Pasja dla mnie jest najważniejsza, bez pasji nie byłabym w miejscu, w którym jestem. Myślę, że męczyłabym się w pracy, która nie jest dla mnie a ja w mojej się czuje świetnie i lubię to, co robię. Uważam, że tylko firmy budowane na pasji są w stanie przetrwać, gdyż jak to się mówi „pracują tam właściwi ludzie na właściwym miejscu”.
Pierwsze kroki w biznesie zawsze są najtrudniejsze. Jak je stawiać, by zaprowadziły nas do upragnionego celu? Jak pani zaczęła przygodę z własną firmą?
Moja przygoda zaczęła się tak po prostu, bez planowania. Skończyłam liceum, ale zawsze interesowała mnie kosmetyka, więc zrobiłam kurs przedłużania paznokci metodą akrylową. Wtedy to była jedyna dostępna metoda. Pozytywnym skutkiem kursu było to, że mogłam mieć pieniądze na swoje wydatki, gdyż studiowałam na studiach dziennych. Pracowałam po wykładach i w weekendy, robiąc paznokcie koleżankom.
Później, w trakcie studiów, na drugim roku dziennie kontynuowałam zarządzanie a zaocznie zaczęłam szkołę wizażu i stylizacji „Beauty Art” w Gdańsku. Skończyłam ją z ogromną przyjemnością. Następnie nadal były studia, ale zaocznie już, magisterskie i praca w ubezpieczeniach na pół etatu. Tak to wszystko jakoś płynęło, zdążyłam wziąć ślub, urodzić dziecko, pracować trochę w ubezpieczeniach i do tego chwile w sklepie spożywczym, gdyż pojawił się pomysł otworzenia sklepu „Żabka” (ale jednak ten pomysł upadł i zrezygnowałam). Mąż zaczął wyjeżdżać za granicę a ja byłam sama z małym dzieckiem. Poświęciłam wtedy czas tylko pracy przy odszkodowaniach, gdzie doszłam do poziomu stanowiska dyrektora grupy sprzedaży.
I akurat wtedy przyszedł zwrot w moim życiu. Poszłam pewnego dnia pierwszy raz zrobić sobie rzęsy do koleżanki. Tak mi się to spodobało, że pomyślałam: skoro kiedyś robiłam paznokcie to czemu by nie spróbować zakładać paniom rzęsy. To przecież też manualna praca.
Wyszukałam szkolenia w internecie i tak wybrałam szkolenie w Bydgoszczy u Izabeli Rabinek. Pojechałam, kupiłam zestaw i tak to się zaczęło. Jako że miałam już działalność, bo kancelaria tego wymagała to dopisałam kolejne PKD i zaczęłam kolejna przygodę zawodową.
Moje pierwsze rzęsy wykonałam na współlokatorce Natalii – metodą 1:1. Wykonywałam aplikację na dwie raty. 1 dzień – 4 godziny leżała wytrwale i w drugi dzień dokończyłam upiększać jej oczy w niecałe 2 godziny.
Ależ byłam wtedy z siebie dumna, wykleiłam 100% rzęs na kanapie w domu z latarka czołową na głowie i zgięta tak, że kręgosłup aż bolał. I tak to się zaczęło, powoli ale bardzo uparcie do celu. Dalsze szkolenie było już z metod objętościowych w połowie 2013 roku u Agnieszki Kwiatkowskiej. Od 2014 roku jestem instruktorem. Szkoleń, jakie odbyłam, jest na pewno ponad 20 u różnych szkoleniowców z całego świata. Podnoszenie kwalifikacji i poznawanie nowych technik to jedyna droga, gdy się chce coś osiągnąć. Praca, dokładność, pasja i upartość w tym, co się robi.
W pani branży panuje spora konkurencja. Czym stara się pani wyróżnić i na co kładzie nacisk, by wyróżniać się na tle innych firm?
Nie uważam, by była konkurencja. Nie patrzę na to w ten sposób. Nikt mi rąk nie jest w stanie podrobić, skopiować czy nimi pracować. Każdy klient znajdzie swoją stylistkę. To nie jest tak, że każdy będzie wykonywał tę prace tak samo. To jak trochę z makijażem – jest pełno makijażystek, ale nie każda nam pasuje, bo każda ma trochę inny obraz naszego wyglądu. Tak samo ze szkoleniami: każdy może mieć tą samą wiedzę, ale przekazać może ją w różny sposób lub też jej nie umieć przekazać. Dla mnie najważniejsze jest, żeby szkolenia były przekazane jak najprostszym językiem a modelki nie miały łatwych oczu do wyklejenia rzęsami. Później kursant kończy szkolenie i musi pracować nie z super pięknymi i idealnymi oczami, tylko z paniami w różnym wieku, czasem z asymetrią lub np. z opadającymi powiekami i musi umieć to skorygować. Rzęsy są po to, aby upiększać nas a nie szpecić.
Co jest dla pani najważniejsze w karierze zawodowej?
Najważniejsze w karierze mojej jest to, aby wspomóc rozwój stylistek poprzez organizowanie mistrzostw i szkoleń. Równorzędnie ważne jest zadowolenie klientów, którzy nas wybierają i oddają w nasze ręce swój wygląd i oczy do upiększania. Którzy nam poniekąd muszą zaufać, że efekt będzie dopasowany do ich oczekiwań.
Pani praca to ciągłe interakcje z innymi. Za co pani lubi ludzi, bo w tym zawodzie to chyba konieczność?
Zawsze lubiłam pracę z ludźmi. Od zawsze z nimi też pracowałam – czy to w ubezpieczeniach, sprzedając polisy i dając zabezpieczenia ich mienia czy życia, czy to w odszkodowaniach po drugiej stronie, widząc nieszczęścia i często śmierć. Lubię poznawać innych ludzi i uczyć się od nich. Tylko poprzez wymianę zdań i spostrzeżeń z innymi osobami, jesteśmy w stanie się rozwijać. Człowiek, który jest zamknięty w swoich poglądach, stoi w miejscu.
Jak radzi sobie pani ze stresem, presją czasu i ogromną odpowiedzialnością, która spoczywa na pani barkach?
Jakoś wyzbyłam się stresu w ostatnim czasie. Na zasadzie, co ma być to będzie. Wiem, że to co robię, robię dobrze. W tej branży nie jest tak, że każdy klient będzie z każdej stylistki zadowolony, bo tak jak już mówiłam, może 5 osób robić taką samą pracę prawidłowo, ale jednej osoby styl nam bardziej pasuje a drugiej mniej. I to ma związek nie tylko z usługą, ale i z energią, jaką ma dany instruktor czy stylistka. Ważne, by robić wszystko profesjonalnie, brać odpowiedzialność za to, czego uczymy i wkładać w pracę całe swoje serce.
To teraz mały zakręt w stronę prywatnego życia. Jak godzi pani obowiązki zawodowe z życiem rodzinnym?
Prywatnie wszystko mam poukładane z kalendarzem, bo wychowuję sama córkę. Bez kalendarza dosłownie nigdzie się nie ruszam. Lekarzy, rehabilitację, treningi moje czy córki układam pod pracę. Wychodzę z domu około godziny 9 rano i czasem wracam o 14 a czasem nawet o 20.
Jeśli dzień jest zapełniony do późnej godziny to w ciągu dnia układam pracę tak, że odbieram córkę ze szkoły i jadę z nią na jej zajęcia, później wracam do pracy a ona idzie na kilka godzin do moich rodziców. Po treningu gimnastyki zabieram ją ze szkoły i jedziemy do domu. Mamy jeszcze kota, ale kot żyje sobie sam w domu przez cały dzień i jakoś sobie radzi (śmiech) i tak upływa nam czas, z tygodnia na tydzień.
Z czego jest pani w tej chwili najbardziej dumna na gruncie zawodowym, a z czego na prywatnym?
Zawodowo uważam, że jestem spełniona. Szkolę przyszłe stylistki, pracuję cały czas z klientkami, rozwijamy powoli gabinet o kolejne usługi. Największe wyzwanie nasze organizacyjne, jakimi były Mistrzostwa stylizacji rzęs i brwi w Sopocie „International Lash Competition in Sopot 2018″ wyszły na piątkę z plusem. Kolejne będą na pewno ulepszane, zwracając uwagę na to, co aktualnie jest na topie na rynku oraz czego oczekują od nas uczestniczki.
Prywatnie mam świetną córkę, którą wspieram w jej sportowej karierze. Mam też gdzie mieszkać i mam świetną pracę i mi już więcej nie potrzeba. Doceniam małe radości życia i jego piękno.
Najważniejsze zawodowe cele przed panią na najbliższy czas to…
Cele moje to organizacja mistrzostw i szkoleń i może w przyszłości konferencji. Mam też jeden pomysł na rewolucję w branży, ale to czas pokaże czy się ten zamysł ziści.
Gdyby mogła pani spotkać się z kimkolwiek, kto jest dla pani autorytetem, kto by to był i dlaczego akurat ta osoba?
Czy ja mam taki autorytet? Na co dzień dążę do tego, by spotykać się z osobami, które mnie inspirują lub jadę na ich szkolenia albo czytam ich książki. Myślę, że wszystkich, którzy są dla mnie ważni i inspirujący pod kątem szeroko rozumianego rozwoju to spotkałam już. A jeśli nie to na pewno spotkam. Nie ma nad czym się zastanawiać tylko trzeba działać.
Jakich wskazówek może pani udzielić wszystkim początkującym bizneswoman, które dopiero zaczynają przygodę z własną firmą?
Wskazówki na początek są proste i powtarzam to na każdym szkoleniu: trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć, chodzić na szkolenia, ale nigdy nie do jednego instruktora a do wielu, aby czerpać różne triki i wiedzę z wielu źródeł. Samodyscyplina i wstawanie z porażek, bo nikt nie jest taki, że wszystko będzie szło idealnie od początku aż do końca.
A i najważniejsze – nie słuchać nikogo, poza sobą bo mi mówili, że po co mi te rzęsy. Że i tak nic nie osiągnę i mam przestać a teraz z tymi ludźmi na szczęście wzięłam „rozwód” w moim życiu i dzięki temu doszłam do punktu, w którym jestem, bo nikt mnie w niczym nie blokuje i „nie podcina skrzydeł, kiedy latam.”
Niniejszy materiał pochodzi z E-booka „Akcja 100 na 100. Wybitne Polki”, do przeczytania tu (Uwaga! E-book jest DARMOWY!):
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.