EksMagazyn: Grafika, malarstwo, moda, projektowanie, wystrój wnętrz? Rozdzielasz jakoś te aktywności czy są to po prostu różne formy tego samego co ci siedzi w głowie? Którą z nich najbardziej się pasjonujesz?
Maggie Piu: Wszystko co robię w swoim życiu przeplata się jak włosy w warkoczu. Każda dyscyplina ma jednak swój czas. Nie projektuję wnętrz w wolnych chwilach tylko robię to dla pieniędzy. W wolnych chwilach maluję, ale architektura i sztuka zawsze były ze sobą powiązane, mam to szczęście że umiem jedno i drugie. Malarstwo jest moją miłością i pasją, bez niej byłabym nikim, chociaż przez kilka lat próbowałam się odkochać, wiem, że od przeznaczenia nie da się uciec. Pokornie wykonuję więc, w życiu rzeczy do których mam talent, pokornie też wykonuje rzeczy codzienne, których nie cierpię i nie mam do nich serca.
Kiedy maluje ci się najlepiej a kiedy najgorzej? Stoisz godzinami nad pustą kartką?
Paradoksalnie, jednocześnie, najlepiej i najgorzej maluję mi się w obecności moich dzieci. Nie jestem typem odludka, nie mam wyznaczonej pracowni, w której się zamykam, kocham jak za plecami jest jakiś ruch pod warunkiem, że każdy zajmuje się swoimi sprawami. „Mordor” jak mówi mój syn Jasiek, zaczyna się kiedy dzieci przypominają sobie o moim istnieniu, wtedy muszę moją wenę udusić i być matką, lokajem, koniem i czym tam jeszcze chcą. Z tego samego powodu nie siedzę przed płótnem, kartką z bezsilności i braku pomysłu, bo tyle jest spraw do ogarnięcia, że szkoda mi bezproduktywnie marnować czas i przejmować się chwilowym brakiem natchnienia.
Z której pracy malarskiej jesteś najbardziej dumna? A może nie rozpatrujesz swoich obrazów w takich kategoriach?
Zawsze, albo prawie zawsze ostatnia praca jest dla mnie najlepszą. Czas jednak weryfikuje wszystkie moje odczucia w tym względzie. Zawsze mam nadzieję, że ten obraz, który właśnie zaczynam będzie tym „naj”. Ale muszę przyznać, że dzięki blogowi, na którym umieszczam swoje obrazy, i który, od trzech lat, jest takim dziennikiem mojego życia twórczego, mogę ogarnąć jak wiele już stworzyłam, i czasami ogarnia mnie taka błogość i jestem dumna z całości prac i przedsięwzięć, które już wykonałam.
Co uważasz za swój największy dotychczasowy sukces?
Wciąż myślę, a nawet marzę, że mój największy sukces jeszcze przede mną. Samo słowo „sukces” nie należy do moich ulubionych. Mam jakiś wewnętrzny strach przed nadużywaniem tego słowa. To co się dzieje w moim życiu rozpatruje jako sinusoidę, na górze niby sukces na dole porażka. Sukces to dla mnie coś co się osiąga, i co trwa, a u mnie wciąż góra-dół. Oczywiście każde wzloty są dla mnie cenne, upadków nienawidzę. Mogę się chwalić wyróżnieniem we włoskim Vogue, czy wystawą we Lwowie, albo tysiącem osób w ciągu jednego dnia oglądających mój blog. Jest tych sukcesów sporo, wszystkie mają podobną wartość z perspektywy czasu. Najważniejszy jest sukces który właśnie trwa, więc w tej chwili może właśnie ten wywiad?
Jakie masz plany na najbliższą przyszłość, gdzie i co w twoim wykonaniu będzie można oglądać?
Do końca lipca zapraszam na wystawę we włocławskiej Galerii SK, to galeria zupełnie inna od tradycyjnych, galeria sztuki w galerii handlowej. To taki krok w kierunku ludzi, masowego odbioru, rezygnacji ze sztywnych, nobliwych pustych galerii na rzecz „ruchu” zwykłych odbiorców. Bardzo mi to odpowiada, bo uważam że sztuka jest dla każdego, sztuka może uczyć, może rozwijać, przynosić radość. Zresztą często wystawiam w miejscach gdzie pewnie wielu artystów bałoby się lub uważało za ujmę. Oczywiście jest w tym trochę profanacji, bo przecież nie wyobrażamy sobie obrazów Caravaggia na „fashion weeku” ale należy pamiętać że inaczej pojmuje i odbiera się sztukę artystów wciąż żyjących.
Sierpień natomiast będzie dla mnie bardzo roboczy, bo we wrześniu mam już w planie kilka inicjatyw. W Krakowie, wraz z Rafałem Simonidasem, Mistrzem świata w Muay Thai (to sztuka walki rodem z Tajlandii) będziemy robić tajlandzki happening. Na tę okazję maluję „MUAYTHAI LADY” inspirowaną kulturą Tajlandii. We wrześniu również, jadę ze „swoimi dziewczynami” z cyklu „ACUPICTURA PICTURA TATTO” (czyli inspirowanymi kulturami świata ) do Etno-chaty „Topolej” do Goleszowa na zachodzie Polski, gdzie przez tydzień będzie szereg imprez związanych z folklorem. Oczywiście ruszę też do Warszawy z obrazami – fashion, ale to jeszcze „zamglone” plany. Tak czy owak wszystkie aktualności wpisuję na swoją ścianę na oficjalnym profilu na FB (https://www.facebook.com/pages/Maggie-PIU-ART/512968012075046?fref=ts). Zapraszam wszystkich zainteresowanych!
Kiedy sprzedałaś pierwszy obraz? Co wtedy czułaś?
Tego nie pamiętam, ale mogę powiedzieć co czuję teraz (śmiech). Nie tęsknię za sprzedanymi obrazami, chociaż jest kilka, których żałuję. Każdy obraz maluję potencjalnie dla siebie, na swoje ściany, w swoim domu, wiec robię to z wielkim oddaniem. Czasami tylko zastanawiam się nad wartością za jaką je sprzedaje, czasami wydaje mi się, że zwyczajnie jest zbyt niska, to jedyny dylemat. Są obrazy, których nie sprzedam, zostawię dla dzieci. Z dawnych lat zostało mi zaledwie kilka grafik, których pożądają inni, ale one również pozostaną w kolekcji rodzinnej. Ogólnie czuję dumę gdy ktoś kupuje moje obrazy, to mnie uskrzydla dodaje sił, podnosi moją samoocenę i pomaga przeżyć (psychicznie i materialnie).
Czy malujesz na zamówienie?
Bywa, że malują portrety. Jeżeli ktoś chce mieć siebie „by Maggie Piu” musi jednak pogodzić się, że będzie to portret w moim stylu i ja tu określam reguły.
Czy masz mentora? Kogoś na kim się wzorujesz?
Kocham sztukę, oglądam albumy, chodzę na wystawy (w miarę możliwości) Szanuję starych Mistrzów: Caravaggio, Mantegna, van der Weyden, Mucha i wielu innych, ale nie wzoruję się na żadnym, albo przynajmniej mam taką nadzieję, że jestem jednak oryginalna.
Zzawyczaj artyści nienawidzą tego pytania, ale muszę je zadać. Co cię inspiruje, skąd bierzesz pomysły na swoje prace?
Cóż, to jeszcze nie jest najgorsze pytanie. Najbardziej artyści nie lubią być wkładani do jakiejś szuflady z innym artystą, ale to jest nieuniknione. Sama, oglądając twórczość kolegów, doszukuje się podobieństw, to chyba silniejsze od nas. Ale wracając do pytania, kiedyś gdy więcej rysowałam niż malowałam, byłam jak „palec boży”, siadałam przed kartką i po prostu malowałam bez opamiętania to co przyszło mi do głowy. To było cudowne uczucie. Dzisiaj maluję bardziej świadomie, to o wiele trudniejsze, bo czasami trudno nadążyć za swoimi myślami. Mam ogrom pomysłów na nowe obrazy, ale brakuje mi czasu by to realizować. Maluję seriami. Te serie, cykle, na które składa się po kilka obrazów są inspirowane czymś konkretnym. Tak powstała seria „ACUPICTURA PICTURA TATTO” obrazy, jak już wspominałam inspirowane kulturami świata, ale nie pojmowane wprost. Dlaczego podhalańska dziewczyna staje się gejszą? Bo w mojej głowie tak to właśnie się miesza. W ten sposób powstały również „SPIRITUS CELEBRITUS” czyli portrety sławnych pań, czy „MAŁGORZATA I MISTRZ”, gdzie na każdym obrazie była Małgorzata z jakimś elementem z obrazów znanych mistrzów, takich jak Dali czy Hokusai, albo „FASHION GAMES” obrazy inspirowane światem mody. Mogłabym mnożyć te przykłady, a ile więcej mam jeszcze w głowie… Gdybym miała ogólnie odpowiedzieć na pytanie, co jest moją inspiracją, to jest nią kobieta – jej życie, ubranie, marzenia, uczucia, itd. Z każdym nowym rokiem myślę sobie o tematyce malarskiej na dany rok, o myśli przewodniej. Życie później weryfikuje te plany
Czy malujesz coś czasem tylko dla siebie, od razu z zamiarem, że nie pokażesz tego światu?
Nie. Mimo że maluję przede wszystkim dla siebie, ale jednak z opcją pokazania ich światu, chyba że są to jakieś sprośne rysunki, które mogły by wprowadzić w zakłopotanie mnie i oglądającego, takie chowam do szuflady…
Rozmawiała: Anna Chodacka
Maggie Piu (Małgorzata Bieniek-Strączek), absolwentka wydz. Architektury Politechniki Krakowskiej. Tworzy i prowadzi pracownię projektowania wnętrz w Krakowie. Pisze trzy blogi: o modzie, o sztuce i o architekturze. Ma w dorobku ponad 20 indywidualnych wystaw. Publikowała swoje rysunki w „Fantastyce”, „Odrze”, „Góry i alpinizm”, była ilustratorką w magazynie „Gentelman”. Jej rysunki ozdobiły książkę J.T. Gierlińskiego „Pustka intymnych ucieczek”. W 2003 roku była jedną z dwunastu kobiet wybranych z całej Polski w akcji „Twojego Stylu” – „Ja Kobieta- najbardziej kobiece Polki” zakwalifikowana tam jako Dama XXI wieku, pisano o niej jako o „…emisariuszce piękna i kultury…”. Ś.p. Profesor Wiktor Zin, znany polski rysownik i znawca sztuki, po jednej z jej wystaw napisał : „…jestem zachwycony zaprezentowanymi na wystawie rysunkami pani Małgorzaty Bieniek, olbrzymi talent, elegancja przedstawionych form, precyzja i świadomość celu…”. W 2009 roku zdobyła pierwsze miejsce na Warsaw Fashion Week. W 2011 roku wystawiała swoje prace na pierwszej edycji Street of Design w Warszawie.Maluje od lat choć z przerwami. Jej grafika i malarstwo mieszczące się w secesyjnej estetyce sprzeczności jest połączeniem wizji kobiety ‘art nouveau’ ze współcześnie surrealistyczną wizją kobiecego ciała. Charakteryzuje się bogatą ornamentyką i precyzją detalu.
CytujSkomentuj
Byłam niedawno na jednym evencie, gdzie miałam okazję zobaczyć prace tej pani i powiem, że bardzo mi się podobają, są pełne życia i emocji, przec co wydają się takie prawdziwe! Brawo, oby więcej takich artystów!
CytujSkomentuj
Bardzo atrakcyjna wizualnie artystka, oby takich więcej!