Gdy się urodziła, jej ciało było pokryte specyficzną błoną, przywodzącą na myśl delikatny pergamin. Jej skóra była wyjątkowo napięta i wyjątkowo połyskliwa. Lekarze w szpitalu nie wiedzieli, co się dzieje. Tygodniami była trzymana pod lampami. Dopiero po kilku miesiącach babcia zabrała ją do doktora, a ten odesłał na Duke University.
Tam ją zdiagnozowali: zespół dziecka kolodionowego. To rzadka choroba genetyczna, dotykająca jedną osobę na sto tysięcy. Nie jest groźna sama w sobie, ale oznacza, że człowiek zrzuca wierzchnią warstwę swojej skóry co kilkanaście dni. Zawsze jest więc pokryty dodatkową warstwą naskórka, który stopniowo się złuszcza i wymieniany jest na nowy.
– Pierwszy raz zrozumiałam, że jestem inna, gdy dostrzegłam jak bardzo rodzina dba o mnie. Wychodziliśmy z domu i ludzie się gapili. Pamiętam, że to denerwowało mamę. Mówiła im, że „to nieuprzejme tak się wpatrywać. Można zapytać, ale nie gapić się”. Czasami mówiła to też rodzicom, bo dzieci robiły tylko to, czego uczyły się od nich – mówi dziś Jeyza Gary.
Matka zadbała, by Jeyza czuła się bezpiecznie w każdym nowym miejscu. Pierwszego dnia szkoły robiła innym uczniom i nauczycielom krótką pogadankę. Przekonywała, że jej córka jest jak każde inne dziecko i nie zaraża, po prostu zrzuca skórę – trochę jak jaszczurka. Uczyła w ten sposób nie tylko otoczenie, ale ich Jeyzę.
– Słuchanie, jak to regularnie recytuje na rozpoczęciu roku, utwierdziło mnie w przekonaniu, że jestem jak inni. Moja mama nigdy nie pozwoliła mi czuć się, jakbym nie pasowała. Jeśli łuszczyło mi się czoło, po prostu wiązała mi tego dnia bandanę i szłam do szkoły. Jeśli mój brat miał krótkie spodenki, to i ja szłam w krótkich – wspomina Jeyza w rozmowie z Refinery29.
Pewności czasami brakowało
– Gdy byłam w liceum, nosiłam bardzo dużo makijażu. Używałam go, by zasłonić cechy, przez które nie pasowałam do otoczenia. Rysowałam sobie brwi, bo własnych nie mam. Nosiłam cienie i maskarę, do tego zawsze coś na ustach. Nie rozumiałam wtedy, że wcale nie muszę pasować. Kiedyś nie nałożyłam nic i pomyślałam „kto to jest?!”. Makijaż zaczął być mi potrzebny, dlatego przestałam go używać. Moja skóra jest wystarczająco artystyczna.
Dziewczyna przeszła przez młodzieńcze lata bez wielkich problemów, zyskała wartościowe znajomości. W amerykańskiej tradycji każdy uczeń na koniec edukacji otrzymuje rocznik, w którym są zdjęcia i podpisy wszystkich kolegów. Tam jedna z koleżanek napisała jej: Droga Jeyzo, będę za tobą bardzo tęsknić. Zawsze znajdujesz sposób, żeby dać mi uśmiech. Naprawdę życzę ci wszystkiego najlepszego. PS: Musisz zostać modelką”.
Zostać modelką
I ten przekaz stał się silną zachętą, by przełamać tabu. Jeyza zrobiła sobie sesję i rozesłała do agencji. Długo była cisza, ale przyszła jedna ważna odpowiedź, od We Speak Model Management w Nowym Jorku. To miała być „jej szansa”. Jak na złość, Jeyza nie mogła pojechać na zaproszenie do „Wielkiego Jabłka”, ponieważ w Północnej Karolinie szalał wtedy huragan. Nie pojechała, ale na szczęście oni nie ustali i wysłali kolejne zaproszenie.
Dziś Jeyza jest już pełnoprawną modelką w Nowym Jorku, prawdopodobnie pierwszą na świecie z chorobą z grupy tzw. rybiej łuski. Jej skóra regularnie się zmienia, co przy okazji zdjęć pozwala osiągać ciekawe efekty.
– Czasami moja skóra jest wyjątkowo jasna, pomarańczowa lub lekko brązowa. Innym razem jestem tak czekoladowa, jak tylko chcę. Lubię oba stany jednakowo. Jestem ze swojej skóry dumna, cenię sobie, że mogę mieć dwa odcienie naraz, daję ludziom podwójną dawkę melaniny – mówi Jeyza.
Dla niej decyzja o modellingu nie była wielkim wyzwaniem. Przez całe życie rodzina utrwaliła w niej poczucie, że nie ma się czego wstydzić i jest piękna w swój wyjątkowy sposób. Dla niej celem jest być po prostu jak najlepszą modelką, wylądować na okładce „Voguę”. Co, zresztą, już się Jeyzie udało, na razie we włoskiej edycji pisma.
Jednak dla innych osób cierpiących na tę samą genetyczną uciążliwość kariera Jeyzy Gary to powiew nadziei na to, że można funkcjonować normalnie i nie ma się czego wstydzić. – Po powrocie z Nowego Jorku zamieściłam jedno zdjęcie na Instagramie i napisała do mnie kobieta, w wiadomości prywatnej. „Mam gęsią skórkę przy twoich zdjęciach. Też mam rybią łuskę, ale nie mam śmiałości założyć nawet szortów. Dajesz mi odwagę do zrobienia czegoś, czego nigdy nie robiłam”. Teraz nie chodzi już tylko o mnie, ale o to, by pozwolić innym ludziom się przełamać.
Sama nie miała nigdy idola, na którym mogłaby się wzorować. Teraz sama chce pomóc innym, by dostrzegli swój potencjał, skrywany bardziej pod warstwą niepotrzebnego wstydu niż dodatkowej skóry.
Źródło zdjęć: Profil Jeyzy Gary na Instragramie
CytujSkomentuj
Wspaniała Kobieta. Widać determinację, ale również i radość życia. To, że inspiruje i rozwija się, również inspirując innych, jest piękne. Powodzenia!
CytujSkomentuj
Gdzieś Panią Jeyza widziałam na internecie i tak sobie pomyslałam, że to jest normalnie niesamowite, że taka kobieta tak wspaniale sobie radzi z taką chorobą, Że to jej nie powstrzymuje i może też pokazać siebie jako piekną szczęśliwą kobietę.