EksMagazyn: Na jakim sprzęcie pani pracuje? Na którym z nich, pracuje się pani najlepiej?
Róża Sampolińska – Bailey: Swoją pasję odkryłam dzięki technologii cyfrowej. Czyli trochę od końca. Szybko jednak odkryłam magię fotografii analogowej, w szczególności średniego formatu. Obecnie fotografuję Nikonem D700, natomiast analogowo – Hasselbladem (średni format). Uwielbiam magię fotografii analogowej, to w jaki sposób uczy ona szacunku do kadru. Fotografia cyfrowa pozwala na dużo więcej pomyłek. Praca na filmie zdecydowanie mniej. Klatek jest tylko 12, a film i wywołanie kosztują. Przekładam ten szacunek również na fotografie cyfrową. Na początku swojej drogi podczas sesji robiłam 700 a nawet 1000 zdjęć! Teraz – 70-100. Pstryknięcie dwudziesty raz tego samego kadru nic nie zmieni. Jedynie szybciej zużyje migawkę. Reasumując – to fotografia analogowa daje mi najwięcej satysfakcji i jest dla mnie zawsze ogromną frajdą.
Ostatnio zmieniła pani miejsce zamieszkania, na zupełnie inny kontynent. Na podstawie swoich doświadczeń, co może pani powiedzieć – czym różni się praca przy sesji zdjęciowej w USA od tej w Polsce?
Największą różnicę między Polską a Ameryką zauważyłam w podejściu do pracy fotografa. Tutaj docenia się talent, umiejętności i czas. To prawda, że Ameryka to miejsce, w którym talent i ciężka praca przynoszą wymierne efekty. Pod tym względem jest mi tu o wiele łatwiej.
Woli pani fotografować we wnętrzach, w studio czy też w plenerze?
Moim znakiem rozpoznawczym jest gra światłem. Uwielbiam pracę w studio, gdzie mogę się w tej materii spełnić. Jednak najbardziej lubię fotografować we wnętrzach, gdzie mogę mieszać światło zastane z lampami studyjnymi, osiągając ciekawe efekty. Plener ulubiłam sobie szczególnie w fotografii analogowej.
Najbardziej inspirujący model/modelka, który/która stanęła przed pani obiektywem?
Miałam to szczęście, że do tej pory znalazłam takich osób kilka. Jednak moją najukochańszą modelką była Karolina Wianecka, z którą stworzyłyśmy wiele sesji, wiele metamorfoz i pięknych fotografii. Karolina oprócz przepięknych rysów twarzy jest również piękna duchem i szczerze za nią tu w Ameryce tęsknię.
Podobno jest pani człowiekiem orkiestrą. Sama pani pomaluje, ustawi sobie światło i sfotografuje?
Tak było i czasem nadal jest (śmiech). Byłam trochę „Zosią Samosią”. Po prostu lubię mieć wszystko pod kontrolą. Stwórca obdarzył mnie nie tylko talentem fotograficznym, ale również zdolnościami manualnymi. Sama pomaluję, ułożę fryzurę, ustylizuję. Sprawia mi to ogromną przyjemność. Wynika to też poniekąd stąd, że lubię intymną atmosferę w trakcie pracy. Tylko ja i model/modelka. Jednak w przypadku sesji komercyjnych nad sesją pracuje cały sztab ludzi i kameralna atmosfera jest nieosiągalna. Po przyjeździe do Stanów postanowiłam dać szansę innym (śmiech). Nawiązałam współpracę ze świetną makijażystką, Bethany Garita, która malowała do większości moich sesji na nowym kontynencie.
Nawiązując do starszych prac, ma pani na swoim koncie sesje zdjęciowe ze znanymi osobami, m.in. z Andrzejem Grabowskim czy Justyną Steczkowską. Z kim się pani najlepiej pracowało i dlaczego?
Sesje, o których pani wspomniała różnią się jak dzień i noc. Dwie sesje z p. Andrzejem Grabowskim trwały po 15 minut każda, z dwóch powodów: odbyły się one w przerwach do prób teatralnych, a drugi powód – pan Andrzej nie przepada za obiektywem. Sesja z Justyną Steczkowską to duże i wielogodzinne przedsięwzięcie, przygotowywane przeze mnie i przez moją makijażystkę Joannę Wolff przez kilka tygodni. Stroje do sesji zawdzięczamy znanym polskim projektantom, m.in.: Kamili Gawrońskiej, Elli Gajewskiej, Joannie Hawrot, Agnieszce Sordyl, marce Fulara&Żywczyk, Green Funky, i innym. Sesja odbyła się w przepięknych wnętrzach Hotelu Starego w Krakowie. Justyna jest profesjonalistką nie tylko na scenie. To świadoma modelka i piękna kobieta. Nie oznacza to, że jest łatwa we współpracy. Sesja była długa i męcząca, jednak przyniosła piękne efekty.
Sama również staje pani czasem przed obiektywem
Tak. Czasem gdy nachodzi mnie wena, a modela pod ręką brak – tworzę autoportrety. Lub staję przed obiektywem podziwianych przeze mnie fotografów, jak Arkadiusz Branicki vel Alosza.
Czy ma pani wzór, mentora w fotografii, na którym się wzoruje czy też inspiruje?
W wielu mistrzach znajduję inspiracje. Niezmiennie podziwiam takie osobowości fotograficzne jak: Irving Penn, Richard Avedon, Peter Lindbergh, Mario Testino, Jousuf Karsh.
Z jakim typem człowieka najbardziej lubi pani pracować na sesji zdjęciowej?
Lubię silne osobowości, kobiety i mężczyzn świadomych swojego ciała, umiejących kierować nim w pożądany przeze mnie sposób. Uwielbiam pracować z ludźmi pełnymi pasji do tego, co robią, szanującymi swój i mój czas, a przede wszystkim ufającymi moim wizjom.
Co ma pani w planach na przyszłość zawodową? Jakie pani zdjęcia będzie można niedługo obejrzeć?
Do tej pory mieszkałam na południu USA, w Luizjanie. Niedawno przeprowadziliśmy się do najpiękniejszego stanu – Colorado. Mieszkamy niedaleko Denver. Tu mamy plan zapuścić korzenie na dłużej i z tym pięknym miejscem wiążę swoje plany zawodowe. Niebawem rozpocznę pracę na planach filmowych kilku znanych produkcji, co mam nadzieję pomoże mi szybko rozwinąć tu skrzydła. W najbliższych planach jest moja pierwsza amerykańska wystawa w galerii i seria warsztatów fotografii portretowej. Nowości fotograficzne można śledzić na moim fanpage’u www.facebook.com/rozasampolinskaphotography
Rozmawiała: Anna Chodacka
Na jakim sprzęcie pani pracuje? Na którym z nich, pracuje się pani najlepiej?
Swoją pasję odkryłam dzięki technologii cyfrowej. Czyli trochę od końca. Szybko jednak odkryłam magię fotografii analogowej, w szczególności średniego formatu. Obecnie fotografuję Nikonem D700, natomiast analogowo – Hasselbladem (średni format). Uwielbiam magię fotografii analogowej, to w jaki sposób uczy ona szacunku do kadru. Fotografia cyfrowa pozwala na dużo więcej pomyłek. Praca na filmie zdecydowanie mniej. Klatek jest tylko 12, a film i wywołanie kosztują. Przekładam ten szacunek również na fotografie cyfrową. Na początku swojej drogi podczas sesji robiłam 700 a nawet 1000 zdjęć! Teraz – 70-100. Pstryknięcie dwudziesty raz tego samego kadru nic nie zmieni. Jedynie szybciej zużyje migawkę. Reasumując – to fotografia analogowa daje mi najwięcej satysfakcji i jest dla mnie zawsze ogromną frajdą.
Ostatnio zmieniła pani miejsce zamieszkania, na zupełnie inny kontynent. Na podstawie swoich doświadczeń, co może pani powiedzieć – czym różni się praca przy sesji zdjęciowej w USA od tej w Polsce?
Największą różnicę między Polską a Ameryką zauważyłam w podejściu do pracy fotografa. Tutaj docenia się talent, umiejętności i czas. To prawda, że Ameryka to miejsce, w którym talent i ciężka praca przynoszą wymierne efekty. Pod tym względem jest mi tu o wiele łatwiej.
Woli Pani fotografować we wnętrzach, w studio czy też w plenerze?
Moim znakiem rozpoznawczym jest gra światłem. Uwielbiam pracę w studio, gdzie mogę się w tej materii spełnić. Jednak najbardziej lubię fotografować we wnętrzach, gdzie mogę mieszać światło zastane z lampami studyjnymi, osiągając ciekawe efekty. Plener ulubiłam sobie szczególnie w fotografii analogowej.
Najbardziej inspirujący model/modelka, który/która stanęła przed pani obiektywem?
Miałam to szczęście, że do tej pory znalazłam takich osób kilka. Jednak moją najukochańszą modelką była Karolina Wianecka, z którą stworzyłyśmy wiele sesji, wiele metamorfoz i pięknych fotografii. Karolina oprócz przepięknych rysów twarzy jest również piękna duchem i szczerze za nią tu w Ameryce tęsknię.
Podobno jest pani człowiekiem orkiestrą. Sama pani pomaluje, ustawi sobie światło i sfotografuje?
Tak było i czasem nadal jest (śmiech). Byłam trochę, a może nawet bardzo, „Zosią Samosią”. Po prostu lubię mieć wszystko pod kontrolą. Stwórca obdarzył mnie nie tylko talentem fotograficznym, ale również zdolnościami manualnymi. Sama pomaluję, ułożę fryzurę, ustylizuję. Sprawia mi to ogromną przyjemność. Wynika to też poniekąd stąd, że lubię intymną atmosferę w trakcie pracy. Tylko ja i model/modelka. Jednak w przypadku sesji komercyjnych nad sesją pracuje cały sztab ludzi i kameralna atmosfera jest nieosiągalna.
Po przyjeździe do Stanów postanowiłam dać szansę innym (śmiech). Nawiązałam współpracę ze świetną makijażystką, Bethany Garita, która malowała do większości moich sesji na nowym kontynencie.
Nawiązując do starszych prac, ma pani na swoim koncie sesje zdjęciowe ze znanymi osobami, m.in. z Andrzejem Grabowskim czy Justyną Steczkowską. Z kim się pani najlepiej pracowało i dlaczego?
Sesje, o których pani wspomniała różnią się jak dzień i noc. Dwie sesje z p. Andrzejem Grabowskim trwały po 15 minut każda, z dwóch powodów: odbyły się one w przerwach do prób teatralnych, a drugi powód – pan Andrzej nie przepada za obiektywem.
Sesja z Justyną Steczkowską to duże i wielogodzinne przedsięwzięcie, przygotowywane przeze mnie i przez moją makijażystkę Joannę Wolff przez kilka tygodni. Stroje do sesji zawdzięczamy znanym polskim projektantom, m.in.: Kamili Gawrońskiej, Elli Gajewskiej, Joannie Hawrot, Agnieszce Sordyl, marce Fulara&Żywczyk, Green Funky, i innym. Sesja odbyła się w przepięknych wnętrzach Hotelu Starego w Krakowie. Justyna jest profesjonalistką nie tylko na scenie. To świadoma modelka i piękna kobieta.
Nie oznacza to, że jest łatwa we współpracy. Sesja była długa i męcząca, jednak przyniosła piękne efekty.
Sama również staje pani czasem przed obiektywem
Tak. Czasem gdy nachodzi mnie wena, a modela pod ręką brak – tworzę autoportrety. Lub staję przed obiektywem podziwianych przeze mnie fotografów, jak Arkadiusz Branicki vel Alosza.
Czy ma pani wzór, mentora w fotografii, na którym się wzoruje czy też inspiruje?
W wielu mistrzach znajduję inspiracje. Niezmiennie podziwiam takie osobowości fotograficzne jak: Irving Penn, Richard Avedon, Peter Lindbergh, Mario Testino, Jousuf Karsh.
Z jakim typem człowieka najbardziej lubi pani pracować na sesji zdjęciowej?
Lubię silne osobowości, kobiety i mężczyzn świadomych swojego ciała, umiejących kierować nim w pożądany przeze mnie sposób. Uwielbiam pracować z ludźmi pełnymi pasji do tego, co robią, szanującymi swój i mój czas, a przede wszystkim ufającymi moim wizjom.
Co ma pani w planach na przyszłość zawodową? Jakie pani zdjęcia będzie można niedługo obejrzeć?
Do tej pory mieszkałam na południu USA, w Luizjanie. Niedawno przeprowadziliśmy się do najpiękniejszego stanu – Colorado. Mieszkamy niedaleko Denver. Tu mamy plan zapuścić korzenie na dłużej i z tym pięknym miejscem wiążę swoje plany zawodowe. Niebawem rozpocznę pracę na planach filmowych kilku znanych produkcji, co mam nadzieję pomoże mi szybko rozwinąć tu skrzydła. W najbliższych planach jest moja pierwsza amerykańska wystawa w galerii i seria warsztatów fotografii portretowej. Nowości fotograficzne można śledzić na moim fanpage’u www.facebook.com/rozasampolinskaphotography
Rozmawiała: Anna Chodacka
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.