Rozdział I
Homoseksualizm – problem i zagrożenie czy prawo do inności? Wyjaśnienie podstawowych pojęć
1.1 Homoseksualista, gej czy pederasta?
Homoseksualizm (inaczej: homoseksualność) to zaangażowanie psychoemocjonalne i pociąg seksualny pomiędzy osobami tej samej płci. Jedna z orientacji seksualnych obok heteroseksualizmu, czyli popędu do płci przeciwnej, biseksualizmu, czyli popędu ukierunkowanego na obie płci oraz aseksualizmu, czyli braku popędu płciowego do obu płci. Słowo homoseksualizm powstało z połączenia dwóch słów: greckiego homos (jednakowy, taki sam) i łacińskiego sexualis (seksualny) . W seksuologii, szczególnie w starszej literaturze, spotykane jest użycie słowa homoseksualizm także w odniesieniu do seksu, który może dotyczyć zarówno osób homo- jak i biseksualnych .
Dawniej dla zjawiska homoseksualizmu używano wielu nazw, m.in. homoseksualizm męski określano terminem uranizm bądź pederastia. Homoseksualizm kobiecy jest z kolei nazywany miłością lesbijską – dawniej natomiast był określany także jako safizm lub trybadyzm. Słowa te, dziś rzadko spotykane mają pewne niuanse znaczeniowe.
*Uranizm oznaczał seks między mężczyznami (od boga Uranosa, ojca bogów i tytanów, władcy nieba).
*Słowo pederastia pochodzi od greckiego „paiderastia”, co znaczy „miłość do chłopców”, ponieważ w starożytnej Grecji typowe były stosunki homoseksualne między dojrzałymi mężczyznami a dorastającymi chłopcami.
*Safizm to określenie miłości lesbijskiej pochodzące od imienia poetki greckiej Safony, autorki czułych wierszy miłosnych skierowanych do kobiet.
*Trybadyzm oznacza rodzaj seksu między kobietami, polegający na ocieraniu się intymnymi częściami ciała (od gr. tribein – ocierać się, trzeć).
W języku codziennym jak i oficjalnym, na określenie homoseksualnego mężczyzny oprócz określenia homoseksualista używa się bardziej neutralnego słowa gej (od ang. gay – wesoły), które dziś już utraciło swoje żargonowo-środowiskowe zabarwienie. Słowo gay na określenie mężczyzn homoseksualnych, zostało po raz pierwszy użyte w latach 60. XX wieku w Stanach Zjednoczonych, podczas zgromadzeń organizacji walczących o równouprawnienie osób homoseksualnych. Kobietę homoseksualną określa się jako lesbijkę (od wyspy Lesbos, ojczyzny Safony) i jest to również słowo o zabarwieniu neutralnym .
Do określenia społeczności lesbijek, gejów, a także osób biseksualnych i transgenderycznych stosuje się skrót LGBT (od pierwszych liter). Pierwsze użycie terminu datuje się na lata 60. XX wieku w USA, na krótko po zamieszkach Stonewall w Greenwich Village .
Starcia z policją, do których doszło w Stonewall w Nowym Jorku w 1969 r. wybuchły na tle dyskryminacji mniejszości seksualnych, zaraz po ataku policji na pub „Stonewall Inn”, gdzie owe mniejszości zwykły przebywać. W nocy z 27 na 28 czerwca 1969 roku do Stonewall Inn – baru dla gejów znajdującego się na 55 Christopher Street w Nowym Jorku – wkroczył mały, sześcioosobowy oddział policji. Tego rodzaju najazdy na lokale gejowskie nie były w owym czasie niczym szczególnym, regularne nękanie wpisane było w specyfikę tych miejsc, podobnie jak typowy ich scenariusz: grupa policjantów spisywała wszystkich klientów, czyniła pod ich adresem złośliwe komentarze, po czym aresztowała kilku najbardziej widocznych homoseksualistów: najczęściej przebranych za kobiety i kolorowych mężczyzn. Nie wiadomo do końca kto pierwszy rzucił w policjanta butelką, kto sprzeciwił się aresztowaniu, nie wiadomo nawet czy zamieszki zostały zainicjowane przez samych homoseksualistów. Wiadomo, że utarczki z policją, w których brało udział około 400 osób trwały trzy dni, a bar Stonewall stał się od tego czasu wyrazistym symbolem walki o równouprawnienie osób o orientacji homoseksualnej.
Wydarzenia w niepozornym barze w Nowym Jorku okazały się mieć olbrzymie znaczenie dla ruchu gejowskiego w Stanach Zjednoczonych. Jeszcze tego samego miesiąca na Placu Waszyngtona zorganizowano pierwszy wiec „Gay Power”. W ciągu kolejnego roku powstało wiele nowych organizacji walczących o prawa dla homoseksualistów, między innymi Gay Liberation Front w pięciu dużych miastach oraz wiele mniejszych jak lokalne Gay Activist Alliances. Wiele z tych organizacji wyrastało z ruchu lewicowego i łączyło swoją działalność ze znacznie szerszymi ideałami. Prawie wszystkie odnosiły się do zamieszek ze Stonewall, organizując regularne manifestacje w kolejne rocznice wybuchu buntu. Stonewall zaczęło znaczyć tyle co wolność, równość, tolerancja i wspólnota .
W znacznej ilości krajów rozwiniętych relacje homoseksualne są akceptowane. Nie mniej kontakty homoseksualne są nadal nielegalne w około 70 z 195 krajów na świecie (głównie w krajach Afryki i Azji). Stopień karalności jest zróżnicowany w zależności od kraju. Najcięższą karą za kontakt homoseksualny jest kara śmierci praktykowana między innymi w Iranie. Natomiast w krajach rozwiniętych ( Europy, obu Ameryk oraz Australii i Oceanii) występuje tendencja do prawnej regulacji związków homoseksualnych jako małżeństw cywilnych lub związków partnerskich (umowy cywilnoprawne nadające te same lub część praw i obowiązków jakie posiadają małżeństwa). Kraje w których zalegalizowano związki małżeńskie osób tej samej płci: Holandia (2001), Belgia (2003), Hiszpania (2005), Kanada (2005), RPA (2006) oraz stan Massachusetts (2004) w USA. Dodatkowo małżeństwa te uznaje Izrael (2006), autonomia Aruby (2007) oraz Antyl Holenderskich (2007) (bez możliwości zawarcia takich małżeństw w kraju).
Mimo to, wielu socjologów potwierdza, że w naszym kręgu kulturowym homoseksualizm jest odmiennością wywołującą zazwyczaj negatywne emocje. Gejów się boi, nienawidzi, potępia, nie akceptuje, albo okazuje się im współczucie (…). Gej jest dla społeczeństwa nie tylko jednostką inną, jest też obcym .
1.2 Kto się boi geja, czyli homofobia vs. tolerancja
Z homoseksualizmem nierozerwalnie związana jest homofobia. Homofobia to lęk przed zetknięciem się z osobami o orientacji homoseksualnej, wstręt, niechęć, nienawiść wobec osób o orientacji seksualnej lub potępianie takich osób z powodu ich orientacji. Osobę uprzedzoną wobec osób o orientacji homoseksualnej potocznie nazywa się homofobem. Natomiast głoszenie treści lub poglądów szerzących uprzedzenie wobec takich osób – homofobicznymi .
Termin w konotacji zbliżonej do obecnej zaczął funkcjonować w języku angielskim od 1969 roku, kiedy to został użyty przez amerykański tygodnik „Time”. Parlament Europejski 18 stycznia 2006 roku w rezolucji „w sprawie homofobii w Europie” zdefiniował homofobię jako „nieuzasadniony lęk i niechęć wobec homoseksualizmu oraz osób homoseksualnych, biseksualnych i transseksualnych, oparte na uprzedzeniach podobnie jak rasizm, ksenofobię, antysemityzm i seksizm” .
Niektórzy teoretycy, np. Judith Butler , rozważają możliwość wpływu na homofobię strachu ludzi przed byciem postrzeganymi jako osoby homo- lub biseksualne. Zwolennicy tej teorii wskazują, że wyrażanie homofobicznych emocji i poglądów może nie tylko służyć ekspresji sądów o osobach LGBT, ale również być czynną próbą zdystansowania się od tej kategorii ludzi i przypisywanego jej statusu społecznego. Zachowując się w sposób homofobiczny dana osoba utwierdza swoją rolę jako reprezentant/ka heteroseksualności, zabezpieczając się zarazem przed byciem postrzeżonym – i w konsekwencji naznaczonym i traktowanym – przez resztę grupy jako osoba homo- bądź biseksualna .
W tej interpretacji ważką rolę gra wyraziste przeciwstawienie się „Innemu” jako środek ustanawiający tożsamość jednostki będącej częścią większości, która jest dowartościowana w grupie; jasne naznaczenie „Innego” pomaga zbudować tę tożsamość w heteronormatywnej społeczności. Okazuje się zatem, że tożsamość heteroseksualna bywa często zbudowana na zasadzie negacji homo- czy biseksualizmu. Tożsamość homofobicznych heteroseksualistów ma więc niższy status ontyczny od tożsamości przedstawicieli mniejszości seksualnych. Jednocześnie, dwubiegunowe postrzeganie społeczeństwa (dobrzy „my” i źli „oni”), rodzi możliwość bardzo poważnych zaburzeń koegzystencji społecznej: od werbalnej deprecjacji osób skategoryzowanych jako „oni”, „obcy”, „inni” do ich fizycznej eksterminacji (np. III Rzesza).
Brak tolerancji wobec postaw homoseksualnych (w społeczeństwie, a co za tym idzie, również w kinie) to jeden z głównych problemów, jakie będą poruszane w tej pracy. Tolerancja (łac. tolerantia – „cierpliwa wytrwałość”; tolerare – „wytrzymywać”, „znosić”, „przecierpieć”) to w mowie potocznej i naukach społecznych postawa społeczna i osobista odznaczająca się poszanowaniem poglądów, zachowań i cech innych ludzi, a także ich samych. Tolerancja nie oznacza akceptacji (por. łac. acceptatio – przyjmować, sprzyjać) czyjegoś zachowania czy poglądów. Wręcz przeciwnie, tolerancja to poszanowanie czyichś zachowań lub poglądów mimo że nam się one nie podobają. Tolerancja jest postawą, która umożliwia otwartą dyskusję. Bez tej postawy dyskusja zamienia się albo w zwykłą sprzeczkę albo prowadzi do aktów agresji .
Według UNESCO, tolerancja to szacunek, akceptacja i uznanie bogactwa różnorodności kultur na świecie, naszych form wyrazu i sposobów na bycie człowiekiem. Sprzyja jej wiedza, otwartość, komunikowanie się oraz wolność słowa, sumienia i wiary. Tolerancja jest harmonią w różnorodności. To nie tylko moralny obowiązek, ale także prawny i polityczny warunek. Tolerancja – wartość, która czyni możliwym pokój – przyczynia się do zastąpienia kultury wojny kulturą pokoju .
Powołując się na wydawnictwo PWN, otrzymujemy potwierdzenie, że tolerancja to uznawanie czyichś poglądów, wierzeń, upodobań, sposobów postępowania, różniących się od własnych; wyrozumiałość .
Do końca XX wieku i początków XXI, słowo „tolerancja” w dyskursie publicznym kilkakrotnie zmieniło swoje pierwotne znaczenie. Dziś rozumiane jest jako „życzliwa akceptacja”, szacunek dla wolności innych ludzi ich myśli, opinii i sposobu życia. Szacunek ten przybiera formy obojętności, wyrozumiałości i życzliwości dla tego, co nie musi być naszym udziałem, ale co cieszy się naszą akceptacją istnienia w imię demokratycznej wolności. „Toleruję” równa się „akceptuję”. Stosunek do tego słowa zmienia się na pozytywny. Ta zmiana definicji pokazuje, że chodzi o coś więcej niż tylko zmianę postaw i zachowań. Tak naprawdę chodzi o modyfikację sposobu myślenia .
1.3 Gej to ciota, czyli co to jest stereotyp?
Stereotypy to żywione przez ludzi przekonania, które nie znajdują potwierdzenia w rzeczywistości, których mimo to i tak niechętnie się pozbywamy. Ich istnienie zapewnia nam względne bezpieczeństwo umysłowe. Takie generalizacje z psychologicznego punktu widzenia, są sposobem na upraszczanie rzeczywistości. Gordon Allport określił „stereotypizowanie” mianem „prawa najmniejszego wysiłku”, z którego korzysta człowiek oceniający świat, wybierając najmniej pracochłonną metodę.
Stereotyp w rozumieniu nauk społecznych oznacza także: „system uproszczonych przekonań(wyobrażeń, oczekiwań) o wyraźnych konotacjach emocjonalnych i oceniających, podzielanych przez członków grupy lub społeczności” . Ponadto, system wyobrażeń i przekonań jest ujmowany w sposób globalny, a wyrażany w komunikacji symbolicznej, werbalnej i pozawerbalnej; cechuje się sztywnością i odpornością na zmiany, mimo informacji, które ich nie potwierdzają. Stereotypy, według socjologii i psychologii społecznej, podzielić można na heterostereotypy i autostereotypy. Pierwszego terminu używa się, gdy członkowie jednej grupy są przekonani o słuszności swoich poglądów na temat innej-obcej grupy; natomiast autostereotypy to typowe przekonania członków danej grupy na własny temat .
Wiele stereotypów, jak przekonanie, że „wszyscy czarni to świetni sportowcy” lub „wszyscy studenci z Azji Wschodniej są sumienni i pracowici” , dotyczy etnicznych grup mniejszościowych. Trzeba przyznać, że istnieją uogólnienia, które zawierają „ziarnko prawdy”, ale niektóre są też mocno przesadzone. Stereotypy stają się częścią kulturowej wiedzy jednostek i dlatego trudno je wyeliminować, chociaż znacznie wypaczają prawdę.
Psychologowie wiedzą, że stereotypy nalezą do najbardziej rozpowszechnionych aspektów ludzkiego myślenia. Niektóre stereotypy dotyczą różnic w wyglądzie mężczyzn i kobiet oraz różnic w ich zachowaniach i postawach .
Jaki jest stereotyp geja w polskim społeczeństwie? Nieco w przejaskrawiony sposób opisuje go Kinga Dunin . Przegięte cioty, homoseksualiści wymachujący torebeczkami, pudrujący sobie nosy i nazywający się żeńskimi imionami(…). Cioty są wulgarne, często wzruszające, niekiedy występne. Oczywiście występne nie wtedy kiedy pudrują sobie nosy, ale kiedy zdobywają kochanków podstępem, albo używają przemocy – choć częściej to one same padają jej ofiarami .
Powracając do socjologii, należy wyjaśnić czym różni się stereotyp od uprzedzenia. Są to pokrewne i bliskoznaczne określenia, bardzo często stosowane zamiennie. Na płaszczyźnie semantycznej badacze doszukali się jednej istotnej różnicy jakościowej. Gdy mowa o stereotypach , okazuje się, że ich charakter może mieć konotacje pozytywne np.: można mieć wyidealizowane wyobrażenie o jakiejś grupie społecznej i pozytywny stosunek do niej . Lecz gdy mowa o uprzedzeniach, mają one zazwyczaj zabarwienie negatywne; nie mówimy przecież o pozytywnych uprzedzeniach etnicznych, rasowych czy regionalnych.
Uprzedzenia to zjawisko społeczne szeroko rozpowszechnione na całym świecie. W głębi duszy kieruje się nimi każdy, przyznając się do tego bardziej lub mniej jawnie. Ambrose Bierce twierdził, że uprzedzenie to wędrująca opinia bez widomych dowodów na swe poparcie . Uprzedzenia polegają na przyjęciu wrogiej postawy wobec członków danej grupy wyłącznie na podstawie przynależności do niej. Podobnie, jak stereotyp, uprzedzenie jest głęboko zakorzenione w ośrodkowym układzie nerwowym, gdzie zachodzą procesy pobudzenia i hamowania, odpowiedzialne za sekwencje odruchów warunkowych. Opisywana postawa ma wiele przyczyn, ale jednym z najbardziej oczywistych źródeł jest rywalizacja o wszelkie dobra, władzę , status społeczny. Zjawisko to opisuje teoria rzeczywistego konfliktu interesów , która zakłada, że uprzedzenia powstają, gdy zasoby są ograniczone. Konsekwencją są negatywne uczucia rozwijane wobec grupy, z którą się rywalizuje. Grupa słabsza o swoje niepowodzenia obwinia silniejszą. Przykładem może być niechęć do imigrantów, a powodem rywalizacja o ograniczoną ilość miejsc pracy. Teoria konfliktu nie wyjaśnia jednak uprzedzeń, w stosunku do grup, z którymi się nie rywalizuje, czy nawet nie ma żadnego kontaktu. Np.: w Polsce dość często spotykane są uprzedzenia wobec Żydów, choć w naszym kraju zamieszkuje ich zaledwie kilka tysięcy. Oznacza to, że większość Polaków zapewne nigdy nie spotkała Żyda.
Tego rodzaju zjawiska wyjaśnia teoria przeniesienia agresji . Ta, z kolei, zakłada, że uprzedzenia rodzą się, gdy ludzie przenoszą swoją agresję, wywołaną frustracją, na grupy mniejszościowe. Sprawca frustracji nie może być zaatakowany, gdyż jest abstrakcyjny, nieznany lub zbyt silny .
1.4 Inny znaczy gorszy – dyskryminacja
Z definicji wynika, że traktowanie członków jednej bądź kilku grup społecznych przez współmieszkańców i przez władze państwowe gorzej od innych , nazywa się dyskryminacją. Ponadto, może to być prześladowanie ze względu na pochodzenie członków tej grupy, przynależność narodową, rasową bądź wyznaniową. Nierówne traktowanie jednostek przejawia się w pozbawianiu lub ograniczaniu ich praw, ich prześladowanie lub manifestowanie nieprzychylnego nastawienia ze względu na pewne rzeczywiste lub domniemane cechy, takie, jak: pochodzenie społeczne, środowiskowe, przynależność klasowa.
Dyskryminacja przybiera różne formy: może być jawna i ukryta, usankcjonowana prawnie, bądź działająca na podstawie przyzwolenia społecznego. W konsekwencji, jednostki często zostają pozbawione praw człowieka (jest to ograniczenie zasady równości), wolności politycznych, gospodarczych i kulturalnych. Grupy lub jednostki są wtedy uznawane za „inne”, zwykle niepożądane.
Z punktu widzenia psychologii, dyskryminacja to nieusprawiedliwione, negatywne lub krzywdzące działanie skierowane przeciwko członkowi danej grupy, wyłącznie dlatego, że do niej należy .
Brak tolerancji wobec homoseksualizmu, stereotypizacja tej orientacji seksualnej i dyskryminacja osób „kochających inaczej” spowodowane są często panującymi w danym społeczeństwie obyczajami. Obyczaj to forma zachowania powszechnie przyjęta w danej zbiorowości społecznej i poparta uznawaną w niej tradycją. Obyczaj jest elementem kontroli społecznej, stąd jego naruszenie powoduje zazwyczaj negatywną reakcję ze strony grupy. Obyczaje są przekazywane z pokolenia na pokolenie i ulegają zmianom bardzo powoli. Ogół obyczajów w danej zbiorowości tworzy jej obyczajowość .
1.5 Gender, czyli gra pozorów
Dla dalszej pracy konieczne jest wspomnienie i wyjaśnienie pojęć „queer theory” i „gender”. Do końca lat 80-tych słowo „queer” funkcjonowało w języku angielskim jako wyzwisko kierowane przeciwko gejom i lesbijkom przez osoby homofobiczne. Znaczenie angielskiego „queer” można porównać do polskiego „ciota”. Pod koniec lat 80-tych ruch gejów i lesbijek zaczął zawłaszczać słowo „queer” do swoich własnych celów, dzięki czemu zaczęło ono tracić swój pejoratywny charakter. Skoro geje i lesbijki zaczęli siebie sami nazywać „queer”, ludzie homofibiczni byli zmuszeni stwierdzić, że użycie tego słowa przestało przynosić upragniony skutek, przestało zawstydzać .
Obecnie „queer” nie można utożsamić ani z homoseksualizmem ani z biseksualizmem, lecz z wszelkimi nienormatywnymi tożsamościami i zachowaniami seksualnymi, co jest wyrazem wyczerpywania się podziału w kulturze na homo – hetero, a powstawaniem podziału na to, co zgodne z kulturowym status quo i na to, co niezgodne. Poglądy Judith Butler przedstawione na początku lat 90′ zapoczątkowały tzw. „queer theory”. Chodzi o to, że płeć nie jest czymś biologicznym, z czym się rodzimy („sex”), ale tym wytworem kulturowym, co kształtujemy w zależności od kultury właśnie i obyczajów, w których się wychowujemy („gender”) .
Judith Butler krytykując esencjonalistycznie pojęte tożsamości stara się udowodnić, że to kategorie puste, tworzone ad hoc dla celów reprezentacji. Taka reinterpretacja polityki tożsamości pozwala na krytyczne przyjrzenie się kategoriom, które forsują ruchy emancypacyjne. Jest to szczególnie ważne w przypadku wykluczania niektórych tożsamości przez ruchy feministyczne, gejowskie i lesbijskie ze swojej polityki reprezentacji, co, przy braku refleksji nad kategoriami, które były reprezentowane, zdawało się być dla wspomnianych ruchów niezauważalne.
Książka „Gender Trouble” Judith Butler, która zapoczątkowała „queer theory” nie wzięła się z nikąd. Można powiedzieć, że jest logicznym rozwinięciem teorii władzy i jej nośnika – dyskursu zaprezentowanej w „Historii Seksualności” przez Michela Foucaulta . Autor skrytykował tzw. hipotezę represyjności władzy, według której, władza jedynie ogranicza wolność jednostki. Według Foucaulta władza nie tyle ogranicza jednostki ile produkuje tożsamości, które ogranicza. To dyskurs natomiast jest nośnikiem władzy, a on sam jest niestabilny, gdyż może być zarazem skutkiem i instrumentem władzy jak i oporem przeciwko niej . Ponieważ wszystko jest skutkiem dyskursu, Foucault uhistorycznił kategorię płci (w sensie biologicznym i anatomicznym), co postawiło pod znakiem zapytania podział na „sex” i „gender”, który utrzymywał się w feminizmie od lat 60-tych. Płeć w sensie biologicznym stała się „gender” od samego początku, a biologia służyła jedynie naturalizowaniu podziału ról płciowych.
Judith Butler także zanegowała podział na „sex” i „gender” twierdząc, że kategoria „gender” zawłaszcza całkowicie kategorię sex i zajmuje jej miejsce. Jeżeli zarówno kategoria „sex” jak i „gender” są wynikiem produkcji władzy, to tożsamość płciowa nie zawiera w sobie żadnej prawdy, a kategorie te są jedynie technologią władzy. Aby pokazać jak „gender” jest stabilizowany, Butler wprowadziła koncepcję matrycy heteroseksualnej. Pojęcie to zakłada, że istnieje logiczna ciągłość pomiędzy płcią w sensie biologicznym, płcią w sensie kulturowym i seksualnością, co oznacza, że kategoria „gender” wynika z płci biologicznej lub jest jej konsekwencją, a orientacja heteroseksualna ma tą jedność pomiędzy biologią a kulturą potwierdzać . Butler twierdzi, że są dwa sposoby naturalizowania tej jedności, mianowicie, paradygmat naturalistyczny oraz ekspresywny. W pierwszym paradygmacie to ciało ma naturalizować dwubiegunowy system „gender”. W drugim paradygmacie to pojęcie prawdziwego, substancjonalnego ja, które ma być wyrażane przez „gender” potwierdza ten paradygmat.
Najważniejsza wydaje się być tutaj teza o performatywności tożsamości, która mówi, że system heteroseksualny, w którym żyjemy, tworzy ideał prawdziwej kobiety i prawdziwego mężczyzny, w którym kobieta jest tym czym nie jest mężczyzna, a mężczyzna tym czym nie jest kobieta; para ta jest oczywiście heteroseksualna. Dziś wielu socjologów mówi o tożsamości płciowej, wyjaśniając niejako zachowania transseksualistów. Według Judith Buler, tożsamość płciowa jest fantazją realizowaną na ciele. Perfomatywny akt tożsamości płciowej zawiera się w komunikacie „jestem kobietą”, „jestem mężczyzną”, ale ten repertuar zawiera się również w całym repertuarze gestów, póz, zachowań, ubiorów i stylów . Performatywność jest procesem ledwo uchwytnym i przez to niezauważalnym. Butler na jego trop wpadła obserwując występy drag queens, transwestytów oraz motywy cross – dressingu w kinematografii, które wskazują na to, iż tożsamość płciowa jest rodzajem imitacji, zyskując status rzeczywistości – przede wszystkim przez niezmienne oraz regularne powtarzanie gestów i wywołuje wrażenie naturalności tego zachowania .
Butler przekonuje, że ponieważ ideały mężczyzny i kobiety są jedynie ideałami i to bez oryginału (czy ktoś widział prawdziwego mężczyznę i prawdziwą kobietę?), nikt nie jest w stanie ucieleśnić tych ideałów, czyli powtórzyć norm w sposób doskonały. Ponieważ to dyskurs konstytuuje tożsamości płciowe, Butler sięga do teorii performatywnych aktów mowy J. L. Austina , które konstytuują to, co nazywają. Dla Butler takim aktem performatywnym jest zawołanie „To dziewczynka” przy urodzeniu się dziecka. Zawołanie to, według Butler, nie opisuje stanu faktycznego, lecz stanowi zapoczątkowanie produkcji podmiotu rodzaju żeńskiego przez dyskurs. Produkcja ta odnosi całkowity sukces kiedy „dziewczynka” usłyszy inne performatywne wypowiedzenie „Ogłaszam was mężem i żoną”; wypowiedzenie to jest nota bene najczęściej cytowanym przykładem wypowiedzi performatywnej przez samego Austina .
Co daje nam ta teoria? Stawia pod znakiem zapytania esencjonalistycznie pojętą kategorię kobiety w łonie feminizmu i otwiera mozliwość krytyki tej kategorii z różnych pozycji teoretycznych (np. teoria postkolonialna i teoria queer). Teoria ta pokazuje wewnętrzną niestabilność tożsamości płciowych i daje szansę na ich subwersywną resygnifikację. Po pierwsze ‘queer’ nie tworzy i nie propaguje żadnej tożsamości; jest jedynie jej krytyką. Po drugie ambicją „queer” jest wyjście poza biegunowość płci, która jest pułapką dla „nieprawdziwych” mężczyzn i „nieprawdziwych” kobiet, dzięki czemu będzie możliwe określanie się poprzez różnicę, a nie poprzez porównywanie się do ideału kobiety lub mężczyzny. Androgynia, natomiast, nie jest wyjściem poza biegunowość płci; jest jedynie zlepkiem dwóch płci tworzonym przez system heteroseksualny, który ma go potwierdzać.
„Queer” nie oznacza także wolności wyboru tożsamości na jaką się ma w danej chwili ochotę. Gdyby to było możliwe tożsamość płciowa byłaby fikcją, a przecież nie jest. Stawiając tezę o performatywności, Butler nie mówi, że każdy mężczyzna może być kobietą i vice versa lub że każdy heteroseksualista może stać się homoseksualistą i na odwrót. Pokazuje, że nikt nie jest w stanie powtórzyć ideału mężczyzny lub kobiety dokładnie, że każdy znajdzie u siebie coś „niekobiecego” lub „niemęskiego” .
„Queer theory” jest dużym problemem dla teorii i polityki tak gejowskiej jak i feministycznej. Oba te zjawiska oparte są na teorii i polityce tożsamości, innymi słowy, feminizm opiera się na kategorii kobiety, którą sam konstruuje, a ruch gejowski opiera się na micie uniwersalnego geja, który także jest konstruowany . Queer theory przypomina, że wszystkie tożsamości są konstruowane i że przy ich konstrukcji trzeba być bardzo ostrożnym, ponieważ można kogoś świadomie lub nieświadomie wykluczyć . Feminizm popełnił taki błąd wykluczając ze swoich szeregów lesbijki, a ruch gejowski w Stanach Zjednoczonych mężczyzn i kobiety innych ras niż biała oraz mężczyzn, którzy nie odpowiadali wizerunkowi męskiego geja. Innymi słowy „queer theory” zdaje sobie sprawę, że polityka gejowska i feministyczna musi być oparta na tożsamości dla celów reprezentacji jednak wzywa do większej ostrożności i dalekowzroczności w konstruowaniu tożsamości, które chce się reprezentować .
1.6 „Pop” znaczy masowy – kultura popularna
Wszystko, o czym dotychczas pisałam dzieje się obecnie w erze kultury masowej, która dominuje we współczesnym świecie. Omawiane w dalszej części pracy filmy są jej wytworem, który z kolei nieustannie kształtuje tę masową kulturę i ją zmienia.
Kultura masowa (inaczej kultura popularna, popkultura) to typ kultury symbolicznej, w której treści docierają do rozproszonej publiczności dzięki środkom masowego przekazu. Cechą charakterystyczną kultury masowej jest standaryzacja treści przekazywanych przez mass media, których zrozumienie na ogół nie wymaga zbytniego wysiłku intelektualnego. Pojęcie to odbierane zazwyczaj negatywnie z czasem zostało zastąpione pojęciem kultury popularnej.
Niski poziom treści kultury masowej wyjaśnia koncepcja wspólnego mianownika: aby treści kulturowe mogły być zrozumiałe dla wszystkich, muszą być one przedstawione w najprostszej formie, nie wyrafinowanej, przez co są tak dobierane aby mogły dotrzeć do jak największej liczby odbiorców. Jeżeli różnice kulturowe między nimi są zbyt duże, koncepcja wspólnego mianownika zakłada, że będą jeszcze bardziej upraszczane. Przykładem mogą być np. treści filmów produkowanych w Hollywood, które to filmy przygotowywane są z myślą nie tylko o widzach amerykańskich, ale także o widzach w krajach Trzeciego Świata .
Początki kultury masowej wiążą się z rewolucją przemysłową, w wyniku której powstała prasa drukarska umożliwiająca masowy druk gazet. Drugim etapem rozwoju kultury masowej było pojawienie się radia i telewizji. Trzeci etap łączy się zaś z pojawieniem się komputerów osobistych i internetu oraz telefonii komórkowej. Produkty kultury masowej to prasa, film, audycje radiowe, telewizyjne, powieści, piosenki, moda itp.
Rozdział II
Kino jako medium. Homoseksualizm w kinie popularnym, dokumentalnym i w kinie nurtu „queer cinema”
2.1 Kino odtwarza, co się wydarza
Zawsze istnieje więcej niż jeden sposób opowiedzenia historii, a historie zawsze mówią więcej o dniu dzisiejszym niż o przeszłości . Kino opowiada o tym, co dzieje się dokoła nas, pokazuje zmiany w obyczajowości i zachowaniach społecznych. Jako medium od ponad wieku obecne w kulturze, konstruuje stereotypy, czasem je powiela, czasem z nich kpi, a czasem stara się z nimi walczyć.
Środki masowego przekazu są zaprojektowane, aby przekonywać tych, którzy ich używają . Widzowie muszą zwrócić uwagę na określone ujęcie postaci, na różnice w skali, na sposób prowadzenia kamery i ujęcia, jeżeli chcą naprawdę zrozumieć oglądaną historię .
Media są czymś więcej niż tylko narzędziami. Mogą wtargnąć w naszą przestrzeń osobistą, mogą posiadać osobowość, która pasuje do naszej, mogą być członkami zespołu i uaktywniać stereotypy związane z płcią. Media mogą wywoływać reakcje emocjonalne, wymagać koncentracji uwagi, zagrażać nam, wpływać na pamięć i zmieniać pojęcia tego, co naturalne. Są pełnymi uczestnikami naszego świata społecznego i rzeczywistego .
Co z homoseksualizmem w kinie? Zygmunt Kałużyński twierdzi, że kino jest nie tylko obserwatorem zmian, jakie następują we wzajemnych stosunkach płci, wpływa też na ich zmiany, co więcej samo tworzy, podsuwa, czasem wręcz sugestywnie narzuca wzory zachowania się do naśladowania – tworzy mody . Media bowiem są sceną, na której pojawiają się aktorzy społeczni, reprezentujący głos zbiorowy zarówno przeciwników jak i zwolenników odmiennej orientacji seksualnej.
Obok bycia zwierciadłem dominujących w społeczeństwie postaw i zachowań, mass media pełnią rolę metaforycznej sceny i drogowskazu. Są miejscem wymiany poglądów, a także negocjują i ustalają granice tego, co – odnosząc się do homoseksualizmu – powinno być społecznie akceptowalne. Media włączają do dyskursu publicznego to, co było przemilczane i wykluczone z głównego nurtu, nadają temu określoną wartość oraz umieszczają w interpretacyjnym kontekście .
Tak też jest w przypadku pokazywania i kształtowania wizerunku mężczyzny. Jednym z podstawowych czynników społecznego kształtowania męskości są środki masowego przekazu. Jeśli męskość jest konstruowana społecznie, jeden z podstawowych elementów tej konstrukcji stanowi przedstawianie męskości w mediach. Jedną z najważniejszych funkcji środków masowego przekazu jest socjalizacja jednostek. Kultura masowa jest „permanentną pedagogią”, niezwykle skutecznym narzędziem kształtowania pragnień i sposobów zachowań. Media są zwierciadłem stereotypów, ale mogą również lansować nowe postawy, dlatego uzasadniona wydaje się analiza funkcjonujących w środkach masowego przekazu wzorów męskości.
2.2 Najprzyjemniejsze medium, czyli po co chodzimy do kina
Zacznijmy od samego słowa medium. Rzeczownik medium wywodzi się z języka łacińskiego, z którego dopiero później został zapożyczony w niezmienionej formie przez język angielski, czy francuski. W obszarze języka łacińskiego posiada on pięć znaczeń. Wszystkie ogniskują się we wspólnym mianowniku jakim jest tłumaczenie go jako środek .
Przekazem jest sam przekaźnik, gdyż to właśnie przekaźnik kształtuje i kontroluje skalę i zakres działalności człowieka oraz jego stosunki z innymi – twierdzi McLuhan .
Film pojawił się jako całkowicie nowe i fascynując medium ponad sto lat temu. Szybko też okrzyknięto nową technologię mianem X Muzy. Dla większości odbiorców film nie był jednak dziełem sztuki, tylko prostą i nieskomplikowaną rozrywką. Na filmy z Charlie Chaplinem czy braćmi Marx chodzili do kina również prości i niewykształceni ludzie, którzy nigdy w życiu nie byli ani w muzeum, ani w galerii czy filharmonii. Dzięki swojej masowości i stosunkowo niskim cenom biletów kino stało się dostępne praktycznie dla każdego. Większość hollywoodzkich produkcji to dzieła komercyjne, często pełne tandetnego kiczu, ale i swoistego uroku .
Film należy do podstawowych i najbardziej znamiennych elementów współczesnej kultury . Szeroki zasięg i istotna rola kulturotwórcza filmu zostały wielokrotnie opisane w literaturze. Już w latach 30. XX wieku Erwin Panofsky zwracał uwagę na rolę, jaką odgrywa film w kształtowaniu zachowań, języka i stroju. Sztuka filmowa stanowi dziedzinę powszechnie obecną i odgrywającą ważną rolę w życiu młodzieży. To właśnie młodzież jest głównym odbiorcą filmów. Przeżycia powstające podczas oglądania interesującego filmu bywają bardzo intensywne. Odbiorcy mogą identyfikować się z postaciami bohaterów, a więc przejmować reprezentowane przez nich postawy. Identyfikacja może się przejawiać w naśladowaniu innego człowieka jako wzoru .
Kino popularne przyciąga do sal rzesze wielbicieli na całym świecie. Jest elementem wszechogarniającej kultury popularnej, która miesza pojęcia sztuki wysokiej z tą dla mas, pop – kulturową, której ucieleśnieniem jest powtórzony kilkadziesiąt razy portret Marylin Monroe we wszystkich odcieniach tęczy autorstwa Andy Warhola. W kulturze popularnej sztuka jest wszystkim tym, czym jest według Freuda, i niczym więcej. Tak jak senne marzenie, kultura popularna zniekształca ludzkie doświadczenie aby wyciągnąć z niego satysfakcję zastępczą albo uspokojenie. [...] Ukazuje złudzenie przeciwstawne rzeczywistości. Z tego powodu nie jest zdolna dać zaspokojenia. I wszystko w kulturze popularnej pozostawia człowiekowi niewyraźne poczucie niezaspokojenia, ponieważ tak jak sztuka popularna, daje ona tylko zaspokojenie zastępcze; i tak jak marzenie senne odrywa od życia i nie daje rzeczywistego zaspokojenia .
Po co tak naprawdę chodzimy do kina? Nie jest łatwo opowiedzieć się bezwarunkowo za kinem popularnym – stwierdzić jednak trzeba, że to właśnie ono dominuje (we wszelkich sensach tego określenia) na mapie kultury audiowizualnej . Tym, co przyciąga widzów przed ekran jest możliwość czerpania przyjemności z tego, co oglądają. Zdecydowana większość bywalców sal kinowych nawiedza je po to, żeby zabawić się, oddalić się od problemów codzienności, pogrążyć się w przyjemnej fantazji czy też dać się nastraszyć . – twierdzi Wiesław Godzic i dodaje – Ta sama zdecydowana większość wygłaszać będzie teksty o posłannictwie sztuki filmowej, o propagowaniu wysokich wartości poprzez ekran kinowy, o potrzebie przyjemności „trudnych” . Czyni tak dlatego, ze taka właśnie postawa jest oficjalna i dobrze przyjmowana w społeczeństwie.
Nie ulega wątpliwości, że kino, będąc obecnie jednym z najpopularniejszych mediów ma wpływ na kształtowanie postaw społecznych, na rozwój kultury, obecnie jej ujednolicenie i popularyzację. Kultura postrzegana jako gra znaków i kontekstów staje się zachętą do gry myśli i wyobraźni. – twierdzi Godzic. Kino sprzyja temu zjawisku jak najbardziej. Film to magia. Kinematograf wykorzystuje czar obrazu, to znaczy odnawia lub uwzniośla widok rzeczy banalnych i codziennych . To, co zwyczajne, na ekranie zmienia się w coś wyjątkowego.
Kim jest widz filmowy dzisiaj: nie tylko w latach ekspansji wizualnej elektronicznych mediów, ale także ogromnej różnorodności gatunków i stylów filmowych? Dlaczego niektóre filmy są tak bardzo popularne? Dlatego, że ich oglądanie sprawia po prostu ogromną przyjemność. Tak jak i samo kino. Kino – zapewne w przerwach pomiędzy walką o powszechną szczęśliwość wszystkich ludzi pracy a walką o estetyczną formę – istnieje po to, żeby dawać ludziom przyjemność .
Metafora działania filmowej przyjemności jest następująca: widzenie poprzez niewidzenie, odmowa widzenia przy jednoczesnym zapewnieniu pewnych doznań. To najbardziej fascynujący aspekt kina codziennego – gdy kino odmawia przyjemności, którą obiecuje i anonsuje – lecz jednocześnie wprowadza ją tylnymi drzwiami .
2.3 Osobny nurt w kinie – New queer cinema a gender studies
Zanim zacznę analizę filmów zaliczanych do kina popularnego, wspomnę o związanym z kulturą LGBT nurtem filmowym – New queer cinema. Historia kina gejowskiego zaczyna się wcześniej niż historia kina w ogóle. W 1885 w studiu Edisona powstaje utwór filmowy „The Gay Brothers” przedstawiający dwóch tańczących mężczyzn, którym akompaniuje trzeci. Od tego czasu osoby odmiennej orientacji seksualnej pojawiają się w kinie w różnych odsłonach, zmienia się ich wizerunek, jak również stosunek społeczeństwa do homoseksualizmu. Zanim jednak omówię dokładnie, jak obraz geja i lesbijki ewoluował na dużym ekranie, wspomnę jeszcze o nowym trendzie w kinie popularnym, do powstania którego przyczyniła się obecność homoseksualisty w kinie.
New queer cinema, to bardzo specyficzny nurt w kinematografii, którego najbardziej owocny okres przypadł na lata 90. XX wieku. Do twórców nurtu zalicza się takich filmowców jak Derek Jarman, Todd Haynes, Isaac Julien, Tom Kalin czy Pratibhy Parmar. Filmy queer to takie, które otwarcie przyjmują cechę nazwaną „spojrzeniem queerowym”, manifestującym się przez bezpośrednie odniesienia do nie-heteroseksualnej publiczności i prezentowanie materiału seksualnie jasnego i oczywistego . Filmy queer nie starają się jednak ukazywać samych pozytywów i podkreślać wyjątkowości odmienności seksualnej. NQC zajmuje się odmiennością (nie tylko seksualną), wypowiada się również przeciw zamkniętym społecznościom. Jedną z kluczowych kwestii kina queerowego jest pytanie o tożsamość. New queer cinema zajmie się również androgynią i niedookreśleniem płci. Co buduje naszą seksualność: płeć czy rasa? Czy jest ona dziełem świata zewnętrznego, czy naszym własnym? Filmowcy badają formowanie się tożsamości bohatera w rzeczywistości, w której zmuszony jest ją ukrywać, lub staje się ona powodem piętnowania go. Obraz filmowy jest tu spojrzeniem na tą sytuację od wewnątrz. Przykładem takiego filmu jest „Paris Is Burning” patrzący na transseksualnych mężczyzn i drag queens z punktu widzenia lesbijki. Film ten to obraz subwersyjny, podkopujący i wszelkie normy. Pokazuje umowność ról społecznych, sztuczność i kruchość jakiejkolwiek tożsamości, stawiając tezę, że to, kim jesteśmy dla świata, to tylko kwestia tego, za kogo się przebierzemy.
Nurt kina NQC wpisuje się doskonale w teorię geder studies. Gender studies to interdycyplinarne studia, których przedmiotem jest wieloaspektowa analiza problematyki płci (a w szczególności genderu, czyli płci społecznej) i kwestii funkcjonowania związanych z nią ról i modeli społeczno-kulturowych. Studia te zajmują się m.in. opisem, analizą i dekonstrukcją przesądów związanych ze stereotypami kobiecości i męskości. Tematyka ta dotyczy wszystkich dziedzin życia i nauki, wzbogaca wiedzę akademicką, „odczarowuje” mity, rozszerza perspektywę oceny dorobku cywilizacyjnego z uwzględnieniem wkładu całej ludzkości – różnorodnej i pluralistycznie definiowanej. Studia stanowią nie tylko uzupełnienie dotychczasowej wiedzy o to, co było w niej pomijane z powodu wcześniejszego braku zainteresowania i braku badań nad sytuacją np. kobiet czy wykluczanych w ramach ukształtowanego heteropatriarchalnie społeczeństwa osobników o homoseksualnej tożsamości płciowej, ale niosą też propozycje nowego spojrzenia na dotychczasową naukę i kulturę, które uwzględnia refleksję nad płcią. Gender studies oferując nietradycyjne rozumienie kodu kulturowego wpisują się w nurt bieżącej dyskusji, nie tylko naukowej, w wielu społeczeństwach .
Niektórzy twierdzą, że przełomem był festiwal kina niezależnego w Sundance w 1992 roku, kiedy to miał miejsce słynny panel dyskusyjny, dotyczący nowego kina queerowego i z udziałem najważniejszych jego postaci. Inni uważają, że za nazwanie nowego ruchu odpowiedzialna jest krytyczka B. Ruby Rich, moderatorka panelu i autorka podsumowujących festiwal głośnych tekstów w brytyjskim prestiżowym magazynie filmowym „Sight & Sound” i w „Village Voice”. Są też tacy, którzy twierdzą, że ruch ten był tylko sztucznym tworem wymyślonym przez krytyków albo po prostu nagłym skrystalizowaniem się tego, co formowało się w kinie od wielu lat. Tak czy inaczej – na początku lat 90. dużymi literami spisano nazwę nowego nurtu – New Queer Cinema. Nurtu, który miał być nie tylko nową formą istniejącego, mniej lub bardziej, obok mainstreamu kina gejowskiego – miał być zupełnie nową jakością wykraczającą poza a nierzadko też negującą to, co zwykło się uważać za kino gejowskie .
W 1990 roku powstał dokument o życiu i środowisku nowojorskich czarnoskórych i latynoskich drag queen, transwestytów i transseksualistów – „Paris Is Burning” w reżyserii Jennie Livingston. Rok później film zdobył nagrodę dla najlepszego dokumentu w Sundance – główna nagroda za film fabularny przyznana została Toddowi Haynesowi za „Poison” – przewrotnie i po mistrzowsku (i po gejowsku) redefiniującemu tradycję kina gatunkowego. W 1992 w Sundance pokazane zostały: „Swoon” Toma Kalina, „The Hours and Times” Christophera Muncha i „The Living End” Gregga Arakiego. Dołączyła do nich adaptacja klasycznego dzieła Christophera Marlowe’a – „Edward II” w reżyserii Dereka Jarmana, jednego z najbardziej zasłużonych i jednocześnie rewolucyjnych twórców kina gejowskiego. W ciągu zaledwie dwóch lat tworzy się kanon i klasyka New Queer Cinema – stanowią ją filmy, które mimo ich ogromnej różnorodności łączy pewna, nie do końca uchwytna, jakość. Badają, podkopują i przekraczają wszelkie ustalone normy dotyczące płciowości i seksualności. I to nie tylko normy ustanowione przez dominujący heteroseksualizm, ale również i te stworzone przez środowiska gejowskie, lesbijskie czy feministyczne. New Queer Cinema było małą postmodernistyczną rewolucją gender, równie ironiczną, co pełną powagi. I można się kłócić, co do dzisiejszego stanu tego fenomenu, ale nie da się zaprzeczyć, że stał się on ważnym i jakże odświeżającym elementem w historii współczesnego kina .
„Swoon” w reż. Toma Kalina z 1992 r. jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych filmów tego gatunku. Fabuła zajmuje się głośną sprawą dwóch młodych homoseksualistów, pochodzących z dobrych rodzin żydowskich, którzy w 1923 r. zamordowali 14-letniego chłopca z sąsiedztwa. Sądzeni byli za morderstwo, ale społecznie napiętnowani zostali także za swoją orientację homoseksualną i żydowskie korzenie. W dobie politycznej poprawności film wywołał oburzenie – również w środowiskach gejowskich. Przesłaniem filmu jest, według twórców i krytyków, spostrzeżenie, że każdy człowiek, obojętnie jakiej orientacji, pochodzenia, czy religii, może stać się zbrodniarzem. Ukazuje również jak łatwo, jako ludzie, utożsamiamy „inność” ze „złem”.
Kino NQC jest głosem osób LGBT, upominającym się o prawo do godności i istnienia. W tym duchu zrealizowany został m.in. „The Meeting of Two Queens” Cecili Barrigi zmontowany z fragmentów filmów z Gretą Garbo i Marleną Dietrich, które mają tu szansę zakochać się w sobie. Podobnie „Edward II” Dereka Jarmana. Historia jak z teatru elżbietańskiego: król Edward II i jego ulubieniec Gaveston kochają się, a cały świat jest przeciwko nim. Gaveston pochodzi z plebsu i to również jest niegodne dla królewskiego dworu. Dodatkowo reżyser miesza historię ze współczesnością: stroje bohaterów są XX-wieczne, a w obronie pary kochanków występują bojówki anarchistyczne ścierające się z uzbrojonymi policjantami. Zestawienie przeszłości z teraźniejszością zgrzyta, ale niesie ze sobą przekaz: to, co już było, dzieje się i dziś, mechanizmy piętnowania istnieją wciąż i zawsze są takie same .
2.4 Filmy dokumentalne
Wśród filmów dokumentalnych są takie, które zapisują historię ruchu emancypacyjnego LGBT zapoczątkowanego przez nowojorskie zamieszki w 1969 r. „Before Stonewall” (1985) zbiera anegdoty, historie i wydarzenia związane ze Stonewall riots, które zdążyły już obrosnąć w legendę. Film „After Stonewall” (1999) jest retrospekcją ruchu gay rights od 1969 do współczesności. Głośny film Paragraf 175 sięga jeszcze wcześniej, przypominając w relacjach ostatnich żyjących świadków historię eksterminacji homoseksualistów dokonywaną przez niemieckich nazistów . Filmowym dokumentem traktującym o polskim ruchu LGBT jest film Polskie Stonewall wyprodukowany w 2006 r. przez Fundację Równości z materiałów dostępnych w Internecie i stacjach telewizyjnych oraz amatorskich nagrań wideo.
Przeważającą część filmów dokumentalnych o tematyce LGBT stanową jednak te, które zajmują się aktualnymi problemami. W 1982 r. grupa brytyjskich nastolatków nakręciła głośny film dokumentalny „Framed Youth: The Revenge of the Teenage Perverts” będący obrazem problemów młodych gejów i lesbijek w Londynie lat 80. Film ten zdobył nagrodę przyznaną przez British Film Institute za najlepszy dokument brytyjski dokument roku. Nakręcony w 2001 r. „Trembling before G-d” to przełomowy i przejmujący film o homoseksualistach w ortodoksyjnych i ultraortodoksyjnych społecznościach w Izraelu. Czują się oni Żydami i bardzo zależy im na przynależności do wspólnoty, która odrzuca ich tylko powodu preferencji seksualnych. Ludzie ci przeżywają dylemat: czy powinni postępować wbrew własnym przekonaniom, czy też żyć, ukrywając prawdę o sobie . Film „Fundamenty rodziny” (2002) to z kolei spojrzenie w społeczeństwo amerykańskie: kamera wkracza w życie kilku rodzin konserwatywnych chrześcijańskich działaczy, których dzieci okazały się homoseksualne. W serbskim filmie „Iwan” (2002) poznajemy studenta z Belgradu, który ucieka z kraju ze strachu przed agresywną homofobią, a którego matka oświadczyła, że wolałaby syna gwałciciela lub podpalacza niż homoseksualistę. Amerykański film „Licencja na zabijanie” (1997) jest filmową eksploracją psychiki mężczyzn, których pogarda dla homoseksualizmu przywiodła do morderstwa. „Cruel and Unusual” (2005) przedstawia natomiast dramat transseksualistów zamkniętych w męskich więzieniach w USA .
W Polsce filmy dokumentalne dotyczące homofobii i dyskryminacji mniejszości seksualnych są prezentowane przy okazji przeglądów filmów dokumentalnych organizowanych cyklicznie od 2002 r. przez Helsińską Fundację Praw Człowieka w ramach Objazdowego Festiwalu Filmowego WATCH DOCS Prawa Człowieka w Filmie. Festiwal gości we wszystkich większych miastach w kraju (m.in. Warszawa, Gdańsk, Wrocław, Szczecin, Opole, Kielce). Przy omawianiu motywów LGBT w filmie należy też wspomnieć o filmie „Pułapka z celuloidu” z 1996 r. opowiadającego historię lesbijek i gejów w kinematografii, głównie w hollywoodzkich produkcjach, a który jest dobrą ilustracją części prezentowanych w tej pracy zagadnień. Biograficzne wywiady z aktorami, reżyserami i producentami uzupełniane są fragmentami oryginalnych dzieł i w zaskakujący sposób naświetlają niejedną scenę miłosną lub zmianę scenariusza .
Choć nie wszyscy zapewne zdają sobie z tego sprawę, większość metropolii w Europie zachodniej, Ameryce Północnej i Australii organizuje doroczne festiwale lub przeglądy filmów o tematyce LGTB. Pierwszy taki festiwal zorganizowano w 1977 r. w Los Angeles . Festiwale filmów o tematyce LGTB goszczą również w Nowym Jorku (od 1998 r.), San Francisco, Chicago, na Tajwanie, w Kopenhadze (od 1986 r.), w Pradze (od 1999 r.), w Mediolanie (od 1986 r.) i Lizbonie (od 1996 r.).
W Polsce imprezy cykliczne o podobnej tematyce odbywają się w Warszawie (Festiwal Filmowy „Pryzmat” – od 2006 r. oraz Festiwal Filmowy Kultura Różnorodności) i w Łodzi (Festiwal Filmu Queer).
Rozdział III
Od śmiechu, przez strach do łez wzruszenia – co się zamieniało w sposobie prezentowania homoseksualisty na dużym ekranie do lat 70. – analiza wybranych filmów
Przejdźmy teraz do meritum, czyli do wizerunku homoseksualisty w popularnym kinie i różnych sposobów pokazywania osób o odmiennej orientacji seksualnej. Będę używać tu pojęcia kina gejowskiego – jako określenia filmów o tematyce dotykającej tematu homoseksualizmu.
Badane filmy podzieliłam na kolejne dziesięciolecia. Zaczęłam od pierwszych lat kina, następnie analizuję kino lat 20. i 30., oraz kino z czasów, kiedy w Ameryce obowiązywał kodeks Haysa. Kolejny etap analizy to lata 60.
Badając i omawiając wybrane tytuły zwracam uwagę na kilka aspektów. Po pierwsze: jak prezentuje się na ekranie homoseksualistę. Czy jest on bohaterem pozytywnym, negatywnym, neutralnym. Po drugie – w jakim kontekście jest prezentowany. Czy mówi się przy okazji wprowadzenia bohatera homoseksualnego o walce gejów i lesbijek o równouprawnienie, czy mówi się o miłości, seksie, niebezpieczeństwie, uprzedzeniach i dyskryminacji. I po trzecie, jakie tematy zostają poruszane w kinie gejowskim, lub takim, w którym bohater homoseksualista pojawia się w roli drugoplanowej. Czy na ekranie pojawia się zbrodnia, AIDS, przyjaźń.
Wielu odbiorców kina, także krytyków filmowych używa kina, aby kreować rzeczywistość, walczyć o lepszą sprawę, propagować pewne pozytywne wartości i przekonania, jak tolerancja, szacunek do innych, uznanie odmienności.
W celu skutecznego przekazu komunikatu perswazyjnego należy odpowiednio wybrać środki masowej komunikacji, dlatego też wybiera się takie mass media, które mają największą popularność w docelowej grupie konsumentów.
Homoseksualizm obecny jest w kinie od początków jego istnienia. Ciągle zmienia się sposób prezentowania bohaterów o odmiennej orientacji seksualnej. Przyjrzyjmy się zatem, jak ewoluuje homoseksualista w historii kina, jak pod wpływem zmian społecznych, głównie w Stanach Zjednoczonych, gdzie kino rozwija się najbardziej dynamicznie, przynajmniej pod względem ilości produkcji, zmienia się podejście twórców do tematu, który choć ciągle obecny w filmie i w publicznej dyskusji, nie należy do tematów łatwych. Analizując wybrane filmy postaram się pokazać, z czym utożsamiano homoseksualizm i jak go prezentowano społeczeństwu od początku istnienia kinematografu.
W znanej książce „Gejowska fabryka marzeń”, poświęconej obecności wątków homoseksualnych w kinie, Vito Russo napisał: „Największym kłamstwem kina jest, że geje i lesbijki nie istnieją” . Russo miał na myśli amerykański przemysł filmowy — czyli Hollywood — który do dziś nie zdołał do końca wyzwolić się z okowów purytańskiej autocenzury. Nikogo nie trzeba przekonywać, jak wielki wpływ na rozwój światowej kinematografii miała (i ma) hollywoodzka wytwórnia snów. Nikt też nie ma chyba wątpliwości, że za jej lśniącą fasadą skrywa się postać moralisty i hipokryty. Przez długie lata mówienie o homoseksualizmie w sposób otwarty, a tym bardziej pozytywny, było w amerykańskim filmie nie do pomyślenia. Przełom przyszedł dopiero z początkiem lat 90’.
Dziś w filmach produkowanych w Hollywood, a tym bardziej i Europie Zachodniej, geje należą już do standardowego menu. Trudno zliczyć tytuły ambitnych projektów, które obok wartości artystycznych zawierały też ważne przesłanie społeczne. Nie sposób nie wspomnieć chociażby o takich tytułach jak „Filadelfia” i „Brokeback Mountain”, czy o twórczości Pedro Almodovara.
3.1 Powód do żartów – pierwsze dwudziestolecie XX wieku i lata 30.
Na początku istnienia sztuki filmowej wątki gejowskie bardzo rzadko pojawiały się na ekranie. Jeżeli już, to w scenach komicznych lub w celu wywołania u widza żalu albo strachu. Za pierwszą realizację z motywem LGBT można uznać nakręcony pod koniec 1894 (lub na początku 1895 r.) w studiu Thomasa Edisona prymitywny test operatorski „Dickson Experimental Sound Film” (występujący w filmografiach również jako „The Gay Brothers”), w którym tańczą dwaj mężczyźni, a trzeci przygrywa im na skrzypcach.
Porządkowanie świata przy pomocy homogenicznych kategorii „męskość” – „kobiecość”, czy „heteroseksualizm” – „homoseksualizm”, zamiast dekonstruować, reprodukuje dominujące kody i związane z nimi relacje władzy, tym samym powielając politykę wykluczeń .
Twórcy kina z początku XX wieku podejmowali nieśmiałe próby kręcenia filmów o tematyce homoseksualnej. W 1919 r. w Niemczech Richard Oswald nakręcił „Inaczej niż inni” (Anders als die Andern). To fabularna historia szantażu i kryminalizacji osób o orientacji homoseksualnej. To pierwszy film ukazujący problematykę osób homoseksualnych, w dodatku z pozytywnym wydźwiękiem. Film przeszedł burzliwe dzieje: najpierw zabroniono jego projekcji, a w 1920 r. zniszczono kopie. Część materiału filmowego przetrwała w zbiorach Hirschfelda i została wmontowana do kolejnego filmu „Prawa miłości” (1925). Również i ten film został po premierze zakazany i zniszczony. Jedną kopię wywieziono do Ukrainy, gdzie w latach 70. XX wieku odnaleziona została przez Muzeum Miejskie w Monachium .
Jednak w większości w latach 20. pokazywano homoseksualistów, by rozbawić widzów. Mężczyźni w strojach kobiecych wywoływali salwy śmiechu wśród publiczności. Popularnym gagiem, szczególnie często stosowanym w masowo produkowanych wówczas niemych westernach, było umieszczanie zniewieściałego mężczyzny w środowisku typowo męskich bohaterów. Udźwiękowienie filmu przyniosło dodatkowe możliwości: zniewieściali mężczyźni mogli mówić zmanierowanymi i przesadnie wysokimi głosami. Gej nie pojawiał się w pierwszych latach istnienia kinematografu jako bohater pierwszoplanowy. Były to zazwyczaj trzecioplanowe postacie i pojawiały się na ekranie na krótko, nie wpływając znacząco na akcję. Można powiedzieć, że homoseksualiści byli oryginalnym ozdobnikiem, elementem humorystycznym, który ma wywołać rozbawienie widza – jak rzucenie w bohatera filmu tortem lub poślizgnięcie się któregoś z bohaterów filmu na skórce od banana.
W musicalach przełomu lat 20. i 30. pojawił się nowy typ bohatera: projektanta kostiumów o niepewnej seksualności. W krótkim okresie poprzedzającym wprowadzenie cenzury obyczajowej homoseksualizm nie był tematem tabu, pojawiał się na ekranie często, nie był jednak traktowany jako poważny temat filmów. Chodziło zapewne o przekonanie widza, że homoseksualista jest nieszkodliwym odmieńcem. Sztuka przekonywania obecna jest w wielu dziedzinach działalności ludzkiej: w nauce, sztuce, religii, pedagogice, sądownictwie, polityce, ekonomii, reklamie i prasie. Wszelkie formy wyśmiewania osoby, potępiania jej, ataku na nią mogą w kimś umocnić – na zasadzie samoobrony atakowanego – fałszywe przekonania. Przekonania wzrastają w ludziach na podstawie osobistych doświadczeń, wrażeń, uczuć, wzruszeń, doznań .
Współczesny mężczyzna zorientowany jest na rozrywkę i zabawę, ma również prawo do wyrażania swoich emocji, podczas gdy dawny był pełen powagi, stoicko opiekujący się rodziną . Nie było więc miejsca, w życiu codziennym, jak i na dużym ekranie na zbytnią uczuciowość i zniewieściałość – te cechy przypisywano kobietom i homoseksualistom, nie były one powszechnie akceptowalne, więc z nich szydzono.
Pocałunek Marleny Dietrich z kobietą w „Maroku” z 1930 roku był pierwszym w kinie popularnym wątkiem lesbijskim
A co z kobietami o cechach męskich? W filmach z lat 30. zwykle śmiano się z przebranych za kobiety mężczyzn, tymczasem kobiety występujące w męskich strojach wzbudzały u widzów podziw i uwielbienie. Marlena Dietrich w „Maroku” z 1930 r., ubrana w męski, czarny frak, schodząc ze sceny, pocałowała w usta siedzącą przy stoliku kobietę. Gest ten wywołał co prawda zainteresowanie widowni, ale nie został wyklęty czy też napiętnowany. Trudno natomiast sobie wyobrazić reakcję na pocałunek dwóch mężczyzn.
Kolejny przykład kobiecego homoseksualizmu na ekranie to Greta Garbo i film „Królowa Krystyna” z 1933 r. Tutaj relacje między królową i jej pokojówką są oczywiste – kobiety czują wzajemną fascynację sobą. Takie role nie wzbudzały już dużych kontrowersji. Sceny jawnie ukazujące odmienną seksualność w wykonaniu tak wielkich gwiazd, zapowiadały zmianę podejścia do tematu. Pojawiały się przy tym głosy obrońców prawa i moralności, którzy zaprotestowali przeciwko zbytniemu rozluźnieniu obyczajów, ale nie miało to szczególnego wpływu na widownię.
3.2 Złoczyńca, morderca, dewiant – 40. i 50.
Kres prezentowaniu wątków homoseksualnych w kinie przyniosło wprowadzenie w USA tzw. kodeksu Haysa powstałego w 1934 r. Nie można mówić o kinie w oderwaniu od rzeczywistości, w jakiej powstawało. Lata 30. to bardzo burzliwy okres a USA i Europie Zachodniej. Wielki kryzys rozpoczął się w Stanach Zjednoczonych, po tzw. czarnym czwartku, czyli po wielkim krachu na giełdzie nowojorskiej na Wall Street 24 października 1929, kiedy w ciągu jednego dnia bardzo gwałtownie spadły ceny praktycznie wszystkich akcji, pociągając za sobą łańcuch bankructw i zadłużenia, które rozprzestrzeniły się stopniowo również na kraje Europy Zachodniej. Skutkiem kryzysu była utrata pracy przez setki milionów ludzi – w USA bezrobocie sięgnęło, według dostępnych danych, 1/3 siły roboczej. Spadek produkcji przemysłowej sięgnął wówczas w niektórych krajach 50 proc. (na przykład w Polsce i USA). Poprawa sytuacji gospodarczej nastąpiła dopiero w 1933 r. . Kolejnym skutkiem, według oceny większości historyków , było m.in. dojście Hitlera do władzy w Niemczech. W Stanach Zjednoczonych skutki kryzysu zostały złagodzone przez tzw. Nowy Ład Gospodarczy, czyli program reform ekonomiczno-społecznych wprowadzonych w USA przez prezydenta Roosevelta w latach 1933-1939.
Kino amerykańskie podlegało nie tylko wpływowi sytuacji ekonomicznej, ale i surowej ocenie obyczajowej. W latach 20. powstał tzw. Kodeks Haysa, czyli Filmowy Kodeks Produkcyjny, ostatecznie wprowadzony w 1934 roku. Will H. Hays, którego nazwiskiem nazywano potocznie ten zbiór zasad, był politykiem partii republikańskiej. Do 1966 r. kodeks obowiązywał jako forma autocenzury wynikającej z porozumienia producentów i dystrybutorów. Określał on dokładnie, co odbiorca może zobaczyć na ekranie, a czego oglądać nie powinien. Przede wszystkim „sympatia widzów nigdy nie powinna być po stronie zbrodni, zła i grzechu”. Niedozwolone było również pokazywanie zbyt długich i namiętnych pocałunków, nadmiernego negliżu, uwiedzeń i gwałtów, perwersyjnych zachowań seksualnych, stosunków intymnych przedstawicieli różnych ras. Na straży moralności stał również powołany w 1934 r. przez amerykański episkopat Legion Przyzwoitości – katolicka rada cenzorska, mająca ostrzegać opinię publiczną przed filmami przekraczającymi obyczajowe normy .
Kodeks Haysa działał. Homoseksualiści zniknęli z ekranów kin amerykańskich. Zdarzało się jednak, że bohaterowie nosili pewne cechy dotychczasowego wizerunku zniewieściałego mężczyzny – byli to zwykle złoczyńcy, czarne charaktery, dewianci. Nie tyle chodziło przy tym o celowe tworzenie negatywnych konotacji dla postaci homoseksualistów w celu zohydzenia ich społeczeństwu, ale raczej o nadanie postaciom czarnych charakterów dodatkowego rysu demoniczności.
Gloria Holden w filmie „Córka Draculi” (1936) i Peter Lorre w „Sokole maltańskim” (1941) rozpoczęli trend, w którym subtelne homoseksualne inklinacje negatywnych bohaterów mają za zadanie uczynienie ich bardziej złowieszczymi. Korzystano z negatywnego stereotypu geja – zboczeńca istniejącego już w społeczeństwie, a tym samym wzmacniano ten stereotyp.
W latach 40. i 50. negatywni bohaterowie o rysach homoseksualnych pojawiają się m.in. u Alfred Hitchcocka w filmach „Sznur” (1948) i „Nieznajomi z pociągu” (1951). Są tam postaciami tajemniczymi, ale w negatywnym sensie, odrażającymi, wzbudzającymi niechęć i strach. Postacie homoseksualne w wymienionych filmach to nie są po prostu zwykli zbrodniarze, ale raczej indywidua psychopatyczne. Z kolei w filmie „Rebeca” (1940) gospodyni przejawia seksualną fascynację zmarłą panią de Winter. Lesbijki przedstawiane były w latach 40. i 50. albo jako silne „babo-chłopy”, androgyniczne więźniarki albo kobiety neurotyczne, co miało być ostrzeżeniem dla kobiet-widzów.
Stach wzbudza się w odbiorcach przekazu po to, żeby motywować i przekonywać. Czasem apele wzbudzające strach oparte są na uzasadnionych obawach – palenie może powodować raka płuc, a nie mycie zębów prowadzi do próchnicy. Jednak często odwoływanie się do strachu oparte jest na mrocznych, irracjonalnych lękach wynikających uprzedzeń rasowych lub przekonania, że pod każdym łóżkiem ukrywa się komunista. Odwoływanie się do lęku ma silny wpływ, ponieważ odwraca nasze myśli od głównego zagadnienia i kieruje je ku planom uwolnienia się od niego. Strach może być motywującą siłą psychologiczną, która ukierunkowuje wszystkie myśli i energię na usunięcie zagrożenia .
A zatem strach przed homoseksualistami miał wywołać u widza reakcję obronną. Źle się dzieje „innym” na dużym ekranie, źle się stanie tobie, jeśli będziesz próbował pokazać komuś, że masz inną orientację seksualną od powszechnie obowiązującej. Tragicznie kończyli również bohaterowie o zachwianej tożsamości seksualnej. Charakterystyczne są też filmy z postacią tzw. „Tom-boya” – dziewczyny chodzącej w spodniach, jeżdżącej konno, która dzięki miłości do mężczyzny odkrywa swą „prawdziwą” tożsamość, by przebrana już w suknię, poślubić wybranka swego serca. Pacyfikowano więc każdą odmienność seksualną .
Jest jednak w kinie lat 40. i 50. jeden z nielicznych wyjątków. To słynny film Nicholasa Raya z 1955 r. W „Buntowniku bez powodu” pojawia się problem alienacji jednostki, jej niemożności porozumienia z otoczeniem, które odrzuca wszelką odmienność, również seskualną. Głównym bohaterem jest tu ubrany w dżinsy i skórzaną kurtkę James Dean – pozornie odpychający i cyniczny, a w istocie niezwykle wrażliwy romantyk . Miliony rówieśników oglądający młodego aktora odkryły w nim samych siebie. W filmie pojawia się motyw homoseksualny – postać Plato, najlepszego przyjaciela głównego bohatera jest przemyceniem na duży ekran osoby o homoseksualnych skłonnościach. Nie jest on jednak napiętnowany, to młodzieniec, jak każdy inny w tamtych czasach buntu i niezrozumienia młodych – wpisuje się doskonale w nurt ogólnego sprzeciwu przeciwko skostniałym zasadom panującym w amerykańskim społeczeństwie la 50.
3.3 Coming out po raz pierwszy
Kodeks Haysa nie pozwalał na przemycenie na duży ekran tego, co zaczęto odkrywać w społeczeństwie. Alfred Kinsey, amerykański seksuolog i jego współpracownicy po II wojnie światowej przeprowadzili ponad 10 tys. wywiadów z dorosłymi mężczyznami i kobietami, pytając o ich praktyki seksualne. Zgromadzili oni dane na temat stosunków seksualnych przedmałżeńskich i w małżeństwie, homoseksualizmu, masturbacji i innych form aktywności seksualnej oraz wzorców zachowań seksualnych w zależności od płci, wykształcenia, wyznania i innych czynników socjologicznych.
Raport Kinsey’a zawierał ponad 500 pytań, a z badań wynikało, że 86 proc. dorosłych ludzi żyje w sprzeczności z kodeksem obyczajowym. Badania Kinsey’a wywołały burzliwą dyskusję i zapoczątkowały przełom kulturowy. Wynikało z nich między innymi, że doświadczenia homoseksualne miało 37 proc. mężczyzn i 13 proc. kobiet. 15 proc. mężczyzn w USA między 16 a 55 rokiem życia ma za sobą doświadczenia homoseksualne stałe bądź okresowe, z czego 18 proc. tyle samo doświadczeń homo- i heteroseksualnych, a 4 proc. to osoby o wyłącznie homoseksualnych przeżyciach . Na objawienie tej prawdy na ekranie trzeba było jednak w Stanach jeszcze poczekać.
Jednocześnie zasady wprowadzone przez Haysa nadal działały: chociażby z filmu „Kotka na gorącym, blaszanym dachu” (1958) Richarda Brooksa usunięto sugestie o biseksualnej orientacji jednego z bohaterów. W roku 1960 z filmu „Spartakus” w reż. Stanleya Kubricka trzeba było wyciąć scenę, w której Antonius był uwodzony przez Crassusa (scena została przywrócona po latach w nowym wydaniu filmu, tzw. „wersji reżyserskiej”).
W czasie, gdy amerykańscy filmowcy szukali sposobu na pozytywny wizerunek homoseksualisty, który mógłby przejść przez cenzurę, powiew nowego trendu napłynął z Wielkiej Brytanii. W 1961 r. zrealizowano tam film „Victim”. W główną rolę wcielił się Dirk Bogart. Film przedstawia pierwszego homoseksualnego bohatera filmowego, który zarysowany został wbrew funkcjonującym wówczas stereotypom – bohatera pozytywnego mimo swojej orientacji seksualnej. Obraz opowiada otwarcie o życiu geja. Bohater – prawnik, staje do walki przeciw nękającemu homoseksualistów szantażyście, który wykorzystuje fakt, iż społeczeństwo nie akceptuje gejów. Homoseksualista jest osobą dzielną, odważną, wykształconą i inteligentną, nie posiada cech przypisywanych przez kino homoseksualistom jeszcze dziesięć, dwadzieścia lat wcześniej.
Brytyjski „Victim” z 1961 roku przedstawia pierwszego homoseksualnego bohatera filmowego, który zarysowany został wbrew funkcjonującym wówczas negatywnym stereotypom
Film okazał się popularny i dochodowy, a amerykańscy filmowcy stanęli przed problemem konkurencji zza oceanu, gdzie w jasny, czytelny sposób zaczęto definiować problemy homoseksualizmu. Motyw finansowy skłonił producentów do konkluzji, że jedyną drogą ściągnięcia do kin większej liczby widzów jest poruszenie w filmach dojrzałych tematów i jednoznaczne formułowanie problemów. W latach 60. kodeks Haysa zaczynał powoli tracić na ważności. Wciąż jednak ostatnim kategorycznie przestrzeganym zakazem było mówienie otwarcie o homoseksualizmie.
Otto Preminger był pierwszym w Hollywood, który dokonał coming outu bohaterów na ekranie, realizując film „Advise & Consent” (1962), w którym wprawdzie na drugim planie, ale jednak, toczy się wątek szantażu wysoko postawionego urzędnika z powodu jego dawnego homoseksualnego romansu. Podobnym obrazem były „Niewiniątka” (1961) w reżyserii Williama Wylera, w którym dwie młode nauczycielki zostają posądzone o homoseksualny związek, co w społeczeństwie niezwykle negatywnie nastawionym, rujnuje im życie. Role borykających się z brakiem akceptacji nauczycielek zagrały gwiazdy ówczesnego kina – Shirley MacLaine i Audrey Hepburn.
Tymczasem nadeszły lata 60. Bunt młodego pokolenia i ruch młodzieżowy „hippies” (ang. to be hip – żyć na bieżąco, dniem dzisiejszym) w 1967 r. ogarnął Kalifornię, a następnie rozprzestrzenił się na całe Stany Zjednoczone. Deklarował on bierny bunt młodych przeciwko światu dorosłych („nie wierzcie nikomu po trzydziestce”) i jego instytucjom: rodzinie, Kościołowi, szkole, pracy, szefom, rywalizacji, pieniądzowi, wojsku, wojnie, normom, przymusom, zakazom („zakazuje się zakazywać”), domniemanej hipokryzji, konwencji ubioru. Był przejawem kontrkultury odrzucającej normy społeczne oparte na konsumpcji, rywalizacji i materializmie. W Stanach Zjednoczonych i krajach Europy Zachodniej ów ruch był sprzeciwem wobec rosnącego dobrobytu, skutkującego brakiem wolności, miłości oraz braterstwa. Młodzież hippisowska propagowała radość życia w atmosferze pełnej swobody i odrzucenia konwenansów, głoszone przez nią hasła były aktualne zwłaszcza w obliczu wojny w Wietnamie, w związku z którą prowadzono w USA przymusowy pobór do wojska. Wśród znanych osobistości, które „hippies” wyróżniali i obdarzali swoją wielką sympatią, znajdował się Albert Einstein .
Znakiem rozpoznawczym ruchu hippisowskiego był skrajny pacyfizm, co wyrażały hasła: „Make love, not war” („Czyń miłość, nie wojnę”), „Non-violence” („Bez przemocy”), „Peace and love” („Pokój i miłość”). Twierdzono, że wszyscy „ludzie są braćmi”, a świat jest na tyle duży, że starczy na nim miejsca dla każdego. Mężczyźni nosili długie włosy, co było wyrazem wolności oraz sprzeciwu wobec konieczności odbywania służby wojskowej. Strój miał wyrażać związek z naturą i musiał być funkcjonalny, najlepiej własnoręcznie wykonany. Niezależnie od okoliczności, zawsze noszono to samo ubranie – przeważnie w jasnych kolorach, inspirowane wzorami Indian północno- i południowoamerykańskich oraz motywami hinduskimi: kolorowe, kwieciste, luźne bluzki z szerokimi rękawami, indiańskie poncza, wytarte dżinsy z szerokimi nogawkami, barwne cygańskie spódnice, do tego różne tanie ozdoby z drewna i plastiku zawieszane na rzemykach, kolorowe koraliki, paciorki na szyi i przegubach dłoni, dzwonki, pacyfki, apaszki i opaski na włosach . Pod wpływem rewolucji obyczajowej w USA w latach sześćdziesiątych amerykański Sąd Najwyższy zawiesił kodeks Haysa.
Rok 1969 przynosi Ruch Gay Liberation, środowisko skupione wokół baru Stonewall Inn wywołuje trzydniowe zamieszki przeciw policji, robiącej częste naloty na miejsca, gdzie spotykali się homoseksualiści. Nadchodzi rok 1970. Przełomem miał być film „The Boys in the Band” Williama Friedkina, w którym paczka gejów urządza przyjęcie urodzinowe dla jednego z nich. Twórcom chodziło o pokazanie poczucia wspólnoty, nie była to już zatem historia o nieszczęsnych samotnikach .
„The Boys in the Band” Williama Friedkina z 1970 r.: paczka gejów urządza przyjęcie urodzinowe dla jednego z nich. Twórcom chodziło o pokazanie poczucia wspólnoty, nie była to już zatem historia o nieszczęsnych samotnikach
Mimo dobrych chęci, film pełen był poniżającego bohaterów poczucia humoru w złym guście. Mogło to być związane z faktem, iż homoseksualizm w tamtych czasach wciąż uważany był za chorobę umysłową, można też było zostać aresztowanym z powodu swojej orientacji seksualnej. Ten ciągły brak akceptacji ze strony społeczeństwa powodował niskie poczucie wartości u samych gejów .
Od tego czasu zaczyna się w kinie popularnym coming aut osób o odmiennej orientacji seksualnej. Okres lat 70. i 80. to na przemian pozytywny i negatywny stosunek kina do homoseksualistów.
Rozdział IV
Co widzą w filmach recenzenci – analiza wybranych publikacji „Gazety Wyborczej”, „Rzeczpospolitej”, „Kina”, „Filmu”, „Polityki” i „Wprost”
W tym rozdziale zajęłam się analizą publikacji dotyczących wybranych filmów, które powstały od lat 70. do 2005 roku. Są to między innymi filmy, które uznałam za przełomowe i które wywołały największą dyskusję w mediach, nie tylko o tematach filmowych. Te filmy to „Gra pozorów” (1992), „Ksiądz” (1994), „Filadelfia” (1993) oraz „Tajemnica Brokeback Mountain” (2005).
Badam recenzje, jakie pojawiły się w dwóch największych i najdłużej ukazujących się dziennikach ogólnopolskich na temat danych tytułów oraz teksty nie dotyczące tematyki filmowej, w których o analizowanych filmach autor wspomina. Jeśli zaś mowa o prasie branżowej – miesięczniki „Film” i „Kino” badam tylko pod względem recenzji. Dodatkowo sprawdziłam, co piszą krytycy i publicyści dwóch tygodników opiniotwórczych: „Polityki” i „Wprost”.
W przypadku recenzji (tych zamieszczonych w dziennikach, tygodnikach, jak i miesięcznikach) brałam pod uwagę teksty, których autorami są krytycy filmowi. Sprawdziłam, jak i co autorzy recenzji mówią o homoseksualizmie. Czy przy okazji wyrażania swojej opinii o filmie wspominają o AIDS, czy mówią o walce homoseksualistów o równouprawnienie, czy wspominają o uprzedzeniach i dyskryminacji. Czy jest w recenzjach mowa o miłości, seksie, niebezpieczeństwie, zbrodni i przyjaźni. Sprawdzę też, o czy recenzenci wspominają przy okazji.
W drugim przypadku pokażę, w jakich tekstach poza recenzjami i tekstami dotyczącymi kina, wspomina się o filmach o tematyce gejowskiej? Jakie są to gatunki dziennikarskie, w jakim kontekście pada tytuł jednego z czterech wymienionych wyżej filmów? Jaki ma to związek z tematem danego artykułu? Na te pytania odpowiem w niniejszym rozdziale.
Ramy czasowe badań wyznaczają daty pojawienia się filmów na ekranach kin i rok 2008. Badam, ile tekstów pojawiło się w prasie do stycznia 2008 roku na temat omawianych tytułów.
4.1 Faszyzm i homoseksualizm w jednym
Pierwszy film pokazujący homoseksualizm w sposób abstrahujący od ocen, a wręcz afirmujący, to słynny na całym świecie „Kabaret” Boba Fosse z 1972 roku. Skuteczna perswazja ustala to, co każdy wie i co wszyscy uważają za oczywiste. Jeżeli nadawcy uda się sprytnie sformułować problem i zdefiniować sposób, w jaki należy o nim dyskutować, może wpłynąć na nasze reakcje poznawcze i pozyskać zgodę wcale nie stwarzając wrażenia, że próbuje nas do czegokolwiek przekonać. I takie właśnie odnosimy wrażenie śledząc losy ekscentrycznych bohaterów „Kabaretu”. Komunikat ma skupić uwagę i myśli odbiorców dokładnie na tym, na czym zależy nadawcy – odwróci to ich uwagę od argumentów przemawiających przeciwko prezentowanemu stanowisku. Skuteczny wpływ opiera się także na kontrolowaniu uczuć odbiorców i przestrzega prostej zasady: wzbudź w odbiorcach określone emocje i podsuń im sposób reakcji na te emocje .
„Starano się w filmie zachować nastrój weimarski rozwiązłości, desperacji i wysokiej Kultury, mamy bogatego arystokratę, który zaprasza przyjezdnego Anglika i Lizę Mirelli do pałacu i żyje z obojgiem (tak, tak!), sama Liza, choć poczciwa, nie może dochować wierności w tym wirze – ale w tę straceńczość jakoś nie wierzymy, i słusznie, jest ona musicalowa, i kończy się wybaczeniem, miłością, nadzieją oraz wyjazdem z tego całego panopticum – pisze o filmie Zygmunt Kałużyński. Jego podejście do tematu homoseksualizmu (wzmianka tylko w jednym zdaniu w całej recenzji!) pokazuje, że pomimo większej otwartości Zachodu na gejów w filmie, w Polsce temat ten nadal pozostawał w latach 70. tabu.
Orientacja seksualna nie była w tym filmie dla nikogo problemem, podobnie zresztą jak kwestia zdrady, bohaterowie żyli w całkowitej swobodzie, nieskrępowani żadnymi zasadami moralnymi. Film osadzony jest w realiach niemieckiej bohemy lat 30. oraz ówczesnej swobody obyczajowej i seksualnej, którą podkreśla umieszczony w fabule biseksualny romans między trójką głównych bohaterów. W zmierzch czasów artystycznego Berlina i epoki dekadenckiego fin du siècle wkracza brutalny faszyzm i prostacki nacjonalizm, które wnet zmienią i ten aspekt życia. Homoseksualista jest tu osobą atrakcyjną fizycznie, inteligentną, pochodzącą z wyższych sfer, jednocześnie niepoważną i nieco zniewieściałą. Jednak te cechy nie dotyczą już romansującego z arystokratą Amerykanina granego przez Michaela Yorka. Ten jest na pierwszy rzut oka „typowym heteroseksualnym mężczyzną” skłonnym jednak do poznawania nowego i odkrywania nieznanego, również w sferze seksualności.
Pierwszy film pokazujący homoseksualizm w sposób abstrahujący od ocen, a wręcz afirmujący, to słynny na całym świecie „Kabaret” Boba Fosse z 1972 roku
Głos w spawie słynnego filmu Boba Fosse’a zabiera na łamach „Wprost” nawet prawicowy publicysta i dziennikarz Bronisław Wildstein, na co dzień z tematyką filmową mający niewiele do czynienia. Jego aktywność publicystyczną w tym względzie wzbudziły wypowiedzi filmoznawcy piszącego na łamach „Gazety Wyborczej”. „Kabaret” – zdaniem Tadeusza Sobolewskiego – pokazuje, że odwołanie się do zasad moralnych prowadzi do hitleryzmu. Sobolewski twierdzi, że film Boba Fosse`a staje się wyjątkowo aktualny w Polsce dziś, gdyż ekranowe przeciwstawienie moralnie rozchełstanego kabaretu i „zdrowych moralnie” nazistów odwzorowuje opozycję dwóch warszawskich parad: równości i normalności. Film pokazuje więc w planie ogólnym, zdaniem Sobolewskiego, do czego prowadzą odwołania do zasad moralnych. A prowadzą do hitleryzmu. Wypowiedź Sobolewskiego zdumiała mnie, bo nie była tylko karykaturalnym uproszczeniem sensu filmu, ale jego jaskrawym zafałszowaniem. I to dokonanym przez jednego z lepszych polskich krytyków – pisze nie kryjąc oburzenia. Po czym tłumaczy, jak on rozumie film z Lizą Minelli: Kabaret Kit Kat, weimarskie Niemcy, świat ogłupiały w trywialnej zabawie i nie rozumiejący, co się dzieje dokoła. „Po co się narażać na przeciwności losu, kłopoty i brutalność rzeczywistości, schroń się u nas w absolutnie bezpiecznej, a więc sztucznej przestrzeni” – wabi przybyszy niepokojący Mistrz Ceremonii. Aktorzy kabaretu żyją w świecie iluzji, nie interesując się rzeczywistością i nie rozumiejąc, jak bardzo kształtuje ona ich losy. Piosenkarka Sally Bowles łudzi się, że obskurny kabaret i erotyczne usługi świadczone ludziom z branży otworzą jej drogę do wielkiej kariery filmowej. Nieograniczona wolność, którą się upaja, to w jej wypadku wyłącznie zakwestionowanie mieszczańskich konwencji. W rzeczywistości jest na scenie kabaretu ludzką marionetką animowaną przez Mistrza Ceremonii. Bohaterowie są tylko zabawkami, których role wyznacza publiczność. Są nimi w rękach arystokraty, który zwodzi ich, bawi się nimi, by ostatecznie zostawić, opłacając według stawek ulicznej prostytutki, co zauważa w przebłysku szczerości Sally .
4.2 Mick Jagger obiektem westchnień gejów?
Nie sposób nie wspomnieć też kultowego filmu Milosza Formana z 1979 roku „Hair”. Jest to pełna energii i pasji błyskotliwa adaptacja słynnego broadwayowskiego musicalu. Jego atutami są doskonała muzyka, klimat oddający ducha swobody, wolności i miłości lat 60. Claude Bukowski (John Savage) – zwykły chłopak z Oklahomy przyjeżdża do Nowego Jorku by zaciągnąć się do wojska i wyjechać na wojnę w Wietnamie. W Central Parku poznaje grupę hippisów, ich charyzmatycznego lidera Bergera (Treat Williams) i piękną Sheilę (Beverly D’Angelo). Spotkanie to pozwala mu odkryć zupełnie nieznany do tej pory świat, w którym rządzi przyjaźń, miłość i wolność . W filmie tym, podczas przesłuchania na posterunku policji jednego z szalonych członków hipisowskiej komuny pada podejrzliwe pytanie funkcjonariuszki: „Jest pan gejem?” Na co młody człowiek z rozbrajającą szczerością odpowiada: „Nie jestem. Ale Micka Jaggera nie wyrzuciłbym z łóżka”…
„Nie jestem gejem, ale Micka Jaggera nie wrzuciłbym z łóżka” – „Hair” z 1979 roku pokazuje wolność i szaleństwo hippisów w USA
W Gazecie Wyborczej musical „Hair” pojawia się w kontekście skandalu, jaki wywołało w Polsce w 1999 roku jego przeniesienie na deski jednego z trójmiejskich teatrów. Komisja ds. rodziny gdyńskiej rady miasta uważa, że grany w Teatrze Muzycznym musical „Hair” propaguje zażywanie narkotyków – donosi dziennik. Film przywołuje się też podczas konstruowania krótkiej notki biograficznej na temat życia i twórczości Micka Jaggera, tuż przed wizytą grupy The Rolling Stones w Polsce w 1998 roku. Lider grupy prezentowany jest w kontekście zainteresowania, jakie budzi w przedstawicielach obydwu płci. Dla wielu (kobiet i mężczyzn) – symbol seksu. Koniuszkiem języka mógłby sobie dotknąć czoła. – Homoseksualistą nie jestem, ale Micka Jaggera bym z łóżka nie wyrzucił – mówi jeden z bohaterów musicalu „Hair”. Liczba kobiet, które miał Mick, mogłaby ponoć stanowić populację średniego państwa w Europie. Obecnie związany z modelką Jerry Holl, która twierdzi, że bardzo się zmienił. Prowadzi spokojne życie rodzinne, nie bierze narkotyków, je zdrową żywność i chodzi wcześnie spać .
Po raz kolejny „Hair” w artykule nie związanym z kinem pojawia się przy korespondencji opisującej protesty antyglobalistów w Brazylii w 2002 roku. Setki namiotów na kempingach, koncerty rockowe, rapowe i reggae co wieczór, młodzi ludzie obściskujący się na trawnikach… Można się poczuć jak w środku filmu Milosza Formana „Hair” albo jakiegoś dokumentu o Woodstock – donosi z Porto Alegre Artur Domosławski. – Zaczęło się nawet jak w starym filmie – kilkudziesięciotysięczny tłum maszeruje ulicami Porto Alegre, wykrzykując: „Cuba – si! Yanquis no!” („Kuba – tak, Jankesi – nie!” – hasło z czasów rewolucji kubańskiej, a potem inwazji w Zatoce Świń w 1961 r.). Portrety Marksa, Trockiego, Che Guevary, czerwone flagi, żółte gwiazdy, sierpy i młoty. A obok hasła ekologów, chłopów bez ziemi, ATTAC-u (organizacji na rzecz opodatkowania obrotów kapitałowych), feministek, homoseksualistów i hinduskich joginów.
Kolejne przywołanie filmu można znaleźć w obszernym tekście publicystycznym dotyczącym wydarzeń z roku 1968. Adam Krzemiński pisząc o strajkach marca 68’ w Polsce, sięga do amerykańskiego ruchu hipisowskiego. Pierwsza faza młodzieżowego protestu była całkowicie pokojowa. W latach 1966-67 studenci amerykańscy palili karty powołania do wojska i odpowiadali: Make love not war. Długie włosy, nagość, seks, muzyka rockowa zapewniały lepszą ekstazę niż mundur czy wojenna przygoda. Jeszcze nie było AIDS, a haszysz i LSD zapowiadały nieograniczone „rozszerzenie świadomości”. Wyobraźnię młodego pokolenia opanował duch kontrkultury, alternatywna psychiatria i pedagogika – „literatura umarła – niech żyje pop!” Z tego ducha zrodził się musical „Hair” i orgiastyczna „Oh, Calcutta”. Postacią kultową był hipis – wolny jeździec, ofiara agresji „faszystoidalnych” wyrobników społeczeństwa wydajności. Hipis był młody, żył w zgodzie z naturą w rolniczej komunie. U nas znajdował partnerów wśród entuzjastów poezji Edwarda Stachury .
I jeszcze jedno odniesienie do musicalu Formana, tym razem w kontekście badań Kinsey’a. Jak pisze Tadeusz Sobolewski w Gazecie Wyborczej, opublikowany w 1948 r. raport Instytutu Kinseya opisywał seksualne zachowania mężczyzn (badanie zachowań kobiet miało nastąpić w drugiej kolejności; wywołało skandal, który spowodował zmierzch Instytutu). Oddźwięk pierwszego raportu był potężny – jego publikację porównywano z wybuchem bomby atomowej . I w kontekście raportu pojawia się odniesienie do musicalu Formana: Kinsey uświadomił Ameryce statystyczną prawdę o „zwierzęciu ludzkim”. Z jego ankiet wynikało, że wszelkie zachowania – także te obłożone zakazami moralnymi i religijnymi oraz te, które tradycyjnie uważano za zdrożne czy szkodliwe – są na tyle powszechne, że pojęcie normy staje się względne. Każdy, kto obawiał się, że jego zachowania są nienormalne, mógł znaleźć w raporcie Kinseya potwierdzenie, że tysiące innych ludzi robi to samo. Onanizm, seks przedmałżeński, wszelkie odmiany seksu, także skłonności homoseksualne okazały się powszechniejsze, niż można było przypuszczać. Odtąd nic nas już nie ma prawa zgorszyć – jak w znanej piosence z musicalu „Hair” zaczynającej się od słowa „masturbation” .
Mimo zmiany myślenia producentów i ostatecznego upadku cenzury w produkcjach hollywoodzkich, kwestie homoseksualizmu i biseksualizmu wciąż traktowane były w latach 60. i 70. (pomijając nieliczne wyjątki) jako coś wstydliwego, jak brudny sekret, który należy ukrywać, a postacie były zarysowane w płaski sposób. Osoby o odmiennej orientacji seksualnej przedstawiano jako jednostki nieszczęśliwe o samobójczych skłonnościach, które zwykle pod koniec fabuły podejmowały desperacką próbę odebrania sobie życia. Można porównać sposób opisywania homoseksualistów przez film amerykański lat 60. do obrazu postaci seksualnie wyzwolonych heteroseksualistów, wszystkich ich bowiem czekała kara, różnice dotyczą tylko jej rodzaju: od dostosowania się do „naturalnego” porządku, przez samobójstwo, aż po śmierć w wyniku linczu, wyroku śmierci itp. .
4.3 Gej znowu zły – „Zadanie specjalne”
Od połowy lat 70. geje zaczęli pojawiać się w filmach coraz częściej. To jednak oznaczało również, iż byli otwarcie atakowani. Często gej okazywał się przestępcą lub co najmniej bohaterem negatywnym, wyśmianym. W istocie pod koniec lat 70. i na początku 80. mamy do czynienia z całą falą filmów na ten temat. Często wykorzystywano seksualną rewolucję, by usprawiedliwić pokazywanie widzom różnego rodzaju erotycznych ekscesów .
Zacznijmy od filmu „Znikający punkt” (1971) Richarda C. Sarafiana, gdzie dwóch gejów przedstawionych jest bardzo karykaturalnie, morderca będący drag queen kończy swój żywot tragicznie, zostaje brutalnie zamordowany – przy aplauzie ówczesnej widowni.
Lata 80. przyniosły kolejną serię portretów gejów jako bezwzględnych psychopatycznych morderców: na przykład „The Fan” Edwarda Bianchi z 1981 (fan o cechach geja mści się na gwieździe za odrzucone uczucie), „Windows” (1980) Gordona Willisa (w tym filmie lesbijka przedstawiona zostaje jako psychopatyczna morderczyni prześladująca heteroseksualną bohaterkę).
Na szczególną uwagę zasługuje „Zadanie specjalne” (1980). Fabuła jest następująca: w Nowym Jorku dochodzi do serii zabójstw homoseksualistów. Prowadzący dochodzenie szef policji postanawia zastawić pułapkę. Namawia młodego policjanta Steve`a Burnsona (w tej roli Al Pacino), by zaczął udawać homoseksualistę i spróbował sprowokować zabójcę. Steve zgadza się na prowokację, szukając mordercy poznaje powoli środowisko nowojorskich homoseksualistów, zostaje stałym gościem lokali, w których się spotykają, z nadzieją, że zwróci uwagę maniakalnego zbrodniarza. Geje w tym filmie to zboczeńcy, wyuzdani i pozbawieni moralności miłośnicy seksu z nieznajomymi, osoby przerażające, stanowiące margines. Film Williama Friedkina wzbudził wielkie oburzenie w środowisku gejów, którzy zarzucali mu bardzo negatywne pokazanie homoseksualistów.
W swojej stuletniej historii Hollywood raczej umacniał uprzedzenia wobec mniejszości seksualnych, choć wielu najbardziej znanych reżyserów, aktorów i producentów było homoseksualistami – pisze recenzent Gazety Wyborczej, Zbigniew Basara. W epoce filmu niemego geje przedstawiani byli jako żałosne i komiczne „cioty”. W latach 40. i 50. organizacje religijne wymogły wprowadzenie w Hollywood kodeksu obyczajowego, i odmienną orientację ekranowych postaci co najwyżej sugerowano. Rewolucja obyczajowa lat 60. oznaczała powrót gejów i lesbijek na ekrany, ale zwykle demonizowano ich jako lubieżników lub psychopatycznych morderców, jak w sławetny „Cruising” Williama Friedkina z 1980 roku .
Film „Zadanie specjalne” to według Włodzimierza Kalickiego, filmoznawcy Gazety Wyborczej, ciężka próba „dla lakierowanych humanistów i pozłacanych liberałów”. Zboczony homoseksualista, czyli, jak chcą niektórzy, zboczeniec do kwadratu, morduje innych homoseksualistów. Środowiskowi informatorzy policji zawodzą i pozostaje już tylko jedno – wysłać odpowiednio ucharakteryzowanego i wyposażonego w spreparowany życiorys specjalnego agenta na wabia . Z braku agentów specjalnych wybór pada na zwykłego oficera, w średnim wieku, równie solidnego za policyjnym biurkiem, co i w małżeńskim łożu. Ochotnik z przymusu preparuje sobie stosowny życiorys, kupuje stosowne szmatki i rozpoczyna wędrówkę po kolejnych nowojorskich klubach dla gejów – wędrówkę po kolejnych kręgach piekielnych. Ci, którym wydaje się, że homoseksualiści to takie śmieszne, szczebiotliwie zniewieściałe typki, pedzie kręcące ciągle szyją i pupą, strzelające podmalowanym oczkiem do przystojniejszych facetów, w „Zadaniu specjalnym” zobaczą kawałek życia – pisze Kalicki. Zobaczą ponure, zadymione dyskoteki, w których naćpani, na wpół nadzy faceci liżą tak samo ubranych, a właściwie rozebranych, tak samo spotniałych i nieświeżych facetów. Bary, w których umięśnione typy spod ciemnej gwiazdy, na dzień dobry, obmacują genitalia nieznajomym, natychmiast zresztą rewanżując się kurtuazyjną informacją, ile to cali liczy ich własny penis. Butiki, w których wybrać można sobie seksowne kurteczki, bluzeczki, majteczki i przede wszystkim rozmaite chusteczki – kolor i kieszeń, w której tkwią, informują, że lubi się na wierzchu albo pod spodem, z biciem albo bez, że idzie się na wszystkie numery za darmo albo, że idzie się na wszystkie numery za gotówkę. Kluby „policyjne”, w których gejowscy sadyści i masochiści poubierani w niesamowite uniformy oddają się na parkiecie orgiom seksu i udręczenia .
Realizatorzy na wstępie zapobiegliwie zastrzegają się, że nie zamierzali oskarżać społeczności homoseksualistow i że opowiadają o nietypowej, nielicznej jej części – nie zmienia to jednak faktu, że pokazują mroczną, czasem przeraźliwą stronę ludzkiej duszy, gdzie nie ma miejsca na piękno i skądinąd nieobcą wielu homoseksualistom czystość uczuć – zauważa Kalicki. Krąg piekielny, w którym zdeprawowana namiętność chodzi pod ramię ze zbrodnią, jest nieprzyjemnym wyzwaniem dla kawiarnianych apostołów tolerancji. Wyzwaniem szczególnie nieprzyjemnym, bo w istocie podwójnym: nie wystarczy przyznać, że idealizowani homoseksualiści bywają czasem potworami – trzeba jeszcze mieć odwagę powiedzieć, że i dla takich potworów, póki nie mordują, musi być miejsce i równe prawa na tej Ziemi. Mimo że po zetknięciu z nimi, nawet w ludziach tak zacnych, jak oficer policji, budzi się ciemna część ich jaźni .
Stereotyp homoseksualisty, po kolorowych latach ruchu „hippie” wraca więc do „wcześniejszej normy”. Stereotyp zawsze łączy się z ładunkiem emocjonalnym, jest częściowo lub całkowicie sprzeczny z faktami i oporny na zmiany. W latach 80. , jak widać na przykładzie „Zadania specjalnego”, ów ładunek był bardzo negatywny.
4.4 „Smażone zielone pomidory” z podtekstami
Produkcje hollywoodzkich twórców pozostawały na stanowisku konserwatywnym, gdyż nadal zdarzało się tam usuwanie lub łagodzenie w fabule wątków homoseksualnych, co zdarzało się nawet w latach 90. W nakręconym w 1978 r. przez Alana Parkera „Midnight Express” usunięto wątek gejowski obecny w oryginalnym scenariuszu Oliver Stone’a. „Smażone zielone pomidory” z 1991 r. – książka Fanny Flag mówiła otwarcie o związku erotycznym dwóch kobiet, ale film opowiadał już tylko o wieloletniej przyjaźni między bohaterkami.
Wątki homoseksualne wielu krytyków widzi również w filmie „Smażone zielone pomidory” (1991). Jak na przykład Paweł Mossakowski z Gazet Wyborczej. Bohaterką filmu jest chodząca w farmerkach i kapeluszu, zuchowata i „niezależna” dziewczyna z Południa, Idgie (Mary Stuart Masterson). Po śmierci ukochanego brata zasadniczo nie zwraca uwagi na mężczyzn (służą jej jedynie jako partnerzy do popitki i pokera). Zaprzyjaźnia się za to ze skromną i stateczną kuzynką Ruth (Marie Louise Parker). Ich zażyłość w bardziej sprzyjających warunkach geograficznych (np. w Nowym Jorku) przeobraziłaby się zapewne w związek lesbijski, tu – na zdrowym Południu – pozostaje bardzo piękną, solidną, wytrzymującą próby życia przyjaźnią .
4.5 Prawdziwy coming out w towarzystwie AIDS – lata 90 i „Filadelfia”
Począwszy od lat 90. XX w., gdy w życiu publicznym zaczyna być dostrzegalna tzw. poprawność polityczna, w światowym kinie tematyka związana z LGBT staje się bardziej akceptowalna, nie wzbudza już zaciekłych protestów i nie jest obiektem restrykcji.
W filmach, w których pojawiają się homoseksualiści dominują dwa tematy: coming-out movies opowiadają o trudnej decyzji ujawnienia swojej orientacji seksualnej, a filmy o AIDS omawiają historię choroby, jej odbioru społecznego i próbują uświadamiać widzów, czym jest problem „dżumy XX wieku”. Wymieńmy najważniejsze filmy pozwalające homoseksualistom „wyjść na światło dzienne”.
W 1985 powstaje film „An Early Frost” Johna Ermana, w którym akcja rozpoczyna się, kiedy młody prawnik (Aidan Queen) dowiaduje się, że jest chory na AIDS. Oznacza to, że będzie musiał opowiedzieć rodzicom nie tylko o chorobie, ale w ogóle o tym, że jest gejem. W tym czasie, jeśli na ekranie pojawiał się temat AIDS musiał pojawić się również homoseksualista. To wczesny przykład coming-out movie i jednocześnie filmu o AIDS. W 1991 na ekrany kin wchodzi „Moje własne Idaho” Gusa van Santa – wzruszający film o miłości w środowisku męskich prostytutek w Las Vegas.
Rok 1993 to chyba największy i najgłośniejszy przełom w historii kina gejowskiego, a to za sprawą „Filadelfii” Jonathana Demme. Tutaj możemy mówić o perswazji, a nawet pozytywnej propagandzie tolerancji. Każda wypowiedź jest w jakimś stopniu perswazyjna, ma charakter nakłaniający, jest zwrócona do kogoś, na kim chce się wywrzeć oczekiwane wrażenie i w którego postępowaniu chce się wywołać ściśle określoną zmianę korzystną dla nadawcy . Już w starożytności Platon w dialogu z Eudytem napisał „Mówić to znaczy działać” . Różne sposoby nakłaniania wiążą się z odmiennymi koncepcjami prawdy. Inaczej przebiega nakłanianie, gdy przyjmuje się, że prawda jest odkrywana, inaczej, gdy przyjmuje się, że jest konstruowana, jeszcze inaczej, gdy twierdzi się, że jej nie ma lub gdy zarazem jest i jej nie ma, lub gdy prawdę traktuje się, jako wiarę w to, że jest tak a tak . Perswazja jest metodą oddziaływania, która polega na słanianiu innych ludzi do zaakceptowania naszych poglądów i celów na podstawie przekonywania, pozyskania ich zainteresowania, zrozumienia i aprobaty naszych zamiarów i racji .
W perswazji przyjęte jest odwoływanie się do autorytetu. Osoba znana, lubiana, ceniona, która popiera dane stanowisko staje się argumentem w perswazji. Szczególną rolę przywiązuje się do tego w sytuacjach niejasnych i spornych, kiedy dodatkowy element może przeważyć szalę rozprawy na jedną lub drugą stronę . Przyjrzyjmy się zatem, co mówią nam twórcy „Filadelfii” i jakich używają autorytetów przy budowaniu przekazu.
Podstawowy przekaz filmu brzmi: „Mamy prawo do godności. Mamy prawo do szacunku. Mamy prawo równego traktowania”. Oglądając „Filadelfię” mamy również prawo uwierzyć, że mamy do tego wszystkiego prawo. Film Johnathana Demme to przypowieść o potrzebie tolerancji i poszanowania drugiej osoby bez względu na stan jej zdrowia, kolor skóry, czy preferencje seksualne.
Andrew Beckett (Tom Hanks) jest młodym, bardzo dobrym prawnikiem. Rysuje się przed nim świetlana przyszłość i perspektywy szybkiego awansu – to autorytet. Niestety, Andrew Beckett prywatnie jest gejem i to w dodatku chorym na AIDS. Kiedy dowiadują się o tym jego pracodawcy, w podstępny sposób zostaje wrobiony w zgubienie dokumentów ważnej dla kancelarii sprawy, a w konsekwencji zwolniony. Podejrzewając prawdziwe przyczyny usunięcia z pracy, Andy pozywa swoich byłych pracodawców do sądu i oczywiście wygrywa. Zanim jednak do tego dojdzie, Andy musi znaleźć prawnika, który zechce poprowadzić jego sprawę, sam bowiem może nie dożyć końca procesu. Znajduje więc czarnoskórego Joe Millera, homofoba uprzedzonego do wszystkich „dewiacji seksualnych” niemal tak samo jak Ku Klux Klan do osób o innym niż biały kolorze skóry. Jednak Joe szybko przeżywa przemianę, bo tak ma być – bo film ma pokazać, że trzeba szanować drugiego człowieka: czarnego, białego, zdrowego, chorego, geja, heteryka. Czysta propaganda i kolejny autorytet. Andrew w finale filmu wygrywa proces. Wygrywa oczywiście wiele więcej – miłość Miguela (swojego partnera świetnie zagranego tu przez młodego Antonio Banderasa), szacunek uprzedzonego niedawno do innych niż on sam czarnoskórego Joe, przyjaźń i oddanie najbliższych. Wspaniałą, tolerancyjną, kochającą rodzinę – autorytety w liczbie mnogiej. Po raz trzeci. Przegrywa tylko z chorobą.
„Filadelfia” przełamuje tabu i robi to z taką siłą, że po tym filmie kino zaczyna odważniej mówić o ludziach odmiennej orientacji seksualnej – jak o kimś normalnym, jak o w pełni uprawnionym obywatelu. „Homoseksualiści są wśród nas, chorzy na AIDS również i nie są tylko częścią marginesu społecznego” – mówi reżyser. W USA pierwszej połowy lat 90. to wcale nie było takie oczywiste. Biorąc to pod uwagę, Jonathan Demme wykazał dużo odwagi kręcąc „Filadelfię”. O ile jednak sama przypowiastka o potrzebie poszanowania i akceptacji inności byłaby nie do zniesienia, o tyle ciepło i wstrząsająca prostota, z jaką film jest opowiedziany, przykuwa do fotela i nie pozostawia obojętnym. Być może cała tajemnica tkwi w genialnym Tomie Hanksie (pierwszy w jego karierze, jak najbardziej zasłużony Oskar) w roli Andy’ego i w uroczym Antonio Banderasie w roli jego kochanka Miguela oraz w szlachetnym, choć nie ukrywającym swoich uprzedzeń, których się w końcu wyzbywa Denzelu Washingtonie. Może dodatkowo pomaga filmowi Bruce Springsteen ze swoją przejmującą piosenką „Streets of Philadelphia” i ta scena z boskim głosem Marii Callas w tle, kiedy chory Andy uświadamia Joe, że miłość i wiara może ocalić przed całym złem tego świata? A może po prostu film gra na emocjach i uświadamia widzom, że wszyscy pragniemy jednego – sprawiedliwości. Bo czyż nie buntujemy się przeciw upokarzaniu Andy’ego na sali rozpraw przez jego pozbawionych współczucia pracodawców? Czyż nie cieszymy się, że Andrew ma wspaniałą rodzinę i przyjaciół, którzy są z nim do końca? Czyż nie oddychamy z ulgą, kiedy sąd odczytuje wyrok potępiający krnąbrnych i uprzedzonych szefów chorego prawnika – geja? Tak! – myślimy – Mają za swoje! Bo przede wszystkim i pomimo wszystko trzeba być dobrym człowiekiem. „Filadelfia” tłumaczy to widzowi, „jak czteroletniemu dziecku. Filmowi temu poświęcam dużo miejsca, jest on bowiem prawdziwym przełomem w historii kina pokazującego homoseksualistów. Gej to wykształcony, przystojny człowiek z wyższych sfer, gdyby nie choroba i orientacja seksualna – niczym by się od nas nie różnił, wzbudzałby podziw i szacunek. Kiedy okazuje się być homoseksualistą, wzbudza co najwyżej litość i obrzydzenie. Na początku filmu – bo na koniec, przy sprytnej manipulacji, jaką zastosował reżyser, wzbudza wszelkie odczucia, jakimi widz obdarzyłby go nie wiedząc o nim całej prawdy.
Głośny film Jonathana Demme’a z 1993 roku wzbudza mniejsze zainteresowanie na łamach dzienników niż omawiany wcześniej film Almodovara, jednak zdecydowanie nie idzie to w parze z mniejszymi emocjami. „Rzeczpospolita” publikuje 21 tekstów. Są to recenzje, relacje z festiwali i wręczeń nagród filmowych, wywiady z gwiazdami kina oraz inne teksty. O tych ostatnich wspomnę za chwilę. Podobne gatunki pojawiają się w „Gazecie Wyborczej” w 26 tekstach.
„Filadelfia” Jonathana Demme jest filmem ważnym, gdyż przerywa zmowę milczenia panującą w Hollywood wokół AIDS. Dotychczasowa niechęć amerykańskiego kina do zmierzenia się z tym problemem jest zjawiskiem zadziwiającym. Hollywood ma wyczucie socjologiczne nie gorsze niż Instytut Gallupa, zwykle bardzo szybko reaguje na tematy dnia, no i, mówiąc brutalnie, dobrze zna temat: w tym środowisku odsetek zachorowań znacznie przekracza średnią krajową. Przyczyn tej niechęci jest zapewne wiele. Po pierwsze sama natura choroby wyklucza zwyczajowy happy end. Hollywood wyraża cywilizację zwycięstwa – łatwo przyswoi przypadek Schindlera, odepchnie przypadek Korczaka – na AIDS zaś, jak na razie, nie ma mocnych. „Filadelfia” mogła powstać tylko dlatego, że opowiada historię zawierającą możliwość wygranej. Skromnej, nie amerykańskiej typu „nad grobem zwycięstwo”, ale jednak – pisze Paweł Mossakowski, krytyk „Gazety Wyborczej”.
Tak krótko, ale treściwie referuje rolę „Filadelfii” w światowej kinematografii Rafał Świątek , krytyk filmowy piszący na łamach „Rzeczpospolitej”: Problem AIDS będzie teraz stale obecny na ekranach. Okazało się bowiem, że problem „zakazanej miłości” nie dotyczy jedynie ludzi z marginesu. Świadectwem zmiany nastawienia filmowców była „Filadelfia” Jonathana Demme’a. Film, choć trzymał się zasad poprawności politycznej, wprowadził gejowskie wątki do głównego nurtu sztuki filmowej .
Bohaterem filmu jest młody, zdolny prawnik (Tom Hanks), homoseksualista usunięty z pracy pod idiotycznym pretekstem, gdy okazuje się, że jest chory na AIDS. Postanawia dochodzić swoich praw na drodze sądowej, a jego reprezentantem zostaje ciemnoskóry adwokat (Denzel Washington), nie ukrywający początkowo ani swoich uprzedzeń wobec homoseksualistów, ani lęku przed chorobą klienta. Konwencja „dramatu sądowego” pozwala wprawdzie klarownie pokazać problem i skonfrontować racje (a także, co nie mniej ważne, dać szansę choćby symbolicznego, skromnego, zwycięstwa „nad grobem”), jednak w tym wypadku jej przydatność wydaje mi się ograniczona. Jest w filmie jakaś straszna dysproporcja: problem egzystencjalny zostaje zredukowany do casusu prawnego czy zagadnienia politycznego. Walka o sprawiedliwość, o poszanowanie praw pracowniczych, o uznanie odmienności seksualnych, wreszcie o niedyskryminowanie chorych na AIDS – wszystko to zapewne bardzo ważne, ale jakoś drugorzędne wobec nagiego faktu, że bohater został – przed innym trybunałem – skazany na śmierć . Jest zresztą w filmie jedna kapitalna scena, która unaocznia niewspółmierność między metafizycznym ciężarem dramatu a jego praktyczno-życiowym rozwiązaniem. Adwokat proponuje swojemu klientowi przećwiczenie wariantów rozprawy. Ten zamiast szlifować odpowiedzi, włącza płytę z arią Marii Callas i frenetycznie powtarza jej słowa: „Jestem życiem! Jestem zapomnieniem! Jestem miłością!”. Czujemy, jak mało ważna jest w sytuacji bohatera obrona zawodowej reputacji .
Znaczenie filmu polega na tym, że w ogóle powstał. I że osiągnął znaczący sukces kasowy, co otwiera drzwi dla utworów być może mniej niż „Filadelfia” uproszczonych i naiwnych. Ale żeby „w temacie AIDS” mogło powstać coś rzeczywiście interesującego, Hollywood musiałby zrewidować swoje założenia do samego spodu i uznać, sorry, że człowiek to taka istota, która czasami przegrywa .
„Filadelfia” po pierwsze wywołuje skojarzenia autorów z „masowym” coming outem z początku lat 90. Homoseksualiści ostatnimi czasy ujawniają się niemal masowo, walczą uparcie i hałaśliwie o swoje prawa, o możliwość tworzenia nowego typu rodziny, akcentują swoją odmienność. Jednocześnie zaś szerzy się homofonia, którą potęguje AIDS, bicz boży spadający na grzeszników, uderzający jednak również w niewinnych – pisze w „Kinie” Maria Kornatowska , po czym dorzuca: Film amerykański jest podszyty utajnionym homoseksualizmem. Dotyczy to zwłaszcza westernu, filmu gangsterskiego, filmu drogi.
Recenzenci zauważają, że Tom Hanks przyjmując rolę prawnika – geja w filmie „Filadelfia” podjął ogromne ryzyko, co mu się opłaciło. Dostał Oscara, chociaż nie wiem, czy słusznie, bowiem największe zasługi w kreowaniu postaci Andrew położył charakteryzator – zastanawia się recenzentka „Kina”.
Rok 1993 to chyba największy i najgłośniejszy przełom w historii kina gejowskiego, a to za sprawą „Filadelfii” Jonathana Demme. Tutaj możemy mówić o perswazji, a nawet pozytywnej propagandzie tolerancji
Hollywood zdecydowało się na eksperyment. Zasadniczym tematem filmu nie jest jednak prawnik – gej chory i umierający na AIDS, ale czarnoskóry prawnik, który go broni. Na początku nie rozumie on gejów, boi się ich. Przeżywa jednak przemianę – w pewnym sensie mamy tu do czynienia z dziełem socrealistycznym, zachowującym najważniejsze cechy gatunku. Czarny prawnik doznał zapewne w życiu wielu przykrości, broni teraz kogoś, kto owych przykrości doznaje. Na koniec zdobywa sławę, uznanie, pieniądze i przyjaźń rodziny poszkodowanego. Jak każde szanujące się dzieło socrealistyczne, „Filadelfia” kończy się optymistycznym akcentem – Słuszna Sprawa wygrywa. Postacie głównych bohaterów są jedynie znakami, pozbawionymi indywidualnego, autentycznego życia, własnej psychologii i oblicza – analizuje Kornatowska i dodaje – Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że czeka nas cała fala filmów o środowisku homoseksualnym, nie wątpię też, że kolejne dzieła będą odważniejsze w pokazywaniu „momentów” .
„Film” jest „Filadelfii” znacznie bardziej przychylny. Oto fragmenty dwóch recenzji Tomasza Jopkiewicza i Jana Olszewskiego . Pierwszy z nich zwraca uwagę na rozmach i odwagę filmu oraz jego „polityczną poprawność”, pomimo ważkości poruszanego tematu. Ta historia o AIDS to obraz współczesności bardzo sprzyjającej ożywaniu lęków tkwiących w każdym z nas. Ale najważniejsza jest nadzieja, że stać nas na tolerancję i zrozumienie. Film od początku powstawał w sferze sensacji – przerywał bowiem wstydliwe milczenie Hollywood o AIDS. Drażliwa kwestia postawy wobec ludzi zarażonych wirusem HIV pojawiała się dotychczas w filmach niewielkich, niezależnych wytwórni – pisze Jopkiewicz – Organizacje gejowskie, które zarzucały poprzedniemu filmowi Demme’a „Milczeniu owiec” obrazę homoseksualistów, teraz powinny być usatysfakcjonowane – dodaje.
Olszewski natomiast zwraca uwagę na niedostrzegalną na pierwszy rzut oka głębię filmu: Film opowiada o człowieku chorym na AIDS. Miejsce akcji to Filadelfia – miasto symbol, gdzie kiedyś ogłoszono niepodległość. Walka człowieka chorego na AIDS doznaje najwyższej nobilitacji. Ale Filadelfia to też miasto konserwatywne, które stawia własne wartości i na elity. To może być film o klęsce konserwatywnej Ameryki, spowodowanej przez złe wychowanie i cynicznych prawników. To może być tez film o śmierci starego świata. Andy natomiast jest przede wszystkim człowiekiem skrzywdzonym, wzbudza życzliwość, bo jest umierający i padł ofiarą spisku przełożonych. Wszystko jest w tym filmie jasne – od początku wiemy, gdzie jest dobro, a gdzie zło. Albo prawie wiemy… Jest w filmie wiele szczegółów, które zastanawiają – życzliwe, wręcz niemożliwe podejście rodziny do chorego Andy’ego, wybór czarnoskórego adwokata przez prawnika chorego na AIDS, którego to czarnoskórego bohater wcześniej ignoruje i ignorowałby w normalnych warunkach…
O moralizatorskiej roli filmu Demme’a pisze z kolei Jerzy Rzewuski we „Wprost”: Po wybuchu epidemii AIDS powstało kilka świetnych sztuk (szybko sfilmowanych), dzięki którym świat uwierzył, że to nie trąd i nie można się zarazić przez używanie wspólnego ręcznika. Najgłośniejsza stała się „Filadelfia” (pięć nominacji do Oscara – dwie zdobyte statuetki). I choć Tom Hanks przegrał walkę z chorobą, wychodziliśmy z kina mądrzejsi i podniesieni na duchu .
Justyna Kobus, dziennikarka tego samego tytułu, zauważa głównie doskonałą kreację odtwarzającego główną rolę Toma Hanksa: Jeżeli chcesz zdobyć Oscara, zagraj kalekę, wariata albo skonaj w finale – radzą kolegom posiadacze statuetek. Nieuleczalnie chorzy, ofiary wojen i kataklizmów, upośledzeni fizycznie lub umysłowo, alkoholicy i narkomani, odmieńcy i nieprzystosowani do świata geniusze – to najpewniejsi laureaci filmowych Oscarów. Hanks w „Filadelfii” pokazał, jak wiele zniesie dla roli. Nim zagrał umierającego na AIDS prawnika, poddał się katorżniczej diecie. Rola przyniosła mu pierwszego Oscara .
4.6 Kontrowersyjny „Ksiądz”
Swego czasu głośno było również o filmie „Ksiądz” (1994) Antonii Bird. Starsze panie protestowały, petycje do ministra wpływały, mówiono o obrazie uczuć religijnych. Film jednak obejrzeć można było, na szczęście… To obraz o księdzu, który jest homoseksualistą, przez co ogromnie cierpi. Jego uczucia powodują konflikt ego i nakazów społecznych, religijnych, kulturowych. Kościół katolicki potępia homoseksualizm, a ksiądz jako przedstawiciel tegoż Kościoła nie może żyć w takim grzechu. Co więc czyni? W pewnym momencie daje upust swoim pragnieniom i zakochuje się w mężczyźnie, a nawet go namiętnie całuje. Niektórzy nazwali tą scenę czymś na wskroś obrzydliwym i wręcz bluźnierczym . Tutaj więc swego rodzaju coming out się nie powiódł… Udało się jednak wywołać oburzenie i dyskusję, niestety, użycie do tego księdza nie było najlepszym posunięciem – więcej było kontrowersji przy okazji filmu niż rzeczowej dyskusji o problemie alienacji i wykluczenia homoseksualistów.
„Ksiądz” z 1994 r. to opowieść o księdzu, który jest homoseksualistą – konflikt ego i nakazów społecznych, religijnych, kulturowych, który wywołał wiele protestów
Pojawienie się na polskich ekranach filmu Antonii Bird „Ksiądz”, który opowiada historię księdza o skłonnościach homoseksualnych, wywołuje prawdziwą burzę, nie tylko medialną ale i obyczajową. Najpełniejszy obraz Polski z tego okresu uzyskujemy analizując publikacje dotyczące tego filmu (30 artykułów od momentu pojawienia się obrazu na polskich ekranach do stycznia 2008 roku) w „Gazecie Wyborczej”. W tym dzienniku pojawiło się ich najwięcej. („Rzeczpospolita” dla porównania opublikowała 10 tekstów dotyczących filmu). Dyskusja toczy się nie tylko na temat homoseksualizmu. Przy okazji rozmawia się o roli Kościoła w społeczeństwie polskim, jego wpływie na postrzeganie odmienności seksualnej i stosunku do gejów.
Tadeusz Sobolewski i Jan Turnau piszą obszerny tekst publicystyczny dotyczący filmu. Dystrybutor zastanawia się, co mu grozi: proces? wybicie szyb? „Słowo” widzi w tym filmie „atak na Kościół”. Ale kto kogo tu atakuje? Ksiądz” wywołał u nas wrzawę jeszcze przed premierą. Ambitna firma dystrybucyjna Solopan, zdając sobie sprawę z prowokacyjności filmu Antonii Bird (zakupionego po festiwalu w Berlinie, gdzie zdobył nagrodę międzynarodowej krytyki oraz jury ekumenicznego), zorganizowała w kinie Kultura pokazy sondażowe dla dziennikarzy oraz kleru. Odpowiedzią była recenzja w „Słowie”, gdzie potraktowano „Księdza” w stylu propagandy lat 50., jako część wymierzonej w nas kampanii ideologicznej – „brawurowy” i „prawie że perfekcyjny atak na (…) nauczanie papieskie”, kwestionujący dosłownie „całą tradycję, dyscyplinę oraz nauczanie Kościoła”. Tekst dał hasło do oficjalnych protestów przedstawicieli Kościoła, organizacji katolickich oraz „Solidarności”, zmierzających do niedopuszczenia filmu na ekrany. Do prokuratury wpłynęło „zawiadomienie o zamiarze popełnienia przestępstwa” z powodu „pornografii” i „obrazy uczuć religijnych katolików”. Wypowiadać się w tej atmosferze o „Księdzu” to nieomal brać udział w przestępstwie. Choć na razie to nie „Ksiądz” atakuje naszą moralność (poprzednio atakował moralność paru innych europejskich krajów, w tym Irlandii), ale na odwrót: „Ksiądz” jest atakowany (częściowo „na niewidzianego”), a dystrybutor obawia się o całość szyb w swoim kinie i dostaje anonimy. Każdy tego rodzaju cenzuralny zakaz, dokonywany w imieniu ogółu (a więc i w moim imieniu, choć mogę sobie tego nie życzyć), pachnie obłudą. Żeby zakazać rozpowszechniania, trzeba bowiem najpierw samemu film obejrzeć i przemyśleć. Zakaz ma uniemożliwić przemyślenie go innym .
Tuż po pierwszych publikacjach w prasie, w Gazecie Wyborczej ukazuje się list od czytelnika, który na łamach gazety przyznaj się do swojej odmiennej orientacji seksualnej. Film „Ksiądz” ukazuje homoseksualizm w kontekście religijno-kościelnym. Sprawa ta dotyczy mnie w sposób szczególny, ponieważ jestem gejem. Akceptuję w pełni swoją orientację seksualną i dlatego zmuszony zostałem do odejścia z Kościoła. Zrozumiałem, że geje i lesbijki zawsze będą wiernymi gorszej kategorii. Kościół toleruje wprawdzie ich miłość do tej samej płci, ale potępia jej seksualne wyrażanie. Jeżeli lesbijka czy gej odrzuca seksualną ascezę – staje się grzesznikiem. Wielu z nas szybko dochodzi do wniosku, że Kościół to nie Bóg. Kościół pragnie współcierpieć z nami, nie może jednak z nami współkochać w pełni. Nie daje nam też nadziei: będziemy grzeszyć zawsze, gdyż zamknięty jest dla nas „usprawiedliwiający” seksualne okazanie miłości sakrament małżeństwa. Dlatego unikamy nie tylko sakramentów, ale i mszy, gdyż jest ona częścią ideologii kwestionującej nasze prawa i uczucia. Pozbawia się nas szacunku dla siebie samych, widzi się nas przez pryzmat fałszywych stereotypów, jako ludzi o odmiennych preferencjach erotycznych, a nie inaczej ukierunkowanej zdolności (darze) do kochania, bliskości i przyjaźni .
Pierwsze doniesienia o kontrowersyjnym filmie w kontekście sądowym pojawiają się na kilka dni przed jego oficjalną premierą. Zawiadomienie o zamiarze popełnienia przestępstwa przez firmę dystrybucji filmów Solopan, która przygotowuje do rozpowszechniania angielski film „Ksiądz”, wpłynęło do prokuratora generalnego. Film, który jest debiutem reżyserki Antonii Bird, opowiada o moralnych rozterkach młodego księdza-homoseksualisty. Według zapowiedzi Solopanu film ma być wyświetlany w kinach od 15 września. W doniesieniu do prokuratora czytamy, że film ten zawiera treści mające charakter pornograficzny, wyszydza stan kapłański oraz obraża uczucia religijne katolików przez znieważanie Kościoła katolickiego. „Przeznaczenie tego filmu dla młodzieży od 15. roku życia świadczy o zamiarze niszczenia owoców pracy wychowawczej, podejmowanej przez polskie rodziny i przez cały Kościół” – napisali autorzy dokumentu . Pod załączonym do pisma protestem podpisało się 20 osób, m.in. z Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia, Stowarzyszenia Rodzin Katolickich, Radia „Maryja”, Fundacji Human Life International Europa, Forum Kobiet Katolickich, NSZZ „Solidarność”, Katolickiego Stowarzyszenia Filmowego, Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy, Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców, Polskiego Związku Kobiet Katolickich, Fundacji Obrony Życia Dziecka „Maria”, Kręgów Kościoła Domowego. Osobny protest przeciwko rozpowszechnianiu filmu w Polsce wystosowało prezydium Komisji Krajowej NSZZ „S”. Obraz krytykowali też przedstawiciele Episkopatu – m.in. prymas Polski kard. Józef Glemp, sekretarz Episkopatu bp Tadeusz Pieronek i przewodniczący Komisji Episkopatu ds. Środków Społecznego Przekazu bp Alojzy Orszulik. Film wywołał również liczne protesty na Zachodzie .
Prokuratura stołeczna ma wyjaśnić, czy angielski film „Ksiądz” o kapłanie-homoseksualiście jest – jak twierdzą organizacje katolickie – pornografią i obraża uczucia religijne. Nie wiadomo jednak, czy prokuratura może zakazać rozpowszechniania filmu, który ma wejść na ekrany w połowie września. Film „Ksiądz” uznawany jest za kontrowersyjny, ale też nagrodzono go m.in. nagrodą Fipresci na festiwalu w Berlinie .
„Ksiądz” coraz częściej pojawia się w informacjach nie związanych z kinem i wydarzeniami ze świata filmu, trafiając na pierwsze strony gazet. We wrześniu media donoszą: Prymas Polski Józef Glemp wezwał podczas wczorajszej mszy św. w warszawskiej bazylice archikatedralnej do utworzenia służącej „obronie prawdy i dobra” sekcji protestacyjnej Akcji Katolickiej. – Trzeba się dzisiaj liczyć z protestami ludzi wierzących – mówił Glemp – gdyż, jak pokazuje praktyka, mamy zorganizowaną siłę protestu w imię dobra, które chcemy ocalić. Jako przykład zjawiska wymagającego protestu Prymas wymienił film „Ksiądz”, o którym powiedział, że jego celem jest m.in. zdeprecjonowanie stanu kapłańskiego .
Kolejny tekst informacyjny pisze Dominika Wielowieyska. Przedstawia w nim stosunek bp Pieronka do kontrowersyjnego filmu. Dziennikarze pytali też o kontrowersyjny film „Ksiądz”, opowiadający o duchownym homoseksualiście. – Pojawiły się opinie, że Kościół naciska na instytucje rządowe, by wstrzymać dystrybucję tego filmu – mówił bp Pieronek. – W rzeczywistości sam dystrybutor zwrócił się do Sekretariatu Episkopatu o opinię w tej sprawie. Uznaliśmy, że rozpowszechnianie tego filmu przyniesie straty duchowe. Na tym rola Sekretariatu Episkopatu się zakończyła. Czym innym są działania organizacji katolickich, które mają prawo do protestu w tej sprawie. Czy formy tego protestu są dobre, tu można dyskutować – dodał .
Kilka dni po premierze w Polsce, media donoszą o protestach. Jak pisze „Gazeta Wborcza”, Stowarzyszenie Ruchu Kultury Chrześcijańskiej „Odrodzenie” – 570 członków i sympatyków – poinformowało prokuratora generalnego „o popełnieniu przestępstwa przez firmę Solopan”. Zdaniem „Odrodzenia” rozpowszechniając film „Ksiądz” o kapłanie homoseksualiście naruszyła ona art. 173 ustęp 1 i 2, art. 198 oraz art. 178 ustęp 1 i 2 kodeksu karnego. Stowarzyszenie żąda zaprzestania dystrybucji filmu w Polsce. Uważa bowiem, że „Ksiądz” depcze autorytet, którym otoczony jest w Polsce stan kapłański, uogólnia zjawiska marginalne i zaszczepia agresję wobec kapłanów .
Dyskusje o filmie nie milką. Na łamach mediów głos w sprawie obrazu zabierają nie tylko publicyści i krytycy filmowi. Duży tekst publicystyczny pisze do „Gazety Wyborczej” również Jerzy Klukowski, należący do Zgromadzenia Małych Braci Jezusa. Mówi w nim o fenomenie filmu brytyjskiej reżyserki i zastanawia się nad jego przyczynami w Polsce. Komplety widzów na seansach, bilety u koników to niewątpliwy sygnał, że „Ksiądz” dociera do masowej widowni. Już teraz znajomi pożyczają sobie pirackie kasety, a ludzie od lat nie chodzący do kina decydują się stanąć w kolejce do kasy. Skąd ten sukces i co przyciąga widzów? Czy jest to film bluźnierczy czy raczej reżyserska prowokacja? Czy jest atakiem na Kościół czy raczej rzuconym mu wyzwaniem? Być może odpowiedź będzie zależała od nastawienia, z jakim go oglądamy. Ale mogę zrozumieć, że wielu księży po obejrzeniu tego filmu może poczuć się zaatakowanymi niesłusznie .
O publicznej debacie, jaką wywołał film czytamy w publicystycznym tekście Tadeusza Sobolewskiego, krytyka filmowego publikującego na Łamach Gazety Wyborczej. „Ksiądz” – mimo zgiełku, jaki wywołał, i ogromnego powodzenia u publiczności – nie stworzył dotąd okazji do rozmowy, postawił natomiast kolejną barykadę. Nie podoba ci się „Ksiądz”? Toś wstecznik, konformista – mówią ci z lewa. Podoba ci się? Toś nieprzyjaciel Kościoła – mówią z prawa. W telewizyjnym pojedynku na temat filmu ksiądz siada naprzeciw socjologa. Mówią swoje: ksiądz o „ataku na Kościół”, socjolog o „prawie do krytyki”. Postępowiec i konserwatysta wypełniają przypisane sobie role. Każdy odchodzi z poczuciem posiadania całkowitej racji. Jaki zysk (intelektualny) z całej tej awantury? Bardzo nikły .
Film wywołuje wiele szczegółowych, kłopotliwych pytań. Czy celibat jest potrzebny? Czy homoseksualizm jest grzechem? Czy ksiądz musi wybierać między dochowaniem tajemnicy spowiedzi a pomocą człowiekowi? Nieoczywiste pytania, ale nie o nie tu chodzi. Fabuła jest tak rozwijana, by pokazać, że wyjście z problemu polega na odrzuceniu niewygodnej zasady. Trzeba zakwestionować sens celibatu, pojęcie grzechu, tajemnicę spowiedzi po to, by osiągnąć cel. Jaki to cel? Samorealizacja? A może więcej – przekształcenie świata? Na odwieczny dylemat: jak reagować na zło – próbując przekształcić świat czy odmieniając własne życie? – film daje odpowiedź rewolucyjną: to świat jest winien, nie my, więc świat należy przekształcić, zaczynając od instytucji Kościoła. To z kolei wywołuje następne pytanie: czy wystarczy zerwać z zasadami, żeby się pozbyć poczucia winy ?
Pojawiają się też inne doniesienia. Na przykład o tym, że w toruńskich i bydgoskich wypożyczalniach wideo rozpowszechniany jest jako „Ksiądz” Antonii Bird film pornograficzny – w sierocińcu pod wezwaniem św. Wincentego duchowni wykorzystują seksualnie młodych chłopców. Hurtownie sprzedają kasetę wypożyczalniom za 55 zł plus VAT. Jednocześnie na targowiskach pojawiła się piracka kopia filmu Antonii Bird sprzedawana po 5 zł .
Albo o tym, że zdominowana przez centroprawicową koalicję „Jedność” Rada Miejska Białegostoku przyjęła w poniedziałek oświadczenie wzywające do zaniechania wyświetlania w tym mieście filmu „Ksiądz”. Radni stwierdzają, że „treść filmu jest wysoce obraźliwa dla uczuć i przekonań katolików stanowiących większość mieszkańców naszego miasta”. Filmowi zarzucono naruszanie dobrych obyczajów, kultury i tradycji społeczeństwa. Rada Miejska zwróciła się z apelem do dystrybutorów, właścicieli kin i osób odpowiedzialnych za kulturę o szybkie zaprzestanie wyświetlania „Księdza”, zaś mieszkańców wzywa do zajęcia jednoznacznej, potępiającej film postawy .
Rok po protestach pojawia się kontynuacja „historii” „Księdza”. Gazety donoszą o umorzeniu śledztwa w sprawie obrazy uczuć religijnych. Film „Ksiądz” nie jest pornograficzny ani nie obraża uczuć religijnych, choć jest tendencyjny – stwierdziła Prokuratura Wojewódzka w Warszawie i umorzyła śledztwo wszczęte we wrześniu 1995 r. po protestach organizacji katolickich. Żądały one zakazu rozpowszechniania brytyjskiego filmu o kapłanie homoseksualiście .
Jerzy Prokopiuk z „Kina” pisze z kolei: „Łamanie celibatu i homoseksualizm wśród księży jest poważnym problemem Kościoła katolickiego” – czytamy w oświadczeniu wydanym przez Jury Ekumeniczne Festiwalu Berlińskiego, które uznało, że w filmie „Ksiądz” został ten problem ujęty „uczciwie, czasem dosłownie, ale nie sensacyjnie” .
Również w 1994 roku powstaje brytyjska komedia „Cztery wesela i pogrzeb”. To opowieść o mężczyźnie, któremu nie udaje się zbyt długo przetrwać w jednym związku z kobietą. Jednak pewnego dnia na weselu swojego przyjaciela spotyka piękną Amerykankę, z którą spędza upojną noc. Następnego dnia jednak odrzuca jej propozycję małżeństwa i rozstaje się z nią. Z czasem lekkoduch zaczyna zdawać sobie sprawę, iż zakochał się w tajemniczej Amerykance, ale kiedy nadarza się okazja do wyrażenia swoich uczuć mężczyzna dowiaduje się, że jego ukochana ma wyjść niebawem za mąż… Ta urocza komedia pomyłek i wpadek rozgrywa się podczas tytułowych czterech wesel i jednego pogrzebu. Pogrzebu jednego z grupy przyjaciół wspomnianego wcześniej lekkoducha, który okazał się być gejem. Podczas rozmowy głównego bohatera z jego przyjacielem pada stwierdzenie, że takiej miłości, jaką przeżył ów gej, pragnie tak naprawdę każdy z nas… W tym filmie nie ma wartościowania, stereotypów, jawnego pokazania homoseksualisty. O tym, że jedna z postaci jest gejem dowiadujemy się podczas jej pogrzebu (w połowie filmu). Wcześniej nawet się tego nie domyślamy. Taki sposób narracji pokazuje, że w latach 90. homoseksualizm nie tylko przestaje być tabu, ale i jest społecznie (przykład znajomych i rodziny zmarłego geja) akceptowany.
Jak pisze Tadeusz Sobolewski, krytyk Gazety Wyborczej, „Cztery wesela i pogrzeb” – film, który podbił światową publiczność – jest efektowną, chwilami efekciarską igraszką gatunkami. Z jednej strony mamy tu rodzaj burleski z udziałem Jasia Fasoli, pojawiającego się w epizodzie księdza-debiutanta, który nieustannie myli się udzielając ślubu i spogląda na nowożeńców z rozpaczą, jakby oczekiwał od nich ratunku. Z drugiej – „Cztery wesela i pogrzeb” kryją w sobie romantyczną komedię o przysięgłym kawalerze, szydercy-marzycielu, który do tego stopnia nie umie przyznać się do miłości, że musi pójść do ołtarza z niewłaściwą osobą, aby przekonać się, kogo kocha naprawdę.
Pozornie cyniczna komedia skrywa więc sentymentalny morał. W filmie Newella prawdziwym wzorem miłości i wierności jest para gejów, towarzysząca ślubom przyjaciół. To oni są patronami małżeństw, oni najbardziej tęsknią do miłości rodzinnej. Nawet jeśli jest to rodzina nieformalna, a ślub zawarty nie przed ołtarzem. Forma staje się czymś względnym i nadzwyczaj pojemnym. Bo zauważmy: także w kościele nowożeńcy sami sobie udzielają ślubu, kapłan jest tylko świadkiem .
Co do „Czterech wesel i pogrzebu”, krytycy „Kina” i „Filmu” zgodnie zauważają miłość dwóch bohaterów: Okazuje się, że jedyna rzeczywiście namiętność łączy w tym gronie parę homoseksualistów – zauważa Konrad J. Zarębski. Gdzieś na drugim planie opowieści smutno rozbrzmiewa fakt, że najbardziej udanym „małżeńskim” pożyciem mogą poszczycić się ci, którzy z założenia dostępu do instytucji małżeństwa nie mają – sympatyczna para homoseksualistów – wtóruje koledze o fach Barbara Kosecka.
4.7 Geje „Daleko od nieba”
„Daleko od nieba” Todda Haynesa z 2002 roku pokazuje świetnie, jakie obyczaje i przekonania panowały w Ameryce lat 50. Główna bohaterka Cathy (w tej roli Julianne Moore) to idealna żona prowadząca idealne życie: spotkania towarzyskie, bankiety, poukładana sytuacja w domu. Jej mąż zajmuje prominentne stanowisko, ma dwójkę dzieci. Pewnej nocy wszystko zostaje zburzone – Cathy zastaje swojego męża w biurze całującego drugiego mężczyznę. Film to połączenie uprzedzeń rasowych i homofobii. Bohaterowie podejmują próbę utrzymania małżeństwa za wszelką cenę, jednak ciężar tajemnicy skrywanej przez męża (homoseksualizm), prowadzi go do załamania nerwowego, a Cathy do nawiązania przyjaźni z czarnoskórym ogrodnikiem, Raymondem. Film pokazuje homoseksualistę w czasach, kiedy przyznawanie się do odmiennej orientacji seksualnej groziło wykluczeniem społecznym, geja bowiem uznawano za osobę chorą. Oto przykład: rozmowa głównego bohatera z lekarzem, do którego udaje się, gdy żona odkrywa jego tajemnicę:
*Lekarz: „Jeśli ktoś chce się leczyć, ma 50 proc. szans, żeby być znów heteroseksualnym, praktykuje się elektrowstrząsy i kurację hormonalną.”
*Bohater:” Nie pozwolę, żeby to zniszczyło mi życie rodzinne, wiem, że to choroba, zniszczę to z bożą pomocą”.
I żeby oddać stosunek społeczeństwa do gejów:
*Koleżanka głównej bohaterki o kimś, kogo podejrzewa się o homoseksualne skłonności: „Nie lubię zniewieściałych mężczyzn dla mnie mężczyzna musi być mężczyzną, nie znam innych gejów, ale tego, którego znam, nie lubię”.
„Daleko od nieba” to film ważny. Korzystając z luksusu, że powstał w 2002 roku, kiedy negatywne mity homoseksualisty straciły na sile może postarać się pokazać, jaką tragedią była presja społeczna i traktowanie geja jako odmieńca, w dodatku chorego, którego często poddawano leczeniu, aby wrócił na „dobrą drogę”.
„Daleko od nieba” to rewizjonistyczny film: ostro demitologizuje lata 50. mające wciąż opinię złotego wieku, idyllicznie szczęśliwej epoki, w której Ameryka czuła się jeszcze niewinna; kryzys tożsamości nastąpił dopiero w następnej dekadzie. W „Daleko od nieba” daleko do sielankowego klimatu. Okazuje się, że za piękną, kolorową fasadą może kryć się prawdziwe piekło nie wyznanych uczuć i że fasadę daje się utrzymać tylko za cenę hipokryzji. Ale chwilami odnosi się wrażenie, jakby reżyser tę historyczną już epokę traktował jak krzywe zwierciadło podsunięte współczesności. Oba występujące w filmie „zakazane uczucia” potraktowane są nieco odmiennie. Tłumiony homoseksualizm Franka Whitakera skazywał go na życie w bolesnym kłamstwie, jednak jego ujawnienie pozwala mu teraz – prawda, że kosztem rodzinnej tragedii – otworzyć nowy, być może nawet szczęśliwszy, rozdział swojej emocjonalnej biografii. Natomiast międzyrasowy związek kobiety i mężczyzny okazuje się zupełnie nierealny i jest jednakowo gwałtownie odrzucany zarówno przez białych, jak i przez czarnych . „Daleko od nieba” jest dużym osiągnięciem artystycznym, utworem stylowym, eleganckim i wspaniale zagranym.
Jacek Szczerba w Gazecie Wyborczej o filmie pisze w następujący sposób: „Daleko od nieba” Todda Haynesa to film problemowy. Tylko że te problemy mocno się zdezaktualizowały O co chodzi w tej amerykańskiej historii? Otóż w roku 1957 żona odkrywa, że jej mąż czuje pociąg do młodych mężczyzn (tabu homoseksualne). Nie mogąc sobie z tym poradzić, szuka pocieszenia (ale tylko platonicznego) u swego murzyńskiego ogrodnika (tabu rasowe) .
Janusz Wróblewski z „Polityki” widzi w filmie ostrzeżenie przed tym, co i dziś może nam grozić: W roku 1957 w niedużym miasteczku amerykańskim Cathy może uważać się za osobę spełnioną: mąż, dzieci, dobrobyt; miejscowa gazeta przeprowadza z nią wywiad jako z przykładem gospodarności. Gdy jednak odwiedza ona męża w jego firmie, zastaje go w objęciach mężczyzny. Usiłują sobie wyjaśnić, sklecić związek, ale nie udaje się: jest to rozpad. Oraz wstrząs dla Cathy: pomocą staje się dla niej życzliwość i, więcej, ciepło, jakie okazuje jej sąsiad – ale jest to Murzyn i byle jaka rozmowa z nim już wywołuje komentarze. Jaka może być intencja filmu: czy miała to być krytyka obyczajów sprzed pół wieku z perspektywy dzisiejszej, gdy podobne problemy nie grożą aż takim nieszczęściem ?
Zygmunt Kałużyński we „Wprost” zauważa, że „Daleko od nieba” pokazuje świat roku 1957 bez podkreślania, że dziś wiemy więcej, a w związku z tym jesteśmy lepsi. Chyba celowo dokładnie wskazano datę. Film jest zrobiony starannie od strony rekonstrukcyjnej, bo w sezonie 1960/1961 wybuchła rewolta młodzieżowa: najpierw we Francji, a w 1962 r. w Ameryce. Zmieniła ona kulturę obyczajową naszej cywilizacji. To moment, który nastąpił dobrych parę lat po opublikowaniu raportu Kinseya z nowymi tezami: że seks bynajmniej nie służy tylko do rozmnażania, lecz stanowi część życia psychicznego i duchowego człowieka. I następnie: że nie ma żadnego obowiązującego wzoru pożycia seksualnego. To były dwa wielkie wnioski Kinseya .
Dalej, w rozmowie z Tomaszem Raczkiem, zauważa, że nie bez znaczenia dla wymowy filmu jest fakt, iż jego reżyser ma już na swoim koncie filmy o tematyce gejowskiej: Mąż zgadza się – i to z niejakim entuzjazmem – na terapię, która ma go wyleczyć z homoseksualizmu. Tu trzeba wyraźnie powiedzieć, że reżyser tego filmu Todd Haynes jest przedstawicielem gejowskiego nurtu filmowego tzw. queer cinema. Jest więc bezpośrednio zainteresowany tą tematyką, choć opowiada o problemach pokolenia swoich rodziców. Wtedy wierzono, że homoseksualizm można wyleczyć psychoterapią. Ale ona się w filmie nie udaje. Bo ona się nigdy nie udaje .
4.8 Monster, czyli zakochany potwór
Mamy jeszcze jedną współczesną homoseksualną love story. To „Monster” Patty Jenkins z 2003 r. – historia prostytutki – morderczyni Aileen Wuornos, skazanej na śmierć i straconej w 2002 r. za zabicie 6 mężczyzn. Chociaż przyznała się ona do popełnionych zbrodni, to jednak utrzymywała, że działała w obronie własnej, broniąc się przed brutalnymi atakami klientów. Autorką scenariusza i reżyserką jest Patty Jenkins, która odważnie drążąc temat schodziła głębiej niż nagłówki brukowców rozgłaszające imię pierwszej kobiety-seryjnej zabójczyni i rysujące jej portret, jako nieżałującego swego czynu i nieokazującego skruchy potwora. W patologicznym i odpychającym środowisku Jenkins umiejscawia też historię miłosną, jaka łączy dwie nieprzystosowane kobiety .
„Monster” z 2003 roku opowiada historię prostytutki – morderczyni. Przy okazji jest ona lesbijką, a jej związek z kobietą pokazany jest jako naturalne dla każdego człowieka poszukiwanie miłości i bezpieczeństwa
Zdesperowana, pogrążona w alkoholizmie i bliska samobójstwa Aileen Wuornos (nagrodzona Oscarem za tę rolę Charlize Theron) spotyka w barze na Florydzie Selby Wall (Christina Ricci), wysłaną przez rodziców do ciotki, aby „wyleczyła się z homoseksualizmu”. Wuornos, ofiara tragicznego, pełnego przemocy i upokorzeń dzieciństwa, od 13 roku życia zmuszona do uprawiania prostytucji, natychmiast zakochuje się w Selby i kurczowo się jej trzyma, niczym koła ratunkowego. Za wszelką cenę stara się utrzymać swój związek z młodszą od siebie kobietą. Gdy jeden z klientów staje się brutalny, Aileen zabija go w obronie własnej – to początek tragicznej serii zabójstw. Historia miłości dwóch kobiet jest tu pokazana jako coś naturalnego, nic nie sugeruje widzowi, że związek lesbijski jest czymś nienaturalnym, czy też godnym potępienia. Inna sprawa, że jedną ze stron tego związku jest psychopatka i morderczyni. Jednak bohaterka jest w tym filmie bardziej psychopatką niż lesbijką – jej orientacja nie wpływa na stosunek widza do niej, co więcej, miłość, jaką przeżywa, budzi w oglądającym współczucie, a nawet sympatię.
To raczej film o miłości niż o zabijaniu – pisze o „Monster” Jacek Szczerba, krytyk Gazety Wyborczej. Chociaż zabijanie pokazane jest tu dosadniej – tania prostytutka Aileen (Charlize Theron) strzela z pistoletu do swych klientów. Dlaczego to robi? Z miłości do Selby (Christina Ricci), młodej lesbijki poznanej przypadkowo w barze. Dzięki pieniądzom i samochodom ofiar będą mogły podróżować po prowincjonalnej Ameryce. Selby garnie się do Aileen, bo potrzebuje akceptacji (nie mówiąc już o erotycznym głodzie „wyglądającym” z jej wielkich oczu). Rodzina i środowisko nie pozwalają jej „być sobą”, a Aileen po początkowych oporach wprost się tego domaga. Selby przyjmuje to, co przyjaciółka dla niej robi, udając obłudnie, że nie ma pojęcia, jaką Aileen płaci za to cenę. Jako tzw. dziewczę z porządnego domu rychło zacznie się wstydzić Aileen w obecności innych. A od tego jest już tylko krok do zdrady .
Jerzy Płażewski zauważa na łamach „Kina” doskonałą grę aktorki odtwarzającej rolę prostytutki – lesbijki: Postać zagrana przez aktorkę jest autentyczna, to lesbijka, morderczyni sześciu mężczyzn z Florydy, gdzie uprawiała najstarszy zawód świata. Oszpecona aktorka koncertowo zagrała rolę zmęczonej prostytutki. Zupełnie beznamiętne wygłaszanie sprośnych zwrotów i opiekuńczość gestów wobec młodej kochanki Selby, w której ramionach po raz pierwszy doznaje miłosnego spełnienia – to wszystko składa się na oryginalną, konsekwentnie obmyśloną rolę .
Janusz Wróblewski z „Polityki” zauważa kunszt reżyserki „Monster”: Głośny debiut wywodzącej się ze środowisk niezależnych filmowców Amerykanki Patty Jenkins to jedna z największych niespodzianek sezonu. Dojrzałość, z jaką młoda reżyserka kreśli skomplikowany portret psychologiczny pierwszej seryjnej morderczyni skazanej na karę śmierci, budzi zdumienie i podziw. Wbrew jednoznacznie brzmiącemu tytułowi „Monster” (potwór), nie jest to bezduszna analiza patologii, tylko próba rozsądnego wyważenia racji, przyjrzenia się okolicznościom, które doprowadziły bohaterkę do tak tragicznej sytuacji. W interpretacji reżyserki, Wuornos nie jest cyniczną zbrodniarką, która się mści za swoją niedolę i upodlenie, tylko ofiarą systemu odrzucającego i miażdżącego każdego, kto wyda się bezbronny. Theron silnie akcentuje jasne strony osobowości bohaterki, marzącej o akceptacji i byciu kochaną. Mur obojętności ze strony bliskich, gorycz i rozczarowanie ciężkim losem wyraźnie odciskają się na jej rysach, ale nadzieja pozostaje. Po nieudanej próbie samobójczej Wuornos spotyka ostatnią i chyba jedyną miłość swego życia, nastoletnią lesbijkę Selbę Wall .
4.9 Aleksander i protesty Greków
Na początku XXI wieku, jak dotąd najgłośniejszym echem odbiły się dwie produkcje, które miały swoje premiery w 2005 r. Pierwszy z nich to „Aleksander”, w którym przedstawiono biseksualizm największego wojownika wszech czasów Aleksandra Macedońskiego. To zaś spotkało się z protestami Greków jeszcze zanim film wszedł na ekrany kin. Tuż po premierze, a nawet przed nią, w prasie na całym świecie ukazywały się następujące artykuły : Aleksander Wielki był hetero! – twierdzi grupa 25 greckich prawników, grożących pozwem słynnemu reżyserowi za to, że w swoim filmie sugeruje homoseksualną więź między Aleksandrem i jego najbliższym przyjacielem Hefajstionem (w filmie są sceny pocałunku obu mężczyzn). Większość historyków uważa dziś, że Aleksander był przynajmniej biseksualny, co w podtekście męskiej przyjaźni w ówczesnej kulturze nie oznaczało niczego niezwykłego. Grecy są jednak przekonani, że Stone szkaluje historię ich kraju. Greccy prawnicy wysłali do wytwórni Warnera list, w którym domagają się opatrzenia filmu zastrzeżeniem, że nie jest on całkowicie zgodny z historycznymi faktami. Ten list po prostu jest głupi – tak komentuje list Greków amerykański prawnik Stephen Calvacca .
Szum medialny nie pomógł jednak filmowi, który okazał się kiepską produkcją. Został po nim niedosyt reżysera Oliviera Stone’a, który chcąc stworzyć wielką epopeję nakręcił nudnawy, choć momentami bardzo malowniczy obraz i przekonanie widzów o tym, że Aleksander był gejem.
Jak widzi bohatera, którego homoseksualizm pokazał na ekranie amerykański reżyser, krytyk Gazety Wyborczej, Jacek Szczerba? U Stone’a Aleksander (Colin Farrell) pozostaje pod silnym wpływem rodzicielki – królowej Olimpias (Angelina Jolie), która wmawia mu, że spłodził go Zeus, a nie wstrętny jednooki lubieżnik Filip II (Val Kilmer). Ten ostatni w rewanżu przestrzega syna przed obezwładniającą siłą kobiet. Ponieważ matka przesłania mu pozostałe niewiasty, Aleksander zwraca się ku mężczyznom – jego żołnierskie przyjaźnie zyskują wymiar erotyczny. Wódz kocha się w Hefajstionie (Jared Leto). Gdy później, m.in. z powodów politycznych, decyduje się na małżeństwo z Roksaną (Rosario Dawson), robi to daleko od mamusi .
Maria Kornatowska w „Kinie” z kolei zwraca uwagę na tradycję związków homoseksualnych w starożytnej Gracji: „Aleksander” to dzieło przydługie, nudnawe, w nie najlepszych hollywoodzkim guście. Sone lubi szokować i prowokować. Z jednej strony oglądamy akty agresji wobec kobiet – zdradliwych i podstępnych, fałszywych i zaborczych – z drugiej – obraz wysublimowanego, idealnego niemal związku Aleksandra z Hefajstionem, wiernym, oddanym, pozbawionym jakichkolwiek uczuć negatywnych. Homoseksualne związki Macedończyka poświadczają w filmie jego męskość i dążenie do światła i dobra .
Andrzej Zwaniecki z „Filmu” natomiast nie widzi potrzeby eksponowania przez reżysera homoseksualności Macedończyka: Biseksualne miłości Aleksandra miały być największą rewelacją filmu, tymczasem w żaden sposób nie określają bohatera .
Małgorzata Domagalik, felietonistka „Wprost” zauważa przy okazji filmowej biografii Aleksandra wiele jego słabości, również do przedstawicieli tej samej płci: Aleksander był największym z wodzów, genialnym strategiem, nie lękającym się bólu i śmierci bohaterem za życia. Bezsprzecznie. Jednak nie tylko w tym tkwi siła mitu Aleksandra Wielkiego, tak skrzętnie podtrzymywana przez historyków, freudystów i twórców. Bowiem, jak rzadko czyja, biografia Aleksandra tak przekonująco wpisuje się w los o wielkim małym człowieku. A ten podobno drzemie w każdym z nas. Nasze męstwo, ale i lichość, zależy od okoliczności, w których przychodzi nam żyć. W każdym więc tchórzu czai się bohater. A w tym można się doszukać lękliwego .
Marta Landau z kolei film Stone’a wykorzystuje do przypomnienia biografii Macedończyka. Zauważa przy tym, że jego skłonności homoseksualne mogły przyczynić się do przedwczesnej śmierci bohatera: Kiedy Aleksander umierał w Babilonie, brakowało mu jednego miesiąca do ukończenia 33 lat. Graham Philips, autor powieści „Aleksander Wielki. Morderstwo w Babilonie”, podejrzewa pierwszą żonę Aleksandra – Roksanę. Twierdzi, że z zemsty za uczucie, jakim król darzył swego przyjaciela Hefajstiona, mogła mu podać strychninę uzyskaną z rośliny Strychnos nux vomica, którą łatwo znaleźć w Indiach. Robert Lane Fox twierdzi, że należy wykluczyć morderstwo, ponieważ w czasach Aleksandra prawdopodobnie nie znano powoli działających trucizn, a król umierał ponad 10 dni .
4.10 Brokeback Mountain – love story na Dzikim Zachodzie
Drugą sensacją był wielki sukces kinowy „Brokeback Mountain”, opowieści o skrywanej miłości dwóch kowbojów (filmowi wróżono w trakcie produkcji klapę, a aktorom odradzano granie ról gejów). A jednak udało się odnieść sukces. Głównie dlatego, że film jest bardzo ckliwy. Perswazja apeluje do rozumu, uczuć i woli. Argumentacja nie jest w perswazji niezbędna, jednak wprowadza się ją, by uprzedzić możliwe zastrzeżenia czy opór odbiorcy . Jednak zbytnie manipulowanie uczuciami może wykrzywić cały wywód i go zakłamać, ponieważ stanowią one zaporę dla argumentów czysto racjonalnych i opartych na charakterze nadawcy . Tu jednak granica nie zostaje przekroczona. Twórcy wyraźnie zdawali sobie sprawę z podstawowej zasady obowiązującej przy używaniu emocji w przekazie filmowym, a mianowicie – jedne uczucia należy eliminować, inne kreować, gdyż w przeciwnym razie konsekwencje perswazji mogą być znikome .
„Tajemnica Brokeback Mountain” to opowieść o wielkiej miłości bez szczęśliwego zakończenia, bo przecież nienaruszalną zasadą każdego porządnego melodramatu jest to, że happy end mają tylko te historie, które się jeszcze nie skończyły. Mamy więc w filmie Anga Lee opowieść o parze kochanków, których największym szczęściem i nieszczęściem zarazem było to, że się odnaleźli i nie mogli żyć ze sobą, ani bez siebie. Brzmi jak scenariusz do dobrego melodramatu. I rzeczywiście film ten jest świetnym melodramatem.
Fabuła jest prosta: Spotkali się w malowniczej scenerii gór stanu Wyoming. Zauroczyli sobą. Dotknęli czegoś, o czym wszyscy mniej lub bardziej skrycie marzymy – prawdziwej, wielkiej, wszechogarniającej miłości. Rozstali się, bo chciał tak los i kultura, w której się wychowali. Nie dane im było żyć wspólnie długo i szczęśliwie. Tak można opowiadać o wszystkich największych historiach miłosnych w kinie (pomijając oczywiście góry Wyoming) – od „Casablanki” przez „Love Story” do „Titanica”. Tak też można krótko streścić „Tajemnicę Brokeback Mountain”. Banał? Możliwe. Kolejne łzawe romansidło? Owszem, końcowe minuty filmu mocno ściskają gardło. A co, jeśli dodamy do tego drobny szczegół – para bohaterów filmu to dwaj kowboje? Geje? Bo wszyscy wiemy, że to przecież kowbojsko – gejowska love story. Nic. Bo Ang Lee zrobił film o tym, co w ludziach najpiękniejsze – o przyjaźni, miłości i jej potędze, o najszlachetniejszym z uczuć, którego wszyscy pomimo, że coraz trudniej nam się do tego przyznać, pragniemy i szukamy. Ang Lee umie opowiadać o miłości. Pokazał nam już jak kocha kobieta kierująca się sercem i ta słuchająca głosu rozsądku („Rozważna i romantyczna”) oraz taka, która oddała swoje serce mistrzowi wschodnich sztuk walki („Przyczajony Tygrys, ukryty Smok”). Tym razem zrobił anty – western o miłości dwóch mężczyzn.
Kowboje poznali się podczas wypasu owiec na zboczu tytułowej góry Brokeback. Małomówny i zamknięty w sobie Ennis (w tej roli rewelacyjny Heath Ledger, późniejszy jak najbardziej heteroseksualny Casanova w filmie Lasse Hallstroma) każdego, kto próbował się do niego zbliżyć traktował jak potencjalnego wroga. Tak było też na początku z Jackiem (tutaj uwodzicielski Jack Gyllenhaal), którego rozmarzone spojrzenie skradło zapewne serce niejednej kobiecie. Czy spędzając wspólnie całe dnie i wieczory mężczyźni zdecydowali nagle – „Tak, jesteśmy gejami”? Nie. Czy wyglądali na „takich”? Skądże! A jednak. Pewnego wieczoru Ennis opowiedział o swojej trudnej młodości Jackowi. Pewnej nocy Jack przyszedł do jego namiotu… Przez chwilę młodzi mężczyźni walczyli ze sobą, gwałtownie, starając się nie dopuścić do zbliżenia. Nie udało im się. Spędzili wspólnie noc. Później Ennis powiedział „Nie jestem ciotą”. „Ja też nie” dodał Jack. Tyle jest w „Brokeback” seksu. Bo nie o niego chodzi. Ten film nie jest peanem na cześć związków homoseksualnych, nie jest też moralitetem. Nie mówi w nachalny sposób – szanujmy tych, którzy są inni, którzy są gejami, bo to tacy sami ludzie jak my i tak samo mają prawo do szczęścia.
Wgląda na to, że reżyser do niczego nie chce przekonać. Po prostu opowiada historię dwóch najpierw znajomych, później przyjaciół, później zakochanych. Historię uczucia, które w USA w latach 60. nie miało prawa zaistnieć. Wspomnienia Ennisa z dzieciństwa o brutalnym morderstwie, którego był świadkiem są przestrogą dla gejów. Dwóch mężczyzn skazano na potępienie i w konsekwencji na śmierć tylko za to, że ze sobą mieszkali. Amerykańskie społeczeństwo lat 60. i 70. nie tolerowało homoseksualistów. Całe szczęście, dziś jest inaczej – można by rzec z ulgą. Dziś nikt nikogo by nie zamordował za bycie gejem. Jesteśmy bardziej tolerancyjni i dwaj kowboje dziś mogliby żyć długo i szczęśliwie bez okłamywania najbliższych i uciekania przed swoją prawdziwą naturą. Czy aby na pewno? Czy wiara w to, że kiedyś było źle, a dziś żyjemy w niemal najszczęśliwszym ze światów nie jest aby złudzeniem? „Brokeback” zmusza nas do takiej refleksji, jak również do zastanowienia się, czy rzeczywiście presja społeczeństwa jest tak silna, że trzeba ukrywać swoje marzenia, jeśli nie są one powszechnie akceptowane? Patrzymy na Ennisa i Jacka i widzimy w nich własne odbicie. Chcemy kochać i być kochanymi. Chcemy być szczęśliwi. I akceptowani. Pragniemy zrozumienia.
Ennis i Jack ukrywają swoje uczucie. Wiedzą, że nie jest złe, ani godne potępienia. Mimo to walczą z nim ze wszystkich sił, bo w ich kulturze jest czymś odmiennym, czyli gorszym. Czy gdyby poszli za głosem serca, złamali konwenanse i rozpoczęli wspólne życie, byliby szczęśliwi? Czy społeczne wykluczenie i napiętnowanie nie zniszczyłoby ich nawet bardziej niż życie wbrew pragnieniom? Czy wielu jest takich, którzy nie przeżywają podobnych rozterek? Nie chodzi o miłość homoseksualną, ale o skrywane tego jednego pragnienia, marzenia, z którego rezygnujemy, bo zdrowy rozsądek i otoczenie podpowiadają, że to niedorzeczne i nieakceptowalne?
Dzieło Anga Lee kończy się tragicznie. Jack umiera, a Ennis zostaje sam, aby dopiero wtedy uświadomić sobie, że największym szczęściem w jego życiu była chwila, w której spoglądając beznamiętnie spod swojego kowbojskiego kapelusza ujrzał po raz pierwszy Jacka. Czy jednak zakończenie tej love story jest rzeczywiście tragiczne? Nie może takie być. I wystarczy podać tu jeden powód. Bohaterowie znaleźli jedną rzecz, która ratuje ich przed nieszczęściem, choć nie zdają sobie z tego nawet sprawy – uczucie. Czyste, wielkie, piękne. Trudne. Nie polegające ani na samym seksie, ani na samym patrzeniu sobie w oczy i szeptaniu czułych słów. Nie polegające nawet na byciu ze sobą. A jednak ta zakazana miłość ich ocaliła. Brzmi to nieco górnolotnie? Pewnie tak. Ale jest bardzo proste, a o najprostszych rzeczach najtrudniej jest mówić. Tak jak Ennisowi i Jackowi trudno było mówić o ich wzajemnym uczuciu. – Bo tak naprawdę w życiu najważniejsza jest miłość – zdaje się mówić do nas z ekranu reżyser. Warta jest wszystkiego. Cierpimy przez nią, ale i przeżywamy chwile, których zazdroszczą nam ci, którzy nigdy nie kochali. I zupełnie nie ma znaczenia, czy kochamy osobę odmiennej, czy tej samej, co my płci. Oglądając ze ściśniętym gardłem ostatnie sceny filmu nikt z nas nie pomyśli nawet, że ten cierpiący mężczyzna tulący do siebie zakrwawioną koszulę – jedyną pamiątkę, która mu została po najbliższym mu człowieku, stracił właśnie drugiego mężczyznę. On po prostu stracił ukochaną osobę.
„Brokeback Mountain” jest filmem na wskroś sentymentalnym, romantycznym i dotykającym najbardziej uniwersalnych rzeczy – miłości, społecznej akceptacji, brutalności codziennego życia i pragnienia bycia szczęśliwym. To kolejny po „Filadelfii” przełom w pokazywaniu homoseksualisty na dużym ekranie. I, jak dotąd najbardziej spektakularny w historii kina. Po pierwsze dlatego, że odczarowuje stereotyp geja na dużym ekranie – homoseksualizm bohaterów jest tylko „dodatkiem” do historii miłosnej, a po drugie dlatego, że film osiągnął wielki sukces kinowy. Osiem nominacji, trzy Oscary, uznanie krytyków i miliony widzów w kinach. Okazuje się, że po wielkich bojach miłość homoseksualna sprzedaje się na dużym ekranie nie gorzej niż heteroseksualna. Czysty, nieskazitelny mit miłości. Jak twierdzą socjologowie, mity mogą być tworzone na użytek doraźny, głównie dla celów ideologicznych. Mit odnoszony jest wówczas do współczesnych społeczeństw i rozumiany jako wytwory świadomości zbiorowej, nie odpowiadające obiektywnej rzeczywistości, natomiast inspirujące i pobudzające do działania. Odgrywają one dużą rolę w żuciu jednostek i społeczeństw, gdyż są zdolne do integrowania, bronią przed zagrożeniem, przyczyniają się do utrzymania stabilności. Mitów używa się po to, by panować nad ludźmi . Albo po to, żeby przyciągnąć do kina tłumy widzów…
„Tajemnica Brokeback Mountain” to opowieść o wielkiej miłości bez szczęśliwego zakończenia, bo przecież nienaruszalną zasadą każdego porządnego melodramatu jest to, że happy end mają tylko te historie, które się jeszcze nie skończyły – ta akurat opowiada o miłości homoseksualnej
Absolutnym rekordzistą w omawianych filmach co do ilości publikacji na ich temat w dziennikach ogólnopolskich jest najmłodsza w zestawieniu „Tajemnica Brokeback Mountain”. „Rzeczpospolita” poświęca filmowi 45 tekstów, „Gazeta Wyborcza” – aż 76. Jak w przypadku omówionych wcześniej filmów są to recenzje, relacje z festiwali i wręczeń nagród filmowych, wywiady z gwiazdami kina oraz inne teksty – o nich w ostatnim podrozdziale.
Tadeusz Sobolewski z „Gazety Wyborczej” filmem się zachwyca. Pisze, że sława tego filmu jest w pełni zasłużona. Ang Lee opowiada historię gejowskiego związku jak tragiczny mit o miłości trafiający absolutnie do każdego. Tak jak dzieje Tristana i Izoldy. Po projekcji ludzie wychodzą w milczeniu. Jakaś para – chłopak i dziewczyna – trzyma się za ręce jak po obejrzeniu love story. Nikt nie mówi o tym, cośmy przed chwilą zobaczyli, nie chce tego nazwać. Tak samo jak dwaj kowboje Jack Twist i Ennis Del Mar – bohaterowie opowiadania Annie Proulx i filmu Anga Lee – nie nazywają tego, co między nimi zaszło, bo sama nazwa łączyłaby się z napiętnowaniem, odróżnieniem. A chodzi przecież o to, żeby się nie odróżniać .
Krytyk zauważa, że gdybyśmy oglądali ten film w sposób dziewiczy, nie wiedząc, że chodzi w nim o jakichś „gejowskich kowbojów”, w ciągu pierwszych 15 minut nie zauważylibyśmy w ich relacji nic ponad zwykłą męską przyjaźń należącą do tradycji westernu. W pewnej chwili coś się zmieniło między nimi, ale czy zmienili się oni sami? I co doprowadziło do tego gestu? Gdzie przebiega granica normalności i nienormalności, tego, co naturalne i nienaturalne? Kiedy komitywa przekształca się w przyjaźń, a przyjaźń w fizyczną bliskość? Granica jest wyraźna, ale po jej przekroczeniu bohaterowie pozostają sobą.
Rewelacyjność i odwaga filmu nie polega na obyczajowej śmiałości, na łamaniu tabu, na zaspokajaniu perwersyjnej ciekawości widza, na epatowaniu erotyczną egzotyką. Ten film nie jest też aktem litości ani programowej tolerancji wobec „innych” – podkreśla Sobolewski.
Tak o „Tajemnicy Brokeback Mountain” pisze krytyk Rzeczpospolitej Barbara Hollender : Bardzo gorąco polecam dwa filmy z tajemnicą. Pierwszy z nich to „Tajemnica Brokeback Mountain” Anga Lee – piękna, subtelna opowieść o prawie do bycia sobą. Obraz narysowany delikatną kreską, niepokojący, a jednocześnie o wielkiej sile. Góry Brokeback skrywają sekret wielkiej miłości dwóch młodych mężczyzn . Hollywood wydoroślał i spoważniał. Zmusza widzów do bardzo poważnej refleksji nad światem i kondycją człowieka .
Sam autor mówi o swoim filmie tak: Nigdy nie uważałem, że „Tajemnica Brokeback Mountain” jest filmem gejowskim, tylko romantyczną tragedią w rodzaju „Romea i Julii” . Widz ma potwierdzić doświadczenie powszechne, że miłość jest jedna i że nie mieści się w świecie. Dlaczego historie miłości zakazanej mówią najwięcej o istocie samej miłości? Bo co to znaczy: miłość spełniona? Czy akt seksualny ją spełnia? Dążenie pozostaje zawsze niewyczerpane – dlatego mityczni kochankowie muszą być tragiczni – dodaje porównując historię kowbojów do tragicznej miłości Tristana i Izoldy.
Przychylniejsze niż „Filadelfia”, aczkolwiek dalekie od entuzjazmu recenzje zbiera w „Kinie” „Tajemnica Brokeback Mountain”. Temu filmowi towarzyszy dwuznaczna atmosfera. Z jednej strony nagroda Złotego Lwa w Wenecji, z drugiej określenie „gejowski western”. Czego każe nam szukać reżyser? Może Boga – ale brakuje impulsu, może miłości – ale bohaterowie znajdują miłość jako uczucie destrukcyjne, które stawia zbyt wielkie wymagania. Dawno nie było filmu tak naznaczonego pesymizmem egzystencjalnym. Homoseksualizm wydaje się w przypadku bohaterów manifestacją nieprzystosowania. Nie jest to wcale opowieść o nietolerancji. Są oni ofiarami obiektywnie obowiązującego porządku – pisze Kołodyński.
Zdecydowanie bardziej przychylny dziełu Anga Lee jest „Film”. Bartosz Żurawicki podkreśla rewolucyjność filmu: To trochę tak, jakby u nas ktoś nakręcił film o miłości homoseksualnej między obrońcami Westerplatte. Ang Lee pokazał, że gejem może być nawet najtrwalszy mit amerykańskie kultury – kowboj z Dzikiego Zachodu .
Tematyka gejowska była w kinie długo niemile widziana, nie tylko z powodów obyczajowych, ale także merkantylnych. Film pokazuje uczucie bez pruderii, niedomówień i ściemniania ekranu w momentach strategicznych. Western nigdy dotąd nie przekroczył granic dzielącej to, co afirmowane, od tego, co zakazane. Film zbiera przychylne opinie nie tylko od kobiet społeczności gejowskiej. Nawet wrodzy mu krytycy z rozmaitych stowarzyszeń chrześcijańskich przyznają dystansując się od zawartości dzieła, że pod względem artystycznym obraz stoi na wysokim poziomie. Wygląda na to, że bariera została przełamana i historie homoseksualne będą coraz częściej wkraczać do hollywoodzkiego kina. Oczywiście otwarta zostaje kwestia, jak film zostanie przyjęty w naszym, ze wszech miar specyficznym kraju – zaznacza Żurawicki.
Tak film Anga Lee prezentowany jest w „Polityce” przez reportażystkę Edytę Gietkę: Matki gejów nie urządzają na komodzie ołtarzyków ze zdjęć, na których syn ściska się z drugim panem. Trzymają te zdjęcia w albumach, w komputerze. Na jednym ich syn z palmami w tle, na drugim nowy ni to syn, ni synowiec. Koniec lat 90. Mariusz przynosi do domu kasetę wideo z „Całkowitym zaćmieniem” Holland, film o romansie dwóch poetów. Tato, twardziel, wychodzi z pokoju. Nie będzie oglądał filmu z pedałami. Ma swoją teorię: w gazetach piszą, że pedały chorują na HIV. Teoria: bo sama natura ich eliminuje. Też kopnąłby TO w dupę. Niedawno kupiła dla narzeczonego syna gustowny portfelik. Żeby wszedł w nowy rok z pomyślnością. Dziś pani Maria ma jakby homo-wrażliwość. Popłakała się w kinie na „Tajemnicy Brokeback Mountain” o zakochanych w sobie kowbojach. Upomina męża, gdy mu się wypsnie słowo pedał . Tutaj dzieło Anga Lee przywołane jest w reportażu o matkach, które dowiadują się o tym, że ich synowie są homoseksualistami.
Z kolei w recenzji Janusza Wróblewskiego, również z „Polityki” o filmie mówi się w kontekście poszukiwania własnej tożsamości: Głośny melodramat „Tajemnica Brokeback Mountain” o kowbojach-gejach nie jest ani tradycyjnym romansem, ani zwyczajnym westernem, tylko prowokującą polemiką z mitem Dzikiego Zachodu. Można to nazwać refleksją na temat jednostki poddanej presji społecznej. Konfliktem pomiędzy nowoczesnością a tradycją. Anatomią wykorzenienia. Klasyczny dramat outsiderstwa, po wielekroć opisywany, u Anga Lee zmienia się w ciąg przypowieści o poszukiwaniu tożsamości w świecie bez wyraźnych reguł. Samotność przeciwko wszystkim przekształca się w uniwersalną historię o niepewności zrodzonej ze zmieniających się rytuałów i odchodzących w niepamięć wzorców zachowań. A także o niepokoju, silnym poczuciu rozdarcia i niespełnieniu, wywołanych pojawieniem się nowych znaczeń .
Film trafia też do komentarza politycznego Stanisława Tyma: Czytam Stefana Niesiołowskiego w „Rzeczpospolitej”, co ma do powiedzenia o homoseksualistach, i dowiaduję się, że „w Polsce nie ma żadnej dyskryminacji osób homoseksualnych”. Lesbijki i geje domagają się po prostu przywilejów, ich styl życia nie podoba się większości społeczeństwa – mówi Niesiołowski. Dodaje, jak zwykle, że homoseksualiści demonstrują pogardę dla Kościoła, dla norm moralnych i obyczajowych. Słowem – żądają przywilejów i są nietolerancyjni – taki jest stały refren tej wypowiedzi. Nie pytam, czy Niesiołowski widział film Anga Lee „Tajemnica Brokeback Mountain”, bo pewnie nie widział. A jeśli widział, to z pewnością nie zrozumiał, bo gdyby zrozumiał, toby takich rzeczy nie mówił. Ja tak sobie myślę, że kurtka Jacka (kto widział film, ten wie, o czym mówię) – ta kurtka może być wszechświatowym znakiem przypominającym nam, że na samym dnie naszej duszy wszyscy jesteśmy tacy sami w samotności, w ponoszonych stratach i tęsknocie. Że wszystkich boli okropnie. Szkoda, że intelektualista, profesor, poseł, wicemarszałek, a przede wszystkim dorosły człowiek, który wiele wie i wiele widział, nie potrafi zrozumieć tak oczywistych spraw .
Również w publicystycznej dyskusji na temat sytuacji homoseksualistów w Polsce przywołuje się kowbojską historię miłosną. Tak pisze o kulturze gejowskiej Mirosław Pęczak, dziennikarz „Polityki”: Niedawno w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej odbyła się debata na temat kultury gejowskiej. Wniosek okazał się następujący: o ile na Zachodzie spora część kultury popularnej ma tożsamość gejowską i tak się manifestuje, o tyle w Polsce każda tego typu ekspresja uznawana jest za niebezpieczną i wywrotową. Marsze równości i tolerancji, kampanie przeciw homofobii ścierają się z konserwatywnym kursem obecnej władzy, badania opinii pokazują zaś, że Polacy, nawet ci wykształceni i niebiedni, częściej traktują homoseksualizm w kategoriach chorobliwej dewiacji i moralnego skrzywienia niż jako możliwą do tolerowania orientację seksualną. Homoseksualna miłość kowbojów z filmu Anga Lee „Tajemnica Brokeback Mountain” to niemal symbol konserwatywnej odmiany gejowskiego mainstreamu popkulturalnego. Kowboj-gej był, owszem, prowokacją, ale dawno temu, choćby wtedy, kiedy Andy Warhol nakręcił swój prowokacyjny pastisz westernu „The Lonesome Cowboys”. Dziś w zachodnich pismach gejowskich, zwłaszcza tych propagujących queer, kowboj-gej traktowany jest równie protekcjonalnie jak para starzejących się homoseksualistów, którzy wiodą spokojne życie wzorowego małżeństwa .
4.11 Capote – irytujący gej
Omawiając sposób, w jaki kino XXI wieku prezentuje homoseksualistę, wspomnieć należy też dzieło Bennetta Millera z 2005 roku – film prezentujący sylwetkę jednego z najpopularniejszych współczesnych pisarzy – „Capote”. Trumana Capote oglądamy na ekranie jako zdeklarowanego homoseksualistę. Reżyser koncentruje się na przedstawieniu artysty przy pracy, a konkretnie przy zbieraniu materiałów do jego słynnej powieści „Z zimną krwią”, odsłaniającej kulisy bestialskiego morderstwa pewnej rodziny z Kansas. Nie jest to przeciętne hollywoodzkie dzieło biograficzne, w którym prymat wiodą łzawe sceny z dzieciństwa portretowanej postaci, determinujące jego późniejsze losy. Pokazując działanie Capote’a reżyser niespiesznie zdradza jego cechy i uwalnia fakty z przeszłości, aby w końcu stworzyć przejmujący, wnikliwy i pasjonujący obraz niezwykłego pisarza, ale podłego człowieka . Że geja przy okazji – to zdaje się być oczywiste i dla reżysera i dla widza – mówi się o tym otwarcie i bez żadnej otoczki – ani pozytywnej, ani negatywnej.
Jacek Szczerba, filmoznawca z Gazety Wyborczej opisuje postać amerykańskiego pisarza, autora „Z zimną krwią” tak, jakby homoseksualizm bohatera miał wpływ na jego całe życie: Capote (Hoffman) był pisarzem odmieńcem – brzydalem nikczemnego wzrostu sepleniącym po dziecięcemu. – Ludzie natychmiast mnie zaszufladkowują, lecz są w błędzie – wyznaje w filmie. Jeden z morderców – Perry, przystojny półkrwi Indianin – to także outsider. I to wrażliwy – szkicuje ołówkiem nawet na rozprawie, która zaprowadzi go na szubienicę. Capote, homoseksualista, nie był obojętny na jego urok. Ale czy tylko o tego typu fascynację tu chodzi? Nie – chodzi o coś więcej. Capote doszukuje się podobieństwa ich losów – rodziny obu się rozpadły, jeden został wychowany w sierocińcu, drugi przez ciotki. Pisarz czuje, że wyrośli jakby w jednym domu, tyle że Perry wyszedł z niego tylnymi drzwiami, a on od frontu .
To fenomenalny obraz artysty jako faustycznego paktu – pisze o filmie „Capote” Andrzej Zwaniecki w „Filmie” – Capote to osobowość egotyczna, ale rozdwojona i pełna sprzeczności. Będąc homoseksualistą o nikłej posturze i piskliwym głosie, kreuje się na kogoś, kto wzbudza podziw. Na salonach wchodzi w rolę duszy towarzystwa, w cel więziennej będąc sam na sam z mordercą ujawnia (nie wiadomo, czy w przypływie szczerości czy wyrachowania) wnętrze przerażonego, porzuconego dziecka .
Andrzej Kołodyński z kolei zauważa: Nie łatwo być Trumanem Capote. Image miał dopracowany w najmniejszych szczegółach. Wszystko starannie przemyślane: strój, zmanierowany sposób mówienia, i bycia. Nawet ze swego piskliwego denerwującego głosu potrafił zrobić atut .
Kacper Jeżewski w „Kinie” skupia się przy okazji recenzji filmu na samej postaci tytułowego bohaterze, jeg pisarskim fenomenie i przyczynach tegoż: Rozmawiając z sąsiadami, funkcjonariuszami policji i samymi mordercami, Capote odkrywa nie tylko istotę konfliktu, jak doprowadził do zbrodni ale i duchowe powinowactwo ze swoimi rozmówcami. Źródłem tego powinowactwa była po części przeszłość – pisarz także wychowywał się na głębokiej prowincji, ale też teraźniejszość. W jednym ze sprawców, chromym Pearym Smithie Capote zobaczył samego siebie i było to wrażenie tak silne, że doznał szok – więcej: poczuł z nim głęboką więź emocjonalną .
Tak o pisarzu, w kontekście filmu pisze Janusz Wróblewski z „Polityki”: Truman Capote był charyzmatycznym artystą. Cieszył się wielką sławą, z której chętnie i z dużym wdziękiem korzystał. Brylował na salonach, popisywał się swoją genialną pamięcią, upokarzał ludzi nienadążających za jego błyskotliwą inteligencją. Jego ekscentryzm objawiał się też m.in. ostentacyjnym manifestowaniem, na przekór obowiązującym w latach pięćdziesiątych purytańskim obyczajom, odmiennej orientacji seksualnej. Ale pod narcystyczną pozą i maską, które go określały w życiu towarzyskim i publicznym, kryła się skomplikowana, neurotyczna osobowość. Dotarcie do tej nieznanej, ciemnej strony pisarza jest największym odkryciem filmu .
4.12 Filmowi geje w sporcie i publicystyce społecznej – w jakich „pozafilmowych” tekstach pojawiają się wzmianki o kinie gejowskim
Czy najgłośniejsze filmy dotyczące życia homoseksualistów pojawiają się przy okazji innej tematyki niż filmowa? Okazuje się, że tak. „Filadelfia” w takich tekstach w dziennikach ogólnopolskich jest wspominana trzykrotnie (dwa razy w „Rzeczpospolitej” i raz w „Gazecie Wyborczej”). Z kolei „Tajemnica Brokeback Mountain” – w sumie dziesięć publikacji spoza dziedziny kina (trzy w „Rzeczpospolitej” i siedem w „Gazecie Wyborczej”). Gatunki dziennikarskie, w jakich wspomina się o analizowanych filmach to: recenzja, komentarz, relacja sportowa, artykuł informacyjny, artykuł publicystyczny, reportaż, list do gazety.
4.12.1 „Filadelfia” pomaga mówić o AIDS
„Filadelfia” pojawia się w „Rzeczpospolitej” tekście dotyczącym filmów, których akcja w całości rozgrywa się na sali rozpraw. Jak przekonuje krytyk „Rzeczpospolitej Marek Sadowski , nie powstało ich zbyt dużo. Jako przykład wymienia właśnie oscarowe dzieło Jonathana Demme’a.
Tytul filmu pojawia się również w dwóch artykułach w dzienniku, które kompletnie nie dotyczą wydarzeń kulturalnych i nie są związane z filmem. Autorem obu jest Tadeusz Wójciak, oba dotyczą epidemii AIDS w Stanach Zjednoczonych. Jeden pochodzi z 1994 roku , kiedy „Filadelfia” święciła triumfy, drugi z 1996 . Choroba AIDS, określana jako plaga naszych czasów, zadaje cios społeczeństwu, które wydało najwięcej laureatów Nagrody Nobla z dziedziny medycyny – pisze. Żeby przedstawić tragedię i panikę, jaką spowodował w społeczeństwie wirus HIV podaje kilka przykładów: Piętnaście lat temu dentyści pracowali bez masek i gumowych rękawiczek. Banki krwi nie zadawały dawcom pytań o ich życie . W kontekście liczby pochłoniętych przez „dżumę XX wieku”, nieszczęść, jakie choroba sprowadziła na społeczeństwo amerykańskie, pojawia się nawiązanie do „Filadelfii”. Film bowiem właśnie taką tragedię pokazuje – i choroby i wykluczenia osoby chorej, zwykle homoseksualisty, chociaż w obrazie Demme’a pojawia się kobieta chora na AIDS, która zaraziła się „przez przypadek” i „nie z własnej winy” – podczas transfuzji krwi.
Marek Kotański po premierze filmu Demme’a opublikował na łamach „gazety Wyborczej” następujący apel: Poruszony filmem „Filadelfia” pragnę wezwać wszystkich Polaków do symbolicznego zjednoczenia się 23 maja 1994 roku w geście akceptacji i więzi z ludźmi chorymi na AIDS. Chciałbym, aby „Krąg Akceptacji”, którym otoczymy odsuniętych poza nawias naszego życia, dał im oparcie w najtrudniejszych próbach. Na znak więzi z chorymi przypnijmy tego dnia symboliczne czerwone kokardki. W południe 23 maja na ulicach naszych miast staniemy w kręgu, aby spojrzeć w twarze tym wszystkim, których próbowaliśmy dotąd nie dostrzec .
4.12.2 Kowboje – geje w sporcie, reportażu i gospodarce
Zaskakująca jest natomiast popularność, jaką zyskał film Anga Lee o kowbojskiej miłości. W „Rzeczpospolitej” pojawia się trzykrotnie w recenzji płyty, recenzji spektaklu i komentarzu publicystycznym.
Przy okazji omówienia najnowszej płyty Eltona Johna, Jacek Cieślak pisze, że artysta walczy nowym krążkiem o tolerancję. Na nowej płycie wątek homoseksualny pojawia się tylko na okładce w postaci delikatnego nawiązania do filmu „Tajemnica Brokeback Mountain” ukazującego miłość dwóch kowbojów. Niewykluczone, że Elton John waży słowa z myślą o Ameryce, o wiele bardziej pruderyjnej .
O spektaklu dotyczącym twórczości Iwaszkiewicza, Rafał Świątek pisze w recenzji: Trzeba misternie skonstruowanych portretów psychicznych bohaterów oraz wyrazistego namalowania społecznego tła. Trzeba wnikliwości, którą zaprezentował Ang Lee w „Tajemnicy Brokeback Mountain” oraz Bennet Miller w „Capote”. Reżyserka pominęła jednak ten dorobek współczesnej kinematografii .
Maciej Nowak , publicysta „Rzeczpospolitej” również sięga po tytuł słynnej gejowskiej love story komentując nastroje panujące przed Paradą Równości w 2006 roku. Wspomina o walce mniejszości seksualnych o swoje prawa. Czy na projekcjach „Tajemnic Brokeback Mountain” kina wypełnione były jedynie homoseksualistami? Czy są nimi dziesiątki tysięcy kinomanów, którzy poszli na seanse zachęceni ośmioma nominacjami do Oscara .
W „Gazecie Wyborczej” tytuł „Brokeback Mountain” wspomniany jest w siedmiu tekstach „pozafilmowych”. Dotyczą one spraw politycznych, jak na przykład korespondencja Zbigniewa Basary ze Stanów Zjednoczonych: Czegoś takiego dawno w Ameryce nie było. Trzy tygodnie po premierze najnowszego filmu Anga Lee o „Brokeback Mountain” dyskutują wszyscy, od gejowskich działaczy przez studentów, intelektualistów, gospodynie domowe aż po gospodarzy konserwatywnych programów radiowych. Frank Rich z „New York Times” uznał film za odpowiedź liberalnej Ameryki na rozgrywanie karty zakazu gejowskich małżeństw podczas zeszłorocznej kampanii wyborczej prezydenta Busha .
Kolejny przykład, i kolejny gatunek dziennikarski to komentarz Sebastiana Łupaka dotyczący jednego z programów TVN: Wojciech Cejrowski – w latach 1994-96 Naczelny Kowboj RP – wraca do telewizji w roli komentatora życia codziennego. W TVN Style będzie prowadził program zatytułowany „Po mojemu”. Przypomnijmy: w 1994 r. na antenie TVP Cejrowski ogłosił się Naczelnym Kowbojem RP. Swój program prowadził z werandy, miał kowbojki, kapelusz, grała muzyka country. Niestety, nie był jednak Cejrowski typem kowboja z „Brokeback Mountain”. Nie miał w sobie tej delikatności ani dylematów, rozterek. Miał za to (o zgrozo!) pewność. Był kowbojem twardzielem, kowbojem mścicielem, który siał spustoszenie, nie przebierał przy tym w słowach i walił kubkiem w stół. Dostawało się „czerwonym” (czytaj: lewicy), „zboczeńcom” (czytaj: homoseksualistom), liberałom (czytaj: liberałom). Gdy zaprosił Marka Kotańskiego – twórcę Monaru i Markotu – podał mu co prawda rękę, ale w rękawiczce. Rozmawiali przez szybę .
Kolejne dwa teksty to relacje sportowe. Jedna dotyczy przyszłości gwiazd piłki nożnej: Zidane zakończył karierę; Figo wybiera się na emeryturę w zalanej słońcem Arabii Saudyjskiej; Ronaldo został bohaterem telenoweli o odchudzaniu, zresztą nieskutecznym; Beckham leci w okolice Hollywood i kto wie, czy wkrótce nie wystąpi w śmielszym niż „Brokeback Mountain” romansie gejowskim, bo jako piłkarz uświadomiony marketingowo zawsze był otwarty na wszelkie grupy docelowe – pisze Rafal Stec. Film o dwóch kowbojach pojawia się także w tekście o koszykówce. Michał Rutkowski i Paweł Wujec piszą przy okazji relacji sportowej z meczu amerykańskiej ligi NBA, że w jednym z kin w Utah, które należy do właściciela jednego z klubów koszykówki, odwołało planowane pokazy filmu „Brokeback Mountain”. Film jest wymieniany wśród kandydatów do tegorocznego Oscara i opowiada o dwóch kowbojach gejach. Taka tematyka zdecydowanie nie odpowiada światopoglądowi pana właściciela kina – piszą komentatorzy sportowi.
Dwa teksty, w których wspomina się o filmie Anga Lee dotyczą Chin. Jeden z nich to reportaż Marii Kruczkowskiej o zwyczajach seksualnych we współczesnych Chinach. Szanghaj to już prawie Las Vegas – zapewnia Jimmy Lai, król prezerwatyw, w wywiadzie dla „China Daily”. Coś się faktycznie w Chinach zmienia, skoro poważny chiński dziennik pisze o Międzynarodowych Targach Zabawek dla Dorosłych oraz Zdrowia Reprodukcyjnego. Chiny to nie tylko eksporter, ale i obiecujący rynek. To argument dla rządu, by trochę – niewiele – poluzować. Chińska Komisja Zdrowia Seksualnego, centralny organ rządowy, poinformowała, że w ubiegłym roku w samych Chinach sprzedano erotycznego towaru za 43 mld dol . W tym kontekście pojawia się jedna z bohaterek reportażu Tan. „Ściągnęłam z internetu „Tajemnicę Brokeback Mountain”, ale obejrzałam tylko kawałek – mówi mi 24-letnia Tan, poważna dziewczyna, która przygotowuje się do trudnego egzaminu na audytora. – To wbrew naturze.” – cytuje wypowiedź młodej Chinki autorka tekstu. Drugi tekst to krótka informacja prasowa: Nagrodzony czterema Złotymi Globami dramat Anga Lee „Tajemnica Brokeback Mountain” nie będzie wyświetlany w Chinach, podobnie jak amerykańskie „Wyznania gejszy” Cenzorzy uznali, że problem homoseksualizmu poruszany w filmie jest zbyt kontrowersyjny – podaje filmowy dziennik „Daily Variety”. Już w 1996 r. reżyser młodego pokolenia Zhang Yuan nakręcił „Wschodni pałac, zachodni pałac”. Pierwszy chiński film o homoseksualizmie również nie został dopuszczony na ekrany, a w 1997 r. nałożono na reżysera areszt domowy, żeby uniemożliwić mu wyjazd na festiwal w Cannes. Taśmę z filmem przemycili jednak do Francji przyjaciele artysty .
„Tajemnica Brokeback Mountain” pojawia się także na stronach o tematyce gospodarczej. Vadim Makarenko pisze o tym, że producenci i dystrybutorzy coraz częściej decydują się na premiery filmów w sieci: Coraz odważniej romansują z internetem wielkie amerykańskie studia filmowe. Wytwórnia Universal Pictures zdecydowała się na równoległą premierę „Tajemnicy Brokeback Mountain” na DVD oraz w sieci. Widzowie w USA mają wybór: kupić film na płycie albo ściągnąć plik cyfrowy z serwisu internetowego Movielink, prowadzonego przez największe wytwórnie z Hollywood – Universal Pictures, Warner Bros., Sony Pictures Entertainment, Paramount Pictures oraz 20th Century Fox. Według dziennika „The Wall Street Journal” konkurencyjny serwis CinemaNow również planuje udostępnienie kilku premier .
Rozdział V
Zamieszanie z płcią – transseksualiści w kinie popularnym, słoneczne kino Pedro Almodovara i nowa moda na geja – przyjaciela w kinie współczesnym – analiza tekstów prasowych
Jest w kinie popularnym jest jeszcze jeden rodzaj filmów, którymi się zajmę w niniejszej pracy. To filmy dotykające problemu płci. To kolejny sposób prezentowania wątków homoseksualnych, poprzez wprowadzenie do kina zamieszania z płcią bohaterów. Efektem tego jest śmiech, zabawa z widzem, ale i często tragedia głównej postaci. Co w tych filmach widzą recenzenci i na co zwracają uwagę?
W kontekście queer media nabierają szczególnego znaczenia, są bowiem platformą prezentacji różnych wzorców i wymiany wielu poglądów na temat seksualności człowieka. Wartościują i etykietują prezentowane warianty seksualności, ustalając prymat jednych nad drugimi. Na poziomie makro media biorą udział w konstruowaniu ram społecznego przyzwolenia na funkcjonowanie osób o nienormatywnej seksualności. Na poziomie mikro media są substytutem doświadczeń bezpośrednich, dystrybuują wiedzę często wystarczającą do tego, by zdefiniować własną tożsamość .
5.1 Słodki transwestyta z transseksualnej Transylwanii
Trochę na fali anarchistycznego ruchu hippisowskiego, trochę mając na względzie bunt młodego pokolenia wobec wszelkich norm i zasad panujących w amerykańskim społeczeństwie, w 1977 powstaje kultowy (tutaj to słowo w stu procentach uzasadnione) „Rocky Horror Picture Show” Jima Sharmana.
To ikona kina ambiwalencji seksualnej, film, który do tej pory uważany jest za jeden z najpopularniejszych i najbardziej oddziałujących na wyobraźnie widzów w historii kina. Jest pokazywany w wielu amerykańskich kinach nieprzerwanie od dnia premiery, czyli od ponad 30 lat!
Fabuła jest prosta: W pewną deszczową noc zakochani w sobie Brad i Janet trafiają do dziwnego zamku zamieszkanego przez przybyszów z planety Transylwania. Ich przywódcą jest transwestyta doktor Frank Furter, miłośnik obcisłych miniówek i butów na obcasie, śpiewający o sobie: „Jestem słodkim transwestytą z transseksualnej Transylwanii”. A później jest już tylko lepiej. Potężny Meat Loaf jeździ po zamku na Harleyu, rozpoczynają się obrady Dorocznego Zjazdu Transylwańczyków, doktor Frank Furter tworzy w swym laboratorium kochanka idealnego, w międzyczasie rozprawiczając Brada i Janet, a wszyscy bohaterowie razem wzięci śpiewają mnóstwo świetnych piosenek…
„Rocky Horror Picture Show” Jima Sharmana z 1977 r. to ikona kina ambiwalencji seksualnej, film, który do tej pory uważany jest za jeden z najpopularniejszych i najbardziej oddziałujących na wyobraźnie widzów w historii kina
Film Sharmana mógł powstać dlatego, że od lat 70. mamy w kulturze popularnej coraz częściej do czynienia ze zjawiskiem kwestionowania męskiej dominacji, następuje naturalizacja orientacji homoseksualnej, lesbijskiej i biseksualnej. Mniejszości te postrzegane są jako grupy potencjalnych konsumentów. Orientacja seksualna staję się kwestią stylu . Zauważamy również normalizację transwestytyzmu i „drag queens” – mężczyźni przebierają się za kobiety, a celem w tym przypadku jest „zabawa i ekscesy uwodzenia” .
Dlaczego wszystkie kultowe musicale o potworach wysysających krew przesycone są perwersyjną erotyką ? – zastanawia się krytyk Gazety Wyborczej, Wojciech Orliński. Po czym, wymieniając przykłady kolejnych opowieści o wampirach, po które sięgało kino, pisze: Twórca „Drakuli” Stoker był głęboko wstrząśnięty procesem Oscara Wilde’a, skazanego w 1895 r. za homoseksualizm na dwa lata ciężkich robót, co praktycznie zrujnowało jego doskonale rozwijającą się karierę pisarską. Stoker był w kręgu przyjaciół Wilde’a, ale po jego procesie zniszczył wszystkie listy i papiery mogące świadczyć o tej znajomości. Prawdopodobnie przeraził się tym, że władze dobiorą się także do skóry zanadto folgującym sobie artystom . Orliński pisząc o sposobie prezentowania wampirów na dużym ekranie, mówi również o sposobach pokazywania erotyki i pożądania. Słynny film „Rocky Horror Picture Show” porównuje do opowieści o Drakuli: To histria o podróży dwojga świeżo poślubionych absolwentów do domu swego profesora (znów przypominającego postacie takie jak Van Helsing czy Abronsius). Po awarii samochodu trafiają na szalone przyjęcie zorganizowane przez niejakiego doktora Frank’N'Furtera z planety Transsexual w galaktyce Transylwania. Po czym następuje takie przemieszanie grozy, erotyki i ich parodii, że nie da się już właściwie odróżnić pokusy od pokuty .
5.2 Jestem kobietą, to znaczy mężczyzną – zamieszanie z orientacją seksualną na dużym ekranie
„The Rocky Horror Picture Show” nie był jednak pierwszy. Zaczęło się już w 1959 r. w filmie Billy Wildera z udziałem pięknej Marylin Monroe „Pół żartem pół serio”. Fabuła jest następująca: Stany Zjednoczone, 1929r., czasy prohibicji. Dwaj muzycy przypadkowo stają się świadkami gangsterskich porachunków, które weszły do historii pod nazwą „masakry w dniu Świętego Walentego”. Obawiając się, że nerwowi panowie w kapeluszach, z bronią skrywaną w marynarce, zechcą zlikwidować także ich, zakładają pończoszki, szpilki i peruki i dołączają do żeńskiego zespołu jazzowego. Jego gwiazdą jest urocza Sugar Cane – Polka z pochodzenia, która pomimo prohibicji nie rozstaje się z napełnioną piersiówką i rozgląda się za bogatym mężem. Obaj panowie daliby się poćwiartować dla jednego pocałunku z uroczą Sugar. Niestety, na przeszkodzie w nawiązaniu interesującej znajomości staje fakt, że wszyscy sądzą, że mają do czynienia z uroczymi absolwentkami konserwatorium- Daphne i Josephine, a nie Joe i Jerrym. Panowie/panie mają jeszcze inne kłopoty- okazuje się bowiem, że na Florydzie, gdzie akurat koncertuje zespół, do którego dołączyli, odbywa się wielki zjazd gangsterów, w tym także ich znajomych z Chicago, którzy bardzo chętnie starliby obu muzyków z powierzchni ziemi… Tyle fabuły. Do historii kina weszła ostatnia scena, kiedy to zakochany w jednym z przebierańców milioner dowiaduje się, że jego wybranka tak naprawdę jest mężczyzną… „Cóż, nikt nie jest doskonały” komentuje sytuację lakonicznie podstarzały milioner…
Kolejny film to”Victor/Victoria” (1982). Jego akcja dzieje się w Paryżu w roku 1934. Śpiewaczka Victoria Grant bezskutecznie poszukuje pracy. W tej trudnej sytuacji poznaje homoseksualistę Teddy’ego, który podsuwa jej pomysł, aby przebrała się za mężczyznę. Jako Victor, Victoria staje się podziwianym gwiazdorem-transwestytą. Zupełne pomieszanie z poplątaniem.
Nieco bardziej przejrzysta jest fabuła „Tootsie” (1982). Nie trzeba być filmoznawcą żeby zdawać sobie sprawę z tego, że przebieranie się aktorów za kobiety nie jest niczym nowym. Oczywistym przykładem jest omówiony wcześniej klasyk Bill’ego Willdera „Pół żartem, pół serio”. Jednak Sydney Pollack dodaje filmowi o przebierańcu powiewu świeżości i wyszukanego humoru. Obserwujemy poczynania trudnego we współpracy, bezrobotnego aktora (w tej roli Dustin Hoffman), który aby dowieść talentu przebiera się za kobietę i występuje w popularnej operze mydlanej. Oczywiście nikt nie wie (poza współlokatorem owego przebierańca granym przez Billa Murraya) o całej maskaradzie, co jest źródłem wielu komicznych zdarzeń i nieporozumień. W Tootsie zakochuje się bowiem jego/jej przyszły potencjalny teść, co utrudnia relacje bohatera/bohaterki z kobietą, w której jest zakochany. Ta nie znosi go jako mężczyzny, a jako kobietę w pewnym momencie uważać zaczyna za lesbijkę…
Akcja filmu „Victor/Victoria” (1982) dzieje się w Paryżu w roku 1934. Śpiewaczka Victoria Grant bezskutecznie poszukuje pracy. W tej trudnej sytuacji poznaje homoseksualistę Teddy’ego, który podsuwa jej pomysł, aby przebrała się za mężczyznę…
O przebierankach damsko – męskich krytyk filmowy Paweł Mossakowski pisze w Gazecie Wyborczej Tak: O tym, że chłop przebrany za babę wygląda śmiesznie, wiedziano już w średniowieczu: babochłop należał do najpopularniejszych postaci ówczesnych karnawałowych pochodów. Wiedzą też o tym doskonale współcześni twórcy filmowi: pozorna zmiana płci nieuchronnie i niemal automatycznie pociąga za sobą serię uciesznych nieporozumień. Nic dziwnego więc, że na tym prościutkim pomyśle zbudowano kilkanaście komedii .
Ile zamieszania może wprowadzić czerwona suknia i szpilki na męskich stopach pokazuje słynna „Tootsie” z 1982 r.
Dalej recenzent wymienia filmy, w których panowie przywdziewali przed kamerą kobiece stroje. W klasycznym „Pół żartem, pół serio” Billy Wildera czy bluźnierczych „Uciekających zakonnicach” Jonathana Lynna kobiecy strój służył jako kamuflaż, udzielał schronienia przed zemstą gangsterów. W słynnej „Tootsie” wybór stroju dyktowała sytuacja na rynku pracy: bezrobotny aktor udawał aktorkę, licząc na łatwiejsze zdobycie roli. W „Pani Doubtfire” z kolei mężczyzna przebiera się za gosposię z miłości do żony, która postanawia się z nim rozwieść. „Peerelowską” syntezę tych wątków stanowił „Poszukiwany, poszukiwana” Stanisława Barei, gdzie Wojciech Pokora najpierw ukrywał się w przebraniu gosposi przed ścigającą go milicją, a następnie rozsmakowywał w nowym, intratnym i „poszukiwanym” zajęciu .
„Nie czas na łzy” (1999) to z kolei film o chłopaku, który urodził się w ciele dziewczyny (rewelacyjna i nagrodzona Oscarem za tę rolę Hilary Swank). To poważny dramat o nieprzystosowaniu i nietolerancji. Chłopak jest wyszydzany, ludzie się z niego śmieją, nie potrafią zaakceptować faktu natury, który dla bohatera jest czymś naturalnym. Dziewczyna przybiera męskie ubranie w akcie nonkonformizmu, buntu przeciw pozycji kobiety w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Spotka ją kara – śmierć, właśnie za ten bunt, za sprzeciw wobec układów społecznych, który z góry wyznaczają rolę mężczyzny i kobiety. Coś irracjonalnego i tragicznego.
Zygmunt Kałużyński tak pisze o filmie, za rolę w którym Hilary Swank dostała Oscara: „Nie czas na łzy” pokazuje, jaka straszliwa, niszcząca siła drzemie w obyczajowości uznanej za obowiązującą albo moralną. Ten film jest absolutnie wyjątkowy, co może wyglądać na przesadę, zważywszy, że jego intencją jest tolerancja, czyli temat, który kino zawsze traktowało z otwartością. Może z wyjątkiem kina hitlerowskiego, które było pod tym względem kuriozum w dziejach kinematografii: budziło nienawiść do Żydów, Polaków, Rosjan, Anglików itd. Tolerancja to humanizm, a przesłanie „Nie czas na łzy” jest niesłychanie humanistyczne, bo pokazuje ludzi w takiej ich różnorodności, w jakiej rzeczywiście istnieją. Nikt z bohaterów tego filmu nie jest ani bezwzględnie dobry, ani bezwzględnie zły. Wszyscy w ludzki sposób składają się z mieszaniny uczuć, emocji, pomyłek, potrzeb, rozczarowań. Mimo że tak naprawdę wszyscy są tutaj sobie równi i jadą na jednym wózku w poszukiwaniu szczęścia, okazuje się, iż pod wpływem konfrontacji z obyczajowym stereotypem potrafią się wzajemnie niszczyć z irracjonalnych powodów, których sami nie rozumieją. Jeszcze raz okazuje się, jaka straszliwa, niszcząca siła drzemie w obyczajowości uznanej za obowiązującą albo moralną !
Główna bohaterka to dziewczyna, która czuje się chłopakiem. Transseksualistka. Uważa, że przez pomyłkę ma ciało kobiety, bo psychicznie jest mężczyzną. Szuka sposobu na zebranie pieniędzy na operację, która pomogłaby jej dostosować ciało do duszy. Otóż ona, czy raczej on, walczy o szczęście, prawo do miłości, o prawo do życia jako osoba, którą jest naprawdę. Lubi się bawić w barach, wypić, powygłupiać, a nawet wdać się w bijatykę. Jak wszyscy inni, których odnajduje na swojej drodze. Wydawałoby się, że wszyscy świetnie się rozumieją. Do czasu, gdy odkrywają, że osoba, którą uważali za mężczyznę, jest kobietą… – zauważa krytyk.
„Śniadanie na Plutonie” (2005) dla odmiany kończy się dobrze. Ale film też bardziej jest bajką, choć opowiadaną przy akompaniamencie karabinów maszynowych i wybuchających granatów. Początek akcji przypada na zwariowane lata 70, początek epoki rock and rolla i rewolucji seksualnej. Małe, katolickie miasteczko gdzieś na południu Irlandii. Tutaj zaczyna się historia młodego chłopaka z niebanalnym podejściem do świata i siebie samego. Urodzony w niewłaściwym miejscu i czasie, porzucony jako niemowlę na schodach kościoła, Patrick (wspaniały w tej roli Cillian Murphy) od najmłodszych lat wprawia w konsternację swoich bliskich i konserwatywne otoczenie – największą frajdę sprawia mu przymierzanie sukienek wychowującej go macochy. Kiedy w miasteczku zabraknie miejsca dla jego ekstrawagancji, Patrick wyruszy w zaskakującą i nieoczekiwaną podróż do serca Londynu, gdzie być może uda mu się znaleźć to, czego tak usilnie szuka… A szuka oczywiście miłości (w tym przypadku z powodzeniem, choć nie bez przeszkód). Jako kobieta, bo kobietą czuje się od urodzenia.
Zbigniew Pietrasik, krytyk filmowy piszący do „Polityki” tak postrzega film o uroczym transwestycie: „Śniadanie na Plutonie” Neila Jordana to film, którego możemy bliskiemu nam krajowi (podobna religijność, tak samo tragiczna historia, teraz jeszcze przystań dla naszych emigrantów) tylko pozazdrościć. Akcja filmu zaczyna się w latach 60. ubiegłego wieku, w zapyziałej mieścinie, gdzie miejscowy ksiądz pewnego pięknego dnia znajduje pod swymi drzwiami podrzutka. Z dziecka, które dostanie imię Patrick, wyrośnie dorodny młodzieniec, niestety, odmieniec. Za żadne skarby nie chce być prawdziwym mężczyzną, wręcz przeciwnie, uwielbia damskie ciuszki i szminki. Patrick, zwany Kicią, ma problemy nie tylko z płciowością, ale z tożsamością w ogóle – zarówno w wymiarze osobistym, jak i społecznym. Konsekwentnie stosuje strategię outsidera, trochę błazna, drażniąc swą odmiennością konserwatywne otoczenie. Z pozoru przyjmuje narzucane mu normy, by następnie udowodnić, iż są absurdalne. W Irlandii, kraju, w którym historia nigdy się nie kończy, jest to wyjątkowo ryzykowna maskarada. Toteż Patrick, chcąc nie chcąc, oddaje przysługę ojczyźnie: styka się z fanatycznymi bojownikami IRA, a nawet zamieszany zostanie w pewien wybuchowy występ w londyńskiej dyskotece. Jego znajomi giną naprawdę, ale on zawsze jest obok, przygląda się zdarzeniom z dystansu. Reżyser opowiada historię transwestyty poszukującego tożsamości z humorem, z libertyńską ironią, ani na chwilę nie przekraczając jednak granicy dobrego smaku .
Tęczowy chłopak, tęczowa muzyka, tęczowy nastrój… „Śniadanie na Plutonie” z 2005 r. to piękna barwna powieść o poszukiwaniu miłości i własnej osobowości, niezależnej od orientacji seksualnej
5.3 Zwodnicza „Gra pozorów”
Ten wątek poruszył wcześniej też Neil Jordan w „Grze pozorów” (1992). W sensacyjną treść filmu (walki i zamachy bojowników IRA) wpleciony został związek dwóch mężczyzn, gdzie jeden nie zdaje sobie sprawy z tego, że jego partner jest homoseksualistą i transseksualistą. Fabuła w skrócie wygląda następująco: Ferguson (terrorysta z ugrupowania IRA) zakochuje się w Dil (dziewczynie mężczyzny, którego wcześniej zamordowali właśnie bojownicy IRA). Kiedy Ferguson dowiaduje się, że Dil jest transwestytą reaguje obrzydzeniem, później jednak stara się ją ratować przed niebezpieczeństwem. Oswaja się z tą prawdą, nader szokującą, a ich przyjaźń (niektórzy krzykną: o dziwo!) umacnia się. Na koniec trafia do więzienia, tam wyznaje jej miłość i czeka, kiedy będzie mógł z nią być .
Film Neila Jordana wzbudził dość duże zainteresowanie recenzentów. W „Rzeczpospolitej” pojawiło się na jego temat 13 tekstów. Są to recenzje, i relacje z festiwali filmowych oraz wzmianki o nagrodach filmowych. W „Gazecie Wyborczej” o „Grze pozorów” pojawia się 19 tekstów. Również w większości są to recenzje, reszta to relacje z festiwali i wręczenia nagród filmowych. Co mówią krytycy i jakie tematy poruszają przy okazji tego filmu?
Z „Grą pozorów” Neila Jordana jest pewien kłopot: trudno o niej opowiadać. Na końcu thrillera Clouzota ukazywała się plansza z prośbą, by widzowie nie zdradzali filmowej zagadki przyjaciołom, którzy zamierzają wybrać się do kina – pisze o filmie Jacek Szczerba. Coś jednak o filmie Jordana powiedzieć trzeba. W dwóch słowach wygląda to tak: bojówkarze IRA porywają czarnoskórego brytyjskiego żołnierza Jody’ego (Forest Whitaker). Chcą go wymienić na swych więzionych przez Anglików towarzyszy. Jody zaprzyjaźnia się z pilnującym go Fergusem (Stephen Rea). Fergus obiecuje zakładnikowi, że jeśli ten zginie, odnajdzie w Londynie jego sympatię, którą zna ze zdjęcia, i zaopiekuje się nią… Neil Jordan zdobył Oscara za scenariusz „Gry pozorów”, bo to wzorcowa robota – prosta i intrygująca. Łatwo można wyodrębnić w filmie trzy części: dramatyczną irlandzką, romantyczną londyńską, którą wieńczy wyjaśnienie najważniejszej zagadki, i krwawy finał – w każdej otrzymujemy coś innego, niż się spodziewaliśmy .
„Rzeczpospolita” w jednym z tekstów wychwala sukces „Gry pozorów”. Kiedy Neil Jordan przystępował do realizacji „Gry pozorów”, niewiele osób wierzyło, że kolejna produkcja o członku IRA odniesie sukces. Mimo zaangażowania Stephena Rei i Foresta Whitakera wróżono filmowi klęskę . Tymczasem pomysłowość reżysera przeszła oczekiwania wszystkich – film nie tylko odniósł sukces kasowy, ale i zdobył uznanie krytyków, w tym pięć nominacji i jednego Oscara.
„Gazeta Wyborcza” z kolei pisze, że oglądamy ten film z przyjemnością, bo lubimy Fergusa – choć żaden z niego superman – bo przekonują nas motywacje zachowań głównych postaci. Jordan zwięźle i celnie opisuje środowiska, w których obracają się bohaterowie. Udane są zwłaszcza sceny w podejrzanym londyńskim barze. Ma też podziwu godną zdolność pisania dowcipnych dialogów. Poza tym łatwo wpada nam w ucho tytułowa piosenka (film nazywa się w oryginale „The Crying Game”). „Gra pozorów” to film przewrotny. Wyjątkowo. Nawet jego plakat, z którego spogląda ognista brunetka o zaciętej twarzy, wyposażona w gustowną broń krótką, wprowadza w błąd nieświadomego widza. Późno przychodzi nam zrozumieć sens wielu scen i rzuconych, niby od niechcenia, słów .
To nie jest łatwy film. Jordan wprawia widzów, tak jak i swego bohatera, w zakłopotanie. Każe zmierzyć się z problemem, o którym wolimy sądzić, że nas nie dotyczy: jak AIDS czy wojna w byłej Jugosławii. Ale to złudzenie. Choć Fergusa oszukano, nie potrafi odejść od kobiety – transwestyty, bo zaangażował się emocjonalnie i czuje się odpowiedzialny za drugą osobę. Bohaterowie „Gry pozorów” opowiadają sobie bajkę o żabie i skorpionie. Skorpion prosi żabę, by przeniosła go na grzbiecie przez rzekę. Obiecuje, że jej nie ukąsi, gdyż wtedy oboje utonęliby. Robi to jednak na środku rzeki mówiąc: „Nic na to nie poradzę, taka jest moja natura” . Film Jordana to pytanie, czy można kochać skorpiony, znając ich prawdziwą naturę.
Homoseksualizm i transseksualizm nie jest więc w tym filmie problemem tyko osobnika „naznaczonego”, są tu pewne uniwersalia mówiące sensie, o schematach, o ograniczeniach w jakie wtopiony jest człowiek. Co ciekawe Jordan podchwycił też wątek homoseksualny w „Wywiadzie z wampirem”. Lestat chcąc uciec od samotności, od własnych egzystencjalnych rozterek „tworzy” partnera oddając mu swoją krew. Louisa i Lestata łączy cos więcej niźli więzy wampirzej krwi… ale posądzanie o homoseksualizm byłoby lekką nadinterpretacją .
Film Jordana pojawia się w „Kinie” w kontekście AIDS. Maria Kornatowska pisze o zmianach, jakie pojawiły się w społeczeństwie amerykańskim, a przez to również w kinie po tym, jak wykryto wirusa HIV. Ludzie nawykli do komfortu i wygody, bytowali w sztucznym raju sukcesu, zamożności, samozadowolenia. Uwierzyli w możliwość całkowitej władzy nad własnym Lose, w diety, ćwiczenia, fizyczne, postępy medycyny. W raju nie było miejsca na chorobę i śmierć. Aż tu nagle niczym miecz ognisty pojawił się wirus HIV. AIDS przywrócił egzystencjalny sens śmierci, odgrzebał poczucie tragizmu. Homoseksualizm tworzy własną subkulturę. Styl życia, obyczajowość, sposób ubierania się, zachowania, język. – Kino komercyjne również musiało tę tematykę zaakceptować, podobnie jak mniejszości seksualne – W „Grze pozorów” temat homo i transseksualizmu jest zaakceptowany przez kino komercyjne – podkreśla autorka.
Tomasz Jopkiewicz z „Filmu” natomiast pisze tak: To łamiący schematy, prowokujący, niekomercyjny film. Miłość dla reżysera jest żywiołem irracjonalnym. Ucieka od konwencjonalnych klisz i stawia na oryginalną „love story”. Jordan pokazuje ludzi rozpaczliwie poszukujących uczucia i własnego miejsca w świecie, a także własnej tożsamości. W finale zaś wydarza się coś na kształt cudu… W tej recenzji ani razu nie pada słowo o homoseksualizmie czy tożsamości płciowej.
Andrzej Kołodyński natomiast tłumaczy „Crying game” jaką „Skandaliczną grę”. Tutaj już cała tajemnica reżysera wychodzi na jaw. Na pierwszy rzut oka razi w tym filmie sztuczność sytuacji i sztuczność ludzi. Ferguson zakochuje się w Dil, kiedy dowiaduje się, że jest ona transwestytą reaguje obrzydzeniem, później jednak stara się ją ratować przed niebezpieczeństwem, trafia do więzienia, wyznaje jej miłość i czeka, kiedy będzie mógł z nią być – pisze krytyk – Własną definicję seksualną należy dopasować do miłości, bo miłość jest darem nie do odrzucenia w okrutnym świecie.
W tym samym roku co „Gra pozorów” w kinach pojawia się słynne „Milczenie owiec” (1992). To obraz, w którym mnóstwo jest podtekstów erotycznych, a seryjny morderca, którego agenci FBI przez cały film poszukują, okazuje się być transwestytą. Oto, jak mitologiczne podteksty filmu komentuje Jerzy Prokopiuk na łamach „Kina”: Młoda dziewczyna to zarówno w mitologii pogańskiej jak i chrześcijańskiej dusza ludzka z natury swej czysta i niewinna, bezgrzeszna. Transwestyta to nosiciel seksu perwersyjnego, wspieranego agresją. Transwestyta i Kanibal są ucieleśnieniem zła. Jest to zarówno zło ludzkie jak i demoniczne. W postaciach Transwestyty i Kanibala mamy do czynienia z istotami opętanymi przez demony .
5.4 Kino Pedro Almodovara – gej o gejach
Najbarwniej w omawiany powyżej sposób portretuje gejów Pedro Almodovar, na przykład w filmach „Zwiąż mnie!” (1990), czy „Wszystko o mojej matce” (1999), który sam często przyznaje się do homoseksualizmu. „Jestem gejem, ale moje filmy nie są gejowskie .” – mówi reżyser. Filmy Almodovara są jak kolaże, w których mieszają się niezliczone oblicza hiszpańskiego społeczeństwa i kultury i jak pryzmat ujawniają inny kolor każdego z tych oblicz stosownie do kąta, pod jakim jest oglądany .
Pedro Almodovar prezentuje homoseksualizm w różny sposób: od atrakcyjnego, barwnego, acz odmiennego do traktowania go jako pełnoprawnej, niczym nie różniącej się od heteroseksualnej, równie wartościowej i godnej szacunku, a co najważniejsze, implikującej takie same emocje i uczucia postawy życiowej. „Moi bohaterowie powstają spontanicznie, tworzę ich podświadomie. Sam bowiem jestem spontanicznym, naiwnym chłopcem, który, tak się złożyło, robi filmy…” – mówi o sobie reżyser. Almodovar w 1995 roku wziął ślub ze słynnym transseksualistą – teraz już aktorką, Bibi Andersen, która w filmie „Kika” (2000) gra rolę Susany. Nazywany jest często „Bunuelem w stylu punk” czy „Andy Warholem z La Manchy”.
Co do samej twórczości, Almodovar bawi się kiczem, przesadną i agresywną estetyką – w jego dziełach pełno jest absurdalnego humoru i obyczajowej śmiałości. Często posługuje się parodią, pastiszem, uwielbia mieszać gatunki filmowe tworząc niezwykłą mozaikę sytuacji i postaci. Przewijają się tu homoseksualiści, transwestyci, nimfomanki, sfrustrowani ‘macho’, a każdy z tych bohaterów przeżywa swój własny dramat. W jego filmach można znaleźć elementy melodramatu, komedii, kryminału, thrillera, dramatu społecznego, komiksu, groteski, sitcomu, soap opery, teledysku, reklamy, reportażu, programów publicystycznych (eklektyzm gatunkowy) . Wybitny ów artysta potrafi jak nikt pokazać świat ludzi innych, bardziej wrażliwych. I nie miało większego znaczenia, czy są to transwestyci, czy homoseksualiści, czy inni odmieńcy. W „Złym wychowaniu” to homoseksualizm bohaterów ma znaczenie rozstrzygające .
Wszystko, czego dotknie reżyser z La Manchy uzyskuje na ekranie nowy wyraz, świeży i czarujący . Mówi się o nim, że to reżyser kobiecy. On sam reaguje na to z dużym spokojem i tłumaczy ten fakt następująco: „Często myślę, że to, iż jestem uważany za reżysera kobiet, to wyłącznie kwestia ilości – w moich filmach jest zawsze więcej kobiet niż mężczyzn. Myślę jednak, że jestem także dobrym reżyserem mężczyzn, kiedy taka okazja się nadarza. Antonio Banderas to aktor, który najlepiej wyraża moją ideę męskiego bohatera. Carmen Maura natomiast najlepiej przyswoiła sobie i przekazuje moją ideę kobiecości .”
5.5 Kobieta i mężczyzna w jednym ciele
Almodovar chętnie pokazuje w swoich filmach transwestytów. W obrazie „Wszystko o mojej matce” (1999) znajduje się scena, w której transseksualna kobieta Agrado bawi publiczność zgromadzoną w teatrze o swoim życiu. Jej życiowe motto brzmi: „Jak trudno być naturalną”. Agrado twierdzi, że aby osiągnąć ideał naturalności, praktycznie zmieniła każdy fragment swojego ciała poddając się niezliczonym operacjom plastycznym: jej biust i usta zostały nafaszerowane silikonem, nos wyprostowany itd. Wymowa tej sceny jest daleka od jednoznaczności. Agrado chce dostarczyć widzom rozrywki i część z nich się śmieje traktując prawdopodobnie jej historię jako żart. Za zabawną można uznać zarówno ogromną liczbę zabiegów upiększających, które przeszła bohaterka, aby stać się ideałem, jak i łatwość, z jaką się do nich przyznaje. Dla kobiety z reguły operacje plastyczne stanowią głęboko skrywany sekret. Jednak Agrado nie zachowuje się tak, jakby opowiadała dowcipy, lecz jak ktoś, kto chce opowiedzieć o sobie całą prawdę .
Transseksualiści identyfikują się psychicznie z płcią przeciwną, dlatego za pomocą kuracji hormonalnych i zabiegów chirurgicznych upodobniają się do osób odmiennej płci. Rodzi się pytanie, kto jest bardziej naturalny: mężczyzna pragnący zostać kobietą, ale uwięziony w ciele, w którym się urodził (jak Agrado przed operacjami), czy też ten, który przeszedł już szereg operacji, by wyglądać jak kobieta (jak Agrado po przemianie) .
Płeć w filmach Almodovara nie musi zgadzać się z naszym wyglądem, choć najczęściej osoby z męskimi genitaliami czują się mężczyznami, a z żeńskimi – kobietami. Podobnie jest z orientacją seksualną – to kwestia naszej tożsamości, tego, co czujemy do przedstawicieli tej samej i odmiennej płci, a nie prosta konsekwencja bycia kobietą lub mężczyzną.
U Almodovara zwraca uwagę ogromna liczba postaci reprezentujących tak zwane marginalne seksualności: homoseksualistów, transseksualistów, transwestytów. W wielu filmach odgrywają one ważną rolę, są wręcz znakiem rozpoznawczym kina tego reżysera. Przeważnie ich obecność tłumaczy się tym, że sam Almodovar jest homoseksualistą i przez to wydaje się szczególnie predestynowany do tworzenia portretu, jak i bycia adwokatem ludzi, których preferencje seksualne i wygląd odbiegają od większości społeczeństwa.
Reżyser nie domaga się tolerancji dla tych, którzy wyglądają i kochają inaczej. Ich prawo do swobodnego manifestowania własnego „ja” przyjmuje za rzecz oczywistą. Świadczy o tym niewielka liczba odniesień w jego twórczości do aktów nietolerancji wobec homoseksualistów. Jeśli już ktoś ich atakuje, jak Agrado czy ojca Manolo ze „Złego wychowania” (2004), to są to zwykle osoby z ich własnego kręgu. Ponadto powodem ataku nie jest zwykle płeć, ani seksualność, lecz inne przyczyny, takie jak chęć rabunku czy pragnienie zemsty. Almodovar raczej stara się ukazać, że reprezentanci marginalnych seksualności nie stanowią grupy monolitycznej, łatwo wyróżniającej się na tle społeczeństwa, jak zwykle sądzą heteroseksualni mężczyźni i kobiety, lecz tworzą całe spektrum wyglądów, zachowań i postaw .
W kinie hiszpańskiego twórcy znajdziemy powściągliwego w sposobie bycia i nie odróżniającego się od heteroseksualnych mężczyzn Pabla z „Prawa pożądania” (1987) i kolorowego, histerycznego i ekscentrycznego Roxy’ego z „Pepi, Luci, Bom” (1980). Niektóre z transseksualnych postaci wyglądają tak, jakby tkwiły w pół drogi między kobietą a mężczyzną: Lola z „Wszystko o mojej matce” i Ignacio ze „Złego wychowania”. Płeć innych transseksualistów, jak Tiny z „Prawa pożądania”, nie budzi niczyich wątpliwości – wszyscy biorą ją za kobietę .
Almodovar poddaje również w wątpliwość powszechne przekonanie, że transwestytyzm to kwestia dotycząca homoseksualistów. Transwestyta Letal z „Wysokich obcasów” (1991) jest mężczyzną heteroseksualnym, w dodatku wykonuje szanowany i uważany za typowo męski zawód sędziego i inspektora policji. O tym, że przedstawicieli marginalnych seksualności nie należy wrzucać do jednego worka, świadczy też obsada filmów Almodovara – heteroseksualni mężczyźni grają tu homoseksualistów i vice versa, prawdziwa kobieta Carmen Maura gra transseksualistkę. Zaś transseksualistka Bibi Andersen w kilku filmach zagrała naturalną kobietę. Geje, lesbijki i transseksualiści są często anty bohaterami filmów Almodovara, a szansa na stworzenie udanego homoseksualnego związku jest tak nikła, jak stworzenie heteroseksualnej rodziny.
Almodovar podziela w swoich filmach pogląd Judith Butler, że płeć (gender) jest zawsze odgrywana czy kreowana, a nie dana nam raz na zawsze przez Boga czy naturę. Ta kreacja odbywa się w określonym kontekście społeczno – kulturowym, który podczas dojrzewania przyswajamy sobie i uznajemy w końcu za oczywisty. Oczywisty jest on jednak tylko dla tych, którzy dzielą te same wzorce kulturowe, te same tradycje, poddają się tym samym stereotypom, dlatego czym innym jest być kobietą Eskimoską, a czym innym – kobietą Amerykanką, co innego znaczyło być gejem sto lat temu, co innego współcześnie. Ponadto zmienia się kultura, co prowadzi do zmiany indywidualnych zachowań. Z drugiej strony jednostki są w stanie odrzucić zastane stereotypy i jeżeli będzie wielu takich, którzy się zgodzą na status quo, przemianie ulegnie cała kultura .
Tadeusz Sobolewski zauważa w Gazecie Wyborczej jedną charakterystyczną prawidłowość: U Almodóvara świat jest jednością. Nie jest podzielony nawet na płcie, bo w kobietach jest pierwiastek męski, w mężczyznach kobiecy . Jedną z najbardziej brawurowych scen filmu „Wszystko o mojej matce” jest ta, która dzieje się w teatrze, gdzie grany jest „Tramwaj zwany pożądaniem” Tennessee Williamsa. Aktorka grająca Stellę – narkomanka – jest niedysponowana. Przed czerwoną kurtynę wychodzi garderobiana-transwestyta: – Proszę państwa, przedstawienie zostaje odwołane, kasa zwraca za bilety, ale jeżeli pozwolicie, mogę was zabawić historią mojego życia. Nazywam się Agrado, to znaczy Przyjemność, bo zawsze chciałam uprzyjemniać ludziom życie. Pracowałam pod mostem, koło cmentarza. Musicie wiedzieć, że jestem nie tylko przyjemna, ale także autentyczna, co mnie zresztą drogo kosztowało (wylicza koszt operacji plastycznych), ale się opłaciło. Jesteśmy tym bardziej autentyczni, im bardziej przypominamy wymarzony obraz samych siebie. Krytyk zauważa: Agrado wypowiada przesłanie Almodóvara. Ten film mówi właśnie o tym, że jesteśmy sztuczni, ulepieni z naszych pragnień. Stwarzamy samych siebie, jak aktorka Huma (wspaniała Marisa Paredes, ta z „Wysokich obcasów”), która nauczyła się palić papierosy pod wpływem filmu Mankiewicza „Wszystko o Ewie”, gdzie Bette Davis grała starzejącą się aktorkę – podobną do Humy dzisiejszej .
W pierwszych minutach projekcji zostają wprowadzone główne motywy, przewijające się później przez cały film: motyw teatru, motyw transplantacji, oraz motyw transwestytyzmu i prostytucji. Ryzykownie ze sobą splecione, trochę jak w harlequinach z kiosku, ujawniają wspólny, symboliczny mianownik: wszystkie dotyczą przekraczania samego siebie. Tworzą metaforę miłości. Almodóvar jak Agrado „sprawia widzowi przyjemność”, łapie nas na lep melodramatu. Ale blask bijący z tego filmu nie osładza goryczy: ten świat jest przepełniony bólem; miłość jest tu czymś wyjątkowym; rodzice są obcy dla swoich dzieci, które później we własnym życiu – jak bohaterka „Tramwaju…”- mogą liczyć tylko na „dobroć nieznajomych”. Almodóvar, bezbożnik i gorszyciel, przeprowadza żarliwą obronę miłości rodzinnej, na przykładzie najdziwaczniejszym z możliwych, najodleglejszym od tradycyjnych zasad. Pod koniec filmu Manuela pokazuje transwestycie Loli nowo narodzone dziecko – jego nowe dziecko. Lola bierze je na ręce, przytula. Moment jest poruszający, jak sceny z klasycznych melodramatów, gdzie miłość przełamywała wszelkie bariery, dzielące ludzi lepiej i gorzej urodzonych. A przecież nie ten melodramatyczny happy end pozostaje w pamięci, ale obraz nocnej pikiety pod mostem, koło cmentarza, gdzie Manuela szuka Loli – poprzedzony obrazem rozświetlonej, cukrowo białej katedry Sagrada Familia. Niesamowity w swojej zwykłości, ludzki, pozbawiony zgorszenia. Spłaszczylibyśmy jednak wymowę tego zuchwałego filmu, gdybyśmy zobaczyli w nim jedynie apel o tolerancję. Tu chodzi o coś więcej – o gotowość tworzenia wokół siebie takiego świata, w jakim chcielibyśmy żyć. On to nazywa demokracją .
5.6 Mężczyzna u Almodovara
Hiszpański reżyser odwołuje się w swoich dziełach do stereotypów płci: męskiego szowinisty, czyli macho, i kobiety, która mu się całkowicie podporządkowuje i realizuje wyłącznie w życiu domowym. Almodovar kpi ze stereotypów, zmusza widza do zastanawiania się nad ich absurdalnością. Kolejną cechą kina hiszpańskiego reżysera jest parodiowanie i ośmieszanie tak zwanych silnych mężczyzn. Zawsze charakteryzuje ich jakaś poważna słabość, nie pasująca do etosu twardziela. Policjant z „Pepi, Luci, Bom” jest prymitywnym hipokrytą, który od swojej żony oczekuje skromnego zachowania, ale sam podnieca się pornografią. Policjant Sancho z „Drżącego ciała” (1997) to kłamca i alkoholik, Paco z „Kwiatu mego sekretu” (1995) i Ivan z „Kobiet na granicy załamania nerwowego” (1988) także uciekają się do kłamstwa, gdy jest im to na rękę, a policjanci i „Kice” to niekompetentni lenie.
Odgrywanie męskości nie wychodzi także delikatnym, dziewiczym mężczyznom, którzy chcieliby zostać macho. Przykładem jest Angel z „Matadora” (1986), który usiłując naśladować swojego mistrza, matadora Diego, atakuje na ulicy jego narzeczoną Evę, lecz zamiast ją zgwałcić, mdleje i ubroczony krwią wraca do domu, a następnie bierze prysznic, aby zmyć z siebie ślady swego postępku.
Mężczyźni Almodovara często cierpią na problemy seksualne – impotencję (Angel i policjant z „Czym sobie na to zasłużyłam” (1984)), ekshibicjonizm, brak zainteresowania seksem (ojciec Sexilii z „Labiryntu namiętności” (1982)) czy skłonności kazirodcze (ojciec Queli w tym samym filmie). Odwrotnie niż w przypadku kobiet, solidarność z przedstawicielami tej samej płci nie jest ich mocną stroną. Szczególnie słabi oraz metaforycznie obnażeni zostają w filmach Almodovara mężczyźni reprezentujący świecką oraz duchową władzę: policjanci, żołnierze, księża – w tej grupie najwięcej jest gwałcicieli i kłamców.
Nie wszyscy bohaterowie są jednak tak antypatyczni. Riza z „Labiryntu namiętności”, Victor z „Drżącego ciała”, Carlos z „Kobiet na granicy załamania nerwowego”, Letal z „Wysokich obcasów” (1991) i Benigno z „Porozmawiaj z nią” (2002) to mężczyźni młodzi, dopiero wkraczający w dorosłe życie. Ich heteroseksualność jest w większości kwestionowana albo przez innych ludzi, albo przez nich samych. Riza zaczyna swoją filmową karierę jako homoseksualista, Letal jest transwestytą, w dodatku mieszkającym z dominującą nad nim matką, Benigna zaś wszyscy podejrzewają o to, że nad kobiety przedkłada mężczyzn. Ze sposobu budowania postaci przez reżysera wynika, że mężczyźnie, żeby zrozumiał kobietę, jest potrzebny jakiś żeński komponent, albo, że jeśli mężczyzna nie ujawnia cech macho, to społeczeństwo traktuje go jako homoseksualistę, albo przynajmniej podejrzewa o zniewieściałość .
Najgłośniejsze dzieło Pedro Almodovara wzbudza o wiele więcej emocji niż „Gra pozorów”. W „Rzeczpospolitej” na temat „Złego wychowania” można znaleźć 37 różnych tekstów. Są to recenzje, relacje z festiwali i wręczeń nagród filmowych, wywiady z gwiazdami kina. „Gazeta Wyborcza” z kolei publikuje o filmie 32 materiały. Podobnie, jak w przypadku „Rzeczpospolitej” zaliczają się do nich recenzje, wywiady, felietony, relacje z imprez filmowych.
Jak o najgłośniejszym filmie Almodovara piszą krytycy? Tadeusz Sobolewki z „Gazety Wyborczej” o tym niezwykłym dziele wyraża się w samych superlatywach. Fabułę filmu przywołują wszyscy recenzenci pisząc o jednym z nielicznych „męskich” filmów Almodovara. Chłopiec z klasztornego gimnazjum śpiewa przed księdzem rektorem „Moon River”. Ten śpiew zwiąże ich ze sobą w sposób hipnotyczny, jak drapieżnika i ofiarę. Odtąd już zawsze będą ze sobą związani. Nawet poprzez chęć zemsty. Zakochany w Ignaciu ksiądz Manolo jest zazdrosny o jego szkolnego przyjaciela Enrique. Usuwa Enrique ze szkoły, żeby mieć Ignacia dla siebie. Tak objawia się hipokryzja. To ona, a nie miłość homoseksualna, jest u Almodóvara źródłem perwersji. Najboleśniejsze sceny „Złego wychowania” to właśnie te, gdzie w oczach chłopca religia zostaje związana z perwersją. Ministrant, rozwiązując w zakrystii sznurki stroju liturgicznego księdza, „przypomina gejszę usługującą z wprawą swemu panu” (cytat ze scenariusza). „Myślę, że straciłem wiarę w tamtej chwili” – powie Ignacio. „Nie wierzyłem odtąd w Boga ani w piekło. Skoro nie wierzyłem w piekło, niczego już się nie bałem. A pozbywszy się strachu, byłem zdolny do wszystkiego” .
Jednak piekło go nie ominęło. Po przejściu szkoły ojca Manolo życie Ignacia, choć barwne, stało się wielką ucieczką od samego siebie – transwestytyzm, narkomania… Lepiej powiodło się szkolnej miłości Ignacia Enrique – temu, z którym ksiądz przyłapał go na grzechu. Enrique, w odróżnieniu od Ignacia, żadnego grzechu nie czuł, „nie widział nic złego w tym, co robili razem w kinie”. Ocalał. Został reżyserem. Ocalał też Juan, brat Ignacia, aktor odtwarzający w filmie Enrique. Film w filmie, który oglądamy – próba rekonstrukcji losu Ignacia – jest dla jego autorów aktem ekspiacji i miłości. W jego kręceniu biorą udział wszyscy ci, którzy Ignacia kochali, którzy go opuścili i którzy go faktycznie zabili. Postać Ignacia wyłania się stopniowo z relacji Juana, brata, który bez skrupułów, po trupie brata dążył do zostania aktorem. Wyłania się też z wyznań księdza Manolo, który przestał być księdzem, ożenił się i dalej uganiał za chłopcami, z postaci złowrogiej zmieniając się w żałosną . Krytyka klerykalnej hipokryzji? Almodóvar idzie w innym kierunku. Gdyby „Złe wychowanie” powstało w latach 80., czyli wtedy, kiedy dzieje się główna akcja, w czasie madryckiej „movidy”, byłoby może filmem antyklerykalnym i wywołałoby skandal. Tymczasem skandal wyszedł na jaw i bez kina – nie umie sobie z nim poradzić sam Kościół . Natomiast Almodóvar wydaje się wolny od religijnego kompleksu. W jego filmie sutanna jest tylko jednym z przebrań mężczyzny, podobnie jak kostiumy sceniczne transwestytów, którzy są tragicznymi bohaterami filmów Almodóvara.
W „Rzeczpospolitej”, rozmawiając z Pedro Almodovarem, Barbara Hollender tak mówi o filmie „Złe wychowanie” zadając reżyserowi pytanie: Był jednak moment, w którym zdradził pan świat kobiet robiąc „Złe wychowanie” – bolesny film o mężczyznach i niespełnieniach homoseksualizmu. Pan – dziecko ze szkoły salezjanów – zaatakował w katolickiej Hiszpanii Kościół, oskarżając księdza o homoseksualizm . Film oczywiście wzbudził ogromne kontrowersje i protesty, okazał się jednak równie ogromnym sukcesem reżysera: zarówno kasowym, jak i artystycznym.
Nie ma wątpliwości, iż hiszpański mistrz kina opowiada także o własnych lękach – pisze w jednej z kilku recenzji zamieszczonych na łamach dziennik Hollender – Najnowszy film Almodovara to opowieść o ludziach, którzy „kochają inaczej” .Wszystko to oglądamy z wnętrza homoseksualnej wyobraźni. Almodóvar, żonglując kinowym narzędziem identyfikacji, narzuca to spojrzenie widzowi. Na tym polega jego największa prowokacja. Może też chęć przypisania tego spojrzenia określonym osobom była powodem skomplikowanego, niechronologicznego opowiadania? W tym filmie każde spojrzenie jest czyjeś, ale zarazem wszystkie są naszym spojrzeniem .
Jądrem „Złego wychowania” jest scena dziecięcego zakochania się. Boisko szkolne, mecz piłki nożnej filmowany w zwolnionym tempie do „Kyrie” z mszy Rossiniego. Wśród biegających po boisku sutann mały Enrique dostrzega Ignacia. Jest tu uchwycony moment epifanii, czystego miłosnego uwielbienia. Ale pomiędzy spojrzenia chłopców natychmiast wdziera się trzecie, czujne i grzeszne spojrzenie zazdrosnego księdza Manolo, który niszczy tę miłość, niby w imię wiary i moralności, a w rzeczywistości w imię własnego pożądania. Po seansie widz może się wyprzeć swego przeżycia, poddać je autokontroli. Czując się zagrożeni w swojej seksualnej tożsamości, możemy powiedzieć: nie mamy z tym nic wspólnego. Ale póki patrzymy, bierzemy udział – nie ma rady. Jak mówi Ewangelia, zgorszenie nie jest w tym, na co patrzysz, ale w tobie .
To spojrzenie może wywołać opór, nawet zgorszenie. Niejedna polska recenzja daje temu wyraz. Spycha „Złe wychowanie” w stronę obcości: po co on to pokazuje, nie chcę na to patrzeć! Mamy tu do czynienia z paradoksem znanym również cenzorom: żeby czymś się zgorszyć, jakimś obrazem czy namiętnością, trzeba wiedzieć, czym ona jest, móc ją odnaleźć w sobie. Ale kto się do tego przyzna? – pyta Sobolewski i podaje przykłady obecności homoseksualizmu w kulturze, również polskiej: Gombrowicz wyznawał w „Dzienniku”, że „ta rzecz” nikomu nie jest obca, chociażby w minimalnym stopniu. Maria Dąbrowska w „Przygodach człowieka myślącego”, w dalekim od poczciwości epizodzie z młodym, półboskim kowalem Todro-Hefajstosem, w którym kochają się dzieci bez różnicy płci, pisała: to jest coś, o czym „chłopcy wiedzą”. Dzisiejsza kultura, z pozoru tak pełna tolerancji, lubi etykietki, granice, bariery. Film Almodóvara te bariery łamie – niejako zmusza widzów, by założyli koszulki „jestem gejem”, wcale nimi nie będąc .
Almodovar daje niejako świadectwo rozpadu świata. Jego filmy doprowadzają do absurdu typowość masowych wyobrażeń – charakteryzuje reżysera Maria Gołębiewska. W „Złym wychowaniu” Alodovar pomieszał konwencje melodramatu, thrillera, czarnego kina i queer cinema, a nawet telenoweli. To film gejowski, wyrastający z homoseksualnej wyobraźni i zmysłowości jego autora, obcy dla kobiet i heteroseksualistów, ale jednocześnie fascynująco odkrywczy, śmiały i komunikatywny. Na pewno też ekshibicjonistyczny. Reżyser z bolesną odwagą i niezwykłą determinacją odsłania pierwotne ludzie instynkty, nagłe zauroczenia, mroczne pragnienia, destrukcyjne namiętności i zgubne ambicje – zauważa na łamach „Kina” filmoznawca i wykładowca UJ, Grażyna Stachówna.
„Złe wychowanie” nie jest według krytyków gejowskim manifestem. Ten film idzie głębiej, odwołuje się do sfery uniwersalnej, choć do końca nierozpoznanej. Artysta, dopuszczając nas do niej, zarazem zdejmuje z niej odium grzechu. Na tym polega jego największa zuchwałość. Nie po raz pierwszy kino staje się instrumentem transseksualizmu. Dla Almodóvara film jest instrumentem prawdy, przestrzenią wolności łączącą wszystkich – podkreśla z kolei Andrzej Kołodyński w „Filmie” .
Janusz Wróblewski w „Polityki” tak pisze o dziele Almodovara: Można mieć za złe autorowi „Złego wychowania”, że bezwstydnie epatuje scenami gejowskiej miłości, że stawia znak równości między krzywdzącymi i ofiarami. Trudno mu jednak odmówić mistrzostwa na poziomie narracji. Film Almodovara to arcydzieło formy, w którym udało mu się dotknąć tajemniczego splotu pamięci i wyobraźni; wspomnień, które za sprawą sztuki przekształcają się w swoistą autoterapię i które bohaterowie, a także on sam, mylą z rzeczywistością .
„Musiałem nakręcić „Złe wychowanie”, musiałem wyrzucić z siebie ten temat, zanim zamieni się w obsesję ” – mówi o filmie Almodovar, cytowany przez Agnieszkę Kozik we „Wprost”. Autorka zauważa przy okazji artykułu, że ostatnie dzieła reżysera: zrealizowany dwa lata temu obraz „Porozmawiaj z nią” i „Złe wychowanie” są dalekie od umowności wcześniejszych filmów. Zamiast oślepiać feerią kiczowatych barw, śmieszyć i rozczulać, niemal wyłącznie szokują. Opowiadając historię poszukujących tożsamości seksualnej chłopców, pokazując zawiłości homoseksualnego związku czy piętnując pedofilię wśród kleru, Almodovar rozprawia się z duchami z przeszłości. Wszystko to w jego filmach już było, ale nigdy tak jednoznacznie nie nawiązywało do biografii reżysera .
Zygmunt Kałużyński z kolei zwraca uwagę na sposób prezentowania mężczyzny u Almodovara: Główny bohater „Porozmawiaj z nią” to przeciętniak, z zawodu pielęgniarz. Aktor, który go gra, został tak dobrany, by sprawiał wrażenie kogoś niezauważalnego, kto przez całe życie przesuwa się jak mysz pod ścianą. Przedstawia się nawet jako homoseksualista. Później temu zaprzecza. Wreszcie okazuje się, że jest prawiczkiem. Możliwość kochania osoby bezwładnej, która jest jak roślina, staje się dla niego szansą .
5.7 Kształtujemy opinię publiczną, czyli gej – twój najlepszy przyjaciel
Na koniec coraz częściej przyjmowana przez kino tendencja. Dobry film to taki, w którym mamy bohatera geja. Niechby był on tylko postacią drugoplanową, niechby pojawiał się na ekranie od niechcenia. Ale jeśli jest, ubarwia film, który przez jego obecność staje się teoretycznie „politycznie poprawny”, a w praktyce buduje kolejny stereotyp – wesołka, lekkoducha, nieprzystosowanego do codziennych trudów nadmiernie uduchowionego człowieka. To zaś przyczynia się do kształtowania wizerunku homoseksualisty w oczach opinii publicznej.
Opinia publiczna tym się różni od zwykłej opinii, że może być do pewnego stopnia organizowana i inspirowana . Powstanie opinii publicznej uwarunkowane jest pewnym zasobem wiedzy, który obejmuje przedmiot opinii, ale także podstawowe wiadomości o świecie i funkcjonowaniu społeczeństwa . Na proces opiniotwórczy wpływają, niekiedy w stopniu zasadniczym, wzory kulturowe, stereotypy, mity i przesady. Zawierają często uproszczoną i fałszywą wizję rzeczywistości, trudną do wykorzenienia ze względu na duży ładunek emocjonalny . Jest to zazwyczaj wynikiem tendencji do zachowania bierności poznawczej, która sprawia, że łatwiej sięgnąć po gotowe informacje, choćby uproszczone .
Gotowe i uproszczone informacje o tym, jaki jest homoseksualista podaje właśnie kino. Był więc gej – karykatura, gej – złoczyńca, gej – arystokrata, gej – romantyk, a teraz kolej na nową odsłonę. Wiąże się ona bezpośrednio z wizerunkiem homoseksualisty, a nawet szerzej – współczesnego mężczyzny, funkcjonującym w opinii publicznej. Zbyszko Melosik w swojej książce „Kryzys męskości w kulturze współczesnej” porusza problem postrzegania męskości. Jego zdaniem w społeczności konsumpcyjnej mężczyźni przejęli cechy uważane niegdyś za typowo kobiece. Coraz więcej mężczyzn – po wejściu do wielkiego domu towarowego – z największym zapałem zakłada na siebie strój Kaczora Donalda i obsesyjnie biega między stoiskami i półkami . W obliczu zmieniających się poglądów na temat tego co stanowi prawdziwą męskość współczesny mężczyzna miota się miedzy postawą maczo, a delikatna i empatyczną, zdolną- podobnie jak kobieta – do głębokiej ekspresji swoich uczuć. Podobny problem powstaje w przypadku ciała męskiego; stąd wizerunki mężczyzn – kulturystów i – z drugiej strony – mężczyzn o fizyczności androgenicznej .
Wrażliwiec, dusza-człowiek – gej jest super kumplem, „najlepszą przyjaciółką”. Można mu powiedzieć co nam duszy gra, można mu zaufać, popłakać razem z nim. Taki bohater pojawia się na przykład w „Mój chłopak się żeni” (1997) i w „Dzienniku Bridget Jones” (2001).
Tomasz Raczek w artykule opublikowanym we „Wprost” tuż po premierze „Dziennika” w polskich kinach zauważa: Jeżeli osobnik płci męskiej potraktuje „Dziennik Bridget Jones” jako gatunkowy, to zobaczy komedię obyczajową zrobioną w najlepszym angielskim stylu. Ale problem jest rzeczywiście damski. Tylko że, wielkie damskie problemy są także nasze. I to jest nieszczęście . Przy omawianiu filmu zwraca uwagę na to, że jego główna bohaterka jest „produktem” czasów feminizmu: kobietą wyzwoloną, pijącą alkohol, palącą papierosy, z modnym przyjacielem – gejem u boku.
Homoseksualista to wrażliwy, miły człowiek, bardzo zniewieściały, w którym uwidaczniają się cechy stricte kobiece (jeśli takowe oczywiście istnieją). Gej przebiera się za kobietę, choć w rzeczywistości jest bardzo męski (ale to go przybliża do kobiety i jej problemów i dlatego płeć piękna tak dobrze się z nim może porozumieć). Gej jest często artystą, gej nie pracuje na budowie; żadnego wysiłku fizycznego, jedynie spełnienie artystyczne, psychiczne… czyli kobiece? Tak jest na przykład w „Lepiej być nie może” Jamesa L. Brooksa (1997). Mamy tu postać lekko zniewieściałego geja – artysty, płacze, przytula się do kobiet, jest niezaradny życiowo, a przy tym niezmiernie sympatyczny, wyrozumiały, czuły i wrażliwy na kobiece piękno i kobiece problemy. Gdzie polityczna poprawność, można by zapytać oglądając film? Wprawdzie widz czuje sympatię do tego bohatera, ale przecież nawet jego piesek woli heteroseksualnego pana Udalla (Jack Nicholson).
Jak widać, mniejszości seksualne wprowadziły do kina spore zamieszanie. Filmy, w których kobiety przebierają się za mężczyzn i odwrotnie mają zazwyczaj bawić i rozśmieszać – jeśli przebieranki są jedynie pretekstem do wywołania komicznych sytuacji. Natomiast, kiedy przebieranie się jest konsekwencją zamieszania z płcią, z poczuciem własnej tożsamości seksualnej, wówczas śmiech ustępuje próbie analizy transseksualnej osobowości, pokazania, że dla takich ludzi również jest miejsce w społeczeństwie, że zasługują na miłość, szczęście, zrozumienie i takie samo taktowanie jak heteroseksualiści, czy nawet homoseksualiści, którzy są dla „normalnych” ludzi czymś bardziej akceptowalnym niż „facet w damskich ciuszkach” czy „dziewczyna z penisem”.
Rozdział VI
Jak to się robi w Polsce – ewolucja wizerunku homoseksualisty, kodowanie filmowego przekazu, nowa moda w polskim kinie i telewizji – analiza filmów, seriali i publikacji
6.1 Gej w Polsce – stereotyp i obecność w mediach
Pederastia, sodomia, homoerotyzm, trzecia płeć, homoseksualizm, albo po prostu: pedał, ciota, pedryl, zboczeniec – to najbardziej rozpowszechnione terminy, opisujące pociąg seksualny mężczyzn skierowany ku innym mężczyznom. Mężczyźni kochający przedstawicieli swojej płci istnieli w każdej kulturze i epoce, zmieniały się tylko postawy społeczne wobec nich. Niekiedy stosunki między mężczyznami przybierały formę zinstytucjonalizowaną – jak pederastia w starożytnej Grecji – przejawem inicjacji społecznej. Zazwyczaj jednak ten rodzja ludzkiej seksualności był odrzucany i piętnowany .
Problematyka homoseksualizmu ograniczona jest w Polsce w większości do patologii i zaburzeń. Uważa się ją za chorobę, dewiację, upośledzenie. Homoseksualiści są przedstawiani zazwyczaj jako starsi, niewyżyci seksualnie panowie, poszukujący w dworcowych toaletach chłopców do swych niecnych praktyk. Albo jako gwiazdy baletu, mistrzowie pióra, ekscentryczni muzycy – słowem: artyści. Przy czym najczęściej nie rozróżnia się homoseksualizmu od transwestytyzmu i pedofilii, zaś prawie nigdy nie zdarza się, aby osoby zorientowane homoseksualnie przedstawiani byli jako wzorzec godny naśladowania. (…) Brak wiedzy i utrwalanie stereotypów o gejach nie wpływa na pozytywny obraz tej kategorii ludzi .
Zainteresowanie mediów problematyką gejowsko – lesbijską w ostatnich latach wzrasta i to zarówno pod względem ilościowej jak i jakościowej reprezentacji przywoływanych poglądów. Modyfikacji ulegają również wyobrażenia, schematy i uprzedzenia, przez pryzmat których postrzega się „odmieńców” . Jak podaje badaczka kultury gejowsko – lesbijskiej Katarzyna Adamska , jeszcze na początku lat siedemdziesiątych tematyka homoseksualna była medialnym tabu. Zwiastunem pierwszych zmian był artykuł w „Życiu Literackim” z 1974 roku. Na kolejne trzeba było jednak czekać do lat osiemdziesiątych. (…) Od początku lat dziewięćdziesiątych tematy dotyczące mniejszości seksualnych w mediach zaczęły się pojawiać znacznie częściej. (…) W telewizji wątek homoseksualny pojawiał się za sprawą programów informacyjnych i seriali („Dynastia”, „Pomoc domowa”, czy „Allo, allo”).
Zainteresowanie mediów homoseksualizmem utrzymuje się do dziś i koncentruje głównie na kilku wymiarach:
* osobistym, gdy przywołuje się historie jednostkowe gejów i lesbijek,
* społecznym, gdy omawia się działania różnych instytucji społecznych oraz ich stosunek do osób o odmiennej orientacji seksualnej,
* kulturowym, gdy przedstawiane są specyficzne dla środowiska gejowsko – lesbijskiego formy budowania więzi,
* naukowym, gdy autorytety seksuologiczne i psychologiczne wyjaśniają zjawisko nienormatywnej orientacji seksualnej.
Jak postrzegają typowego geja i typową lesbijkę homoseksualni mężczyźni? W 2005 roku zbadano w Krakowie 60 heteroseksualnych mężczyzn – studentów .
* Mężczyźni heteroseksualni nie postrzegają gejów jako osoby zorientowane na sukces i na karierę. Geje nie są też widziani jako osoby z potrzebą dominacji, wytrwałości, organizacji i planowania. Mają obniżoną potrzebę angażowania się w zachowania społeczne oraz chętnie poszukują przyjaźni z kobietami i chętniej niż heteroseksualiści zwracają na siebie uwagę oraz mają podwyższoną wrażliwość na piękno i sztukę .
*Lesbijki również postrzegane są negatywnie. Podobnie jak w przypadku homoseksualistów, lesbijki postrzegane są jako osoby niechętnie angażujące się w zachowania społeczne, trudno adaptujące się do zmiennych wymagań grupy społecznej. Typowa lesbijka postrzegana jest jako osoba umiejąca dochodzić swoich praw, kierować sobą, jednak nie zwracająca uwagi na potrzeby i uczucia innych ludzi. Ma podwyższona skalę agresji, tendencję do rywalizowania i postrzegania innych osób jako potencjalnych rywali .
6.2 Od groteski do normy – homoseksualista na polskim dużym ekranie
Na początek uporządkujemy chronologicznie pojawianie się motywów homoseksualnych w polskim kinie. W polskiej kinematografii okresu międzywojennego konwencja filmowa nie pozwalała na zajmowanie się takimi tematami, jak związki homoseksualne. Jednak filmowe komedie tamtego okresu z upodobaniem wykorzystywały formułę qui pro quo, czyli zabawnej zamiany ról. W filmie „Czy Lucyna to dziewczyna?” w reż. Juliusza Gardana z 1934 r. w rolę mężczyzny, inżyniera wchodzi kobieta, tytułowa bohaterka. Damskie i męskie przebieranki znajdziemy też w filmach „Książątko”, „Niedorajda” i „Piętro wyżej” z 1937 r. . Żaden z nich nie wyszedł jednak poza formę gagu, co więcej, zamiany ról podkreślały wyraźnie tradycyjne role społeczne.
W historii czterdziestu lat polskiej kinematografii powojennej doliczono się zaledwie 35 postaci o odmiennej seksualności. W polskich filmach okresu PRL osoba homoseksualna to najczęściej postać tragiczna, psychopata lub „śmieszny przerywnik” . W „Zaklętych rewirach” z 1975 r. jest nim homoseksualny baron, bywalec restauracji, do którego cyniczni koledzy posyłają młodego kelnera. Podobne postacie pojawiają się w epizodach w „Wielkiej majówce”, „Porze na czarownice” i w „Sprawie Gorgonowej”.
Wyjątkiem może być jedynie pokazana z pewną dozą sympatii na drugim planie para lesbijek – więźniarek w „Nadzorze” nakręconym przez Wiesława Saniewskiego w 1983 r. Mimo niewątpliwego dorobku artystycznego filmu polskiego tamtego okresu, nie zrealizowano żadnego filmu o tematyce homoseksualnej, który dorównywałby filmom kręconym wówczas w Europie zachodniej i USA. Nie zajęła się nim ani polska szkoła filmowa, ani kino moralnego niepokoju, mimo deklaratywnego wyczulenia na trudne tematy i osobiste przeżycia .
Chociaż kontakty homoseksualne w Polsce przestały być przestępstwem w 1932 roku, to w okresie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej problematyka gejowska była łączona wyłącznie z kwestiami związanymi z więziennictwem, przestępczością lub dewiacją. Pojawiała się w refleksji społecznej tylko w negatywnych i bardzo degradujących konotacjach. Do połowy lat 70. nawet w publicystyce nie pojawiał się ten temat. Stanowił on jeden z tzw. „problemów przemilczanych” podobnie jak np. alkoholizm i narkomania. Za bardzo wyjątkowy przypadek można uznać dwa krótkometrażowe filmy z 1978 r.: „Toń” w reż. Jana Bułaka oraz „Nieporozumienie” Piotra Majdrowicza, sytuujące się jednak w obszarze kina amatorskiego i zupełnie nieznane szerszej publiczności .
W filmach Jerzego Gruzy geje są przedstawieni jako karykaturalni i namolni faceci z podmalowanymi oczami jak w „Czterdziestolatku” czy „Motylem jestem” (w tych rolach występują Wojciech Pszoniak i Bohdan Łazuka). W „Dzięciole” podobną postać gra Wiesław Michnikowski, który plącze się w filmie jako zniewieściały facet w płaszczyku w scenie sondy ulicznej, wodzi oczami (tu niepodmalowanymi) za głównym bohaterem, wcina się do rozmowy i zaczepia. Jest jeszcze żart w scenie z głównym bohaterem, który zgubił swojego synka w teatrze: „Szukam mojego chłopca” – mówi bohater do portiera w teatrze, a ten odpowiada: „Wyjście dla baletu jest z tyłu”.
Podobnym stereotypom schlebiała rola Malinowskiego grana przez Wiesława Gołasa w filmie „Nie ma róży bez ognia” Stanisława Barei. Malinowski to zniewieściały kombinator mieszkaniowy, którego przekręty lokalowe nakręcają całą intrygę. Postać ta przywędrowała na ekran ze skeczu Gołasa w kabarecie Dudek (tam była ona jeszcze bardziej przerysowana). Ten sam filmowy stereotyp znajdziemy w krótkometrażowej etiudzie filmowej Romana Polańskiego „Gdy spadają anioły” (1959). Dwaj zniewieściali kochankowie (w tych rolach Ryszard Filipski i przyszły reżyser Andrzej Kostenko) aranżują sobie randkę w kabinie szaletu miejskiego.
W filmach Krzysztofa Zanussiego kwestia homoseksualizmu rzadko pojawia się w sposób otwarty. Jeśli już tak się dzieje, otrzymuje on negatywną kwalifikację moralną.
W filmie „Kontrakt” (1980) grupa „ciot” z baletu bawi się hałaśliwie w prominenckiej willi, w „Paradygmacie” (1985) zamożny fabrykant chcąc upokorzyć zależnego od siebie młodego studenta teologii każe mu spuścić spodnie, odwrócić się, pochylić – sugeruje, że zaraz dokona na nim aktu seksualnego, do którego jednak nie dochodzi. W „Gdziekolwiek jest, jeśli jest…” (1988) sfabrykowane zdjęcie przedstawiające dwóch mężczyzn w sytuacji intymnej ma etycznie skompromitować jednego z nich. Ukoronowaniem homofobicznej tendencji jest film z cyklu „Opowieści weekendowe” – „Urok wszeteczny” (1996). Zbigniew Zapasiewicz gra tutaj – z groteskową przesadą – bogatego, zmanierowanego pedała, Hrabiego, który, wykorzystując swoje pieniądze i pozycję, lubi deprawować i poniżać młodszych od siebie mężczyzn. Próbuje również złamać żonatego pracownika naukowego, Karola, który z przyczyn zarobkowych podejmuje u niego pracę sekretarza. Karol jednak nie daje się uwieść, zachowuje moralną niezłomność i koniec końców ośmiesza swego kusiciela . Wymowa „Uroku wszetecznego” pozostaje w zgodzie z głoszonymi przez reżysera konserwatywnymi poglądami. Komentując swój film dla miesięcznika „Kino” Zanussi powiedział: „Dziś uważa się, że wszystko wolno, panuje taki klimat. Tylko pedofilia nie uzyskała dotychczas akceptacji, chociaż pojawiają się głosy domagające się zniesienia i tego zakazu. Coraz słabszy wydaje się instynkt samozachowawczy ludzkości. Żałuję, że Kościół w podobnych sprawach odwołuje się tylko do argumentacji nadprzyrodzonej, zamiast mówić o zagrożeniu gatunku” .
Zanussi hojnie korzysta z homofonicznych stereotypów. W jego filmach homoseksualizm jest zawsze powiązany z relacjami władzy, dominacją, przemocą, szantażem, wykorzystywaniem młodego przez starego („Paradygmat”, „Dotknięcie ręki” z 1992), starego przez młodego („Urok wszeteczny”) lub podwładnego przez przełożonego. W „Barwach ochronnych” (1976) docent Szelestowski (Zbigniew Zapasiewicz) próbuje zdeprawować magistra Kruszyńskiego opierając się na całym systemie służbowych zależności. Jego intencje homoerotyczne nie zostają tutaj wypowiedziane wprost, trudno jednak nie dostrzec podobieństw między układem przedstawionym w „Barwach ochronnych” z tym z „Uroku wszetecznego”. Hrabia to starsza o dwadzieścia lat wersja Docenta (obie postaci gra zresztą ten sam aktor – Zbigniew Zapasiewicz). W „Barwach ochronnych” kulminacyjnym punktem napięcia między męskimi bohaterami jest walka wręcz na wrzosowisku. W „Uroku wszetecznym” do żadnej konfrontacji nie dochodzi, jest tylko gest jednoznacznego potępienia. Wstyd przed rozebraniem do naga chłopca, który bardziej jest wstydem reżysera, a nie jego bohatera, kieruje uwagę oglądającego na ukryty, wstydliwy nurt homoseksualnego pożądania obecny w wielu filmach Zanussiego .
Bohaterowie filmów Zanussiego są narcyzami. Są przystojni, pewni siebie, siebie kontemplujący i w sobie pogrążeni. Ostrożni w kontaktach ze światem, unikający bodźców, które mogłyby wytrącić ich ze stanu intelektualnego samozadowolenia i sprowadzić na przykład na seksualne manowce. Marek za „Struktury kryształu” (1969) robi karierę naukową, Wit z „Życia rodzinnego” (1971) jest wziętym architektem”, Jan z „Za ścianą” (1971) to docent. Zanussi obsadził w głównych rolach ówczesnych amantów polskiego kina, aktorów będących w rozkwicie męskiej urody: Andrzeja Żarneckiego, Jana Nowickiego, Daniela Olbrychskiego, Zbigniewa Zapasiewicza czy Marka Piwowskiego. Świat mężczyzn to świat uczelni (ale wyłącznie wydziałów matematycznych, fizycznych czy technicznych), laboratorium czy biura projektowego, które sytuuje się w przestrzeni publicznej i odwołuje do powszechnie akceptowanych ról społecznych .
Męscy bohaterowie konfrontowani są z brzydkimi kobietami, które ich otaczają, a czasami wręcz podglądają, jak na przykład samotna i nieszczęśliwa Anna z „Za ścianą” grana przez Maję Komorowską, muzę reżysera. Jej nietypowa i odbiegająca od tradycyjnie pojmowanych kanonów piękna uroda z wyraźnym pierwiastkiem męskości czyni z niej postać niemal transwestytyczną, przekraczającą ograniczenia płci, dziwną, neurotyczną, nieprzystawalną. Bohaterki Komorowskiej zawsze wnoszą do filmów aurę niepokoju, graniczącego niemal z histerią. Niweczą istniejący ład, destruują świat bohaterów niszcząc przy tym same siebie. Zawsze stoją w opozycji do męskiego świata zbudowanego na intelekcie, racjonalności, powściągliwości, obowiązku, logiczności, wiedzy i porządku .
Andrzej Domalik w filmie „Zygfryd” z 1986 r. uczynił z homoseksualisty postać pierwszoplanową graną przez Gustawa Holoubka. Nie odbiega jednak ona daleko od stereotypu. Starzejący się artysta i koneser sztuki, który wprowadza młodego chłopaka w świat ambitnej literatury, malarstwa i filozofii, okazuje się na końcu cynicznym draniem zamierzającym go tylko uwieść.
Na tym tle nakręcony tego samego roku „Magnat” w reż. Filipa Bajona odcina się wyraźnie jako jedyny film, w którym gej jest „trójwymiarową” postacią pierwszoplanową. Rolę Conrada, syna tytułowego magnata Hansa Heinricha, zagrali w nim Jan Englert i młody wówczas Rafał Wieczyński. W filmie znalazło się miejsce na młodzieńczą miłość chłopaka i dylematy dorastania. W końcu też to homoseksualista Conrad, jako jedyny z całej rodziny okazuje Polakiem-patriotą. Zaskakująco neutralne podejście do postaci homoseksualnej można znaleźć też w epizodzie serialu „07 zgłoś się”. W odcinku pt. „24 godziny śledztwa” grany przez Andrzeja Szalawskiego bohater jest opiekunem młodzieńca, podejrzewanego przez Borewicza o udział w napadzie. Troska opiekuna o młodego podopiecznego ma wydźwięk jednoznaczny, ale pokazane jest to dyskretnie; starszy opiekun nie jest deprawatorem, a chłopak wiedząc o skłonności opiekuna, dementuje seksualne relacje między nimi.
Wspomnieć należy też o węgierskim filmie „Inne spojrzenie” z 1982r. W tej historii o dwóch lesbijkach główne role zagrały polskie aktorki Jadwiga Jankowska-Cieślak i Grażyna Szapołowska. Film został wysoko oceniony i stał się kultowym dla środowiska lesbijek, a rola Jankowskiej-Cieślak została uhonorowana Złotą Palmą na festiwalu w Cannes. Fabuła wygląda następująco: dwie kobiety Eva i Livia spotykają się w redakcji gazety, rewolucja 1956 jeszcze nie przebrzmiała, za to czuje się wyraźne zaciśniecie komunistycznego pasa. Eva, niepokorna krytyk ustroju i stosunków społecznych w socjalistycznych Węgrzech, jest lesbijką, jej koleżanka zza biurka, Livia, żoną oficera. To jednak heteroseksualną Livię coś ciągnie w stronę Evy, która z kolei kocha się w Livii w tajemnicy. To uczucie wydaje się Livii niebezpieczne ucieka więc i powraca, odpycha Evę od siebie i przyciąga. Gdy w końcu romans nabiera rumieńców i jest szansa na wspólną przyszłość, mąż Livii nie jest w stanie opanować zazdrości i zawodu i służbowym pistoletem rani niewierną żonę. Reakcja leżącej w szpitalnym łóżku Livii jest bolesna dla Evy – Livia odtrąca ją i rezygnuje ze tego tak tragicznego dla niej związku. Eva postanawia przedostać się przez granicę, a gdy zatrzymuje ją patrol graniczny wybiera tę samą opcję, co znane nam z innego filmu uciekinierki – Thelma i Louise – woli umrzeć niż być aresztowana. Dla wielu polskich lesbijek „Inne spojrzenie” był pierwszym filmem z elementami lesbijskimi jaki widziały. Dla nas jest to legendarny film, dla wielu miłośniczek filmów „branżowych” na świecie film szczególny, bo wyprodukowany w kraju socjalistycznym w latach, kiedy film „branżowy” dopiero stawiał pewniejsze kroki w krajach demokratycznych i jeszcze nie śmiał pokazywać lesbijskiej intymności. I na pewno nie przesadzę jeśli powiem, że jest to film na wiele sposobów pionierski. Wystarczy dodać, że Cieślak i Szapołowska nie grają w nim przypadkiem – żadna węgierska aktorka nie śmiała zaangażować się do filmu Makka .
Dla wielu polskich lesbijek „Inne spojrzenie” był pierwszym filmem z elementami lesbijskimi jaki widziały. To film na wiele sposobów pionierski – Cieślak i Szapołowska nie grają w nim przypadkiem – żadna węgierska aktorka nie śmiała zaangażować się do filmu Makka
6.3 Co po 89′, czyli nowy ustrój w państwie, a co zmienia się w kinie?
Na skutek transformacji ustrojowej pojawiają się nowe wzory męskości w sferze zawodowej oraz w życiu rodzinnym. Zasadnicze zmiany społeczne, polityczne, ekonomiczne i prawne, które zachodzą w naszym kraju od blisko piętnastu lat, prowadzą do powstania zupełnie innego niż przed 1989 rokiem modelu państwa i społeczeństwa .
Częścią tego procesu jest przedefiniowanie ról społecznych oraz statusu mężczyzn i kobiet. W literaturze, określając całokształt zmian, których jesteśmy świadkami (a niekiedy tych, które muszą nastąpić) w relacjach między płciami, używa się pojęcia „nowy kontrakt płci”. Maria Janion uważa, iż w ciągu ostatnich dwustu lat przeważał w Polsce dość jednolity symboliczno-romantyczny styl kultury, który wraz z przemianami ustrojowymi, gospodarczymi i politycznymi załamał się i został wyparty przez zamerykanizowaną kulturę masową. System wartości, który można było uznać w jego zasadniczych elementach (patriotyzm, katolicyzm, rodzina, romantyzm) za trwały, zaczął wraz z transformacją ustrojową ulegać dynamicznym przeobrażeniom. Przez dziesięciolecia w Polsce mieliśmy do czynienia z dominacją „wielkiej opowieści” socjalizmu. Przejście do gospodarki kapitalistycznej spowodowało upadek metanarracji socjalistycznej, co zaowocowało między innymi uwidocznieniem się wzoru biznesmena. W kinie polskim pojawił się nowy typ bohatera – agresywnego macho, deprecjonującego kobiety, który jest w dużym stopniu powieleniem wzoru mężczyzny z amerykańskiego kina akcji. Z amerykańskiego kina nie powielamy jednak typu bohatera homoseksualnego . Prawdę mówiąc nie powielamy go z żadnego kraju, po prostu polscy reżyserzy zdają się unikać tematów relacji homoseksualnych jak ognia.
Wpływ na to ma zapewne polska kultura – nadal naznaczona dominacją kościoła katolickiego i tradycyjnym modelem rodziny. Instytucją mającą wciąż duży wpływ na kształtowanie postaw wielu Polaków jest Kościół katolicki. Ważnym wydarzeniem w dziejach współczesnego Kościoła było wydanie nowego Katechizmu Kościoła Katolickiego, będącego pierwszym powszechnym katechizmem ogłoszonym od czasów soboru trydenckiego. Nowy Katechizm, którego jednym z głównych inspiratorów był Jan Paweł II, wzbudził duże zainteresowanie w naszym kraju. Polacy kupili ponad pięćset tysięcy egzemplarzy tego dzieła. Wydanie nowego Katechizmu było ważne także i z tego względu, że księga ta jest jednym z najważniejszych narzędzi, którym posługują się katecheci na lekcjach religii. Obraz mężczyzny wyłaniający się z katechizmu świadczy o tym, iż współczesny Kościół, mimo pewnych zmian, nadal sankcjonuje męskie prerogatywy i nierówności między płciami .
Warto też wspomnieć o szkole, stąd bowiem młody człowiek wynosi wiele wartości, które maja wpływ na jego dalsze życie. Lansowanie przez polską szkołę określonych wzorów zachowań odbywa się za pomocą różnego rodzaju podręczników między innymi do języka polskiego, historii, a także przez książki o wychowaniu do życia w rodzinie. W Polsce po 1989 roku zagorzały spór między różnymi opcjami światopoglądowymi, w kwestiach takich jak: role społeczne mężczyzn i kobiet, model rodziny oraz wychowania seksualnego, dotyczy podręczników do przysposobienia do życia w rodzinie i wychowania do życia w rodzinie. Treści znajdujące się w tych książkach wzbudzały – i wzbudzają nadal – wiele kontrowersji. Autorzy publikacji, w których analizowano zawartość podręczników alarmowali, że książki – które w założeniu miały edukować w kwestiach seksualności – ograniczają informacje na temat środków antykoncepcyjnych (propagując metody naturalne) oraz są przepełnione szkodliwymi i fałszywymi stereotypami płci .
Przejdźmy teraz do kina. Nowy ustrój w Polsce i zniesienie cenzury nie przyniosły przełomu w tematyce homoseksualnej. Filmy, które w ciągu 15 lat podjęły ten temat, można policzyć na palcach jednej ręki. Kinematografia polska przełomu XX i XXI w. wyraźnie unika tematu. A jeśli podejmuje, efekty są nikłe. W dekadzie lat 90. oprócz nurtu odwołującego się do wzorców romantycznych w Polsce pojawił się tak zwany nurt „kina bandyckiego”, który wykreował nowy typ bohatera. Najważniejszy w tym nurcie jest film Władysława Pasikowskiego „Psy”, w którym pojawia się bohater agresywny, wulgarny, skrywający problemy męskiej tożsamości pod maską macho. Problemy związane z przemianą ustrojową pokazał Juliusz Machulslski – w komedii „Kiler” głównym bohaterem jest mężczyzna o cechach androgenicznych . Ale gdzie są geje i lesbijki?
Są. W filmie „Pierwszy milion” Waldemara Dzikiego z 2000 r. jeden z bohaterów jest homoseksualistą. Zanim jego kolega przyłapuje go półnagiego w mieszkaniu w mężczyzną widzimy, że ów gej jest ciamajdą życiową, jest przewrażliwiony, w dodatku miał atrakcyjny fizycznie i ma ponure wspomnienia z dzieciństwa. Nie jest on co prawda dyskryminowany przez kolegów, z którymi robi interesy, ale stereotyp zniewieściałego geja jest bardzo wyraźny. Kanwą „Siedmiu przystanków na drodze do raju” nakręconego w 2003r. przez Ryszarda Macieja Nyczke jest wyprawa dwóch lesbijek do miejsca świętego. Film jest oryginalnym ujęciem tematu. W „Kochankach z Marony” Izabeli Cywińskiej z 2005 r. nakręconym na podstawie prozy Jarosława Iwaszkiewicza obserwujemy rywalizację uczuć homo i hetero do jednego mężczyzny . Komedia „Homo father” w reż. Piotra Matwiejczyka z 2005 r. opowiada o dwóch żyjących wspólnie gejach, którzy zostali postawieni przed zaskakującą sytuacją – jeden z nich dowiedział się, że jest ojcem. Film spotkał się z obyczajową cenzurą w publicznej telewizji z powodu „kontrowersyjnej tematyki”. Dla pełnego obrazu wspomnieć należy o dziełach z pogranicza filmu i performace: Alicji Żebrowskiej („Onone”) i Katarzyny Kozyry („Boys” i „Lekcja tańca”). Żadnego z wymienionych tytułów, poza pierwszym, nie można jednak zaliczyć do głównego nurtu filmowego.
Odwagę w podejmowaniu tematu homoseksualizmu prezentuje polski reżyser pracujący w Czechach i USA, Wiktor Grodecki. Nie unika bardzo trudnych tematów, jak np. prostytucji homoseksualnej wśród praskich nastolatków. W 1996 r. powstał dokument „Body Without Soul”, a rok później oparty na nim film fabularny „Mandragora”. Za realizację tego drugiego osobiste gratulacje składał reżyserowi prezydent Czech, Vaclav Havel.
Produkcje polskiej reżyser Agnieszki Holland realizowane we Francji i Niemczech raczej trudno zaliczyć do polskiej kinematografii. Jednak z racji pochodzenia artystki, przedstawiam je w rozdziale dotyczącym polskiego dorobku w prezentowaniu homoseksualizmu na dużym ekranie. Przedstawiane w jej filmach postacie osób homoseksualnych są zarysowane wyraźnie, jaskrawo, ale bez negatywnego nacechowania. W filmie „Europa, Europa” (2002) główny bohater filmu, nastoletni Sally, wcielony do Wermachtu zaprzyjaźnia się na froncie ze starszym żołnierzem. Ich przyjaźń cementuje ukrywanie swojej prawdziwej tożsamości: Sally jest Żydem, zaś żołnierz homoseksualistą. Film traktuje o ponurej prawdzie: prymacie instynktu samozachowawczego w brutalnej rzeczywistości nad poczuciem tożsamości rasowej, narodowej czy seksualnej. Natomiast pokazany w 1995 r. film „Całkowite zaćmienie” to pełna skrajnych emocji i barw opowieść o romansie dwóch wielkich francuskich XIX-wiecznych poetów Arthura Rimbaud i Paula Verlaine (w tych rolach Leonardo DiCaprio i David Thewlis).
6.4 A jak wygląda gej w serialu?
Od lat trudno wyobrazić sobie popularny serial amerykański, w którym choćby na drugim planie nie pojawialiby się geje i lesbijki. Nie mówiąc o ściśle branżowych pozycjach, jak „The L Word”, „Queer as Folk” czy znakomitych produkcjach HBO – „Sześć stóp pod ziemią” i „Anioły w Ameryce”, które dorobiły się już statusu pozycji kultowych. W Polsce jeszcze w 2006 roku głośno mówiono o realizacji serialu „Queer Family”, mającego być pierwszym serialem o całej społeczności LGBT w naszym kraju. Pomysł jednak upadł możemy więc jedynie prześledzić jak dotychczas ta tematyka była traktowana przez polskie tasiemce przyciągające przed telewizory miliony widzów.
Jak pisze Mirosław Pęczak w „Polityce”, od czasów „Dynastii” postać homoseksualisty w mydlanej operze dla masowej publiczności wydaje się czymś rutynowym. Konserwatywny serial amerykański poradził sobie z tym motywem bardzo prosto: niech gej będzie schludnym, wrażliwym młodym człowiekiem, którego wszyscy lubią i, poza swoją orientacją, niech nie wyróżnia się niczym ze społecznego tła, czyli typowych przedstawicieli białej klasy średniej. Tym sposobem przełamanie tabu dokonało się bezboleśnie, godząc poprawność polityczną z konserwatyzmem obyczajowym .
Krzysztof Arcimowicz w książce „Obraz mężczyzny w polskich mediach. Prawda, fałsz, stereotyp” formułuje tezę, iż w kulturze współczesnej funkcjonują dwa paradygmaty męskości: tradycyjny i nowy. Tradycyjny paradygmat ujmuje męskość jako dominację i specjalizację w określonych dziedzinach, oznacza przymus tłumienia uczuć i emocji. Nowy paradygmat akcentuje zasadę równości płci oraz partnerstwa mężczyzn i kobiet, pozwala osiągnąć pełnię indywidualnego potencjału człowieka . Nowy zakłada też możliwość męskości homoseksualnej.
Czy gej może być Polakiem? – zastanawia się na łamach „Polityki” Mirosław Pęczak. Stawia on następującą tezę: O ile na Zachodzie spora część kultury popularnej ma tożsamość gejowską i tak się manifestuje, o tyle w Polsce każda tego typu ekspresja uznawana jest za niebezpieczną i wywrotową . Dlaczego jesteśmy inni? Piosenkarka Kayah wydała właśnie płytę „Music For Boys&Gays”, na której znalazły się piosenki m.in. Madonny, Kylie Minogue i Zdzisławy Sośnickiej. Dlaczego akurat te piosenkarki są ulubienicami gejów? Sami zainteresowani mówią, że to artystki wybitne, z którymi geje mogą się utożsamiać, ponieważ musiały one „walczyć o swoje”. Marsze równości i tolerancji, kampanie przeciw homofobii ścierają się z konserwatywnym kursem obecnej władzy, badania opinii pokazują zaś, że Polacy, nawet ci wykształceni i niebiedni, częściej traktują homoseksualizm w kategoriach chorobliwej dewiacji i moralnego skrzywienia niż jako możliwą do tolerowania orientację seksualną. Pytanie o kulturę gejowską w Polsce wydaje się słabo korespondować z rzeczywistością .
Autor zauważa jednak, że niepostrzeżenie motywy gejowskie czy szerzej – gejowsko-lesbijskie – wychodzą z podziemia i pojawiają się w różnych nieoczekiwanych miejscach. Dziś mamy do czynienia z osobliwą asymilacją gejowszczyzny przez kulturę dominującą. Erotyzacja i estetyzacja męskiego ciała, wcześniej funkcjonująca w obrębie gejowskiego podziemia, stała się nagle udziałem całej kultury. Jeszcze niedawno akt męski uchodził za swego rodzaju perwersję, dziś występy chippendales’ów i striptizerów nawet w Polsce trafiły pod strzechy i nikogo nie dziwią. Zniewieściali młodzieńcy z obnażonymi torsami są stałym motywem reklam i choć można założyć, iż to męskie nagie ciało jest w pierwszym rzędzie towarem dla heteroseksualnych kobiet, to nawet pobieżne porównanie z fotosami z gejowskich pism nie pozostawia wątpliwości, że może to być równie dobrze towar dla homoseksualnych mężczyzn. Wzór homoerotyczny przegląda się zatem w wizerunku metroseksualnego modela reklamującego kosmetyki, w pokazach mody, a nawet w tandetnych występach estradowych w rodzaju Festiwalu Eurowizji .
Czy mężczyzna – gej pojawia się w polskich serialach? W popularnych telenowelach powstających w latach 80. i 90. homoseksualista jest nieodmiennie epizodycznym czarnym charakterem. W serialu „W labiryncie” z przełomu lat 80. i 90. gej to podejrzewany o pedofilię paser i bandyta uśmiercony nożem po kilku odcinkach (postać antykwariusza Myszorka grana przez Andrzeja Mrowca).
W „Klanie” homoseksualne inklinacje Rafała (Jacek Rozenek), młodego i atrakcyjnego szefa agencji reklamowej, budzą wśród bohaterów serialu zgorszenie: pokątny romans córki Lubiczów z szefem, byłby bardziej akceptowalny niż sama bliska znajomość z gejem. Co dziwne, lesbijki są tu jeszcze gorsze: najpierw fotograf Majka Barcz (Joanna Benda) próbuje podrywać (oczywiście poza planem) Monikę (Izabela Trojanowska), co wywołuje u niej traumę, a później Ilona Górska (Anna Korcz), dawna kochanka Majki, usiłuje zniszczyć karierę Moniki.
W „Na dobre i na złe” i „M jak miłość” gej jest tym okropnym facetem, który rozbija heteroseksualne pary. To przez niego „normalny” mężczyzna stacza się na dno psychiczne i manowce moralne (ich ofiary to Mikołaj grany przez Roberta Janowskiego i Michał grany przez Pawła Okraskę). „M jak miłość” to także serial, który przyniósł masową popularność Jackowi Poniedziałkowi, jednemu z niewielu polskich aktorów, który ma za sobą coming out. On także w wywiadach zapewniał, że mógłby zagrać geja, a nawet proponował to realizatorom telenoweli o życiu Mostowiaków: „Rozmawiałem o tym dwu-, trzykrotnie ze scenarzystami. Za każdym razem pada odpowiedź, że społeczeństwo tego nie zrozumie” – mówił dla „Filmu” .
Dlaczego tak się dzieje? Otóż Ilona Łepkowska, scenarzystka, której sukces zawdzięczają m.in. „Klan”, „M jak miłość” i „Na dobre i na złe” opowiada, że miała pomysły na rozbudowane postaci o odmiennej orientacji seksualnej. Nie znalazła jednak aktora, który chciałby to zagrać. – Wszyscy chcą edukować, byle tylko nie odbiło się to na nich – denerwuje się Łepkowska. – Myślałam, że aktorzy nie przejmują się tym, że ktoś może krzyknąć za nimi: „pedał!”. – Widzowie utożsamiają serial z prawdziwym życiem – tłumaczy Beata Kwapisz z ekipy produkującej „Klan”. – Wydaje im się, że aktor i grana przez niego postać to jedna i ta sama osoba. W przypadku homoseksualizmu sprawa może być kłopotliwa – dodaje. W „Klanie” tylko tylko przez chwilę pojawił się gej. Był to kolega serialowej Agnieszki grany przez Jacka Rozenka. – Chodziło o to, żeby wyjaśnić, dlaczego Agnieszka nie będzie miała z nim romansu – mówi Beata Kwapisz. – Nie pociągnęliśmy tego wątku, chyba by się nie przyjął – dodaje.
Pewien postęp prezentuje przebój stacji TVN, serial „Magda M.”. Nieśmiało wprowadzono w nim w dość schematyczną postać geja Sebastiana (Bartłomiej Świderski), fotografa i najlepszego przyjaciela tytułowej bohaterki. O jego homoseksualizmie nie mówi się wprost, jest wstydliwie przemilczany, choć jednocześnie daje się widzom do zrozumienia, że ten temat wszyscy mają już przerobiony i obce są im wszelkie uprzedzenia. W drugiej serii Sebastian dorobił się nawet absztyfikanta – Grzegorza (Łukasz Nowicki), ale z dobrze zapowiadającego się związku nic nie wyszło. W końcu jednak także jemu znaleziono partnera – Marcina (Tomasz Mandes), nawet wspólnie zamieszkali, ale próżno szukać w serialu informacji na temat poznania czy ewolucji ich znajomości. O ile o miłościach nawet trzecioplanowych bohaterek wiemy bardzo dużo, bo nie tylko jest to pokazywane, ale one same sporo na ten temat mówią, o tyle Sebastian służy jedynie jako pocieszacz czy kompan do wypadów na spacer, jego samotność, zawiedzione miłości czy potrzeby seksualne nikogo nie interesują .
Serial „Magda M.” został nagrodzony „Hiacyntem 2007″ za pierwszą postać geja w polskim serialu, który nie jest czarnym charakterem. Wciela się w niego Bartłomiej Świderski. Wyróżnienie przyznawane jest przez Fundację Równości za zasługi na rzecz tolerancji, równouprawnienia i walki z dyskryminacją
Wyjątkiem jest również serial „Miasteczko” wyprodukowany przez TVN i nadawany w latach 2000 – 2001, w której jedną z głównych postaci jest Michał Małecki, który otwarcie żyje razem ze swoim partnerem Jackiem, co naraża ich na różne nieprzyjemne reakcje ze strony mieszkańców, choć w rezultacie Michał staje się „normalnym hetero”. W pierwszej połowie 2008 roku telewizja TVN nadaje również serial „39 i pół”, w którym przyjaciółka głównego bohatera jest lesbijką.
6.5 O co chodzi w „Akademii Pana Kleksa”, czyli wiele hałasu wokół pewnego artykułu
W czerwcu 2005 roku w periodyku (op.cit,.) ukazuje się artykuł Karoliny Kosińskiej, studentki filmoznawstwa UJ „Jeszcze raz witajcie w naszej bajce”. Wywołuje on prawdziwą burzę w mediach, zwłaszcza internetowych. Dlaczego? Dlatego, że autorka dostrzega w szkole Ambrożego Kleksa wiele wątków gejowskich. Przytoczę tu kilka fragmentów eseju. My, pokolenie urodzone w połowie lat 70., przyjęliśmy Akademię Pana Kleksa naturalnie, zwyczajnie, jak niewinne dziatki. Dziś Kleks prezentuje się groźnie, odsłania swoje prawdziwe oblicze, okazuje się studnią bez dna, kopalnią znaczeń. Okazuje się bowiem, że film Krzysztofa Gradowskiego to dzieło złożone, to postmodernistyczna sieć utkana z tysiąca odniesień i tropów .
Ile złego może zrobić jeden esej, który z założenia miał być żartem…. Okazuje się, że Pan Kleks nie wszystkim kojarzy się jedynie z przyjemną lekturą z dzieciństwa. Gdyby nieco pogrzebać w fabule znajdą się wątki gejowskie, narkomania, a anawet pedofilia…
Zaczyna się niewinnie, ale już w następnym akapicie, autorka wyjaśnia, jakie jest owo groźne oblicze. Wątki gejowskie narzucają się od razu. Przede wszystkim bohaterami są tylko mężczyźni. Kobiety nie pojawiają się w ogóle – chyba że symbolicznie, jako królowa bajek czy dziewczynka z zapałkami. Jako ikony, nigdy jako osoby. Akademia jest dla chłopców. Nie przypomina jednak wielokrotnie opisywanych w filmach męskich szkół z internatem – patriarchat i rywalizacja nie mają tu racji bytu. Tu panuje niezmącona radość, przyjaźń, a wyznawane wartości to wrażliwość, wyobraźnia, spontaniczność. Pokutujący społecznie stereotyp homoseksualnego chłopca jest tu wyzyskany w pełni: wychowankowie Ambrożego Kleksa są androgyniczni („lalusiowate pajace”, jak twierdzi golarz Filip), delikatni, subtelni. Zawsze w obciskających drobne ciała ubrankach, z uładzonymi włoskami, nigdy nie biegają umorusani. Nawet gdy bawią się na podwórku, ich gry nie są brutalne. Odrzuceni przez okrutne społeczeństwo zamykają się w Akademii – świecie wyobraźni i słodkiej utopii, gdzie spotkać mogą sobie podobnych wyrzutków. Kondycja psychiczna Adasia Niezgódki, nielubianego i nierozumianego przez rówieśników, który woli czytać w samotności niż szaleć z podwórkowymi urwisami, przypomina mękę chłopca, który zmaga się z ustaleniem własnej tożsamości, także seksualnej. Który, choć jeszcze nie wie, już przeczuwa swoją „inność”. Subtelna chłopięcość wychowanków Akademii kojarzyć się może z filmami Dereka Jarmana (zwłaszcza scena kąpieli nago pod drzewem deszczu) czy Todda Haynesa (przypomnijmy epizod Hero i Homo z Poison). Natomiast fascynacja ich (nierozwiniętą jeszcze, ale jednak) cielesnością przypomina quasi-homoseksualne wizje zabaw przedwojennych zgrupowań skautowskich wyznających kult młodego, pięknego ciała, tak chętnie portretowanych później (o zgrozo) w organizacjach (para) faszystowskich. I ciąg dalszy wywodu. Cała Akademia tonie w kolorach tęczy – tęczowa jest brama, tęczowe są światła, tęczowa jest nawet tarcza do rzutek na podwórku. Dla bardziej wtajemniczonych oczywisty będzie fakt, że odnaleziony przez Ambrożego Kleksa gdzieś na bliskowschodnim targu szpak Mateusz woła nań „ale cudak!, ale cudak!”. Czy to nie tak właśnie niektórzy polscy teoretycy tłumaczą angielskie słówko „queer”?
Jest też mowa o narkotykach. Nie oszukujmy się. Akademia Pana Kleksa to jedna wielka narkotyczna wizja (…). Jadalne farby, szpital chorych sprzętów, pompowanie kaczki, zmniejszające się przedmioty, psi raj pełen czekolady. Co takiego jada Pan Kleks? Dwie pastylki na porost włosów i kilka piegów! Ponoć dobrze działają na pamięć, rozum i rzekomo chronią od kataru. Piegi są dostarczane w każdy czwartek przez golarza Filipa. Gdy ich brak, Kleks kurczy się i marnieje, jego dłonie dygoczą, a koncentracja odmawia posłuszeństwa. Najbardziej wymowny jest jednak motyw zachowywania najpiękniejszych snów chłopców – profesor „nagrywa” je na lusterka stojące przy łóżkach, po czym te najlepsze ściera rano watką nasączoną kwasem sennym (!), wyciska je do miseczki, czeka aż wyschną na proszek, po czym tłoczy z nich pastylki, które podaje chłopcom przed spaniem, by mieli piękne sny. To tłumaczy fakt, że gdy na porannej lekcji w szpitalu chorych sprzętów Adaś spogląda na obraz przedstawiający statek na morzu, żaglowiec nagle zdaje się płynąć po wzburzonych falach. Chłopiec ma wyraźnie zaburzoną percepcję i dopiero po chwili dochodzi do siebie. Apogeum narkotycznych wizji jest jednak Adasiowy Sen o 7 szklankach. Kleks jedzący kwiatki („gdy się kwiatków dobrze najem, grudzień znów się stanie majem”) pociąg z czajnikiem zamiast lokomotywy; siedem szklanek mieszczących w sobie deszcz, chmury, grad etc.; głowa profesora zmieniająca się w piłkę; jego ciało rozpadające się na mnóstwo małych kleksów; tańczące widelce w rytm psychotycznej, niepokojącej muzyki. W tym kontekście oczywiste jest, że estetyka snu Adasia do złudzenia przypomina słynną Żółtą Łódź Podwodną Beatlesów, a rysunkowy Kleks, z rudą brodą, wydłużonym nosem i w okularkach – samego Johna Lennona .
W dalszej części jest też mowa o faszyzmie i kulturze campu, również kojarzoną z homoseksualizmem. Cała estetyka Akademii przypomina wybitnie klasyk campowego kina Rocky Horror Picture Show Jima Sharmana z 1974 roku – z kolorowymi schodami, ornamentyką przestrzeni, przerostem formy nad funkcjonalnością. Skoro tak, ciekawe, co kryje się pod „męskim” strojem Ambrożego Kleksa? Może eleganckie pończochy i gorset, które zdobiły bosko zgrabne nogi Franka Furtera?
Według autorki, w filmie wyraźny jest też motyw inicjacji seksualnej. Pojawia się on w opowieści szpaka Mateusza. Mateusz, jeszcze jako książę, przeciwstawia się woli ojca, przez co ściąga nieszczęście nie tylko na siebie, ale i na cały kraj. Musi potem przez całe życie ponosić konsekwencje swej decyzji, pokutować i żyć jako ptak, nie człowiek. Wyzwolenie spod wpływu ojca, przezwyciężenie ciężaru relacji ojciec – syn rozpoczyna dorosłość Mateusza, ale zostawia w nim wieczne poczucie winy i chęć powrotu do beztroskiego czasu .
I na koniec pedofilia. Jak zareagowaliby hipotetyczni rodzice chłopców, gdyby dowiedzieli się, że ich pociechy mieszkają w odciętym od świata dworku, pod opieką starego dziwaka (cudaka!), żywiącego się piegami i łapiącego motyle, który mieniąc się profesorem, zamiast gramatyki wbija chłopcom do głów naukę o czapce niewidce i znikających przedmiotach? Gdyby usłyszeli, że maniakalnie do swej Akademii przyjmuje tylko chłopców, których imiona zaczynają się na „A”? Wreszcie, gdyby zobaczyli, jak Kleks kontroluje pigułkami sny ich dzieci, a rano każe chłopcom tańczyć z lusterkami w majteczkach od piżam? Wspomnijmy też golarza Filipa, w którego salonie fryzjerskim (tylko dla panów!) widać manekiny przypominające raczej nie dorosłych klientów, ale małych chłopców z długimi włosami. Golarz złowrogo i lubieżnie spogląda na Adasia, gdy ten przybywa po piegi dla profesora. Na szczęście malec umie przeciwstawić się i uciec, chroniąc się przed dramatem…
Rozpętuje się dyskusja. Można dopuścić się stwierdzenia, że powstaje front obrony dobrego imienia Pana Kleksa. Niewiele pomagają późniejsze tłumaczenia autorki, że ona sama wychowała się na „Akademii Pana Kleksa” i że jej esej był swego rodzaju żartem. Wielu czytelników potraktowało go poważnie. Przytoczę tu jedną z wypowiedzi, jakich pełno na forach o tematyce homoseksualnej. O tym, czy Pan Kleks nosił pończochy, czy nie – debatować nie wypada. Tak jak nie wypada debatować na tym, czy Adam i Ewa mieli pępki. Trzeba przyznać, że dzieło Jana Brzechwy jest wypełnione wieloma symbolami, bo i fantazja autora była ogromna. Równie dobrze, bez wielkiego namysłu, mógłbym porównać poszukiwania guzika kruka Mateusza do poszukiwań Świętego Graala. A przyglądając się wnikliwie postaci Pana Kleksa, który pod koniec „Akademii” poświęca się całkowicie i unicestwia, przekształcając się w guzik, przywraca ludzką postać Mateuszowi, który „już pod ludzką osobą rozmawia ze Stwórcą w osoby pisarza” Jana Brzechwy – mógłbym wyciągnąć refleksje co najmniej teologiczne. Od punktu siedzenia zależy punkt widzenia i może nie dopisujmy ideologii do świata fantazji. Przypomina mi się niedawny spór o „Władcę Pierścieni” sprzed paru miesięcy, w którym środowiska katolickie na siłę wpychały chrześcijaństwo do Śródziemia, z Froda Baggins robili Mesjasza, a z walki z Sauronem walkę z Szatanem. Mimo, iż Tolkien w jednym ze swoich listów wyraźnie się odciął od odwołań chrześcijańskich we „Władcy Pierścieni”. Zostawmy ideologie na ziemi, niech w bajkach króluje fantazja i niewinność. Miejmy gdzie uciekać od ziemskich absurdów .
Myślę, że nie można przykładać dzisiejszych realiów do czasów, w których Brzechwa pisał swoją powieść. Wówczas nie było przecież szkół koedukacyjnych. Pamiętajmy o tym zanim zdziwi nas, że do Akademii pana Kleksa trafiali sami chłopcy! Tego typu żarty internautów, jakie można przeczytać na temat Kleksa, deprecjonują bardzo wymowę tej książki. W konsekwencji mogą doprowadzić do tego, że zniknie ona ze spisu lektur szkolnych lub, co gorsza (o zgrozo) – dostanie się na indeks ksiąg zakazanych, a myślę, że żal by było, gdyby nasze dzieci nie wychowywały się na takich samych lekturach i filmach jak my. Zatem to dobrze, że wciąż o nich słychać .
6.6 Teletubisiowy problem, czyli w każdej bajce jest ukryty gej
Wiosną 2006 roku pojawia się „sprawa Teletubisów” i na nowo rozpętuje dyskusję, chociaż bardziej humorystyczną, niż poważną, o obecności wątków homoseksualnych w polskich bajkach. Oto rzeczniczka praw dziecka przy rządzie Jarosława Kaczyńskiego ogłasza mediom: „Poproszę moich psychologów z biura, by obejrzeli bajkę „Teletubbies” i ocenili, czy może być ona pokazywana w telewizji publicznej” .
Pechowa różowa torebka stała się szybko znakiem rozpoznawczym Teletubisia Twinky Winky, którego polskie władze posądziły o propagowanie wśród młodzieży idei homoseksualizmu. Co może zrobić jeden damski gadżet w rękach maskotki…
Chodziło o sugestie, że popularny animowany program dla najmłodszych promuje homoseksualizm. Słyszałam o tym problemie. Sprawa jest niezwykle delikatna, bo ta bajka jest wyjątkowo przez dzieci lubiana. „Mnie się zdarzyło kiedyś obejrzeć jeden z odcinków i muszę przyznać, że te postaci wydały mi się bardzo sympatyczne. Jest jednak prawdopodobnie problem jednej z postaci” – mówiła Sowińska – „Zauważyłam, że Tinky Winky ma damską torebkę, ale nie kojarzyłam, że jest chłopcem. W pierwszej chwili pomyślałam, że ta torebka musi temu teletubisiowi przeszkadzać. Taki balast niepotrzebny. Później się dowiedziałam, że w tym może być jakiś ukryty homoseksualny podtekst .” O sprawie, w ślad za agencjami, doniosły na swoich stronach internetowych zagraniczne media jak belgijska „La Libre Belgique”, francuskie „Le Figaro”, czy brytyjski brukowiec „The Sun”. Podtekstu jednak nikt się nie dopatrzył, a na oświadczenie rzeczniczki odpowiedziała Komisja Europejska formułując komunikat iż wierzy w wolne media i tysiące internautów, którzy podjęli wyzwanie poszukiwania ukrytych w bajkach wątków homoseksualnych.
Pomogli nam w tym Niemcy, którzy miesiąc po niefortunnym wystąpieniu Sowińskiej odkryli motywy gejowskie w „Bolku i Lolku”. Afera zaczęła się od okładki berlińskiego czasopisma dla gejów i lesbijek „Siegessaeule”, na której widać Bolka i Lolka. Ten pierwszy ma kobiecy biust. Pismo zachęcało w ten sposób niemieckich gejów, by przyjechali 10 czerwca 2007 roku na Warszawskie Dni Równości . Bolek i Lolek ozdobili także plakaty niemieckiego biura podróży, które organizowało wyjazdy do Warszawy. W Bielsko – Białej zbierać zaczęto podpisy pod petycją do ministrów i parlamentarzystów z prośbą o pomoc. Na placu Chrobrego w centrum miasta zawisły plakaty zaprojektowane przez Mariana Cholerka, reżysera i fotografa. Bolek i Lolek na plakacie, ubrani w kowbojskie kapelusze, jadą na koniu. Nad nimi jest napis: „Tacy jesteśmy i tacy pozostaniemy”. – Wychowałam się na filmach o Bolku i Lolku. To, co zrobiło z nimi niemieckie czasopismo, woła o pomstę do nieba – mówi kobieta, która przyszła podpisać petycję razem z dwójką kilkuletnich dzieci . Inicjatywa obrony Bolka i Lolka pokazuje, jak polskiemu społeczeństwu brakuje dystansu, zwłaszcza, jeśli mowa o homoseksualizmie.
Większy dystans wykazali internauci. Na blogach i forach znaleźć można między innymi takie oto wpisy, jak Martyny:
*Bolek i Lolek – hmmm, bardzo bliskie stosunki między nimi
*Żwirek kręci z Muchomorkiem – zeznanie Ciasteczka w Shreku, czyli świadek widział
*Kubuś Puchatek + Krzyś + Prosiaczek – wszystko jest tu podejrzane…
*Miś Uszatek – damskie ubrania przyjaciela Króliczka (getry w groszki i lateksowy czerwony płaszczyk mówią same za siebie)
*Filemon i Bonifacy – no…
*Włóczykij – imię mówi samo za siebie
*Sąsiedzi – nie trzeba komentować
*Sierotka Marysia i 7 krasnoludków – Marysia szaleje… !
*Chip i Dale, Timon i Pumba – czy to tylko przyjaźń ???
*Różowa Pantera – facet w różowym futerku… to też podejrzane…
*Kasztaniaki – dwóch facetów w jednej norce…
*Trzy świnki – czyżby trójkącik ???
*No i te Muminki – sieją zgorszenie swoim ubiorem!
Inny forumowicz dodaje jeszcze kilka poszlak: Pozostaje więc prześledzenie wątków mniej lub bardziej zakamuflowanych. I tu jest już znacznie lepiej. O miłości Żwirka i Muchomorka krążą legendy, całkiem zresztą zasłużone, bo to piękny przykład wierności. Strasznie ciotowaty jest Miś Colargol, aż się dziwię, że w żadnym odcinku nadopiekuńcza mamusia nie przebrała go w damskie ciuszki. „Akademia Pana Kleksa” to arcydzieło efebofilii – nigdy nie zapomnę sceny gromadnej kąpieli chłopców pod prysznicem, która mnie – bodaj ośmioletnie wtedy dziecko – niezwykle zainteresowała. Pytanie, po co w filmie dla dzieci ujęcie kilkunastu nagich, ociekających wodą chłopców, możemy co najwyżej zadać reżyserowi, ze świadomością, że pewnie nie odpowie. W jednym z odcinków „Stawiam na Tolka Banana” fascynacja głównym bohaterem przeradza się u jednego z chłopców niemal w miłość (wszędzie za nim łazi, wreszcie spędzają razem noc w stodole, po tym jak dziadek chłopca nie zgadza się przyjąć go do domu – szczegóły nocy reżyser pomija)… Jeśli oglądanie poleconych przeze mnie filmów rozbudzi w tobie nadmierne żądze, weź przykład z Bolka i Lolka i pamiętaj – stały partner równa się większe bezpieczeństwo!
A to okładka niemieckiego czasopisma, która w Polsce wywołała burzliwą dyskusję na temat tego, czy w bajkach może być w ogóle mowa o wątkach homoseksualnych… Dyskusja była z założoną z góry tezą, że oczywiście może, pod warunkiem, że nie dotyczy to polskich bajek…
Film nie może uciec od polityki. Zwłaszcza jeśli mowa o tygodnikach opinii. Czy perswazja, namowa, reklama mogą mieć wpływ na wybór orientacji seksualnej? Inaczej mówiąc: czy homoseksualizm może być przenoszony drogą propagandową ? – zastanawia się Agata Engel-Bernatowicz w „Polityce” w 2007 roku wspominając o pomyśle ówczesnego ministra edukacji Romana Giertycha o nowelizacji ustawy o systemie oświaty, w której pojawić się miał zakaz promocji homoseksualizmu w polskich szkołach. Publicystka przypomina przy okazji polemiki z Romanem Giertychem: Ostatnio rzecznik praw dziecka zadeklarowała, że sztab jej psychologów zbada bajkę „Teletubisie”, gdyż w fakcie, że jeden z pluszowych bohaterów nosi czasem damską torebkę, może być „jakiś ukryty homoseksualny podtekst”. Z kolei telewizja publiczna ocenzurowała ze skeczu prześmiewczy serial „Mała Brytania”, bo pojawił się tam homoseksualista pastor… To wszystko zapewne w trosce, aby rozprzestrzenianie się orientacji homoseksualnej nie zagroziło demograficznej przyszłości Polaków .
6.7 Krytyk – gej
Była już mowa o reżyserze – homoseksualiście (Pedro Almodovar) przy analizie filmów zagranicznych. W kontekście Polski wspomnieć należy o Tomaszu Raczku – krytyku filmowym, który w październiku 2007 roku przyznał się publicznie do tego, że jest gejem. W Wikipedii przy haśle Tomasz Raczek znajdziemy adnotację o jego orientacji seksualnej. Oto definicja, która pojawia się po wpisaniu w wysezukiwarkę imienia i nazwiska krytyka: Tomasz Raczek (ur. 15 czerwca 1957 w Warszawie), krytyk filmowy i publicysta, wydawca (Instytut Wydawniczy Latarnik im. Zygmunta Kałużyńskiego), autor programów telewizyjnych (TVP 2, Kino Polska) i radiowych (Polskie Radio, TOK FM, RMF FM, Radio Klasyka). Jest absolwentem Wydziału Wiedzy o Teatrze warszawskiej PWST (obecnie Akademia Teatralna im. Aleksandra Zelwerowicza). Mieszka w Michałowie-Grabina pod Warszawą. W październiku 2007 w wywiadzie Tomasz Raczek ujawnił, iż jest gejem. Życiowym partnerem publicysty jest Marcin Szczygielski, z którym związany jest od 15 lat .
Tomasz Raczek na wyznanie zdecydował się, pisząc przedmowę do książki Marcina Szczygielskiego. Pisarza („PL-Boy”, „Nasturcje i ćwoki”, „Farfocle namiętności”), grafika i dziennikarza, z którym związany jest od lat. Poznali się w teatrze. Zaiskrzyło między nimi i od tamtej pory są sobie najbliższymi ludźmi. Jak mówi nam Raczek, wzajemnie się wspierają i zawsze mogą na sobie polegać. Prywatnie i zawodowo .
Informacja o coming oucie ujawniona w tabloidzie „Fakt” obiegła wszystkie media – od drukowanych dzienników opiniotwórczych po portale internetowe takie jak Wirtualna Polska, Wirtualne Media, Interia, Onet, O2. Trafia także na serwisy plotkarskie: Nasza czytelniczka spotkała na lotnisku Tomasza Raczka i jego piętnaście lat młodszego partnera, Marcina Szczygielskiego. Panowie lecieli do Paryża, zapewne na romantyczne wakacje. Szczygielski, wpisując się w stylistykę słynnego gejowskiego filmu The Brokeback Mountain, miał na głowie kowbojski kapelusz i ufarbowane na blond włosy – pisze serwis bulwarowy Pudelek.
Tak natomiast wyglądała informacja o orientacji seksualnej Raczka w Dzienniku: „Utrwalił się schemat: geje są inni, czyli obcy, niezrozumiali, nieprzewidywalni, mogą zagrozić naszemu poukładanemu w głowach światu” – pisze w przedmowie do „Berka” Tomasz Raczek. To schemat całkowicie błędny, jak dowodzi w kolejnych akapitach. I trzeba mu przyznać rację – homoseksualizm w naszym społeczeństwie często postrzegany jest jako coś innego w złym sensie tego słowa. Tak być nie powinno. „Jestem gejem” – mówi „Faktowi” Tomasz Raczek. „Nie zamierzam robić z tego tajemnicy ani udawać kogoś innego” - dodaje. Zastrzega też jednak, że nie uważa za słuszne robienie z homoseksualizmu tematu sensacyjnego. Popularny publicysta zgodził się wyjawić na naszych łamach prawdę o sobie przede wszystkim dlatego, by pokazać, że w tym stwierdzeniu nie ma nic nadzwyczajnego. Uważa, że istnienie gejów jest oczywistością – biologiczną, społeczną i kulturową, a więc jego wyznanie powinno być w nowoczesnym, demokratycznym społeczeństwie uznane za coś naturalnego . Przy okazji Dziennik wspomina o wcześniejszych polskich coming outach: Raczek nie jest w Polsce pierwszą znaną osób, która publicznie przyznała, że jest homoseksualistą. Kilka lat temu na łamach „Faktu” otwarcie o swojej seksualności powiedział Jacek Poniedziałek. „Mam już 40 lat. Nie będę się wygłupiał i bredził coś o idealnej kobiecie, której wciąż szukam. Jestem gejem i tyle” – mówił wtedy .
Po dobrze sprzedający się temat sięga również telewizja. Niedawno krytyk filmowy i publicysta Tomasz Raczek wyznał publicznie, że jest gejem. Dziś w programie Dzień Dobry TVN po raz pierwszy pokazał się publicznie ze swoim wieloletnim życiowym partnerem, pisarzem Marcinem Szczygielskim. Naszych gości zapytaliśmy m.in. o to jak są teraz odbierani przez ludzi i jak zareagowało na to wyznanie środowisko gejów i lesbijek – to zapowiedź programu tej stacji, w którym pojawił się Raczek.
Wyznanie krytyka jest niewątpliwie dużym krokiem w walce z homofobią i uprzedzeniami wobec homoseksualistów w Polsce. Tomasz Raczek to osoba publiczna, kreująca swoją pracą krytyka opinię publiczną. Dlatego wspomnienie o tym wydarzeniu uznałam za wskazane w niniejszej pracy.
Jak wynika z przeprowadzonej analizy polskiego kina, motywów homoseksualnych było jest w nim niewiele. Jeśli już na ekranie pojawia się gej to jako karykatura, albo osobnik słabo przystosowany do życia. W serialach, które codziennie przyciągają przed telewizory miliony widzów tez nie jest lepiej. Gej/lesbijka są tu przedstawiani negatywnie, a pozytywne wizerunki LGDB można policzyć na palcach jednej ręki. Za to, jeśli chodzi o bajki, tutaj, często wbrew wolom twórców, zwłaszcza internautom dopisuje wyobraźnia. Gejów odnajdują w „Akademii Pana Kleksa”, „Bolku i Lolku” czy „Misiu Uszatku”. Pomijając dobrą zabawę towarzyszącą takim poszukiwaniom, nic dobrego z nich nie wynika. Z obserwacji polskiego kina współczesnego wyłania się obraz polskiego społeczeństwa – pełnego homofobii i nadal niezdolnego do przyjmowania homoseksualisty na dużym (i małym ekranie również) jako osoby pełnowartościowej, egzystującej w polskich realiach, tyle, że odmiennej jedynie pod względem orientacji seksualnej.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.