Miami – i szerzej cała Floryda – to jeden z tych rejonów na świecie, gdzie globalne ocieplenie jest problemem palącym. Duża część stojących tu domów jest położona tak nisko, że podniesienie się poziomu morza o 1-2 metry zmusi mieszkańców do ewakuacji. Nowa zabudowa powstaje tu często na podwyższeniu, by w razie powodzi lub stałego zalania dobytek pozostał suchy.
W tych okolicznościach czuć powagę sytuacji. Nic więc dziwnego, że władze Miami Beach zaprosiły argentyńskiego artystę Leandro Erlicha, by stworzył instalację przypominającą o problemie podnoszącego się poziomu morza. Ten stworzył na plaży 66 sylwetek pojazdów ustawionych w symbolicznym korku. Auta na początku i końcu „korka” zanurzają się w piaszczystą powierzchnię, przez co cała instalacja wizualnie wyłania się i zatapia w plaży.
Praca otrzymała tytuł „Order of importance” (porządek znaczenia), co jest w oryginale grą słów. Order odnosi się do porządku ustawionych obok siebie aut, a jednocześnie wskazuje na to, jakie mamy priorytety: kierowcy wciąż udali się w drogę do swoich codziennych obowiązków nawet wtedy, gdy ich auta toną. Pozbawione aktywności pojazdy stoją jak relikt, pozostałość po apokalipsie.
– Zmiany klimatu i ich konsekwencje nie są już kwestią perspektyw i opinii. Problem jest obiektywny i wymaga natychmiastowych rozwiązań. Jako artysta staram się ciągle walczyć o to, by uzmysłowić ludziom te realia. Zwłaszcza świadomość, że nie możemy dłużej uciekać od odpowiedzialności za swoją planetę – mówi Leandro Erlich.
Instalacja powstała poprzez rzeźbienie w skompresowanym piasku, dlatego wkrótce nie zostanie z niej nic: struktura rzeźb powoli będzie się sypać. Warto jednak zwrócić uwagę na to, z jak fotograficzną szczegółowością odtworzone zostały pojazdy – bez trudu można rozpoznać modele i roczniki wykorzystane w projekcie, co doskonale podkreśla wysokiej jakości warsztat argentyńskiego twórcy.
Zdjęcia: Miami Art Week
CytujSkomentuj
Tak tak a dla wielu osób czy organizacji politycznych globalne ocieplenie to mit i wymysł. A woda nic sobie z tego nie robi. Szkoda ze planeta (wraz z nami) ginie na naszych oczach a my jeszcze dokładamy do pieca