Już sama rozmowa jest krokiem naprzód, ale jasnym stało się, że kobiety wciąż muszą włożyć niemało pracy emocjonalnej, by wyjaśnić i usprawiedliwić swoje doświadczenia przed mężczyznami wokół nich. To widoczne zwłaszcza wtedy, gdy mężczyźni postanawiają stanąć w roli adwokatów diabła w dyskusji. To stawia kobietę w narożniku, w którym musi być defensywna i dowieść, że jej doświadczenie się liczy, a jej reakcja jest uzasadniona. To może być wyczerpujące, stąd określenie „praca emocjonalna”.
Badając doświadczenia kobiet z molestowaniem seksualnym w miejscach publicznych przez trzy lata, zaczęłam dostrzegać powszechne reakcje ze strony mężczyzn dotyczące skali i wpływu takich zachowań. Te częste odpowiedzi wypaczają rozmowę i utrudniają produktywną interakcję.
„Inni mają gorzej”
Trywializowanie napastowania/molestowania seksualnego jest naprawdę łatwe, zwłaszcza w porównaniu z bardziej drastycznymi napaściami seksualnymi. Może się wydawać, że pożądliwe spojrzenia na ulicy są gorsze niż łapanie za części ciała, ale część szkody w każdym takim zachowaniu leży w jego codzienności, powtarzalności. Najbardziej znormalizowane wtręty, jak zuchwałe oglądanie się, gwizdanie czy wycie na widok kobiet mają miejsce tak często, że w ogóle uchodzą uwadze wielu ludzi. Przyjmujemy to za normę.
Ale dla wielu kobiet takie incydenty „o niskiej szkodliwości” przypominają o ryzyku tych poważniejszych czy wręcz przemocy. Strach, z kolei, wpływa na codzienne życie, ograniczając swobodę poruszania się publicznie – taką, jaką ma choćby mężczyzna.
Badania z 2018 prowadzone w 13 krajach pokazują, że mężczyźni bardzo mocno zaniżają częstotliwość napastowań seksualnych, jakich doświadczają. Mężczyźni wskazywali, że nieco ponad jedna trzecia kobiet (36%) tego doświadcza w swoim życiu, podczas gdy realna liczba jest bliższa 60% (a i tak pewnie jeszcze zaniżona).
To martwi, ponieważ wpływa na sposób, w jaki rozmawiamy o napastowaniu seksualnym. Dla mężczyzn to zwykle abstrakcyjna sytuacja albo „interesujący temat”, który raczej się nie wydarzy. Mając to na uwadze łatwo zrozumieć, jaki punkt widzenia przyjmują w dyskusji, nie rozumiejąc jak wysoka jest stawka dla kobiet.
„Nie wszyscy mężczyźni tacy są”
Nierzadko zdarza się, że kobieta opowiada o swoim doświadczeniu, by zaraz usłyszeć podobną ripostę od mężczyzn reagujących tak, jakby osobiście zostali oskarżeni. Trzeba jednak wiedzieć, że w rozmowach o napastowaniu nie chodzi o atak na „wszystkich mężczyzn”, ale na sprawców i w pewnym sensie społeczeństwo, które pozwala na utrwalanie takich zachowań.
Jeśli mężczyzna odpowiada „nie wszyscy jesteśmy tacy”, to wskazuje, że jest bardziej zainteresowany tym, jak jest osobiście postrzegany, a nie na tym, co czuje kobieta, która była napastowana lub napadnięta.
„Mężczyźni też są ofiarami”
Mężczyźni i chłopcy również padają ofiarami przemocy seksualnej i można nawet stwierdzić, że są bardziej stygmatyzowani z powodu wstydu, jaki sprowadza kultura tzw. toksycznej męskości. Bycie ofiarą i poczucie słabości (zwłaszcza w kontekście seksualnym) nie przyjmuje się dobrze w społeczeństwie, w którym trzeba „być mężczyzną”.
Jednakże dostrzeganie, że kobiety nieproporcjonalnie częściej padają ofiarą przemocy seksualnej nie oznacza, że zaprzeczamy takim sytuacjom wśród mężczyzn. Próba budowania symetrii i udawania, że ten problem nie ma przypisanej płci, tylko umniejsza powadze i wpływowi, jaki takie sytuacje mają na codzienne życie kobiet.
„Trzeba było zareagować”
Feministyczna wykładowczyni Liz Kelly postrzegała napastowanie seksualne jako element „kontinuum przemocy seksualnej”. To powinno pomóc w zrozumieniu, dlaczego kobiety obawiają się reakcji, gdy do napastowania dochodzi w miejscu publicznym – boją się eskalacji.
Może się wydawać, że gwizdanie za kimś czy wpatrywanie się w kobietę nie jest niebezpieczne, ale kobieta będąca adresatką takiego zachowania nie ma pojęcia, czy mężczyzna poprzestanie na tym, czy zamierza działać dalej. Dlatego niemal zawsze opuszczenie takiej sytuacji jest priorytetem, a nie wygarnianie sprawcy.
Moje badanie skupione na napastowaniu seksualnym w środkach transportu publicznego i wykazało dokładnie to: kiedy mężczyzna na drugim końcu wagonu metra masturbował się, głównym zmartwieniem kobiety było wysiąść jak najszybciej z pojazdu.
Mówienie komuś, jak powinien był się zachować w takiej sytuacji to tak naprawdę zrzucanie winy na ofiarę. Skupia się na tym, jak ofiara postąpiła, a nie na zachowaniu sprawcy. Tym samym wpisuje się w narrację, że to kobiety powinny wystrzegać się mężczyzn i zmieniać swoje zachowania w świecie, w którym napastowanie jest tak znormalizowane, że wydaje się nieuniknione.
Zrozum swoją reakcję
Napastowanie seksualne jest często omawiane jako „kobiecy problem”. Ale problem nie leży w kobietach. On jest po stronie mężczyzn. Czy raczej – on stanowi symptom społeczeństwa, które przyzwala na seksistowskie zachowania. A mimo to ciężar walki z napastowaniem (i innymi formami przemocy seksualnej i nierówności płciowej) wciąż wydaje się spadać głównie na barki kobiet.
Mężczyzno, jeśli stawiasz się w roli adwokata diabła, możesz okazać się prowokującym rozmówcą czy umniejszać komuś bez zdawania sobie z tego sprawy. A to czyni dyskusję na ten temat jeszcze bardziej wyczerpującą z kobiecej perspektywy, czyli z perspektywy, w której napastowanie wpływa na codzienne życie.
Jeśli w konfrontacji z problemem agresji seksualnej mężczyźni wciąż będą reagować w ten sposób, przyczynią się do wyciszania głosu kobiet i ich codziennej rzeczywistości. Nie trzeba aż tak wiele, by po prostu wysłuchać, a to może stanowić ogromną różnicę dla osoby, która opowiada.
Autorka: Dr Sian Lewis, wykładowczyni kryminologii i socjologii na University of Roehampton (tekst przetłumaczony i przedrukowany na licencji creative commons, oryginał dostępny na The Conversation)
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.