego.
Szok był tym większy, że Crowley miał po swojej stronie wszystkie – jak się wydawało – atuty. Duże doświadczenie, rozpoznawalne nazwisko, wielkie pieniądze, poparcie wierchuszki partii. I już go nie ma. To znaczy, jeszcze jest, ponieważ zamierza powalczyć w głównych wyborach 6 listopada z ramienia innej partii. Trudno jednak wróżyć mu sukces w dystrykcie, który pożegnał go bez żalu.
No właśnie, skoro przed nami jeszcze wybory ogólne, to skąd wrzawa wokół niewybranej oficjalnie Alexandrii? Ano stąd, że w tym dystrykcie tylko kandydat Demokratów ma szansę na zwycięstwo, więc wynik listopadowego głosowania jest właściwie rozstrzygnięty.
On miał kasę, ona miała ludzi
28-letnia społeczniczka nie miała aspiracji do startu w wyborach, ale jej nastawienie zmieniła sytuacja. Chodzi nie tyle o kontrowersyjne rządy Donalda Trumpa, co o warunki życia na Bronksie. Wygrała dzięki dotarciu do mieszkańców, choć nie miała pieniędzy. Ba, stanowczo odmówiła przyjmowania jakichkolwiek darowizn od lobbystów, ponieważ uważa, że to jedna z przyczyn oderwania polityków od problemów wyborców: dostają pieniądze od grupy interesu i na jej rzecz działają, a o problemach swojej społeczności nie pamiętają. Alexandria postanowiła więc, że o pieniądze będzie prosić tylko mieszkańców. Miesiącami można było spotkać ją i rosnącą grupę wolontariuszy rozmawiających z ludźmi w cztery oczy, chodzących od domu do domu.
Zamiast kosztujących krocie billboardów miała plakaty wieszane w witrynach lokalnych sklepów. Zamiast kampanii telewizyjnej działała aktywnie w mediach społecznościowych. Jej jedyny wyborczy klip okazał się tak dobry, że wirusowo rozszedł się po całym świecie i do dziś był oglądany już prawie 5 milionów razy. A przecież to tylko kampania dzielnicowa przed prawyborami, w których głosowało łącznie niecałe 30 tysięcy ludzi.
Wygrała, bo znała problemy
Zdaniem Ocasio-Cortez mieszkańcy tej historycznej dzielnicy, w której jej rodzina żyje od 5 pokoleń, niezmiennie mają te same, kolosalne trudności. Jak mówi jedno z jej wymownych haseł wyborczych: Bronks to miejsce, gdzie kod pocztowy determinuje życie. Jeśli urodzisz się w złej okolicy, to zawsze będzie pod górkę. Fatalne publiczne szkoły, coraz mniejszy dostęp do opieki zdrowotnej, stale rosnące koszty życia i stojące w miejscu płace. To realne kotwice ciągnące w dół każdego, kto próbuje tu coś osiągnąć.
Młoda Amerykanka przekonała się o tym dobitnie, ponieważ cała jej rodzina złożyła się, by kupić maleńki domek pod miastem i zapewnić jej dostęp do lepszej szkoły w Yorktown Heights. By spłacać dom jej matka sprzątała domy i prowadziła autobusy szkolne. Ojciec był architektem, ale chorował na raka i zmarł, gdy Alexandria miała niecałe 18 lat. Nie zostawił spadku, więc trzeba było walczyć w sądzie, by domek pod Nowym Jorkiem nie przepadł. Spłacała kredyt dzięki pracy jako kelnerka i sprzątaczka, by bank nie zajął nieruchomości.
Choć sama Ocasio-Cortez przyznaje, że nie narzekała na swoją młodość, to wiedziała, jaką cenę jej rodzice płacili za próbę zapewnienia jej dobrego startu w życiu. Dlatego właśnie wystartowała w wyborach, by dać tę szansę innym. Zamierza domagać się przyzwoitej edukacji publicznej, pakietu podstawowych usług medycznych dla wszystkich, poszanowania praw pracowniczych i szerzej pojętych godnych warunków życia.
Choć w Europie wiele z tych rzeczy to standard, nawet jeśli na szkolnictwo i służbę zdrowia narzekamy stale, to w Stanach szybko przylgnęła do niej łatka socjalistki, lewackiej aktywistki, itd. Przylgnęła, ale jej nie rusza. Jest zdeklarowaną socjaldemokratką, unika małostkowych kłótni w przestrzeni publicznej czy bazowania na krytyce Trumpa w swojej aktywności. Ma jasno rozpisany cel i wypada tylko spytać, ile z niego zrealizuje po wyborach 6 listopada?
Zdjęcia autorstwa Corey Torpie, dzięki uprzejmości Ocasio 2018
CytujSkomentuj
No i wspaniale!!! Tylko pogratulować. Życzę powodzenia i bardzo mocno trzymam kciuki za kolejne działania. U nas też by się przydały takie kobiety, by pomóc krajowi i innym paniom
CytujSkomentuj
Na oceny przyjdzie czas po pierwszej kadencji, ale wspaniale jest widzieć kogoś, komu się chce. Polityka to brudna gra, oby wyszła z niej czysto!
CytujSkomentuj
No to niestety tak wyglada. Ale wierze ze się jej uda. Początki miała kobitka ciężkie wiec już zahartowana w b