IMG_9717
Fot.: Karolina Sekuła
joanna
14/03/2013

Trzydziestolatki

Ani słowa o karierze, serialu „Szpilki na Giewoncie”, zawodowych planach na przyszłość. Joanna Jałowiec (rocznik 1980) rozmawia z aktorką Magdaleną Schejbal (rocznik 1980) o pokoleniu przełomu

Joanna Jałowiec: Nasze wczesne dzieciństwo to czas kupowania cukru na kartki, apeli ku czci „jedynych, słusznych” szkolnych patronów i pochody pierwszomajowe. Pamiętasz coś szczególnego z tego okresu?
Magdalena Schejbal: Pamiętam, że przez pierwsze trzy lata szkoły podstawowej chodziło się w fartuszkach i obowiązkowo nosiło godło szkoły. Patron szkoły musiał być odpowiedni. Potem nastąpiły zmiany: ulice generała Świerczewskiego stawały się ulicami Jana Pawła II. Dla nas dopiero teraz to ma znaczenie, wtedy kompletnie nie miało. Czasy PRL i zmiany ustrojowe nie kojarzą mi się negatywnie – było obowiązkowe zbieranie makulatury, a potem pierwsze lumpeksy i przeszywanie metek znanych firm na ubrania. Wcześniej nosiło się ubrania po starszym rodzeństwie, a nagle okazało się, że można było mieć całą szafę własnych.

W co bawiliście się na podwórku?
Bardziej pewne siebie dzieciaki siedziały na trzepaku. Skakało się w gumę, były zabawy w stylu „123, baba Jaga patrzy”. Dzięki tej ostatniej, mnie udało się połknąć muchę, a koledze wejść w ścianę… Wiosną pojawiały się cudowne, przelotne burze, po których ziemia pachniała w specyficzny sposób i wychodziły z niej setki dżdżownic. Co myśmy z nimi robili… Teraz tego w ogóle nie ma. W Warszawie nie ma takich podwórek, dzieci nie ma, bo albo siedzą w domach, albo bawią się w tzw. kojcach – zamkniętych i ogrodzonych placach zabaw. My przesiadywaliśmy na podwórkach od rana do późnego wieczora. Wszyscy się wszystkimi opiekowali. Nawet panie z mięsnego wiedziały, jak mamy na imię, gdzie kto mieszka, co robią rodzice. Potrafiły zapytać „ A ty dlaczego nie jesteś jeszcze w domu? Przecież rodzice już wrócili z pracy!”

Miałaś lalkę Barbie?

Nie miałam. I to była rozpacz (śmiech). Mieszkałam we Wrocławiu, wiec sporo rodzin pracowało za niemiecką granicą. Lalki Barbie przyjeżdżały do nas zza muru. Ja miałam ciocię w Londynie, która przysłała mi Cindy. Potem dostałam pana do pary, ale nie był tak fajny, jak Ken. Przy czym nie byłam z tego powodu jakoś szczególnie nieszczęśliwa, bo dzieci bawiły się całymi gromadami. Zabawki były wspólne, potrafiliśmy się nimi dzielić.

Cały tekst wywiadu z Magdą Schejbal można przeczytać w najnowszym wydaniu EksMagazynu.

IMG_9717
IMG_9717

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.