- Jak to na nieładną? – Nie trzeba do mnie przychodzić, by tak się czuć. Trzeba do mnie nie przyjść.
Kaśka zdawała się nie słyszeć mojej wyrafinowanej argumentacji.
– On patrzy na mnie jedynie jak na obiekt do seksu. Nic o mnie nie wie. Podsyłam mu nowe filmy, że może do teatru pójdziemy, albo chociaż pogadamy. Kiedyś mu imponowało, że studiuje filmoznawstwo. A dzisiaj jakby mnie sprowadzał do cycków i tyłka.
– I myślisz, że jak zastąpisz te długie loki dekadenckim bobem, to coś się między wami polepszy?
– Nienawidzę jego i tych kolegów. Są tacy beznadziejni.
– A co ty byś chciała?
– Żeby tak ze mną posiedział, poczytał poezję, Kolskiego oglądnął.
– Wiem, i pewnie byś chciała, żeby cię tak w pół słowa rozumiał; szedł po kawę, zanim mu o tym powiesz; wiedział, co cię będzie śmieszyć.
Popatrzyła na mnie swoimi ogromnymi oczami. Wszystko w niej było na tak.
- Wiesz – ciągnąłem dalej – nie chce się mieszać, ale może ty go jakoś onieśmielasz tymi wszystkimi ambitnymi dziełami? Stawiasz za wysoko poprzeczkę?
- Coś ty, nigdy mu nie dałam do zrozumienia, że coś powinien wiedzieć. Jestem delikatna. Ja bym tylko chciała żeby mnie tak kochał jak Orfeusz Eurydykę.
- Jak kto? – coś dzwoniło w mojej głowie z jakiejś odległej klasówki z polskiego
Popatrzyła na mnie ze wzgardą i politowaniem – Orfeusz to taka męska Rihanna w mitologii greckiej. Jesteście beznadziejni! Dobra, róbmy ten blond.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.