- Czekaj, czekaj, taka zwykła polna myszka? – nakładając Magdzie ciemny kasztan nie mogłem się skupić równocześnie na jej opowieści. Była wysportowaną babką koło czterdziestki, która zawsze imponowała mi logistyką życia: dwójka dzieci, własna firma i życie w ciągłym biegu.
- Nooo. Pewnego razu Krzysiek wstał rano, by popracować na Skype z handlowcem z Chin. Wiesz, tam jest różnica czasu, więc musiał wstać o jakiejś tam chorej porze. Wszedł do kuchni i zobaczył, że do resztek z kolacji dołączyła się mysz. Na jego widok dyskretnie schowała się między szafkami. Krzysiek zarządził w domu stan wyjątkowy. Obstawił kuchnię łapkami na myszy i czekał. Muszę dodać, że małżonek mój, podobnie jak jego szacowna mamusia, nie tolerują żadnych zwierząt w pobliżu kilometra, gdyż postrzegają je jako siedlisko śmiertelnych wirusów i bakterii.
- I co złapała się?
- Chyba złapał.
- A skąd wiesz, że to był on, a nie ona? Poznajesz płeć myszy?
- Nie mysz, tylko Krzysiek. Zostawił w kuchni komórkę, ktora zadzwoniła w południe. Tyle tylko, że chińskiego czasu. Więc półprzytomny pobiegł do kuchni i …
- I rozumiem, że słowem, które padło, nie była afirmacja „uwielbiam ten świat”?
- Żebyś ty widział, jak rzucał „kurwami”. Łapka złapała jego duży palec tak, że paznokieć był koloru brunatnego. W końcu wykrzyknął: „KOTA. Załatw kota. Kot załatwi mysz. A my mu potem jakiś dom znajdziemy. Zresztą sam przyniosę tego kota. Koleżance z pracy kotka się okociła z dwa miesiące temu”.
- Ty, ale taki kotek to nie złapie myszy – rzuciłem niepewnie.
- Czekaj. Więc Krzysiek przyniósł tego kota do domu w dniu, w którym wyjeżdzałam z chłopakami w góry. Bałam się trochę, że zapomni go nakarmić. Wracam po tygodniu. Małżonek w domu o dziesiątej rano. Nigdy go ściany o tej porze nie widziały. Chłopaki zresztą też. Wchodzę i widzę, że coś się w nim zmieniło.
- Może sobie babę znalazł?
- Też o tym pomyślałam. Sprawdziłam smsy i mejle, ale nic podejrzanego nie zauważyłam. Kota oddałeś? – pytam
- Jeszcze nie – odparł – ta mysz to twarda sztuka.
Zmęczona, wpakowałam chłopaków do łóżka i sama też padłam. Obudziłam się w nocy. Słyszę, że Krzysiek z kimś gada. „Mam – myślę – pewnie gada z tą swoją lafiryndą”. Nadsłuchuje:
- Kiteczku, dobrze ci? Mru mru wiesz, że uwielbiam twoje futerko.
Wpadam do salonu a tu na dywanie siedzi mój rozanielony mąż z kotem na klacie, a obok pokrojona w cienkie paseczki szynka parmeńska.
- Oj nie, tłuszczyk dla koteczka to nie, może koteczkowi zaszkodzić.
- Krzysiek – wrzasnęłam. – Porąbało cię? Już sama nie wiedziałam, czy cieszyć się, czy martwić z odkrycia, że domniemana kochanka jest zwykłym dachowcem. Podeszłam i wzięłam kota na ręce.
- Chyba ciebie porąbało – odpalił. Chcesz, żeby Kicia miała lęk separacyjny?
- Czyli Magda mam Cię zrobić na kicię? – chciałem być dowcipny.
- Porąbało cię? To wcale nie było śmieszne.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.