kadr_z_filmu_the_kings_speech
Dwie role życia pod rząd. Takie rzeczy umie tylko Colin Firth. Fot. kadr z filmu King's Speech
Aneta Zadroga
27/01/2011

Tak się zostaje królem!

Brytyjczyk Tom Hooper zrobił film olśniewający. Colin Firth zagrał w nim rolę, która uczyniła go gwiazdą tegorocznego rozdania Oscarów. Król zasłużenie został królem!

„King’s Speech”, zgrabnie przetłumaczony u nas na „Jak zostać królem”, to prosta historia. Opowieść o człowieku walczącym ze swoimi słabościami, stawiającym czoła przeciwieństwom losu i szukającym odwagi tam, gdzie wydaje się jej brakować.

Głównego bohatera, księcia Alberta, późniejszego króla Anglii Jerzego VI (fenomenalny Colin Firth), poznajemy w połowie lat 20. ubiegłego wieku, w momencie, kiedy próbuje wygłosić swoje pierwsze publiczne przemówienie. Próbuje, ale wychodzi mu to raczej kiepsko, ponieważ Albert się jąka. Tym bardziej, im wystąpienie jest większej wagi lub do jego wysłuchania zbiera się zbyt duża liczba osób.

Żeby zwlaczyć swoją słabość, Albert próbuje wielu sposobów, od wkładania do ust szklanych kulek, po palenie, które ma „rozluźniać mięśnie krtani”. Bez rezultatów. I tutaj do akcji wkracza jego urocza żona (Helena Bonham Carter), znajduje australijskiego specjalistę o wielce nieortodoksyjnych metodach pracy nad wymową (oszałamiający Geoffrey Rush).

Przyszły król rozpoczyna terapię. Niekonwencjonalną, acz skuteczniejszą niż wszystkie poprzednie. Pech chce, że po śmierci ojca Alberta i abdykacji jego starszego brata, to właśnie jąkający się władca staje na czele narodu. Jak wiadomo, nieszczęścia lubią dobierać się w pary, zatem do niespodziewanej monarchii utrudniającej życie Alberta, dochodzi Hitler z imperialistycznymi zapędami. Jest rok 1939, Anglia wypowiada wojnę Niemcom. Król musi przemówić do poddanych i nie ma już miejsca na jego słabości. Teraz okaże się, jak skutecznym terapeutą jest, sprawiający wrażenie stukniętego, Australijczyk…

„King’s Speech” to film doskonały. Świetny scenariusz, błyskotliwe dialogi, fantastycznie dobrana obsada. To, że reżyserowi, jakby niechcący, udaje się zaprowadzić nas w kuluary królewskich zwyczajów, że poznajemy ludzką twarz monarchy, inną niż nasze, inną niż ówczesnych Anglików, przepojoną zasadami i zwyczajami, których kulisów nie dane nam będzie zapewne nigdy poznać, to, że to wszystko pojawia się w tle opowieści o człowieku, jest wielkim filmowym osiągnięciem. Wartym 12 nominacji do Oscara. Warty tych najważniejszych statuetek: za reżyserię, główną rolę męską i za film roku!

Colin Firth gra niczym filharmonicy wiedeńscy podczas noworocznego koncertu – zjawiskowo i niepowtarzalnie. Jego Albert to król idealny. Idealny, bo z wadami. Ludzki, bo wady uczłowieczają. Inteligentny, z silną osobowością, przestrzegający zasad dworskiej etykiety, ale zachowujący ludzką twarz. Jeśli dołożyć do tego fenomenalne zdolności tego aktora do intrygowania widza od pierwszych sekund na ekranie, otrzymujemy coś, co nie pozwala oderwać od niego wzroku.

Firth walczył w tym roku o Oscara głównie z Jeffem Bridgesem. Ten sam scenariusz co rok temu. W 2010 mówiono, że Brytyjczyk zagrał w „The Single Man” rolę swojego życia. Niestety dla niego, Akademia wolała wracającego do aktorskiej chwały podstarzałego piosenkarza country. W tym roku obaj panowie ponownie stanęli w szranki o statuetkę rycerza. Tym razem Colin Firth nie mógł odejść z pustymi rękoma. Tym bardziej, że Oscar należał mu się już za pierwsze trzy minuty filmu. Reszta jest tylko dowodem na to, że „role życia” trafiają się częściej niż raz. Biorąc pod uwagę to, w którą stronę zmierza aktorstwo Firtha, aż boję się pomyśleć, w czym zagra w bieżącym roku. Może mi bowiem nie wystarczyć komplementów, żeby ocenić jego dokonania. Już teraz poprzeczka została postawiona niezwykle wysoko.

kadr_z_filmu_the_kings_speech
kadr_z_filmu_the_kings_speech

Komentarze Dodaj komentarz (7)

  1. mrnobody656 27/01/2011 10:12

    CytujSkomentuj

    Z tego co wiem dostał 12 nominacji, a to najwięcej w dotychczasowej historii. Jeśli Oskar mu się z nudzi będzie mógł go drogo sprzedać jak zrobili już niektórzy.
    http://platine.pl/michael-jackson-kupil-oscara-za-1-5-miliona-dolarow-0-760863.html

  2. Ewka 27/01/2011 10:45

    CytujSkomentuj

    No nie, Titanic miał 14 na przykład;) I jakiś jeszcze był stary, ale nie pamiętam:)

  3. jack 27/01/2011 12:31

    CytujSkomentuj

    @Ewka: Chodzi Ci pewnie o „Ben-Hur”. Miał 12 nominacji, zebrał 11 Oskarów.

  4. mrnobody656 27/01/2011 14:13

    CytujSkomentuj

    Widocznie coś namieszałem, ale tak napisali np. w Metro, czytałem w drodze do pracy, mhhhh musieli coś sknocić. W każdym razie we wtorek idę do kina i przekonam się czy jest faktycznie taki dobry.

  5. Ewka 27/01/2011 17:12

    CytujSkomentuj

    Och nie, ten drugi film, który miał 14 nominacji to „Wszystko o Ewie” z 1950! O mojej imiennicznce:) Znalazłam:). A Ben Hur tak, do Titanica najwięcej Oscarów. Szkoda, że przebił go taki komercyjny mega hit:)

  6. geek 28/01/2011 08:54

    CytujSkomentuj

    Colin Firth w tym filmie jest zachwycający, Geoffrey Rush bardzo zabawny, a i Helena Bonham Carter też nie ma się czego wstydzić. Wszystko w tym filmie jest doskonałe

  7. Ala 01/03/2011 01:21

    CytujSkomentuj

    Brawo!!!!!!!!!!!!! Cztery Oscary!!!!!!!! I kocham Colina Firtha:)))

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.