Michał Oleszczyk
Michał Oleszczyk
19/10/2010

Read My Lips


Stali Czytelnicy „Fotela…” wiedzą (stąd, stąd i stąd) o mojej słabości do formy zwanej z angielska lip-sync, polegającej – najkrócej rzecz ujmując – na mimicznym wpasowaniu się jednego wykonawcy w wokalną ścieżkę wytyczoną przez wykonawcę innego. Dziś parę słów o samej formie i najpiękniejszych jej filmowych przykładach.

Najwybitniejszym dziełem pożytkującym lip-sunc na dużą skalę jest miniserial Dennisa Pottera pt. Pennies from Heaven (1978), w którym smutek bohaterów rozpraszany jest fantazjami śpiewanymi przez nich samych – tyle że głosami popularnych wykonawców lat trzydziestych i czterdziestych. Bob Hoskins gra nieszczęśliwego sprzedawcę nut, który ucieka od kłopotów materialnych i niemożności seksualnego spełnienia w małżeństwie do piosenek właśnie – niosących jego zdaniem „prawdę o tym, kim wszyscy jesteśmy”. W tej scenie kolejne odrzucone przez żonę awanse erotyczne powodują bezsilny gniew w życiu realnym, a w życiu wyśnionym owocują wyśpiewanym marzeniem o „srebrnym podszyciu każdej ciemnej chmury”:



O ile produkcja BBC – jakkolwiek wspaniała – używa rudymentarnych środków wyrazu dla odróżnienia „prawdy” od „fantazji”, o tyle amerykański remake serialu, czyli Pennies from Heaven (1981) Herberta Rossa, dysponuje o wiele wystawniejszą inscenizacją. W powyższym klipie samo tylko żółte światło i ruch kamery sygnalizowały przejście między dwoma poziomami; we fragmencie poniższym mamy już scenograficzny rozmach, z ławkami szkolnymi zamienionymi w dziecięce fortepiany, podczas gdy Bernadette Peters śpiewa o miłości jako panaceum:



Arcydzieło Pottera – w obydwu wersjach – to melancholijny list miłosny, skreślony przez zawiedzionego kochanka popkultury (afirmującej i zakłamującej życie jednocześnie). Alain Resnais, w swoim Znamy tę piosenkę (1997) – dedykowanym zresztą Potterowi – jest o wiele bardziej beztroski. Inkrustuje swój film lip-synkami, to prawda, ale czyni to niezobowiązująco. Zamiast znaleźć miejsce dla całej piosenki, dać się jej rozwinąć i pozwolić na chwilowe dramaturgiczne jednowładztwo, Resnais ozdabia mowę muzycznymi wyrywkami. Frazy, kawałki zwrotek, czasem sam tylko rym, pomagają bohaterom na dookreślenie mówionych intencji – i mało nas obchodzi, jak mocno ich życie rozmija się z wyśnionym życiem piosenek. Najlepszy przykład poniżej:

Komentarze Dodaj komentarz (1)

  1. mziśka 29/10/2010 16:30

    CytujSkomentuj

    słowo rudymentarne to dla mnie za wiele…

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.