Nie wygląda na to, żeby w tym roku wiele miało się zmienić. W Australii pożary dalej trwają, Granlandia straci 267 miliardów ton lodu, a topniejąca wieczna zmarzlina na Arktyce powoduje sprzężenie zwrotne, które spotęguje ocieplenie klimatu i jego skutki.
W obliczu takiej globalnej katastrofy może się wydawać, że podjęcie akcji przez jednostkę niczego nie zmieni. Co roku do atmosfery emitujemy 36 miliardów ton dwutlenku węgla, a każdy z nas odpowiada za maleńki ułamek (choć nierówny, dla przykładu Brytyjczyk emituje średnio 5,8 tony, podczas gdy Hindus 1,8 tony). Nawet jeśli swoje emisje zdołamy uciąć, to miliardy innych ludzi mogą tego nie zrobić, nie wspominając o całym światowym systemie ekonomicznym, który nie zbacza ze swojej trajektorii. Wydaje się niemal niemożliwe, by nasze indywidualne działania mogły zmienić cokolwiek.
A jednak one mają znaczenie. Bo środowisko naturalne niszczeje z powodu kumulacji miliardów małych wpływów. Każdy nasz zakup, każda decyzja o podróży to głos w sprawie tego, jak traktujemy innych ludzi i środowisko. Nawet jeśli skutki nie są widoczne, to każdy taki głos ma znaczenie.
Nasze wybory pobrzmiewają na powierzchni globu i wspólnie tworzą pozornie niemożliwą do zatrzymania falę zniszczenia. A te wielkie, globalne instytucje, które wydają się wszechpotężne, składają się wyłącznie z naszych wspólnych poglądów na świat (przeszłych i aktualnych). Nie jesteśmy indywidualistami walczącymi z systemem bez twarzy: my jesteśmy systemem, który musi się zmienić.
Czy jednostka w ogóle istnieje?
Dowody naukowe z długiej listy dyscyplin wskazują, że nie jesteśmy samotnymi postaciami, choć często sami się jako takie postrzegamy. Można to zaobserwować na wiele sposobów. Na początek, każdy z nas składa się z 37 trylionów komórek, których cykl życia jest tak krótki, że w praktyce powstajemy na nowo co kilka miesięcy, sterowani kodem genetycznym, który jest dziedzictwem nie tylko ludzkości, ale całego życia na Ziemi.
Z kolei nasz umysł jest pod silnym wpływem innych ludzi – każde słowo, dotyk, feromon odebrany od innych wpływa na nasz układ nerwowy, więc w praktyce nie możesz nawet nazwać się tą samą osobą, która obudziła się dziś rano. Nowe badania nad sieciami społecznymi wskazują, że jesteśmy tak ściśle połączeni ze sobą myślami, zachowaniami i preferencjami, że te przepływają pomiędzy nami w sposób uniemożliwiający rozpoznanie, gdzie kończy się jeden umysł, a zaczyna drugi.
Dalej, nowe badania na polu psychologii środowiskowej wskazują, że gdy zdajemy sobie sprawę z tego, jak bardzo jesteśmy połączeni z resztą świata, zaczynamy bardziej dbać o innych i środowisko. Ta hipoteza była podnoszona najpierw przez filozofów tzw. „głębokiej ekologii”, jak Arne Naess, ale dziś została potwierdzona badaniami kwantytatywnymi.
Gdy ludzie czują się silniej związani z naturą (według różnych metod mierzenia związku), zwykle cieszą się większym szczęściem, poczuciem autonomii i rozwoju osobistego, a także silniejszymi postawami nastawionymi na ochronę środowiska. Podobnie, gdy ludzie czują się bardziej połączeni ze swoim otoczeniem społecznym, mają niższy poziom niepokoju, wyższy dobrostan i więcej empatii.
Wspólna zmiana
By skorzystać z tych zalet, musimy zmienić swoje nastawienie. Często mówi się, że gdy jesteśmy młodzi i optymistyczni, mamy zamiar zmieniać świat wokół nas, ale z wiekiem i nabytą wiedzą zdajemy sobie sprawę z daremności takich starań, stawiając w zamian na zmienianie siebie.
Ale by zmierzyć się z wielkimi problemami świata potrzebujemy tak naprawdę obu nastawień – zmiany i świata, i siebie. Właściwie to jeszcze bardziej zniuansowane, ponieważ zmienienie siebie jest kluczowe dla zmiany świata. Zdanie sobie sprawy z tego, jak bardzo jesteśmy połączeni, owocuje bardziej etyczną i odpowiedzialną postawą.
Jak więc to osiągnąć? Znów, świeże naukowe badania pomagają, wskazując najbardziej skuteczne podejścia. Zaangażowanie w życie społeczności i edukacja środowiskowa podnoszą naszą świadomość związku z innymi i otoczeniem, podobnie jak medytacja. Nawet gry komputerowe i książki bywają projektowane tak, by podnosić naszą empatię. To z kolei uświadamia nam, że jesteśmy częścią czegoś znacznie większego i pozbawia złudzenia, że stanowimy tylko wyizolowaną jednostkę.
Dlatego, choć wkład pojedynczej osoby w walce ze zmianami klimatu jest niewidoczny, każdy z nas stanowi element większej całości. Jesteśmy silnie połączeni ze sobą na fizycznym i umysłowym poziomie i gdy zdamy sobie z tego sprawę, zaczynamy działać inaczej, z większą wrażliwością i dbałością o otaczający świat.
Nasze wzajemne połączenia oznaczają także, że pozytywne zachowania mogą wpływać na wielu innych. Kiedy zdamy sobie sprawę, że jesteśmy częścią kolektywu, możemy mierzyć się ze zmianą klimatu.
Autor: Prof. Tom Oliver, University of Reading (tekst przetłumaczony i przedrukowany na licencji creative commons, oryginał dostępny na The Conversation)
CytujSkomentuj
To straszna tragedia co się dzieje na tym świecie całym. Nie zapominajmy, ze ta planeta jest dla nas jak matka. A tak to się niby z daleka przyglądamy dewastacji ziemii i myślimy ze to nas wogóle nie dotyczy. A dotyczy i to bardzo. I te zwierzątka wszystkie takie biedne. No w prost łzy cisną się do oczu ;(