Który moment w życiu zainspirował panią do tego, aby stworzyć wymarzoną szkołę?
Izabela Alvarez, twórczyni ProFi Fitness School: Myślę, że każdy ma taki moment, który po czasie staje się punktem zwrotnym w jego życiu. Moja historia w dziedzinie fitness zaczęła się ponad 20 lat temu, kiedy to obraz tego świata wyglądał zupełnie inaczej niż teraz. Brakowało wówczas miejsc, gdzie mogłam się szkolić, zdobywać kompetencje, dlatego szukałam inspiracji poza granicami naszego kraju. Szkoliłam się m.in. w Belgii i Niemczech. Mnie inspirował świat fitness, który widziałam właśnie tam. Jednym z takich momentów, który nazwałabym przełomowym, pojawił się w jednej z takich podróży. Rok 2003. W pogoni za marzeniami wybrałam się na kongres fitness 800 km od mojego miasta. Olbrzymi event, gdzie najwięksi trenerzy i instruktorzy fitness prezentowali swoje programy treningowe. Olbrzymia organizacja, 7 hal, gdzie odbywały się seminaria, warsztaty i praktyczne lekcje. Tysiące ludzi z całego świata wybierający się na to jedyne w roku tak znaczące wydarzenie fitness. Wyzwanie stanowiła ta podróż dla dwudziestoparolatki z mapą, której odczytanie było czymś nowym. Ford KA, pełen bak i nadzieja, że uda mi się odczytać poprawnie mapę. Jechałam tam po nowe doświadczania, spotkanie ówczesnych gwiazd fitnessu na najwyższym światowym poziomie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie awaria silnika na trzysetnym kilometrze. Problemy z samochodem były poważne. Pojawiło się pytanie: „I co teraz?” Po krótkiej rozmowie z przyjacielem, który przypomniał mi, jak ciężko pracowałam na to, żeby podjąć tę podróż, jak wiele musiało się wydarzyć, żebym znalazła się na tej trasie i zapewnienie, że gdyby cokolwiek po drodze zatrzymało mnie bezpowrotnie, przyjedzie po mnie i mi pomoże… Podjęłam wtedy decyzję: „Jadę, niech się dzieje, co chce – wolniej, ale do celu!”
Nie znałam dobrze języka niemieckiego, bałam się, że nie uda mi się porozumieć na wypadek awarii, ale szczęśliwie, choć już z warkoczącym mocno silnikiem, dojechałam do miasta Heidelberg, kierując się na Kongres. Tam przypadkowo trafiłam na serwis Forda. „To jakiś cud” – pomyślałam. Próbowałam wytłumaczyć, że mam kłopot, po czym człowiek, który równie mocno próbował mnie zrozumieć, przeprosił na moment, żeby po chwili przyprowadzić drugiego kolegę, a ten, ku mojemu zdziwieniu, przedstawił się po polsku. „Swój człowiek!” – pomyślałam i szybko dowiedziałam się, że pierwsza edycja Fordów KA posiadała pewną wadę fabryczną, której usunięcie kosztować będzie sporo pieniędzy, ale uda się zrobić coś, co na powrotną podróż powinno wystarczyć, nie mogłam jedynie przekraczać 80 km/h.
Nie byłoby nic szczególnego w tej opowieści poza przygodą w podróży, gdyby nie pewien fakt, który wydarzył się właśnie tam. Wydarzyło się tam coś szczególnego. Weszłam na zajęcia tanecznej choreografii niezwykłego człowieka Tony Stone’a. To absolutna gwiazda, choreograf wielkich gwiazd show-biznesu. W wypełnionej po brzegi 300-osobowej hali, ja w 20 rzędzie, on na scenie. I właśnie wtedy, wydarzyło się coś magicznego. Byłam tak zaangażowana w ten taniec. Tony przyglądał mi się chwilę. Myślałam, że mi się to tylko wydaje. Po zajęciach, kiedy podnosiłam swoją torbę, on podszedł do mnie i powiedział: „Dziękuje – byłaś naprawdę dobra – idź tą drogą.” Byłam wtedy bardzo młoda i świat stał przede mną otworem. To był ten punkt przełomowy. Rozpostarłam skrzydła. Serce biło, jak szalone, a mi do podjęcia ostatecznej decyzji brakowało tych dokładnie słów. „Właśnie to chcę robić, to jest moje życie.” Wracałam do domu powoli, nie przekraczając 80 km/h (śmiech), ale z wielką radością w sercu i cieszę się teraz, że nie złamała mnie ta okoliczność po drodze, bo po to tam chyba właśnie jechałam. Rok później powstała Akademia (Porfessional Fitness School – w skrócie ProFi Fitness School).
Jak zatem wyglądały początki założenia szkoły ProFi Fitness School?
Dynamicznie. Mając na uwadze swoje doświadczenia, miałam już wstępną wizję szkoły. Ponieważ ówczesny rynek zdominowały mocno dwie szkoły, chciałam stworzyć coś równie dobrego, a nawet konkurencyjnego. Nie miałam doświadczenia, ale i też problemu z nawiązywaniem relacji. Dość szybko zjednałam sobie sprzymierzeńców i wówczas, z 6-osobowym zespołem stworzyliśmy projekt pierwszych szkoleń. Stawiałam na doświadczonych rozpoznawalnych profesjonalistów w dziedzinie fitnessaerobik. Sama ukończyłam uniwersytet o profilu sportowo-fizjoterapeutycznym i wiedziałam, że to dobre podstawy, ale nie efekt końcowy wartości merytorycznej programów. Chciałam być najlepsza, kompleksowa i profesjonalna. Zawsze brakowało mi na polskich szkoleniach wykończenia, indywidualizacji, wiedzy, która da mi dobre i kompletne narzędzia, ten pomysł zrodził się z takiej potrzeby. Szukałam za granicą, ponieważ brakowało mi tej jakości w Polsce. Widziałam już oczami wyobraźni, jak chciałabym widzieć swoją szkołę. Przyjęłam program instruktorów fitness Ministerstwa Edukacji Narodowej i na tej podstawie zdobyłam uprawnienia państwowe szkoleń podstawowych i budowałam wraz zespołem programy dodatkowych warsztatów i seminariów. Starałam się o jakość popartą dobrymi certyfikatami.
Jest pani autorką programów trenerskich w pani szkole. Jak wygląda proces tworzenia takich programów?
W tej chwili prowadzę szkołę o profilu Międzynarodowym. Podstawę szkoleń o profilu uprawnień zawodowych trenerów i instruktorów stanowią projekty Międzynarodowego Stowarzyszenia EHFA (European Health & Fitness Association), wymogi programowe są naprawdę wysokie, ale pozwalają określić zakres tematyczny merytoryki programu. Program EHFA zwany Europejskim Systemem Kwalifikacji dla fitnessu pozwala nam mieć pewność, że jesteśmy na światowym poziomie. Kadra i jej kwalifikacje są równie istotne. Mamy w swoim ponad 40-osobowym teamie doktorów, profesorów, magistrów fizjoterapeutów, ludzi z ogromnym doświadczeniem i kwalifikacjami. Pozostałe projekty mniejszych seminariów i szkoleń są programami stworzonymi przez zespoły. Działy tematyczne pracują nad projektami, gdzie zespołowo tworzą zagadnienie, które następnie opracowują w oparciu o literaturę i praktykę, jakiej nie sposób przecenić w ich przypadku. Wieloletni terapeuci, trenerzy i doświadczeni zawodowo szkoleniowcy projektują uszyte na miarę potrzeb programy szkoleń i manuale ich prowadzenia.
Co sprawia pani największą trudność w prowadzeniu takiej szkoły?
Brak czasu, tyle rzeczy chciałabym zrobić, a doba ma tylko 24 godziny (śmiech). Prowadzę działalność w kilku miastach w Polsce, są to m.in.: Warszawa, Szczecin, Kraków, Gdynia, Wrocław, Poznań, Łódź. Team szkoleniowców jest rozłożony w całej Polsce. Spirit Team jest dla mnie bardzo ważny. Prowadzenie firmy, gdzie zespół nie spędza ze sobą zbyt wiele czasu, wymaga ode mnie dużego wysiłku. Organizuje wewnętrzne szkolenia, spotkania integracyjne, zjazdy i seminaria, w których wszyscy biorą udział. W ProFi School łączą nas podobne wartości: miłość do tego zawodu, przyjemność przekazywania wiedzy, szacunek, przyjaźń, szczerość. Uczymy się wszyscy od siebie wzajemnie i mogę z dumą stwierdzić, że mam bardzo zgrany team. Utrzymać taki kurs w tak rozbitym lokalizacyjnie zespole jest trudne, ale możliwe.
Na jakiej zasadzie dobiera pani współpracowników?
Wszyscy są pedagogami od serca. Posiadają rzetelną wiedzę i doświadczanie. Lubią to robić, a ta przyjemność przekłada się na późniejsze efekty nauczania. Po wstępnej analizie CV i listu motywacyjnego, w którym już poznaję, jakie wartości są dla tej osoby ważne, osoba taka przechodzi pierwszą rozmowę kwalifikacyjną u dyrektora działu. Zdają pierwszy test. To egzamin kompetencji merytorycznej i praktycznej, po tym etapie kandydat przechodzi do etapu drugiego. Spotkania ze mną. Ja jestem prawdziwym head hunter-em. Nie zdarzyło mi się jeszcze pomylić. Mam swoje sposoby, wiem czy dać mu szansę czy raczej nie znajdziemy się w naszej współpracy. Ważna jest dla mnie motywacja wewnętrzna takich osób. To przekłada się na ich późniejsza pracę i pracę w naszym zespole.
Na polskim rynku obecnie jest wiele szkół dla trenerów i instruktorów. Co wyróżnia PFS i jaka powinna być szkoła idealna?
Kompetentna, posiadać wyszkolonych i wykwalifikowanych szkoleniowców, opierać swoje plany szkoleń kluczowych nie o własne widzimisię, tylko wartości merytoryczne i programowe uznanych światowych instytucji. ProFi jest Akredytowane przez REPS Register of Exercise Professionals – instytut kontroli jakości skutecznie wprowadzanych międzynarodowych standardów. Ich podstawa to jedno, a wdrożenie to drugie. Nasza szkoła przeszła gruntowną kontrolę sposobu i umiejętności wprowadzenia zaleceń norm EHFA. Dzięki tej przynależności jesteśmy uznawani na rynkach europejskich, Stanów Zjednoczonych, Kanady, Australii i Nowej Zelandii. Certyfikaty, jakimi posługują się nasi uczniowie, mają wartość międzynarodową. ProFi jest wartościowe merytorycznie i praktycznie, a dzięki tej akredytacji studenci mają pewność jakości.
Jak pani sobie wyobraża dalszy rozwój firmy? Jakie są pani plany?
Plany są ambitne, przywitaliśmy w tym roku 12 nowych szkoleniowców. Akademia od 2008 roku ma oddział w Irlandii, dzięki któremu te wszystkie akredytacje stały się możliwe. Powstają nowe projekty szkoleń, ale najważniejszy jest fakt, że w 2017 roku ProFi wychodzi na rynki zagraniczne, otwierając franczyzę. Pracujemy nad tym projektem od ponad pół roku, modyfikując programy udoskonalamy system, który będzie funkcjonował w idealnych 9 kompleksowych szkoleniach, stanowiących podstawę duplikacji na innych rynkach fitness. To wielki plan, olbrzymie wyzwanie, ale warte zachodu. Pragnę, aby Akademia ProFi Fitness rozpoznawana była na całym świecie. Potencjał, jaki mam w zespole i wartości, jakie możemy przekazać oraz przekonanie i wiara w sukces dają mi wielką wiarę w to, że plan ten się ziści.
Kiedy pojawiło się u pani zainteresowanie sportem/ruchem?
W dzieciństwie zawsze byłam bardzo aktywna. Kiedyś dzieci spędzały dużo czasu na dworze, biegały, wspinały się, skakały. Miałam swoją grupkę, z którą nieustannie wymyślaliśmy różne zabawy. Wakacje dzieciństwa spędzałam na wsi, tam też byłam non stop w ruchu. W podstawówce grałam w siatkówkę, byłam libero rozgrywającym, niestety nie miałam odpowiedniego wzrostu, stąd moja kariera nie mogła długo trwać (śmiech), ale w odpowiednim momencie pojawił się taniec, a na końcu fitness.
Jakie kobiety spotyka pani podczas treningów?
Przeróżne, miałam przyjemność pracy z grupami, gdzie średniej wieku nie było. Prowadziłam zajęcia i dla osób starszych i dla zupełnie młodych. Uwielbiam pracę z ludźmi, budowanie relacji na zajęciach fitness. Dobra zabawa i otwartość zawsze były moją mocną stroną. Dawałam wycisk, ale też edukowałam, miałam zatem swoje ukochane klientki. Byłam świadomym instruktorem traktującym swój zawód poważnie, ale i z humorem. Na zajęciach było zawsze dużo żartów i zabawy. Przychodziły na lekcje tańca panie na wysokich stanowiskach, które tam zdejmowały swoje firmowe maski i pozwalały sobie być sobą. To był mój sukces. Wyzwalanie kobiecości w kobietach sprawiało mi ogromną radość. Tańcząc z nimi latino lub hip hop mogłam podziwiać, jak pokazywały się z zupełni innej strony. Proszę sobie wyobrazić, jakie było moje zaskoczenie, kiedy starając się o kredyt, spotkałam kiedyś w banku na stanowisku kierowniczym swoją klientkę, z którą tańczyłam wcześniej hip hop (śmiech).
Jakim jest pani szkoleniowcem?
Hm, to pytanie do moich studentów (śmiech), co ja mogę powiedzieć… Zawsze przygotowanym, empatycznym, ale i wymagającym. Rzetelny feedback. Dostrzegam zalety i potrafię konstruktywnie krytykować. Dostrzegam autorytet, jakim się cieszę, właściwie nie miałam nigdy problemu na skupianiu uwagi. To, co mówię, jest spójne i klarowne. W ankietach często czytam, że przekaz wiedzy jest bardzo dobry i zrozumiały. To dla mnie ważne.
A jaka jest Izabela poza pracą?
Wesoła! Uwielbiam ludzi. Jestem półkrwi Kubanką, lubię kontakt z ludźmi. Prowadzę otwarty dom. Mam wielu przyjaciół. Cieszy mnie, kiedy mogę coś ugotować dla nich, zaprosić na wspólny wieczór. Jestem spełnioną kobietą. Kocham kino, dobrą muzykę, jedzenie. Jestem ciekawa świata, uwielbiam podróże i jak tylko mam okazję, uciekam w miejsca mniej komercyjne i poznaję świat. Tyle planów przede mną, po prostu cieszę się życiem!
Jak sprawić, by kobiety wierzyły we własne możliwości?
Dla każdej jest inny klucz. Pierwsze, czego im zawsze życzę, to lustra, w którym dostrzegą w sobie Kobietę – piękną kobietę. Każda z nas jest piękna. Stereotypy, zakodowane przekonania, zaburzają czasem ten stan myślenia. Każdy z nas jest wyjątkowy. Czasem trzeba cofnąć się w czasie i zastanowić nad tym, co sprawia, że nie wierzę, czy ktoś lub coś na to wpłynęło. Dlaczego nie? Co mnie ogranicza w tym, żeby podążać za swoimi marzeniami. Czasem, kiedy ich słucham dostrzegam, że czasem chcą zbyt wiele od razu. To jak skoczyć z 7 metra skoczni do basenu bez umiejętności pływania. Pojawiają się marzenia na taką skalę, ale brakuje nam cierpliwości do małych kroków, poddajemy się w przedbiegu. Nikt od razu nie podejmował decyzji na miarę skoku z 7 metra, powoli dochodzimy do celu, metodą małych kroków. Kobiety mają duże kompetencje, często uczą się piątkowo w szkołach, są bystre i inteligentne, ale ktoś im wmówił, że nie są zbyt dobre. Wierzą w to, bo często są ambitne i chcą być perfekcyjne. Kiedy czekasz na to, aż będziesz w pełni gotowa, to sukces jutra nigdy nie nadejdzie! Wszystko jest możliwe, trzeba jedynie ułożyć to w stopniowy plan i sukcesywnie do niego dążyć. Wszyscy się boją, ale sukces osiągają tylko ci, którzy działają pomimo lęku. Przedsiębiorcy najpierw skaczą, później w locie w dół budują samolot.
Często właśnie zdarza się tak, że życie samo podsuwa nam pod nos wiele okazji i możliwości, ale nie umiemy tego wykorzystać. Dlaczego tak się dzieje i jak to wyglądało w pani przypadku?
Uczymy się całe życie. Kiedy byłam młoda, ekspresyjna, z pewnością gdzieś ominęłam kilka rzeczy, które podsuwał wówczas wszechświat. Teraz wiem, że ta sytuacja z Fordem KA i moją podróżą nie była przypadkowa, czasem trzeba o coś zawalczyć, pokonać lęk, okazać się godnym celu. Życie to wynagrodzi. Gdybym zrezygnowała po drodze, zawróciła do domu, poddała się zwyczajnie, nie spotkałabym Tony Stone’a i nie dotknęła by mnie ta wiara, że właśnie to jest moją drogą. Nie dostrzegamy czasem takich rzeczy, bo żyjemy szybko i schematycznie. Kiedy nauczymy się dostrzegać świat wolniej, słuchając i obserwując, zmienia się horyzont i przestrzeń myślenia. Często nie analizujemy tego, co nas otacza lub co nam się przydarza. Odtrącamy różne okazje, dajemy się pochłonąć przez prozę życia i sami omijamy możliwości. Myślę, że kiedy pojawia się jakiś cel w naszej głowie, wówczas zaczynamy dostrzegać mniejszą przypadkowość niektórych zdarzeń. Założyłam sobie kilka lat temu, że nic nie dzieje się przypadkiem. Zbudowałam wizję swojej przyszłości bardzo precyzyjnie, zapisałam ją sobie nawet dokładając szczegóły przez kolejne dni. Wówczas zaczęłam dostrzegać, że napotkani ludzie, sytuacje, zdarzenia sprzyjają mi w realizacji tych celów. Powinniśmy go najpierw obrać, później otworzyć szeroko oczy i uszy, a wszechświat będzie nam sprzyjał.
Co daje pani największą siłę do działania i jak znajduje pani na to wszystko czas?
Wiara w to, że to, co robię ma pewną wartość. Uwielbiam być kreatorem i widzieć, że jest to dobre. Rozwija się przy mnie mnóstwo ludzi. Edukacja pozwala ludziom wzrastać, a to wielka rzecz być kimś, dzięki komu kolejni mogą pomóc innym. Szkoleniowcy mogą stać się lepszymi szkoleniowcami, a studenci dobrymi nauczycielami dla swoich podopiecznych. To mi daje ogromną siłę. Wiem, że jestem częścią czegoś wielkiego. Jak znajduję czas (śmiech)? Czas mamy wszyscy ten sam, różnica powstaje w tym, jak go planujemy i wykorzystujemy.
W jaki sposób być silną kobietą z mocnym charakterem i jednocześnie pozostać kobiecą, delikatną?
Znaleźć w sobie kobiecość, to z pewnością nie myślenie nadinterpretowane kokieterią, to wielka siła. Nie musząca się manifestować w sposób ogólnie odbierany jako uwodzicielski. Jestem silną kobietą, potrafię prowadzić twardy biznes, ale nie zapominam też o eleganckiej łagodności. Kobieca energia jest niezwykła, wielowymiarowa, nie możemy zatracać jej w sobie. Męski sposób prowadzenia biznesu to twardy i prosty w regułach zasób, kobieta ma zmysł. Ten zmysł pozwala nam być o krok przed. Można pozbawiać się emocji, ale kontrolowanej zmysłowości, która jest naszą siłą nie powinnyśmy. Umiejętność kontrolowania, gdzie łączymy dwa światy męski i kobiecy, jest tylko w naszych mocach. Mężczyźni nie rozumieją często świata kobiet, kobiety przejmują w sposobie zarządzania i prowadzenia firm role męskie, mają ten atut, potrafią się wcielać w obydwie role. A co dwie domeny to nie jedna (śmiech).
Co by pani poradziła kobietom, którym tej odwagi brak lub nie umieją jej w sobie odnaleźć?
Popracować nad sobą korzystając z takich zajęć, gdzie będą mogły z tą kobiecością przebywać. To taka terapia ruchem. Nasze ciało potrafi nam podać błędne informacje. Kiedy spędzamy czas przed komputerem, w pracy, nasza mowa ciała jest zamknięta na wywołanie stanu fizjologicznego radości czy euforii – endorfiny szczęścia śpią. Zatracamy w sobie poczucie kobiecości. Pracowałam z ciałem kobiet. dostrzegałam w nich wiele barier, które przełamywały na zajęciach. Nasza mowa ciała pokazuje nasze emocje, i na odwrót – trafić do emocji można też mową ciała. Na zajęciach tańca czy stretchingu, wykonując pewne ruchy, pamiętam jak stopniowo przełamywały w sobie opór i okazywały się pełne wdzięku i piękna. Wychodziły z zajęć szczęśliwe. Nie zapominałam, zapraszając je na zajęcia, że oprócz typowej pracy mięśni, trzeba też popracować nad swoją zwiewnością kobiecego ruchu. Nasza kobiecość potrzebuje się manifestować, tak jesteśmy stworzone. Mężczyźni muszą pokonać jakiś wysiłek, który daje im poczucie męskości, podobnie jest z kobietami. Nie możemy zaniedbywać poczucia swojego piękna, należy nam się chwila relaksu, spa, masaż, zabiegi kosmetyczne, itp. My, kobiety, powinnyśmy rozpieszczać swoją zmysłowość dbając o ten czas tylko dla siebie. Zaplanować choć raz w tygodniu taką chwilę i to bez wymówek. Czuć się świetnie ze sobą, bo wtedy mamy siłę do dalszych działań. To bardzo ważne!
Ma pani kubańskie korzenie, a więc temperament ma pani we krwi! Jak to wpływa na panią w codziennym życiu? I czy taki temperament zawsze pomaga?
Zdecydowania pomaga. Na pytanie, skąd biorę siłę, mówię, że mam tzw. „wentyl od Boga” (śmiech). Bywałam emocjonalna jako młoda osoba, ale z wiekiem to się zmienia. Życie bardzo weryfikuje. W prowadzeniu biznesu trzeba mieć emocje na wodzy, dużo siły i zaparcia. Rozpiera mnie energia, ale dobrze skierowana daje olbrzymią siłę, która sprzyja rozwojowi. Obecnie, z dumą mogę stwierdzić, że dzięki ciężkiej pracy dobranego zespołu niesamowitych ludzi, tworzymy fitness w Polsce. Gdybym nie miała tej siły, która codziennie rano zrywa mnie z łóżka i nie pozwala zasnąć do wieczora, pewnie nie dotarłabym tam, gdzie jestem. A plany mam naprawdę duże. Bycie motorem do działań wymaga generowania specyficznej siły, temperament zatem wykorzystany w dobrym kierunku daje spektakularne efekty.
Jak reagują mężczyźni, kiedy panią poznają?
Nie mogą się nadziwić, że można mieć jednocześnie tyle samo mężczyzny, co kobiety w jednym. Usłyszałam to kilkukrotnie (śmiech), jestem partnerem do rozmów, potrafię być bardzo konkretna i bezpośrednia w biznesie. Szybko przewiduję tor rozmów i nie pozwalam na manipulacje, co powoduje, że mężczyźni liczą się ze mną. Na końcu zaś rozmowy zawsze jest miły uśmiech. Pozostawiam po sobie raczej dobre wrażenie. Skupiam na sobie uwagę, ale nigdy nie prowokuję. To ważna zasada. Pamiętać musimy, że jesteśmy damami, ja lubię być tak traktowana.
Pani największe marzenie to…
Wychować moją córkę na wspaniałego, wartościowego człowieka. Tak, by jak jej mama wniosła swoim życiem wartości, które pozostają nawet wtedy, kiedy nas już nie ma.
Rozmawiała: Agnieszka Słodyczka
Fot. Żaneta Niżnikowska/NM Studio
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.