Zdarzało wam się kiedyś oglądać filmy sensacyjne tak złe, tanie, kiepsko zmontowane i poprowadzone fabularnie, że aż was zachwycały? Mnie owszem. Można nawet powiedzieć, że lubuję się w produkcjach klasy C, a nawet niższej, bo rozwiązania zastosowane w tych obrazach często przekraczają granice ludzkiej wyobraźni. „Machete” też przekracza granice – wszystkie, jakie są do przekroczenia w tanim filmie sensacyjnym.
Rodriguez zrobił film, zapraszając do niego kilka sław i pozwalając bawić się konwencją zarówno aktorom, operatorowi, jak i specjalistom od efektów specjalnych. W roli głównej zaś obsadził Danny’ego Trejo, aktora, którego twarz znają wszyscy, ale nikt nie potrafi połączyć jej z nazwiskiem. Z prostego powodu, do czasów „Machete”, Trejo nie zagrał nigdy głównej roli, pojawił się za to z blisko 150 filmach i ponad 20 serialach, zwykle w rolach oprychów. Teraz ma swoje 5 minut.
Fabuła jest prosta, naiwna i przewidywalna do bólu, bohaterowie zbyt stereotypowi nawet jak na kino amerykańskie, efekty specjalne marne. Oto mamy tytułowego Machete – byłego agenta federalnego, szukającego zemsty na organizacji, która go zdradziła. W misji towarzyszy mu jego bliski przyjaciel, ksiądz, bojowniczka o prawa meksykańskich imigrantów stylizowana na Che Guevarę, oraz niezwykle piękna pani policjantka. Jest dużo strzelanin, pościgów, skoków na linie zrobionej z bardzo nietypowego materiału, krwi, odciętych kończyn i trupów.
Wszystko to tworzy niezwykle zabawną konwencję, bo jak może być inaczej, kiedy na ekranie widzimy Stevena Seagala, który gra karykaturę samego siebie sprzed kilkunastu lat, Roberta De Niro, który ma poczucie, że występuje w gniocie i, w przeciwieństwie do swoich kilku poprzednich produkcji, nie musi udawać, że to ambitne kino, Lindsay Lohan, która potrafi zażartować ze swoich seks-taśm, czy Dona Johnsona, który całkiem nieźle się zestarzał, przybiegając akcent prawdziwego Teksańczyka.
I na koniec ciekawostka. „Machete” wielu z was zapewne kojarzy, ale nie bardzo wie skąd. Otóż, fikcyjny zwiastun tego filmu pojawił się kilka lat temu w projekcie „Grindhouse” autorstwa Rodrigueza i Quentina Tarantino. Wówczas nikt nie myślał, aby nakręcić film. Na szczęście dwóch naczelnych świrów Hollywood nie śpi, dzięki czemu widzowie mogą bawić się kinem w kinach.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.