08/09/2011
Wetiwer – Ostry kontur mężczyzny
Tematu pt. "perfumy" unikałem na blogu jak ognia, pomimo częstych próśb Czytelników o podjęcie tego tematu. Powód jest prosty - nie czuję się w tym specjalistą, więc nie zamierzałem się wymądrzać. Dzisiaj jednak mam dla Was niespodziankę. Pierwszy i mam nadzieję, że nie ostatni gościnny wpis Marcina Budzyka - młodego człowieka o wielkiej pasji perfumiarskiej. Wiedza Marcina w temacie zapachów jest ogromna i szczerze go za to podziwiam. Autorski blog Nie Muzyczna Pięciolina, który prowadzi od kilku lat jest uznawany za najbardziej opiniotwórczy polski blog o tematyce perfum. Jednego jestem pewien - o Marcinie będzie jeszcze głośno w naszym kraju, a może nawet i na świecie. Trzymam kciuki i mam nadzieję, że pojawią się kolejne gościnne wpisy. Dzisiaj Marcin przygotował tekst o niszowych propozycach zapachowych na sezon jesienny opartych na tajemniczo brzmiącym składniku - wetiwer.
Wybór perfum nigdy nie należał do zadań łatwych i najprzyjemniejszych. Miotanie się po półkach perfumerii często traktujemy jako zbytek, niepotrzebny luksus i ukłon w stronę kobiet, które uwielbiają pachnących facetów. Trudno jednak uważać, że zapach zapachowi jest równy i tutaj pojawia się problem: "czym konkretnie pachnieć?". Perfumy, jak wszystko wokół, podlegają nieubłaganej modzie, która sprawia, że wybór staje się pozornie łatwiejszy. I właśnie w tym miejscu czai się pułapka. Kiedy wszyscy pachną tak samo, nasz zapach staje się bezbarwny, nie charakterystyczny a melancholijny wręcz. Zerkając na opisy perfum do znudzenia będą się powtarzać nuty morskie, ozonowe czy cytrusowe, które przynoszą efekt neutralnej świeżości. W dzisiejszym świecie warto jednak skupić się na takim zagraniu, żeby zapachy podkreślały wizerunek, mówiły otoczeniu coś więcej o nas samych.
I w tym momencie pada twarde słowo: wetiwer. Składnik otrzymywany z korzenia wetiwerii pachnącej do dziś dnia jest uważany za afrodyzjak, ale to oczywiście rzecz raczej z pogranicza bajki niż informacja o solidnych podstawach. Warto jednak przyjrzeć się wetiwerowi, jako substancji pachnącej w sposób oryginalny i przede wszystkim bezsprzecznie męski. A przy tym absolutnie nie-retro. Próżno szukać tu "zapachowej brody", którą miały stare wody kolońskie czy wycofane już zapachy Diora, Guerlain i Chanel. Wetiwer kreuje za to wyraźną fakturę w barwie ciemnej zieleni, w której dopatrywać się można żyletkowej ostrości, choć to zależy też od efektu nad jakim pracował perfumiarz. Na półkach perfumerii stoją te perfumy raczej na uboczu, bo nie wpisują się w trend zapachowych nowości promowanych przez gwiazdy ze ścisłego topu showbiznesu. Warto jednak solidnie przetestować na skórze te kilka białych kruków, które przetrwały napór plastiku.
Chłód morskiej bryzy, suchy piasek, ale jednoczesne mocne fundamenty z tytoniu, muszkatu i mchu sprawiają, że Vetiver Guerlain'a (Douglas, 257 zł/75 mL) stanowi świetny wybór na lato czy jesień. Oryginalna formuła tego zapachu pochodzi z roku 1959 roku i w tej wersji był trudny do strawienia, ale zmiana kompozycji w 2000 roku zaowocowała kapitalnym zgraniem nut, zimną ostrością i fenomenalnym początkiem, gdzie pieprz i cytrusy zdają się tworzyć realny mały huragan. Podobno Jean Paul Guerlain chodząc po polach swojej ciotki spotkał mężczyznę pracującego na roli. Miał pachnieć świeżo ściętymi roślinami, wilgotną glebą i liści tytoniu oraz zimnym wiatrem. W ten sposób w głowie perfumiarza zakiełkował pomysł na tę kompozycję. Zresztą wetiwer bardzo często kojarzony jest z wiatrem i suchym piaskiem, które stały się źródłem inspiracji dla francuskiej perfumiarz do kreacji Sel de Vetiver (GaliLu, 378 zł/50 mL) marki The Different Company. Celine Ellena zamknęła w masywnym flakonie zarówno sól jak i powietrze, ale dodała też trochę kwiatowych elementów, które nadają suchy charakter kompozycji bez utraty ostrości. Ciepły sweter, wełniany szalik, wiatr we włosach i takie zapachy stają się ostatnim puzzlem naszego image. Dodatkowo trzeba wspomnieć, że sam olejek wetiwerowy jest używany jako naturalny utrwalacz perfum, więc nawet lekkie, świeże zapachy z tą nutą nigdy nie znikną ze skóry zbyt szybko i pięknie rozwijają się nawet w zimnych porach roku.
Zupełnie inną drogą podążano w kompozycjach, które miały się skupić na postaci pełnej drzazg, jeszcze ostrzejszej, mrocznej wręcz. W tej kategorii wetiwer łączy się z tak niespotykanymi ingrediencjami jak ekstrakt szkockiej whiskey, kora brzozowa czy palony jałowiec. To zapachy bezkompromisowe, niepowtarzalne, które bez problemu mogą stać się podpisem niemożliwym do podrobienia, choć niekoniecznie podczas lata. Niemal bez wyjątku są osiągnięciami ostatnich lat i popisem nowoczesnej sztuki tworzenia. Zacznijmy od Encre Noire - Czarnego Atramentu marki Lalique (Douglas, 348 zł/100 mL), gdzie dymne, wręcz dymiące otwarcie jest pozbawione frywolnego wstępu z lekkich składników. Symetria i kanciaste ułożenie nut sprawia nieco szorstkie wrażenie, ale świetnie sprawdzają się do garnituru i podczas bardziej formalnych okazji. Zresztą przy jego komponowaniu skorzystano też z drzewnych, trochę pylistych nut kaszmiru i drewna cyprysowego, które niosą lekki piaskowy akord. Tą drogą podążył też Serge Lutens tworząc Vetiver Oriental (GaliLu, 405 zł/50 mL). W tym wypadku możemy mówić dodatkowo o ostrym, trochę wypełnionym goryczą czekoladowym brzmieniu. Właśnie ten element pozwala upatrywać w tych perfumach cichego faworyta w wetiwerowym wyścigu. Na męski skórze kapitalnie układa się szczególnie w chłodne dni. Błyska ostrymi dymnymi drzazgami i konstruuje fenomenalny obraz noszącej go osoby.
Na sam koniec podzielę się najbardziej niesamowitym zapachem z tej szuflady. To Fumidus marki Profumum (Quality Missala, 760 zł/100 mL), co w wolnym tłumaczeniu oznacza "Kopciuch". Podobno niektórym przypomina pieczone w ognisku ziemniaki, innym woń palącego się kominka. Prawdę mówią i jedni, i drudzy. A spektrum skojarzeń i tak jest dużo większe. Ta kompozycja to połączenie szkockiej whiskey z bardzo suchym, niemal spopielonym wetiwerem. Perfumy są trudne, drogie i szalenie brzydkie. Turpizm rzuca na kolana i to właśnie jest ich tajemnica.
Można posunąć się do stwierdzenia, że wetiwer potrafi przyjąć tak różnorodne i, co najważniejsze, niebanalne formy, że warto zawiesić nozdrza nad butelkami z tym składnikiem. Zieleń, drewno, sól morska, gorycz i dym, które przywołuje ta roślina mogą zostać nieocenionymi towarzyszami naszego dnia. Wychodzę z założenia, że w dzisiejszym świecie nie liczy się, żeby pachnieć ładnie, bo ładny to może być odświeżacz powietrza. Lepiej wodzić otoczenie za nos.
Marcin Budzyk
Wybór perfum nigdy nie należał do zadań łatwych i najprzyjemniejszych. Miotanie się po półkach perfumerii często traktujemy jako zbytek, niepotrzebny luksus i ukłon w stronę kobiet, które uwielbiają pachnących facetów. Trudno jednak uważać, że zapach zapachowi jest równy i tutaj pojawia się problem: "czym konkretnie pachnieć?". Perfumy, jak wszystko wokół, podlegają nieubłaganej modzie, która sprawia, że wybór staje się pozornie łatwiejszy. I właśnie w tym miejscu czai się pułapka. Kiedy wszyscy pachną tak samo, nasz zapach staje się bezbarwny, nie charakterystyczny a melancholijny wręcz. Zerkając na opisy perfum do znudzenia będą się powtarzać nuty morskie, ozonowe czy cytrusowe, które przynoszą efekt neutralnej świeżości. W dzisiejszym świecie warto jednak skupić się na takim zagraniu, żeby zapachy podkreślały wizerunek, mówiły otoczeniu coś więcej o nas samych.
I w tym momencie pada twarde słowo: wetiwer. Składnik otrzymywany z korzenia wetiwerii pachnącej do dziś dnia jest uważany za afrodyzjak, ale to oczywiście rzecz raczej z pogranicza bajki niż informacja o solidnych podstawach. Warto jednak przyjrzeć się wetiwerowi, jako substancji pachnącej w sposób oryginalny i przede wszystkim bezsprzecznie męski. A przy tym absolutnie nie-retro. Próżno szukać tu "zapachowej brody", którą miały stare wody kolońskie czy wycofane już zapachy Diora, Guerlain i Chanel. Wetiwer kreuje za to wyraźną fakturę w barwie ciemnej zieleni, w której dopatrywać się można żyletkowej ostrości, choć to zależy też od efektu nad jakim pracował perfumiarz. Na półkach perfumerii stoją te perfumy raczej na uboczu, bo nie wpisują się w trend zapachowych nowości promowanych przez gwiazdy ze ścisłego topu showbiznesu. Warto jednak solidnie przetestować na skórze te kilka białych kruków, które przetrwały napór plastiku.
Chłód morskiej bryzy, suchy piasek, ale jednoczesne mocne fundamenty z tytoniu, muszkatu i mchu sprawiają, że Vetiver Guerlain'a (Douglas, 257 zł/75 mL) stanowi świetny wybór na lato czy jesień. Oryginalna formuła tego zapachu pochodzi z roku 1959 roku i w tej wersji był trudny do strawienia, ale zmiana kompozycji w 2000 roku zaowocowała kapitalnym zgraniem nut, zimną ostrością i fenomenalnym początkiem, gdzie pieprz i cytrusy zdają się tworzyć realny mały huragan. Podobno Jean Paul Guerlain chodząc po polach swojej ciotki spotkał mężczyznę pracującego na roli. Miał pachnieć świeżo ściętymi roślinami, wilgotną glebą i liści tytoniu oraz zimnym wiatrem. W ten sposób w głowie perfumiarza zakiełkował pomysł na tę kompozycję. Zresztą wetiwer bardzo często kojarzony jest z wiatrem i suchym piaskiem, które stały się źródłem inspiracji dla francuskiej perfumiarz do kreacji Sel de Vetiver (GaliLu, 378 zł/50 mL) marki The Different Company. Celine Ellena zamknęła w masywnym flakonie zarówno sól jak i powietrze, ale dodała też trochę kwiatowych elementów, które nadają suchy charakter kompozycji bez utraty ostrości. Ciepły sweter, wełniany szalik, wiatr we włosach i takie zapachy stają się ostatnim puzzlem naszego image. Dodatkowo trzeba wspomnieć, że sam olejek wetiwerowy jest używany jako naturalny utrwalacz perfum, więc nawet lekkie, świeże zapachy z tą nutą nigdy nie znikną ze skóry zbyt szybko i pięknie rozwijają się nawet w zimnych porach roku.
Zupełnie inną drogą podążano w kompozycjach, które miały się skupić na postaci pełnej drzazg, jeszcze ostrzejszej, mrocznej wręcz. W tej kategorii wetiwer łączy się z tak niespotykanymi ingrediencjami jak ekstrakt szkockiej whiskey, kora brzozowa czy palony jałowiec. To zapachy bezkompromisowe, niepowtarzalne, które bez problemu mogą stać się podpisem niemożliwym do podrobienia, choć niekoniecznie podczas lata. Niemal bez wyjątku są osiągnięciami ostatnich lat i popisem nowoczesnej sztuki tworzenia. Zacznijmy od Encre Noire - Czarnego Atramentu marki Lalique (Douglas, 348 zł/100 mL), gdzie dymne, wręcz dymiące otwarcie jest pozbawione frywolnego wstępu z lekkich składników. Symetria i kanciaste ułożenie nut sprawia nieco szorstkie wrażenie, ale świetnie sprawdzają się do garnituru i podczas bardziej formalnych okazji. Zresztą przy jego komponowaniu skorzystano też z drzewnych, trochę pylistych nut kaszmiru i drewna cyprysowego, które niosą lekki piaskowy akord. Tą drogą podążył też Serge Lutens tworząc Vetiver Oriental (GaliLu, 405 zł/50 mL). W tym wypadku możemy mówić dodatkowo o ostrym, trochę wypełnionym goryczą czekoladowym brzmieniu. Właśnie ten element pozwala upatrywać w tych perfumach cichego faworyta w wetiwerowym wyścigu. Na męski skórze kapitalnie układa się szczególnie w chłodne dni. Błyska ostrymi dymnymi drzazgami i konstruuje fenomenalny obraz noszącej go osoby.
Na sam koniec podzielę się najbardziej niesamowitym zapachem z tej szuflady. To Fumidus marki Profumum (Quality Missala, 760 zł/100 mL), co w wolnym tłumaczeniu oznacza "Kopciuch". Podobno niektórym przypomina pieczone w ognisku ziemniaki, innym woń palącego się kominka. Prawdę mówią i jedni, i drudzy. A spektrum skojarzeń i tak jest dużo większe. Ta kompozycja to połączenie szkockiej whiskey z bardzo suchym, niemal spopielonym wetiwerem. Perfumy są trudne, drogie i szalenie brzydkie. Turpizm rzuca na kolana i to właśnie jest ich tajemnica.
Można posunąć się do stwierdzenia, że wetiwer potrafi przyjąć tak różnorodne i, co najważniejsze, niebanalne formy, że warto zawiesić nozdrza nad butelkami z tym składnikiem. Zieleń, drewno, sól morska, gorycz i dym, które przywołuje ta roślina mogą zostać nieocenionymi towarzyszami naszego dnia. Wychodzę z założenia, że w dzisiejszym świecie nie liczy się, żeby pachnieć ładnie, bo ładny to może być odświeżacz powietrza. Lepiej wodzić otoczenie za nos.
Marcin Budzyk
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.