EksMagazyn: Skończyła pani studia z wyróżnieniem, grała w warszawskim Teatrze Dramatycznym, u boku takich sław polskich scen, jak: Holoubek, Zapasiewicz czy Gajos. Dlaczego wyjechała pani z Polski u progu wielkiej kariery?
Liliana Komorowska-Głąbczyńska: To była ucieczka od stanu wojennego, zabrania wolności – właściwie życia w niewoli, przede wszystkim osobistej, ale też artystycznej. Wyjechałam przede wszystkim po to, by zawalczyć o siebie. Zmierzyć się z mitem Ameryki, miejsca, w którym narodziło się kino i gdzie robi się kariery. Liczyłam też na zmianę w życiu. Byłam bardzo zniecierpliwiona tym, że moja kariera aktorska, która dobrze się zaczynała, została zastopowana przez stan wojenny.
Stany okazały się krainą wolności i spełnionych marzeń?
Moje pierwsze wrażenie: jestem w Ameryce i widzę, że to kraj kolorowy, przebogaty i tylu wyborów, że stałam się osobą, której ciężko coś zdecydować! W Polsce, w sklepach, były trzy rodzaje mleka do wyboru. Tam – dwadzieścia. Stałam przed półką i nie wiedziałam, co zrobić. Drugim zdziwieniem były otwarte pytania: kim jesteś? W co wierzysz? Ja nigdy ich sobie nie zadawałam. W Polsce było oczywiste, że jestem katoliczką. Byłam zanurzona w pewien porządek. W momencie kiedy wyjechałam, zderzyłam się ze światem wolności, czymś, co Amerykanie nazywają melting pot (tygiel kulturalny – przyp. red). Musiałam zweryfikować swój stosunek do religii.
To był skok na głęboką wodę…
Jak przyjechałam, okazało się, że mój angielski nie ma nic wspólnego z amerykańskim. Komunistyczny paszport był bardzo niedobry, wszyscy patrzyli na mnie podejrzanie. Musiałam przestać się bać. Znalazłam osobę, która mnie reprezentowała. „Musisz nauczyć się tekstu, iść na 15 spotkań, musisz być the best” – mówiła mi. I mieć uśmiech na twarzy, ten do którego w Polsce nie jesteśmy przyzwyczajeni. Poznałam Janusza Głowackiego, Zbyszka Rybczyńskiego i wielu Polaków, którzy tam byli i znaleźli dla siebie miejsce w tym świecie. To było najtrudniejsze. Dla aktorki, która przyjeżdża znikąd, nie zna nikogo i chce podbić świat (śmiech).
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.