rozathunikonanew
JJ
05/06/2014

Róża Thun: Polka potrafi

Kobieta torpeda. Najbardziej pracowita europosłanka, przez lata działaczka społeczna. O ciekawych mężczyznach, pruskim porządku, duńskich ministrach i bawarskich ogrodnikach rozmawiamy z Różą Thun

EksMagazyn: „Kiedy dziś ktoś mówi o upadku żelaznej kurtyny, to zawsze go poprawiam. Ona nie upadła, myśmy ją zerwali.” Wierzy pani w siłę obywatelskiego sprzeciwu również w dzisiejszych czasach?
Róża Thun: Tak! Oczywiście! My możemy się zorganizować, niekoniecznie od razu sprzeciwiać. Wyraźnie wypowiedziane potrzeby, wypowiedziane grupowo, mają siłę przebicia. Ale największą siłę przebicia ma zaangażowanie prowadzące do rozwiązania problemu. Poczynając od wspólnoty mieszkaniowej, która sama decyduje o tym, że ociepli dach i dzięki temu obniży koszty ogrzewania. Chodzi o to, żeby samemu organizować sobie najbliżej otaczający nas świat – podwórko, gminę, państwo.

Po co mamy interesować się poprawianiem świata?
Siedzenie w swoim własnym domku, po pierwsze, szczęścia nie daje. Możemy sobie urządzić śliczne mieszkanie z ładnym ogródkiem, usiąść na ładnej kanapie i zaplanować zakupy. Ale jeśli nie zainteresujemy się tym, co jest dookoła nas, to może się okazać, że nie mamy jak dojechać do sklepu. Większa część przestrzeni, w której żyjemy jest wspólna i z bardzo różnymi, na ogół całkiem innymi, niż my ludźmi, musimy o nią dbać. Trzeba więc patrzeć na to, jak radzą sobie inni. Również ci, którzy nie mieszkają na ładnych, strzeżonych osiedlach. Jesteśmy jednym organizmem, połączonymi naczyniami, i to nie tylko w Polsce, ale też w Europie. Jeśli boli nawet mały paznokieć, to cały organizm to odczuwa. Dbać trzeba o całość. Poza tym, co lepszego mogę zostawić moim dzieciom w spadku niż lepiej urządzony świat, który moje i starsze pokolenie zastało w złym stanie?

Postawa społecznika to kwestia charakteru czy wychowania?
Jedno i drugie. Widzę po mojej rodzinie, że dużo zależy od temperamentu. Jedni uwielbiają cały czas coś organizować, a inni nie przepadają za spotykaniem się z dużą liczbą osób. I koniec, trzeba to uszanować! Nie twierdzę, że każdy musi zajmować się bezdomnymi psami, ale każdy musi zrozumieć, że takie sprawy to również jego odpowiedzialność. Jeśli ktoś nie angażuje się społecznie, to niech chociaż odpisze jeden procent na organizację pozarządową. Trzeba być świadomym obywatelem. Od czasu do czasu zainteresować się petycją, z którą biega sąsiad i tym, co dzieje się dookoła. Jeśli nie chcemy sami działać, to wspierajmy w tym innych. Choćby użyczając okna na plakat jakiejś akcji.

Czuje się pani przede wszystkim Polką czy Europejką?
To się nie wyklucza! W poniedziałek lecę do Jerozolimy. Czuję się tam, jak w domu, bo tam jest Stary i Nowy Testament, który jest częścią mojej tożsamości. Kiedy jestem w Rzymie, to tam też jest część mnie, bo nasze prawo wywodzi się z kodeksu rzymskiego. I tak dalej. Nie spadliśmy z jakiejś osobnej planety. Jestem Krakowianką, Małopolanką, Polką i Europejką. Jedno wynika z drugiego i w żaden sposób sobie nie przeczy. Wszyscy jesteśmy dziedzicami judeo-chrześcijaństwa, Grecji i Rzymu. Czy się do tego chcemy przyznać, czy nie. Jasne, że przeszliśmy w Europie przez straszne zdarzenia, i to całkiem niedawno. Trzeba znać historię, żeby budować przyszłość. Na wyłącznym roztrząsaniu bolesnej przeszłości nic się nie zbuduje. Nas łączy wiele spraw wspaniałych, a wśród nich osiągnięcia ostatnich lat.

Co pani sądzi o obecnym w polskim dyskursie medialnym podziale na nowoczesny i tradycyjny patriotyzm?

Zawsze można spróbować coś dzielić, ale wie pani… to jest właściwie bardzo teoretyczne pytanie, a ja wolę praktykę.

Zapytam w takim razie o praktykę. Co oznacza dla pani bycie patriotką?
Patriotyzm, czyli mówiąc po polsku: miłość do ojczyzny czy też matczyzny. Zastanawiam się nad tym słowem, bo jak mają mówić dzieci wychowane w kraju matki, tak, jak na przykład moje dzieci? Rodzina mojego męża pochodzi z dawnej Austrii, nie ma już tego kraju.
Patriotyzm to, według niektórych, miłość do kraju przodków. A kraj moich przodków miał inne granice, niż ten, w którym ja się urodziłam. Moja matka chodziła do szkoły w Wilnie, mój dziadek jest z Inflant (Łotwa), a moja babka z Przyłuk koło Mińska (Białoruskiego). Tu już zaczynają się pytania. Ojczyzna to nie tylko teren geograficzny, ale cała kultura, spuścizna myśli, historia, obyczajowość, wszystko, co nas uformowało. Patriotyzm jest dla mnie dbałością i rozwijaniem tego, co najlepsze wypracowali nasi przodkowie. To ułatwia mi mocne poczucie tożsamości, co z kolei pozwala mi na otwartość. Wiem, kim jestem i wiem, że mam coś do zaproponowania. W związku z tym, mogę bez kompleksów sprzymierzać się z innymi i korzystać z tego, co proponują inni. Bo przecież oni też kochają swoje ojczyzny i mają coś ciekawego do zaproponowania. Patriotyzm daje mi pewność siebie. Nie boję się, że ktoś mi coś tu zabierze. Daje mi poczucie siły, ciekawość innych i radość z tego, że jesteśmy różni.
Z naszą tradycją – lokalną, środowiskową, rodzinną – odziedziczyliśmy różne rzeczy. U nas w rodzinie istnieje bardzo ekologiczna tradycja: dbałość o przyrodę, o ziemię w sensie niemal dosłownym. Jeśli mówimy wielkie słowa o umiłowaniu ojczyzny, po czym przez okna pociągu wyrzucamy śmieci, szambo wylewamy do lasu i w kotłowni palimy świństwa, to coś tu nie gra. Albo puszczamy autostradę do Moskwy przez Rospudę. To jest przecież niszczenie matczyzny!

Cały artykuł znajdziecie w X numerze EksMagazynu – w Empikach w całej Polsce.

rozathunikonanew
rozathunikonanew

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.