EksMagazyn: Słyszałam teorię, że twórca nie sprzedaje jedynie muzyki, ale też swoją wrażliwość. Miliony osób kochają Bohemian Rhapsody, bo autor uderzył w odpowiednie struny. Jaka jest twoja wrażliwość?
Gaba Kulka: Sprzedaje się pewne przeżycie, a żeby przeżyć coś np. z autorem książki, trzeba znaleźć wspólny język. Wydaje mi się, że z muzyką jest podobnie. Jestem nadwrażliwcem. Może to jest odpowiedź na to pytanie? Czuję dużo, czasami za dużo. Odrobinę histeryczna nuta jest wspólnym mianownikiem wielu moich działań, choć oczywiście nie wszystkich. To, co robię, wymaga od słuchacza odrobiny uwagi, ale też zwraca z naddatkiem poświęcony czas. Nie uderzam w ton patetyczny lub skomplikowany, ale nie jest to raczej muzyka tła. Staram się, żeby moja twórczość była wielowarstwowa, jak cukierek z płynnym środkiem, którego smak zostaje na dłużej. Nie siadam do piosenki z hasłem: „Chcę, żeby to miało zawartość!”, ale staram się, żeby to, co robię, przy ponownym odsłuchu dostarczało nowych wrażeń, odcieni.
Nie pojawiasz się na portalach plotkarskich, telewizyjnych show. Płyta „Hat, Rabbit”, która otrzymała status złotej płyty i uczyniła cię rozpoznawalną, weszła na rynek bez skandali i nachalnej promocji…
Promocję ze skandalami trzeba umieć zrealizować, a ja jeszcze tego nie potrafię (śmiech). Ale żeby oddać sprawiedliwość całej sytuacji i mojej wytwórni Mystic Production, oni naprawdę się przyłożyli. Podeszli do tego albumu z wielkim sercem i wiarą, że można z nim wyjść do szerszej publiczności. Wyszliśmy poza niszę, w której radzę sobie świetnie. Był też na to odpowiedni moment. Znalazłam niedawno folder ze zdjęciami, głęboko ukrytymi na dysku zewnętrznym, i znalazłam fotkę z czasów promocji płyty – gigantyczny baner „Hat, Rabbit” wisiał na Empiku na Nowym Świecie. Człowiek zapamiętuje, że było to wszystko skromnie i po cichu, a potem znajduje taki antydowód!
Ludzie kochają twoje teksty i świetne melodie. Od czego zaczynasz pisanie?
Podobnie, jak zlepek nut może być początkiem piosenki, tak samo może być nim zlepek słów, jedno zdanie, które ma dla mnie znaczenie. Piosenka narasta koncentrycznie dookoła jakiegoś ziarenka. To trochę jak z toczeniem śnieżnej kulki. Teraz uczę się pisać prostsze piosenki i jest to dla mnie trudniejsze, niż pisanie tych skomplikowanych. Kiedy występowałam sama, mnogość zmian w jednym utworze była mi bliższa, bo przecież nie mogłam zasnąć przy pianinie! Praca z zespołem uczy mnie radości z powściągliwości, co w moim przypadku wydaje się być niemożliwością (śmiech).
Są dwa bieguny twojej działalności na scenie –z jednej strony piosenka artystyczna, a z drugiej – mega power. Śpiewasz covery Iron Maiden i hity kapel zakładowych z lat 70. (np. piosenka „Metalowcy” – przyp. red.)
Tego mega powera jest chyba coraz więcej, co mnie cieszy. W trajektorii pomiędzy piosenką poetycką, a heavy metalem jestem gdzieś po środku, choć wydaje mi się, że tendencja w kierunku tego ostatniego jest zwyżkowa (śmiech).
„Życie jest jak plac zabaw, można się na nim dobrze bawić, albo spaść z huśtawki”. Jak się teraz bawi Gaba Kulka?
Bawię się znakomicie. Czuję, że mamy bardzo dobry moment z moim obecnym zespołem. Staram się chłonąć dobre chwile i czerpać z nich energię na dalsze działania. Źródłem zadowolenia jest też przerwa od koncertowania, którą zaplanowałam na kilka miesięcy. Nawet najfajniejsza praca i najlepszy klimat nie zastąpi chwili oddechu. Przekonałam się, że nawet robiąc to, co się kocha, można w pewnym momencie przesadzić. Ja ciągle dostawałam zaproszenia do ciekawych projektów i jak miałam odmówić? Trzeba umieć sobie poradzić z klęską urodzaju i mimo to zwolnić (śmiech).
Bierzesz udział w wielu niekonwencjonalnych projektach. W 2012 zrealizowałaś projekt The Saintbox nawiązujący do motywów religijnych. Prawdziwy odlot zaczynał się na koncertach. Jak reagowała publiczność, na to, że was nie widzi?
Nie graliśmy z backstagu. Nie było nas widać bezpośrednio na scenie, ale nasza obecność była zaznaczona. Pokazywały nas ekrany zamontowane na scenie, widać też było nasze cienie. Później wizualizacje były wyświetlane z projektora na nas.
Część publiczności uznała, że to odkrywcze, super i przeżywali muzykę w inny sposób. Z drugiej strony były osoby, które uznały, że to bez sensu i powinniśmy natychmiast przestać! To fajne, kiedy wzbudza się tak skrajne reakcje, ponieważ oznacza, że zrobiło się coś ciekawego.
Powiedziałaś kiedyś, że feminizm to nadrabianie zaniedbanej części ludzkości. Jesteś feministką?
Dla mnie feminizm jest przedłużeniem humanizmu, czyli stawianiem człowieka na pierwszym miejscu. To ma niewiele wspólnego z całowaniem w rękę czy otwieraniem drzwi, a o te symboliczne drobnostki ludzie lubią się kłócić. Podobało mi się, że na jednej z manif tematem była równość płac. Nie chodziło tylko i wyłącznie o kobiety, ale też problem najniżej opłacanych pracowników. W ten sposób widzę feminizm, jako naprawianie różnych niesprawiedliwości i pod takim jego pojmowaniem się podpisuję.
Dlaczego tak wiele osób obrusza się na dźwięk tego słowa?
Trudno jest mi uwierzyć, że ktoś jest w stanie wrzucić feminizm do jednej szufladki i powiedzieć, że feminizm jest super albo jest be. To szereg zjawisk i denerwują mnie osoby, które potrafią zdyskredytować całą idee na podstawie znalezienia kogoś lub czegoś, kto wykorzystuje te idee do złych celów. Zresztą można to odnieść do wielu innych pojęć.
Na przykład?
To tak, jakbym powiedziała, że denerwuje mnie patriotyzm, ze względu na to, co się dzieje. I na przykład ci, którzy uważają się za prawdziwych patriotów pobili moich kolegów. Każda idea ma wiele twarzy i każdy musi nakreślić swoje prywatne granice, w którym momencie będzie potępiał jakieś zjawisko. Patriotyzm i feminizm są tak różnorodnie interpretowane, że nie rozumiem jednoznacznych ocen. Mam przyjaciółki, które mówią, że nie są feministkami, a są super babkami, żyjącymi swoim życiem. Muszę kiedyś z nimi porozmawiać, w jaki sposób ktoś, kto korzysta pełną gębą z tego, co ruch feministyczny wywalczył w ciągu 150 ostatnich lat, jednocześnie nie widzi siebie jako feministki?
Kochasz Polskę? Czujesz się patriotką?
Teraz jest trudny moment na rozmowy o patriotyzmie. Moim zdaniem nie trzeba być patriotą, żeby chcieć funkcjonować w społeczeństwie, które szanuje człowieka, w którym dba się o dobro ogółu. Patriotyzm wiąże się z pewnym oddaniem względem dziedzictwa narodowego i kultury.
Cały materiał dostępny w 17. numerze EksMagazynu.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.