Grałaś w wielu produkcjach, którą z nich wspominasz najmilej?
Joanna Jarmołowicz, aktorka: Najmilej wspominam krótki metraż w Studiu Munka, ale tak najmilej, najmilej i najbardziej profesjonalnie (śmiech) to oczywiście film „Planetę Singli”. No i serial „Na noże”. Jakoś tak się układa, że często widzę się na planach zdjęciowych z Piotrem Głowackim i Weroniką Książkiewicz. Bardzo się z nimi zakolegowałam.
A czym się różni telewizja od kina?
No przede wszystkim tym, że w telewizji nie ma takiej magii, jak w kinie. Gdy siedzisz te dwie godziny w kinie i ten film jest tak a nie inaczej skonstruowany, że na przykład tu ma być śmiech a tu ma być płacz, i jest to film z jakąś refleksją, to znaczy, że to jest dobry film. A w telewizji wszystko się robi bardzo szybko. Nawet jeśli twórcy są dobrzy, to tempo pracy nie pozwala się skupić na detalach, wnikliwym przeanalizowaniu sceny i postaci .
Czas ma wpływ na choćby ilość ujęć i jeśli jest go mało to i ujęć jest mniej. To twórcy są tu „dostawcą” jakości. W kinie z kolei, można z dużym wyprzedzeniem choćby zaplanować datę premiery więc tam się naprawdę nie pędzi. Bardzo chcę to powiedzieć: Radek Drabik i Michał Chaciński – uwielbiam z wami pracować bo jesteście prawdziwymi profesjonalistami i z ogromnym sercem, dziękuję! Oprócz nich, za sukcesem „Planety Singli” stoją też świetni scenarzyści.
Co mogłabyś doradzić młodym ludziom, chcącym zacząć karierę na szklanym ekranie?
Ja moją karierę zaczęłam naprawdę przedziwnie. Dobrych kilka lat temu poznałam moją przyjaciółkę, Dominikę Kłoczewiak, która poszła na studia do Łodzi, do „filmówki”. Ja wtedy coś tam sobie w życiu robiłam, wiadomo – jakieś reklamy itd., ale zawsze marzyłam o tym, by pracować w telewizji. O pracy w kinie to z kolei nawet nie marzyłam, bo myślałam, że to jest niemożliwe bez szkoły aktorskiej. I powoli zaczęłam do niej przyjeżdżać i z nią pracować. Za darmo, po przyjacielsku, bo nie miała aktorów, a dzięki temu spełniało się moje marzenie. Układ z korzyściami dla nas obu.
I tak właśnie zaczęłam poznawać ludzi związanych z branżą. Pamiętam, gdy w Warszawie poszłam kiedyś do Centrum Handlowego Land i tam był casting do filmu „Sandland”. Dostałam tam główną rolę i byłam bardzo podekscytowana tym, co się tam dzieje. Znów pojawili się w moim życiu nowi ludzie. Po pierwszej produkcji Studia Munka była druga, zagrałam też w kilku dyplomach w Łodzi przez to. Potem pojawiły się pierwsze epizody w serialach i potem w jednym z nich pojawiłam się na stałe.
I nagle pojawił się na mojej drodze młody zdolniacha reżyser Mitja Okorn, i powiedział, że mam do niego natychmiast przyjść na casting. Przez telefon powiedział, że nie interesuje go, co ja teraz aktualnie robię (śmiech), mam się pojawić i tyle. Już podczas castingu wiedziałam, że to jest trochę dla mnie napisane, bo z Mitją poznałam się kilka lat wcześniej, przy reklamie. Zapytał mnie z tym swoim cudownym bałkańskim akcentem: „Joasia, ty naprawdę nie grasz w filmach”? Odpowiedziałam zgodnie z prawdą: „No nie gram, nikt mnie nie zna, to i nie gram”. Pierwszy casting zagrałam z Weroniką Książkiewicz i z Kasią Bujakiewicz. Pamiętam, że miałam wtedy jakiś taki mega słaby moment a miałam zagrać bardzo wzruszającą scenę. Twórcy widocznie zobaczyli we mnie to, co chcieli zobaczyć, bo zaproszono mnie do produkcji. Bardzo, ale to bardzo się ucieszyłam, byłam w totalnych skowronkach, że zagram w filmie kinowym.
W międzyczasie było kilka zawodów miłosnych i rzeczy, które zaczęły mnie zmieniać i kształtować. Ja zawsze, w relacji oddaję całą siebie, ale wtedy spotykałam na swej drodze ludzi, którzy umieli wbić przysłowiowy nóż w, to moje otwarte dla ludzi i świata, serce.
To była cenna lekcja i paradoksalnie, stała się dla mnie potężnym motorem napędowym. Tym wszystkim, którzy mnie skrzywdzili chciałam pokazać, że mi nie zaszkodzili. Że bez nich mogę teraz wszystko. Chyba każda kobieta tak ma, że po rozstaniu chce eksowi coś pokazać (śmiech). Było super, ale bez niego jest jeszcze bardziej super. Tak więc: „Dzięki, chłopaki” (śmiech).
Teraz, gdy mam już tę moją miłość, mojego ukochanego, wspólny dom to chętniej mi się też wychodzi do pracy.
Jakie były twoje początki w Warszawie?
Ja przyjechałam do Warszawy z Legnicy, gdy miałam 17 lat. Jako dziecko grałam w teatrze drzewa i wszystkie inne krzaki (śmiech), ale grałam. Wówczas obserwowałam legnickich, niekomercyjnych aktorów i bardzo mi się to podobało. Warszawska komercja mnie trochę na początku przeraziła, ale i zafascynowała. Po mojej roli w „Planecie” wszystko się bardzo szybko potoczyło. To był wręcz wybuch! Było mnóstwo propozycji, bardziej i mniej sensownych. To, że wygrałam casting do głównej roli w produkcji TVN, to też było dla mnie zdziwieniem. Produkcje TVN znałam wcześniej i bardzo lubiłam, tak więc bardzo się ucieszyłam, że się tam dostałam. Że zagram z Wojtkiem Zielińskim, że znów Piotrek Głowacki będzie obecny.
Przyznaję szczerze, że tak, trochę woda sodowa uderzyła mi do głowy. Chodziłam non stop na imprezy, szalałam, chciałam być królową życia!
Około dwa lata temu zaczęłam się zastanawiać, co jest dla mnie najważniejsze. Bo taką podstawą w tym zawodzie to jest zawsze dom. Tworzenie czegoś swojego i posiadanie w życiu osoby, która cię w tym zawsze wspiera. To właśnie bym mogła doradzić wszystkim, którzy chcą pracować w filmie czy telewizji, by nie przekraczać barier, zza których się nie da potem wyjść. Mam tu na myśli narkotyki czy alkohol. A to właśnie większość młodych aktorów robi. Od tego zaczynają niestety. Bo to jest tak, że dziś pójdę na imprezkę, jutro też i pojutrze również. W dzień odeśpię, ale wieczorem znów wyjdę. Pamiętajmy, że aktor pracuje twarzą i swoim wizerunkiem i to widać na ekranie. Ja wiem, patrząc na kogoś na ekranie, kiedy ten ktoś był dzień wcześniej na imprezie. Ważne są własne zasady moralne, pokora i obrany cel. Trzeba być sobą. Ja zawsze jestem sobą i jak chcę sobie przekląć to też to zrobię, nie jestem nadęta i zadufana w sobie.
Co się najlepiej sprawdza, gdy szuka się roli? Chodzisz jeszcze na castingi?
Oczywiście, że chodzę na castingi. Nie jestem Krystyną Jandą czy Janem Peszkiem, by o mnie się bito (śmiech), jestem po prostu Aśką z Legnicy.
Aczkolwiek mam taką umiejętność, że wiem od razu czy będę coś grała. Moi przyjaciele to są młodzi reżyserzy, młodzi operatorzy, wszyscy bardzo zdolni. To oni mnie uwrażliwili na te odczucia, bardziej intuicyjne chyba. I jak mam zdjęcia próbne, po prostu wiem, bez potwierdzenia telefonicznego, że gdzieś zagram lub nie. Często jest też tak, że gdy mi się bardzo nie chce iść na casting to z niego wychodzi najfajniejsza rola. Bywa, że dostaję rolę już przez telefon i to jest super, bo czuję, że moja pozycja się jakoś tam gruntuje, ale mam nadal tę świadomość, że jeszcze jestem bardzo młoda i dużo muszę się napracować, by do mnie po prostu dzwoniono z rolą. Wiem też, że nie pokazałam jeszcze wszystkiego dobrego. Jeszcze mam czas, by odkrywać moje karty aktorskie i wiem, że ten czas nastąpi.
Czy jako plan na życie widzisz wyłącznie aktorstwo?
Nie, oczywiście, że nie. Chociaż z aktorstwa w Polsce to w sumie da się wyżyć. Można kupić dom czy mieszkanie. Jeśli jest to takie stałe źródło utrzymania to można dobrze zarabiać. Ja obecnie tworzę rodzinny projekt spoza branży aktorskiej z mamą a produkcyjnie angażuję się w kilka rzeczy dla moich przyjaciół. Lubię pomagać w filmach, lubię je tworzyć więc filmy zawsze będą wokół mnie. Ale nie żyję tylko tym.
Często jest tak, że mój chłopak nawet nie wie, że ja gram coś następnego dnia. A ja wstaję, idę do wanny, nakładam jakąś fajną nawilżającą maseczkę na twarz i zbieram się na plan.
Widzę po wszystkich produkcjach z moim udziałem jak dojrzewam i zmieniam się, i to jest niesamowite doświadczenie. Do szkoły filmowej się nie dostałam, choć zdawałam trzy razy. Teraz spotykam tych profesorów i są zdziwieni, że mi się wtedy nie powiodło.
Z drugiej strony, nie żałuję, że się tam nie dostałam, ponieważ granie, które mi dawało ogromną przyjemność, sprawiło, że mogłam sobie swobodnie pozwolić na samodzielne utrzymanie się i wynajem mieszkania.
Ostatnio mówię do mojego producenta, że mi tak głupio trochę, że nie mam studiów aktorskich a tyle gram. Odpowiedział, żebym się nie przejmowała, bo on też nie ma. Ja po prostu wiem, że oprócz aktorstwa osiągnę sukcesy w innych dziedzinach, bo ciągnie mnie do różnych rzeczy. Chciałabym przekraczać inne granice.
Czy w świecie artystów jest miejsce na prawdziwą przyjaźń?
Tak szczerze to chyba nie. Ja mam ekipę swoich sprawdzonych przyjaciół, też z kręgu aktorstwa. Moją najlepszą przyjaciółką jest Justyna Bojczuk, cudowna osoba i zdolna aktorka, która idzie swoimi ścieżkami i spełnia swoje marzenia, grając za granicą. Ona, jako pierwsza aktorka wyjechała do Buenos Aires i zagrała tam w „Violetcie” i również dubbingowała w tym serialu więc miała możliwość zagrania z ludźmi, pod których codziennie podkłada głos.
Ja określam ją jako dziecko szczęścia i dobra. Ona ma tylko dobro w głowie więc z nią mam prawdziwą przyjaźń. Rozumiemy się bez słów.
Mam grono przyjaciół, również tych z Warszawy i Legnicy, takich, z którymi nie rywalizuję.
My działamy razem. I razem zrobiliśmy mnóstwo filmów. Wspólnie nawet wygrywaliśmy jakieś konkursy. A z Legnicy mam swoich przyjaciół czyli Kaśka, Zuźka i Rafał, który skończył lalkarstwo w Białymstoku, mogę na nich liczyć w każdej sytuacji i bardzo się cieszę, że się trzymamy razem. Jest jeszcze Patrycja, która zmienia pracę co dwa tygodnie (śmiech). Wśród przyjaciół mam też wielu operatorów.
Między dwiema aktorkami raczej nie widziałabym przyjaźni. Dwie aktorki, nawet podświadomie, ze sobą rywalizują. Chyba, że jest to relacja między młodą, dopiero wchodzącą w świat grania aktorką a starszą koleżanką. Wtedy ona staje się taką filmową ciocią czy nawet mamą.
Kocham Marię Pakulnis. To jest moja przyjaciółka i to, co ona mi powie jest moją mantrą. Marysia jest ogólnie przecudowną kobietą, kochającą ludzi, w dodatku skromną.
Jakiś czas temu wydała książkę kulinarną, o czym pewnie mało kto wie a szkoda. O Marii mogę powiedzieć, że jest prawdziwą kobietą sukcesu. Zawsze mogę do niej napisać, wpaść czy zadzwonić i wiem, że mnie wysłucha. Między młodymi dziewczynami bywa niestety coś niefajnego, obłudnie słodkiego a ja bardzo tego nie lubię. I takie znajomości ucinam.
Moje zdanie jest też takie, że w Polsce to nie ten etap, by z „performensu” można było żyć, utrzymać dom i rodzinę więc to takie udawanie i sztuka dla sztuki. Każdemu, kto tak mówi proponuję, aby zaczął pracować i zarabiać pieniądze na swoje utrzymanie.
Co robisz, gdy nie grasz i nie przygotowujesz się do roli?
To, co ja sobie wymyślę na castingu to zazwyczaj też już robię na tym docelowym planie. Z dnia na dzień wchodzę w rolę i jest to dla mnie fajne i łatwe. W 2017 nie pracowałam prawie pół roku i było to dla mnie bardzo ciężkie. Zaniedbałam się, przytyłam trochę. Otwarcie mówię, że był taki czas w moim życiu. No i nagle poznałam moją miłość i ta miłość mnie uskrzydliła. Wtedy znów się z pracą ruszyło i to w lawinowym tempie!
Twoja aktorska inspiracja. Kobieta czy mężczyzna?
Jako takich inspiracji z Hollywood czy z Polski nie mam. Jeśli gram, to obserwuję żywych ludzi. Często myślę na przykład o tym, jakby się zachowała moja mama lub tata w danej sytuacji. Czy by się wkurzali czy śmiali, jaką minę by zrobili? Inspiruje mnie życie i ludzie wokoło.
Jaka jest twoja rola marzeń? Czy byłby to obraz polski czy zagraniczny?
Ja już pracowałam z ludźmi zza oceanu. Pracowałam już z Amerykanami czy Holendrami. Czasem jest bariera językowa, bo dialekt amerykański jest specyficzny.
Mentalność też jest zupełnie inna. Ja naprawdę nie mam marzeń typu, że moją wymarzoną rolą jest zagranie w „Bridget Jones” u boku Renee Zellweger. Życie idzie mi tak, że poznaję odpowiednich dla mnie ludzi. Jeśli trafi się taka rola kiedyś to fajnie, ale nie szukam jej sama. Dla mnie teraz priorytetem jest dom i jak jest dom to reszta przyjdzie sama, jak zacznę sobie o tym marzyć.
Jak trafiłaś do obsady „Planety Singli”?
Jak już wspomniałam wyżej, reżyser zaprosił mnie na casting i gdy się tam pojawiłam to zaczęłam „strzelać” swoimi tekstami zamiast tymi z kartki. Scenariusz był pisany prawie dwa lata a po piętnastu minutach ze mną tam, zmieniono go i teksty z niego na te moje właśnie. I tam jest taki tekst, kiedy jadę z Weroniką Książkiewicz (macocha filmowa) i mówię do niej: „Halina? Krystyna? Przecież tacy ludzie nie istnieją”.
Nikt wtedy nie wiedział, o co mi chodzi. Zatem chyba moją młodzieżową energią ich kupiłam (śmiech). Uważam, że w ogóle rola Zośki była napisana dla mnie, i czuję że dobrze ją zagrałam. Lubię tę postać i lubię do niej wracać. Mogę już powiedzieć, że teraz, po ukończeniu prac do trzeciej już części „Planety”, po prawie pół roku ciężkiej pracy, to będzie coś naprawdę mega. Mam też nadzieję, że Zośka jeszcze trochę pogra (śmiech). Wiem, że Zośka to po prostu ja w młodości, zupełnie tak samo funkcjonowałam. Nieświadomie skłócałam ludzi, potem musiałam to odkręcać.
Przyznam szczerze, że „Planetę Singli” oglądałam chyba z pięć razy – śmiejąc się i wzruszając na nowo. Co stanowi o fenomenie tego filmu? Co sprawiło, że pokochaliśmy jej bohaterów?
Scenariusz i Mitja, który jest bardzo dokładny w swojej pracy. Tak jak on chce, tak musi być. Ma swoją wizję i aktor wie, że jest to dobra wizja więc go słucha. Tak więc dzięki Mitji, scenarzystom i wszystkim, którzy dają nam taki luz i wspaniałą energię na planie. Ale podstawą jest znakomity scenariusz i obsada. No i ja nagle znalazłam się wśród takich nazwisk, że to był dla mnie wielkie przeżycie. Koleguję się teraz z nimi oczywiście i to wspaniali ludzie, i super się dogadujemy. Jak w mojej rodzinnej Legnicy usłyszeli, że ta młoda szalona Aśka, ze szkoły, gra w filmach to nie mogli się nadziwić jak ja to zrobiłam (śmiech). Może jednak ktoś u góry mi to napisał, że tak szybko i łatwo weszłam w tę rolę. Mam nadzieję, że z tymi wszystkimi ludźmi z produkcji jeszcze zrobimy coś fajnego. Ekipa techniczna, chłopaki od świateł, dźwiękowcy, kostiumy, make-up… Długo by wymieniać te osoby. Z Olgą, która robiłam charakteryzację do „Planety”, można naprawdę rozmawiać całymi godzinami. Ma niesamowite pomysły i to, co zrobiła z Piotrem Głowackim czyli filmowym gejem, to było mistrzostwo świata. Ja w części pierwszej filmu nie miałam dużo charakteryzacji, po prostu byłam sobie nastolatką więc grałam nastolatkę. Miałam wtedy dwadzieścia lat.
Czy jest coś, czego nie mogłabyś zrobić na planie zdjęciowym?
Na pewno sceny nagości mnie krępują. Sceny pocałunków, jeśli są to partnerzy czy mężowie moich koleżanek. To nie jest komfortowe, ale zawsze się jakoś tak da obgadać scenę, żeby na przykład coś ukryć. W scenie w „Na noże”, gdy od tyłu musiałam zdjąć koszulkę i pokazać plecy to się krępowałam, bo wówczas byłam nieco pulchniejsza. To właśnie było po scenie łóżkowej, klasycznej. Wtedy na planie dodawały mi otuchy dwie moje ulubione charakteryzatorki Mirelka i Justyna. Dzięki nim, było mi z tym o wiele łatwiej. To dziewczyny mi szykowały i malowały ciało do tej sceny i mówiły, że dam radę. Na pewno nie skoczyłabym na bungee, bo się boję wysokości, ale też z uwagi na ciśnienie, które mi łatwo spada i łatwo się podnosi.
Czy aktor ma wpływ na scenariusz?
O tym już mówiłam wyżej, ale tak, aktor ma wpływ na scenariusz. Jeśli się nie boi zgłosić uwag (śmiech). Ja się nie bałam i chyba dobrze na tym wyszłam. Po prostu podchodzę do reżysera i mówię: „Stary, to by się w życiu nie wydarzyło, bez szans!” Oczywiście nie mówię tego przy każdej produkcji. To też zależy od człowieka. Uważam jednak, że aktor powinien mieć możliwość swojego wkładu w produkcję. Czasem scenarzyści piszą po 50 stron danego tekstu i po prostu nie wiedzą, że zabrnęli w jakąś baśń i to już nie jest prawdziwe życie.
Czy możesz podzielić się z nami swoimi planami zawodowymi na najbliższą przyszłość?
Szykuje się sporo projektów – różnych, w tym oczywiście filmowych i serialowych. Na listopad (przyp. red. – rozmowa miała miejsce we wrześniu 2018) planowana jest premiera 2. części „Planety Singli” a część trzecią zobaczymy na Walentynki 2019. Ja już tak bardzo się nie mogę doczekać premiery „2″! W „2″ rozwinie się historia naszych bohaterów a w „3″ jeszcze bardziej się rozwinie (śmiech). Czas premier między tymi dwiema częściami jest bardzo krótki, ale bardzo się z tego cieszę, bo już bym chciała, by ludzie mogli iść na te obrazy do kina. Kończę właśnie zdjęcia do kolejnej części Kogla Mogla, gdzie zagram Policjantkę – premiera w styczniu.
Czy możesz obalić mit, że aktorzy i inni artyści żyją tak, jak pokazuje to milionom Polaków portal „Pudelek”?
Znam tych aktorów, modelki czy muzyków z „pudelkowych” artykułów i wiem, że mają normalne domy jak każdy z nas, tworzą normalne związki, gotują normalne obiady, wynoszą śmieci czy chodzą na zakupy do Biedronki. Ja też robię zakupy w Biedronce (śmiech). To jest normalne życie, nie oszukujmy się. Jak widzę ludzi na ściankach, którzy wymyślają jakieś bzdury i ściemy, by zrobić dobre wrażenie, to aż nie mam słów na takie zachowanie. Znam prywatnie wielu wspaniałych aktorów z „wysokiej półki” i żyją poprostu. To, co pokazuje portal plotkarski, to jest dla mnie oszustwo. Tak, oni mają więcej pieniędzy i mogą sobie na więcej pozwolić, ale nie tak, jak to jest pokazywane w internecie. Z drugiej strony osobiście znam ludzi, którzy chodzą od lokalu do lokalu i uwielbiają pozować na ściankach, ale takich osób wśród moich przyjaciół nie ma.
Jaką najdziwniejszą plotkę na swój temat słyszałaś? Czy rodzina kiedykolwiek dzwoniła do ciebie z pytaniami o to, co rzekomo zrobiłaś czy masz ich pełne zaufanie?
No niestety, czasem tak bywa, że ktoś z rodziny czy znajomych coś przeczyta na mój temat w portalu plotkarskim i ma już swoje wyobrażenie na mój temat. O mnie się raczej nie plotkuje, bo nie daję powodów ku temu. Miałam moment fascynacji ściankami kiedyś, ale teraz nie chodzę w takie miejsca. Dla mnie ścianka to jest naprawdę stres. Nawet teraz, jak pomyślę o premierze drugiej części „Planety” to już jestem lekko przerażona. Staram się panować nad tym, co komu mówię. Kiedyś zrobiłam taki mały eksperyment, puściłam o sobie plotkę i powiedziałam to pewnej aktorce. I tylko jej to powiedziałam. I to konkretnie od niej poleciało w świat, więc się przekonałam dosłownie, jak to z plotkami bywa.
Czy kiedykolwiek zapomniałaś roli? Co się wtedy robi? Czy są jakieś techniki do zapamiętania często długiego tekstu?
Oj, często zapominam tekstów, bo bywa, że w rolę wchodzę z dnia na dzień. Bywa też, że mieszają mi się plany, bo jest tak dużo pracy i wtedy jest powtórka. Ja jestem roztrzepaniec i mam ADHD (śmiech). Uczę się oczywiście tekstu na pamięć, ale bywa, że czegoś zapomnę. Mój ukochany często ze mną czyta tekst na plan. Proszę też o pomoc kogoś z rodziny.
Kogo mam pod ręką to go proszę, by mnie przepytał. Metody do nauczenia się większej partii tekstu jako takiej to nie mam. Uczę się go po prostu, czytając wiele razy.
Jakie aspekty aktorstwa pomagają/przeszkadzają w „prawdziwym życiu”?
Dla mnie przeszkodą jest ta rozpoznawalność w życiu prywatnym. Zdarza się czasem, że ludzie podchodzą i mówią, że mnie znają choć to nieprawda i to jest trochę nieprzyjemne i mnie krępuje, i stresuje. Tylko właśnie to w tym zawodzie bym chciała wyeliminować.
Co byś mogła zrobić dla roli a czego na pewno nie (ogolenie głowy, schudnięcie/przytycie…)?
Takie rzeczy są normalne. Do „Planety” musiałam trochę schudnąć, bo trochę się zrobiłam pulchniejsza. To znaczy, nikt mi tego nie powiedział na głos, ja sama tak postanowiłam, ale wiedziałam, że nie mogę być tam kulką (śmiech). Z drugiej strony wiem, że teraz nastolatki mają troszkę ciałka i są pulchniejsze i to jest całkiem sexy, ale jednak miałam trochę inny obraz siebie w tej produkcji. A głowę bym bardzo chętnie ogoliła! Od lat farbuję włosy do roli więc może by je to trochę wzmocniło (śmiech).
Co robisz, gdy wychodzi zmęczenie po wielogodzinnych próbach, jak się wtedy regenerujesz?
Na pewno długa kąpiel w wannie, relaks, dobre jedzenie po kąpieli. Czytam książki, oglądam coś. Na pewno odpoczywam w spokoju. Ja jestem jeszcze młoda, więc się szybko regeneruję, aczkolwiek po bardzo intensywnej pracy na planie „Planety” przyszło zmęczenie. Czasem pójdę na jakąś imprezę, ale raczej staram się wypoczywać.
Ja też wychodzę z założenia, że kiedyś sobie będę dużo podróżować a teraz zajmuję się pracą i zarabianiem pieniędzy. W wolnej chwili lubię pojechać z moim ukochanym w spokojniejsze miejsce, by odpocząć wśród piękna przyrody i to naprawdę jest totalny reset.
Lubię jeździć po Polsce i tu wypoczywać. Lubię, gdy są wkoło moi przyjaciele, jakieś winko i tak na spokojnie i bez napięcia można pobyć ze sobą.
Miejsce, dom w którym przebywam, przynosi mi ukojenie i relaks. Zaczynaliśmy z boazerią i gumoleum, więc trochę czasu zajęło doprowadzenie go do takiego stanu, jakiego chciałam (śmiech).
Rozmawiała: Dagmara Wójcik – Jędrzejewska
Redakcja: Anna Chodacka – Penier, Aneta Zadroga
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.