- Ma Pan wielu przyjaciół?
- Mam kilku bliskich i i całą plejadę dalszych – odpowiedziałem, nie zdążywszy zastanowić się nad tym, dlaczego obcej kobiecie w ogóle odpowiadam.
- Aha – mruknęła – też tak miałam, tzn. myślałam, że mam
Spodziewałem się jakiejś okropnej historii, jak to jej najbliższy przyjaciel ją oszukał, albo zdradził. Ale ona siedziała w milczeniu. Mój mózg na pełnych obrotach selekcjonował możliwe scenariusze. Odrośnięty jeż to często pamiątka po chemioterapii, ale ten był gęsty i zdrowy. Sposób mówienia i siedzenia nie wskazywał na kruchą istotę, lubiącą wchodzić w rolę ofiary. Czekałem, aż zacznie opowiadać ale – co mi się naprawdę rzadko zdarza – nie wiedziałem, jak zagadać.
- I ma Pan takie poczucie, że na każdego z tych przyjaciół może Pan liczyć?
- No tak.
- To coś Panu opowiem. Jestem przewodnikiem górskim. Sama chodzę po wysokich górach, ale zarabiam na życie prowadząc wyprawy. I ostatnio byłam kierownikiem takiej amatorskiej grupy. Dziesięć osób w miarę wysportowanych, ale nie jakiś zapalonych taterników. Mieliśmy zrobić Mont Blanc. Jak dopisze pogoda, to to nawet nie jest trudna góra. Tam jest tak, że szczyt atakuje się wychodząc z ostatniego schroniska tak koło 3-4 rano. I był w tej grupie taki jeden kozak. Zawsze na przodzie, zawsze pierwszy. Tego ranka patrzę, a Krzysiek już gotowy. Raki na nogach, plecak na plecach. Mówię do niego, żeby tak nie stał, bo to chwilę potrwa, zanim cała ekipa będzie gotowa, szczególnie że Wiktor miał kłopot z prawym rakiem. A on mi na to, że nie będzie czekał. I idzie. Drę się, że jesteśmy grupą, odpowiadam za nich a od prawidłowo zapiętych raków może zależeć czyjeś życie. A on, że ma to w dupie i że jest dorosły. I poszedł.
- I co? Zginął?
- Nie, zdobył szczyt. Minęliśmy się z nim w pewnym momencie, gdy on już schodził a my wychodziliśmy.
- To super, że nic się nie stało.
Wstała. Popatrzyła mi przenikliwie w oczy. – Stało się, proszę pana, bo od tamtej pory nie zastanawiam się już, kto jest, a kto nie moim przyjacielem, tylko z kim bym poszła w góry, a z kim nie.
Wyszła z krótszym jeżem. A we mnie siedziały jej słowa. Nawet nie, z kim ja, tylko…
Wieczorem poszliśmy z Wojtkiem na drinka do Novej.
- Wojtek, a tak w ogóle to ty byś poszedł ze mną w góry.
- Ale, że co? Dobra, tylko nie w przyszłym tygodniu bo mamy dwa pokazy.
Nie miałem siły tłumaczyć mu szczegółów. A może bałem się innej odpowiedzi…
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.