Jej funkcjonowanie znamy wszyscy, nawet jeśli nie każdy z najbardziej znanej aplikacji randkowej korzysta. Tinder ma łączyć ze sobą ludzi, jeśli ci się sobie nawzajem spodobają. Z pozoru oznacza to ogromne możliwości, pokonując ograniczenia przestrzenne i czasowe, z jakimi mamy do czynienia poznając kogoś na ulicy.
Tyle teorii, praktyka wypada niestety dość blado. Przekonują o tym badacze z Norwegii na łamach „Evolutionary Psychological Science”. Ich wnioski są bardzo rozczarowujące, co przejawia się niemal w każdej wypowiedzi.
– Jeśli ktoś prowadzi aktywne życie seksualne poza Tinderem, to aplikacja ma mu do zaoferowania co najwyżej niewielki wzrost możliwości w spotkaniach na jedną noc – zwraca uwagę Trond Viggo Grøntvedt, główny autor analizy. Jednocześnie rozczarowuje tych, którym nie wiedzie się poza Tinderem: na aplikacji pewnie nie będą szczęśliwsi.
Oczywiście od reguły są wyjątki, ale zbadanie prawie 300 norweskich studentów (62% stanowiły kobiety) wykazuje, że Tinder jest najzwyczajniej przedłużeniem normalnego życia. Nie sprzyja wcale rozwiązłości, ale jeśli ktoś z łatwością flirtuje i podrywa w barze czy na mieście, to i na Tinderze się odnajdzie.
– Tak jest też w życiu, niektórzy uprawiają dużo seksu, a dużo ludzi nie uprawia wcale – podsumowuje prof. Leif Edward Ottesen Kennair.
Oczywiście w aplikacjach wyraźnie widać różnice w oczekiwaniach i zachowaniach pomiędzy mężczyznami i kobietami, ale i tu różnice są podobne do życia codziennego: kobiety częściej szukają głębszej relacji i oceniają potencjalnego partnera dłużej, rzetelniej. Z kolei mężczyźni zwykle nie odrzucają potencjalnych partnerek, licząc na coś szybszego i płytszego.
Zresztą, do tego zdaniem uczonych Tinder nadaje się najbardziej. Szanse na stworzenie trwałej relacji na podstawie znajomości zawartej w aplikacji nie są niestety wyższe niż w przypadku codziennego życia. Nawet z jednorazowym seksem nie jest jednak szczególnie dobrze. Tylko co piąty uczestnik badania umówił się na takie spotkanie kiedykolwiek, 80% tylko raz w życiu. Reszta wcale nie znalazła seksualnego partnera. Okazuje się, że zbudowanie relacji nawet na lekkiej i niezobowiązującej stopie, zajmuje więcej czasu niż uczestnicy oczekiwali…
Istotnym czynnikiem w osiągnięciu sukcesu była – to znów żadna niespodzianka – samoocena. Osoby, które same oceniały się jako mniej atrakcyjne, miały mniejsze szanse na znalezienie partnera. Jednak niezależnie od stosowania aplikacji lub nie, norwescy naukowcy nie zauważyli zwiększonej częstotliwości w życiu seksualnym. – Po prostu, ludzie umawiający się na Tinderze, umawiali się i bez niego – wzrusza ramionami prof. Kennair.
Źródło: „Evolutionary Psychological Science”
CytujSkomentuj
Bo to stara jest prawda – w tym największy jest ambaras, aby dwoje chciało naraz. Faktem jest jednak też to, że coraz chyba cięższe czasy do znalezienia odpowiedniego partnera. A może to wszystko po prostu zalezy…?