seth_up_in_the_air
Prostota w kinie może być ogromnym atutem filmu / fot. kadr z "Up in the air"
Aneta Zadroga
31/12/2010

Wysoko ustawione chmury

Nigdy nie uważałam, że George Clooney ma wyróżniający go z rzeszy podstarzałych amantów Hollywood talent aktorski. Dlatego ciężko było mi zmusić się do obejrzenia wychwalanego „Up in the air”. Chociaż z drugiej strony miałam zaufanie do Jasona Reitmana, za „Juno”. I cieszę się, że obejrzałam „W chmurach”, bo to film bardzo dobry. Momentami ocierający się o wybitność

Historia jest prosta. Współczesna, jakby się jej przyjrzeć z bliska, bardzo współczesna. Jest tu wszystko, czego w dzisiejszym świecie mamy pod dostatkiem – samotność, duże pieniądze, wspaniałe kariery zawodowe, młode szczury pędzące w wyścigu do najwyższego stołka, samotność (po wielokroć), kryzys, ogromne dramaty wielu ludzi, które dzieją się gdzieś na drugim planie życia każdego z nas i przez to zostają niezauważone, nawet jeśli żart o rzuceniu się z mostu okaże się dość mało zabawny…

Słów kilka o fabule: Podstarzały plejboj Ryan Bingham (George Clooney) to profesjonalista specjalizujący się w „doradztwie dotyczącym zmian w karierze zawodowej”, czyli innymi słowy spec od wyrzucania ludzi na bruk. Życie Ryana to ciągła podróż, jego mieszkanie to tylko puste miejsce. Żyje głównie na pokładzie samolotów, zawsze ubrany w garnitur skrojony na miarę, pewny siebie, wygrywający w życiu. W tym życiu pojawiają się różne kobiety, ale są tylko dlatego, że nie mają co ze sobą zrobić, a i główny bohater do ich dłuższej obecności nie tęskni. On sam zamknięty jest w twardej skorupie ironii, odporny na dotykające zwykłych ludzi przykrości i cierpienia. Nie odsłania się, nie pokazuje uczuć, więc nie można go dotknąć…

Ale po co miałby być ten film, gdyby nie opowiadał o czymś, co to z pozoru szczęśliwe życie głównego bohatera zakłóci? No więc zakłóca. Zakłócenie ma na imię Alex (brawurowo zagrała ją Vera Farmiga)i od momentu, kiedy pojawia się w jednym z hotelowych barów, Ryan zaczyna myśleć o zmianie stylu życia.

Powoli. Nie od razu. Najpierw Ryanowi dobrze się z nową znajomością sypia. Później dobrze się z nią bawi. Później zaczyna tęsknić. A kiedy zdaje sobie sprawę z tego, że jest już tylko starzejącym się, tracącym na uroku i atrakcyjności byłym przystojniakiem, zaczyna odczuwać coś w rodzaju samotności i pragnienia bycia z kimś blisko. Ah, tak, westchną wszyscy kinomani, no musiało się tak stać, przecież po to w kinie ktoś wymyślił przemianę głównych postaci i szczęśliwe zakończenia, żeby je z powodzeniem stosować! A jednak, dla zbyt pochopnie analizujących fabuły filmowe, „Up in the air” ma niespodziankę. Taką, która domyka cały film, przewartościowuje postaci i historię, w dodatku robi to pod sam koniec seansu!

I to jest jego najmocniejsza strona, poza prostotą. Rzadko zdarzają się w kinie filmy proste, które ogląda się z przyjemnością i nie chce się wyjść po pierwszym kwadransie liczonym z reklamami przed projekcją. Jeszcze rzadziej pojawiają się historie dające do myślenia poprze to, co, a nie jak pokazują (przekombinowanie w postaci pseudopsychologicznych wypocin niektórych twórców, którzy chcą pokazać więcej, niż pozwala na to scenariusz niezwykle mnie irytują). Jeśli połączyć prostotę i to coś, co sprawia, że po obejrzeniu, „Up in the air” wraca tak znienacka, niby przypadkiem, podczas rozmyślań nad codziennymi sprawami, to mamy bardzo dobry, świeży i oryginalny kawałek kina.

seth_up_in_the_air
seth_up_in_the_air

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.