Pani Moniko, prawo to coś, na czym przeciętny Kowalski praktycznie nie zna się w ogóle. Coś, co nas zwykle przeraża. Skąd pani fascynacja tą branżą, zwieńczona studiami i ostatecznie własną kancelarią?
Monika Spieler, adwokat, mediator: Gdy wybierałam kierunek studiów wcale nie było oczywiste, że będzie to prawo. I moje pierwsze kroki w Akademii postawiłam na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Szczecińskiego. Tematyka zajęć była fascynująca, zgodna z moimi zainteresowaniami, m.in. literatura antyczna, historia sztuki i poetyka, na której prowadzący odkrył mój talent do wielopłaszczyznowego interpretowania, wydawać by się mogło jednoznacznych wersów. Otwierała się przede mną perspektywa pozostania na Uczelni. Jednakże dla mnie stawało się coraz bardziej oczywiste, że chcę zawodowo wpływać na losy ludzi, przyczyniać się do ich dobrostanu.
Wybrałam Prawo w malowniczo usytuowanym mieście nad Wisłą, Toruniu. Początki nie były łatwe… Zetknięcie się ze ściśle określoną strukturą, formalizmem. Trudno mi było wyobrazić sobie wówczas, jak poszczególne zespoły reguł mogą odnosić się do często nieuporządkowanego i nieprzewidywalnego życia konkretnych ludzi. Równocześnie rozpoczęłam studia na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, które miło wspominam, a niektóre przyjaźnie przetrwały próbę czasu i odległości. Wciąż jednak nie było dla mnie pewne, że będę wykonywać zawód prawnika, natomiast wykształcenie prawnicze oceniałam jako przydatne bez względu na dalszą drogę w życiu.
Rozważałam przyszłość reżysera… Jeszcze przed uzyskaniem dyplomu prawnika wzięłam udział w warsztatach dla przyszłych reżyserów w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi i umówiłam się na rozmowę indywidualną z Wojciechem Hasem. Wymiana zdań była ekscytująca, o blaskach i cieniach zawodu reżysera w Polsce. Do dziś pamiętam anegdotę o tym, jak ważkim argumentem okazała się moja postura… W owym czasie dość eteryczna. Wojciech Has przekonywał mnie, że bez względu na deszcz, grad czy wiatr, niekiedy będę musiała wziąć kamerę na swoje barki. Z uśmiechem wspominam z kolei gorące zachęty i roztaczanie przede mną świetlanej przyszłości w świecie aktorskim. Nie wzbudziły one mojego entuzjazmu.
Ostatecznie podjęłam decyzję, że zawodowo będę zajmować się prawem i na tym polu dam upust kreatywności. Konsekwentnie zdałam pozytywnie egzamin, najpierw na aplikację sędziowską, a następnie adwokacką. Jednakże to w zawodzie adwokata widziałam największą szansę dla siebie, w postaci możliwości ciągłego rozwoju, pomagania innym i działania w słusznej sprawie, ciesząc się przy tym niezależnością.
Wybór drogi zawodowej okazał się strzałem w dziesiątkę. Uczestniczenie w procesie stosowania prawa na sali sądowej okazało się o niebo ciekawsze, niż uczenie się definicji i przepisów kodeksów na studiach. Mając wzorce głównie z filmów, aktywnych, walecznych prawników amerykańskich, zaczęłam wprowadzać je do swoich praktyk zawodowych jeszcze na aplikacji, wzbudzając tym kontrowersje w środowisku. Naturalnym następstwem obranej drogi było stworzenie własnej kancelarii adwokackiej początkowo w Toruniu, a teraz w stolicy.
Co pani najbardziej lubi w swojej pracy ?
W pracy adwokata fascynuje mnie obmyślanie taktyki. Dotyczy to głównie złożonych spraw rodzinnych czy karnych, gdzie odpowiednia interpretacja i wykorzystanie niekiedy dosłownie kilku słów świadka, czy nieścisłości w opinii biegłego, a następnie przekonanie sędziego do stanowiska klienta może zaważyć na treści wyroku. Gdybyśmy miały możliwość porozmawiania dłużej opowiedziałabym o kilku moich niezwykłych sprawach, które na wstępie wydawały się beznadziejne, np. z rozbudowanym zarzutem, fachowo nazywamy to zbiegiem przepisów czy z wielością zarzutów karnych bądź dyscyplinarnych, a kończyły się wygraną. Wówczas praca polega na analizie zebranego już przez organ prowadzący postępowanie materiału dowodowego, przygotowanie i zadawanie odpowiednich pytań świadkom i co najważniejsze zwrócenie uwagi sądu na najistotniejsze argumenty przemawiające na korzyść klienta. Przy skomplikowanych sprawach jest to proces rozłożony na miesiące lub nawet lata. To niczym tkanie kilimu z różnobarwnych splotów. W sprawach karnych, często doprowadzam do tego, żeby klient przekonał mnie w zaciszu kancelarii o swojej niewinności, wypytuję o najdrobniejsze szczegóły. Wówczas zdecydowanie łatwiej jest mi przekonać sędziego do racji klienta.
W mojej pracy lubię również możliwość rozwoju. Właściwie nie zdarzają się identyczne sprawy, nie mówię o najprostszych pozwach o zapłatę.
Z wielką przyjemnością podnoszę swoje kompetencje, szczególnie w obszarach, które mnie najbardziej interesują. Z racji fascynacji mózgiem, psychiką i emocjami zdobyłam dyplom psychologa w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Jestem również absolwentką Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego z zakresu Prawa Własności Intelektualnej w ramach Studiów Podyplomowych oraz Uczelni Łazarskiego w Warszawie kierunek Neuro – Przywództwo. Chętnie też włączam techniki z warsztatów rozwojowych, w których biorę udział do pracy z klientem, aby uatrakcyjnić ofertę kancelarii, jak przykładowo styl prowokatywny rozwinięty przez Franka Farrelly’ego ułatwiający wyjście poza ramy rutynowego myślenia, postrzegania i działania m.in. dzięki humorystycznym przerysowaniom czy kreatywności.
Niewątpliwym wzbogaceniem katalogu usług kancelarii okazało się rozszerzenie jej działalności na usługi z zakresu mediacji. Nastąpiło to po ukończeniu przez mnie odpowiedniego szkolenia dla Adwokatów i uzyskaniu wpisu na listę mediatorów Centrum Mediacyjnego przy Naczelnej Radzie Adwokackiej oraz na listy stałych mediatorów Sądu Okręgowego w Warszawie i Sądu Okręgowego dla Warszawy – Pragi w Warszawie prowadzone przez Prezesów tych sądów.
Inspiracją do zgłębiania mediacji i podejmowania działań, żeby ją rozpowszechniać stały się wnioski z dziesiątek rozmów z klientami, w których niejednokrotnie odznaczały się: potrzeba pojednania ze stroną przeciwną bądź brak radości z wygranej. W mediacji nie ma bowiem przegranych. Strony czynią sobie wzajemne ustępstwa i kształtują wynik prowadzonych rozmów w postaci ugody w najdrobniejszym szczególe.
Mediator moderuje ten proces, wspiera w formułowaniu propozycji, ułatwia komunikację. Na prośbę stron może zaproponować sposób rozwiązania sporu. W tej formule nie ma sztywnych reguł. Uczestnicy mogą opowiedzieć o swoich emocjach, o tym jak rozumieją sytuację, jej tło, uwarunkowania, o konsekwencjach dokonania poszczególnych wyborów, kwestiach powiązanych. Zawierając ugodę przed mediatorem często kończą wieloletni konflikt, poprawiają relacje, budują platformę porozumienia na przyszłość. Ugoda zawarta przed mediatorem, po jej zatwierdzeniu przez sąd, ma moc prawną ugody zawartej przed sądem. Jeśli sąd zatwierdzi ją przez nadanie klauzuli wykonalności, jest tytułem wykonawczym.
Jakie cechy charakteru pomagają w prowadzeniu firmy? A co w tym najbardziej przeszkadza?
W prowadzeniu kancelarii zdecydowanie pomagają: wytrwałość, przyjmowanie ze spokojem pojawiających się niekiedy przeszkód, umiejętność pracy nad kilkoma projektami i sprawami równocześnie, analizowanie wielu szczegółów, przewidywanie, elastyczność w myśleniu, pracowitość, postrzeganie zagadnień w różnych kontekstach, umiejętności interpersonalne, dbanie o rozwój. Ważna jest wizja tego, co chcemy osiągnąć i konsekwencja w dążeniu do celu.
Nie wyobrażam sobie wykonywania zawodu zarówno adwokata, jak i mediatora bez lubienia ludzi, akceptacji słabości, życiowych potknięć, odczuwania przyjemności w spotkaniach, słuchaniu i rozmowach. Istotne jest dogłębne rozumienie, dlaczego klienci do mnie przychodzą i co możemy razem uzyskać.
A co przeszkadza? To co jest atutem może być zarazem utrudnieniem, jak zwracanie uwagi na szczegóły. W połączeniu ze skłonnościami do perfekcjonizmu przy redagowaniu pism może okazać się zmorą… Musiałam nauczyć się w odpowiednim momencie przekazywać opracowane koncepcyjnie pisma aplikantowi do dokończenia. Wciąż jeszcze zbyt wiele obowiązków biorę na siebie. Ponadto, jeśli się dużo wymaga od siebie, wymaga się też od innych. I muszę przyznać się do właściwości, która utrudnia życie i zawodowe i prywatne, a jest nią niecierpliwość.
Jakimi zasadami kieruje się pani w pracy?
Wykonywanie zawodu adwokata i mediatora łączy się nierozerwalnie z przestrzeganiem zasad etyki zawodowej. Najistotniejszymi są dla mnie zachowywanie w tajemnicy wszelkich kwestii, które w związku z prowadzeniem sprawy powierzył klient, uczciwość, przygotowanie merytoryczne.
Jako adwokat działam w interesie klienta. Z kolei jako mediator jestem bezstronna i neutralna, moja rola przestaje być pierwszoplanowa, stwarzam przestrzeń do rozmów, podsuwam pomysły. Oczywiście tych funkcji nie łączy się w jednej sprawie.
Poza zasadami wynikającymi ze specyfiki zawodu mam wewnętrzną potrzebę występowania w słusznej sprawie, dążenia do łagodzenia antagonizmów oraz głęboko zakorzenione poczucie sprawiedliwości i jedności.
Gdyby miała pani wymienić swoje największe motywacje, co by to było?
W pracy motywuje mnie dobrze wykonane zadanie, rezultat, kiedy wiem, że mając do dyspozycji określone środki wykorzystuję je najlepiej, jak to możliwe, zatem dążenie do satysfakcji.
Nie do przecenienia jest współpraca klienta. Gdy klient jest mocno zaangażowany i przekazuje niezbędne dane, a ja wiedzę, techniki, doświadczenie, cały profesjonalny entourage, efekty mogą być spektakularne. W szerszym kontekście motywujące są: rozwój, samorealizacja, zbieranie nowych doświadczeń.
Z kim pani najczęściej pracuje i z jakimi problemami zwracają się do pani klienci?
Różnorodność spraw kancelarii adwokackiej i mediacyjnej jest duża. Najczęściej zgłaszają się do mnie klienci w sprawach rodzinnych, zwłaszcza rozwodowych, karnych, cywilnych z zakresu ochrony dóbr osobistych czy prawa autorskiego bądź wykonania umów takich jak zlecenie, najem, umowa o dzieło, darowizna, roboty budowlane, dożywocie. Niekiedy potrzebę zajęcia się daną kategorią spraw kreuje rynek. Kilka lat temu zgłosiła się do mnie grupa osób, którym organ rentowy odmówił prawa do wcześniejszej emerytury. Były to osoby starsze, czujące się nieporadnie w sądzie. Opowiadały, że mają trudność ze znalezieniem prawnika, który podjąłby się prowadzenia sprawy przeciwko ZUS-owi. Zgodziłam się na reprezentację przed sądem, większość z tych osób uzyskała wcześniejsze emerytury, po czasie przybyło nowych klientów z podobnymi sprawami.
Nie boję się wyzwań. Jakiś czas temu umówił się ze mną na spotkanie podmiot z zapotrzebowaniem, żebym sporządziła pozew w postępowaniu grupowym o zapłatę, obejmujący ponad dwieście osób, dotyczący waloryzacji uposażeń służb mundurowych. Było to nie lada wyzwanie merytoryczne i logistyczne, biorąc pod uwagę ściśle określony katalog spraw, w których pozew w tym trybie może być złożony, specyfikę postępowania z zakresu prawa pracy, liczbę uczestników. Wcześniej pozwów we wskazanym trybie, dotyczący takiej materii jeszcze nie było, pojawiły się głosy w doktrynie, w mediach, że jest to przedsięwzięcie skazane na porażkę. Tymczasem zainteresowanie wyraziły jeszcze dwie formacje mundurowe. Entuzjazm we mnie ani w klientach nie malał, obliczenia księgowe wykonała współpracująca kancelaria z rozbudowanym działem księgowym i złożyliśmy trzy pozwy odpowiednio dla każdej z formacji. Rzeczywiście sądy pierwszej instancji nie były przychylne, w drugiej pojawiły się stanowiska rozbieżne, jednakże nawet przez chwilę nie zwątpiłam w siłę wskazywanych w pozwach argumentów. Najwytrwalsi okazali się funkcjonariusze Straży Granicznej, którzy stworzyli najliczniejsze podgrupy, niemalże czterysta osób. W imieniu reprezentanta grupy złożyłam skargę kasacyjną. Pod koniec kwietnia tego roku Sąd Najwyższy usunął jakiekolwiek wątpliwości, uznał za trafne zarzuty skargi kasacyjnej i postanowił o rozpoznaniu pozwu w postępowaniu grupowym. Takie chwile w działalności zawodowej cieszą najbardziej.
Czy świat prawa jest zmaskulinizowany? Jak radzi sobie w nim kobieta?
Nie odczuwam dominacji mężczyzn na polu zawodowym. Wśród adwokatów, sędziów i prokuratorów jest coraz więcej kobiet, nie ustępują w niczym mężczyznom. Do tej pory nie spotkałam się w pracy z przejawem dyskryminacji czy złego potraktowania z tego powodu, że jestem kobietą. Jest to zawód, w którym wiedza i kompetencje są kluczowe.
Nie jest jednak na tym polu doskonale.
Prawniczki mają te same bolączki, jak kobiety w innych branżach. Za tą samą pracę oraz przy tych samych umiejętnościach i wykształceniu kobietom proponuje się wciąż niższe stawki niż mężczyznom. Trudniej też kobietom objąć najwyższe funkcje np. w organach samorządu zawodowego, mimo posiadania porównywalnych do mężczyzn kompetencji.
Na pewno nie można się poddawać czy godzić na taki stan rzeczy, raczej wspierać się wzajemnie w dążeniach, przełamywać stereotypy, oczekiwać traktowania takiego samego jak mężczyzn, pod każdym względem w przestrzeni zawodowej.
Jak godzi pani biznes z życiem prywatnym? Jakieś wskazówki dla tych, którzy mają z tym problem?
Ech… (śmiech). Nie wiem, czy godzę, należałoby zapytać o to moich najbliższych. Mam nadzieję, że zaangażowanie i jakość działań, jakie podejmuję na polu prywatnym rekompensują moje jednak dość intensywne życie zawodowe. Na przestrzeni lat wypracowałam zasadę, która jak dotąd świetnie się sprawdza. Oddzielam grubą kreską kwestie zawodowe od prywatnych. Mam na myśli to, że nie opowiadam przykładowo stanów faktycznych spraw, które w danej chwili prowadzę. Robię tak, żeby nie przeżywać ich ponownie w domu, lecz ponadto żeby zregenerować się podejmując inne aktywności jak wspólne oglądanie filmów, sztuk teatralnych, czy wysłuchanie koncertu.
Wiem, że jest pani osobą o wielu talentach. Poza prawem fascynuje panią między innymi muzyka. Proszę nam opowiedzieć o swojej drugiej twarzy.
Pasji mam wiele. Nie wszystkie jeszcze doczekały się odpowiedniej przestrzeni na rozwój. Uwielbiam malować i najwięcej poświęcałam się tej sztuce w szkole średniej. Malowanie wymaga dużego zaangażowania czasowego i skupienia, marzę o tym, żeby do niego powrócić.
Wiele przyjemności sprawia mi podróżowanie i poznawanie innych kultur, zwyczajów, smaków. Staram się przynajmniej raz w roku pojechać na dłużej w zakątek, w którym jeszcze nie byłam. Lubię też pisać… Na razie do szuflady. A muzyka… Tak, nie dało się bez niej żyć. W czasach gimnazjalnych brałam udział w przeglądach poezji śpiewanej. Później była przerwa, jak wspomniałam na zdobywanie szlifów zawodowych. Jakiś czas temu wybrałam się na warsztat wokalny w Warszawie. Poznałam grupę fascynatów muzyki i śpiewania. Organizujemy cykliczne koncerty, nagrywamy płyty, cieszymy się taką formą spędzania czasu.
Opracowywanie piosenki jest jak tworzenie roli teatralnej lub filmowej. Nie wszystkie słowa, emocje są nam bliskie od razu, poszukujemy w sobie, w innych, podpatrujemy. Niekiedy trzeba na wstępie zagrać, lecz najlepiej konkretną emocję odnaleźć w sobie bądź nauczyć się jej, wtedy jest autentycznie.
Czy to jest druga twarz ? Jesteśmy całością, tylko w różnych rolach w zależności od sytuacji. Im dłużej śpiewam, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że zyskują na tym moi klienci. Więcej bowiem stanów, barw emocji doświadczam, nawet takich, których w swoim życiu nie miałabym okazji doznać. Dzięki temu jeszcze lepiej rozumiem klientów, rozwijam empatię. Taki trening dla prawnika jest przydatny, gdyż na co dzień obowiązuje nas etykieta sądowa, z właściwą dla niej powściągliwością emocjonalną.
Jaka jest pani własna definicja sukcesu?
Dla mnie sukcesem jest realizowanie swojego potencjału, zmierzanie do obranego celu, spełnianie marzeń, podejmowanie działań zgodnych z naszymi wartościami, wykonywanie pracy dającej satysfakcję.
Ważne jest też dla mnie zachowanie równowagi między życiem zawodowym i prywatnym, stwarzanie przestrzeni na rozwój pasji, rozwój duchowy, a zarazem dbanie o zdrowie i kondycję fizyczną. W tym ostatnim zakresie od wielu lat ćwiczę Tai chi i Chi kung, medytuję, dzięki temu staram się harmonizować wszystkie te sfery.
Gdyby mogła pani spotkać się z kimkolwiek, kto jest dla pani autorytetem, kto by to był i dlaczego akurat ta osoba?
To osobiste pytanie. Może wzbudzę zdziwienie, najchętniej spotkałabym się z Jezusem, Buddą i moją babcią Stanisławą Oder. Jezus jest mi bliski ze względu na wyznanie. Interesująca byłaby wymiana poglądów o wdrażaniu w życie prawd wiary we współczesnych czasach, kondycji Kościoła i prawach uniwersalnych. Budda stworzył niesamowity system ukazujący drogę do oświecenia oparty na podstawach teoretycznych (Cztery Szlachetne Prawdy) i praktycznych (Szlachetna Ośmioraka Ścieżka), podkreślający wagę rozumienia i odpowiedniego postępowania. Fascynuje mnie szukanie podobieństw w religiach, systemach filozoficznych i nauce. Pamiętam, w szkole średniej w ramach olimpiady filozoficznej napisałam pracę o Początku i Końcu na gruncie tych trzech wspomnianych obszarów, która została wysoko oceniona. Jeśli chodzi o moją babcię, jest dla mnie ważną postacią, intensywnie obecną w moim życiu od wczesnego dzieciństwa. Podpatrywałam, jak traktuje innych i jakimi zasadami się kieruje. Była bardzo mądrą kobietą, szukała rozwiązań dobrych dla jak największej liczby osób, miejscowi zwracali się do niej o radę, uwrażliwiała na sytuację drugiego człowieka. Wymieniłam autorytety, jednakże uważam, że od każdej napotkanej osoby możemy się czegoś nauczyć, dlatego warto być uważnym.
Pani rada dla każdej kobiety, która myśli o własnej firmie?
Każdej kobiecie rekomenduję wiarę we własne możliwości, podejmowanie wyzwań, nie zrażanie się porażkami, jeśli się pojawią i traktowanie ich jako naturalnej składowej dążenia do celu, ponadto poznawanie siebie na wielu płaszczyznach, żeby zmierzać we właściwym kierunku.
Polecam wykorzystywanie potencjału, tworzenie siebie, własnej marki oraz indywidualnego stylu pracy bez względu na obszar działalności, reżyserowanie swojego życia…
Życzę kobietom z całego serca umiejętności rozpoznawania pragnień i przekuwania ich w sukces.
Rozmawiała: Dagmara Wójcik – Jędrzejewska
Redakcja: Anna Chodacka – Penier, Aneta Zadroga
Niniejszy materiał pochodzi z E-booka „Akcja 100 na 100. Wybitne Polki”, do przeczytania tu (Uwaga! E-book jest DARMOWY!):
CytujSkomentuj
Kobieta-torpeda widać, że się spełnia jako prawnik i artysta zarazem. Prawo jest tak szeroką dziedziną, z tyloma niuansami, że naprawdę trzeba być i na bieżąco z przepisami, które się pewnie też zmieniają i mieć plan na daną pracę. Myślę jednak, że Pani Monice się to świetnie udaje i życzę kolejnych sukcesów oraz nowych projektów!