Stany Zjednoczone uważane są za kolebkę indywidualizmu. Nic więc dziwnego, że amerykański pracownik nie boi się samodzielnego działania. Co więcej, uwielbia akcentować własny wkład w osiągnięty sukces. W prawie każdym biurze znaleźć można tzw. ego walls, czyli ściany zapełnione dyplomami, certyfikatami i innymi dokumentami potwierdzającymi dokonania właścicieli. Do rywalizacji zachęcają zresztą popularne w amerykańskich organizacjach konkursy na pracowników miesiąca czy kwartału. Amerykanie upodobali sobie taką formę konkurencji i mocno się w nią angażują.
Obywatele USA uważają, że na początku kariery wszyscy mają taką samą szansę na osiągnięcie sukcesu. Z badań holenderskiego naukowca F. Trompenaarsa’a wynika, że tylko 13 proc. amerykańskich pracowników uważa, że status społeczny zależy od pochodzenia. Z tego powodu wśród pracowników na wyższych stanowiskach spotyka się ludzi w różnym wieku i obojga płci. Łączy ich jedno – szczególne osiągnięcia w konkretnej dziedzinie. Nie ma pracowników za młodych lub za mało doświadczonych, aby objąć daną posadę. Dobrym tego przykładem są 20-letni milionerzy z Doliny Krzemowej.
W Stanach Zjednoczonych prawo nie określa maksymalnej liczby godzin, jakie pracownik może tygodniowo spędzić w pracy. A spędza ich dużo. Od lat mieszkańcy USA są liderami w zestawieniach najdłużej pracujących narodów. Wyprzedzają nawet znanych z pracowitości Japończyków. Według statystyk, w 2009 roku przeciętny Amerykanin przepracował średnio 1 768 godzin rocznie, czyli prawie o 400 godzin więcej niż typowy Holender czy Niemiec. Nie bez powodu mówi się, że Amerykanie żyją, aby pracować, a Europejczycy pracują, aby żyć.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.