Urodzona w raju
Miała „życie jak w Madrycie”, można by powiedzieć. Sarah urodziła się w uprzywilejowanej amerykańskiej rodzinie. Ojciec był profesorem prawa i członkiem kancelarii prezydenta Johna F. Kennedy’ego, a matka doszła do stanowiska podsekretarza stanu USA.
Nie dziwi więc, że najpierw poszła do elitarnej Philips Academy, gdzie odrzucanych jest prawie 90% kandydatów, a następnie na legendarny Uniwersytet Harvarda. Tam wyspecjalizowała się w historii średniowiecznego islamu, nie przypadkiem łącząc studia ze służbą w Korpusie Pokoju na terenie Maroka.
Korzystając ze swobody podróżowania wybrała kierunek, który wydaje się niemal stereotypowym miejscem docelowym Amerykanów w Europie: Paryż. Sarze nie w głowie były jednak romanse, pojechała tam pracować jako korespondentka radiowa publicznej rozgłośni NPR. Przez siedem lat przybliżała Amerykanom tematy Unii Europejskiej, Północnej Afryki czy Bałkanów. Za relację z konfliktu w Kosowie otrzymała prestiżową nagrodę Sigma Delta Chi.
Zstąpiła do piekła
Można powiedzieć, że Chayes miała ocean możliwości. Urodzona zamożnie pracę wybierała według pasji, nie zarobków. Mogła zdecydować się na wygodne życie w cieniu wieży Eiffla, a ona zrobiła coś zupełnie odwrotnego. Sarah w 2002 roku zakończyła współpracę z NPR po swojej wizycie w Afganistanie.
Zamiast relacjonować wydarzenia na miejscu, postanowiła wziąć w nich aktywnie udział. Od początku miała świadomość, że trafiła do jednego z najgorszych krajów pod względem praw kobiet, w dodatku rozdartego między skrajnie ortodoksyjnych talibów traktujących kobiety przedmiotowo, lokalnych watażków i stronników prozachodnich władz ustanawianych przez USA.
Była więc, z oczywistych powodów, postrzegana jako emisariuszka tych ostatnich, zresztą w pewnym sensie słusznie. Zaprzyjaźniła się z rodziną prezydenta Hamida Karzaja, zaczęła pracę na rzecz jego fundacji. Arabski znała już z uczelni, tu uczyła się pasztuńskiego, bo w kraju o skrajnie wysokim analfabetyzmie oczekiwanie od innych znajomości języków obcych byłoby naiwne.
Praca przy nowo powołanej administracji mogła wydawać się łatwa, ale z dala od murów prezydenckiej cytadeli w Kabulu Sarah była zdana tylko na siebie. By lokalni mężczyźni, a tym bardziej starszyzna plemienna czy przywódcy zbrojni, traktowali ją poważnie, Sarah zaczęła ubierać się jak mężczyzna. Nie zasłaniała twarzy, nosiła spodnie. Zwykłej kobiecie mogliby nawet nie podać ręki, a ona była w stanie umówić się z gubernatorem i lobbować na rzecz odbudowy zbombardowanej wioski. Choć stała się rozpoznawalną figurą, to wciąż ryzykowała. Wielu ludzi wokół niej zginęło, zwłaszcza tych nieidących na układy z brutalnymi przywódcami.
Zapach mydła zamiast opium
Niestety, amerykańska „misja Afganistan” pod rządami George’a W. Busha zakończyła się fiaskiem. Talibowie odzyskali dziś część wpływów, straty humanitarne okazały się ogromne, a kraj pozostaje w ogonie światowych rankingów pod prawie każdym względem, może wyłączając produkcję narkotyków. Właśnie im wypowiedziała wojnę, choć w zupełnie inny sposób niż robią to rządy państw. Chayes nie miała ani środków zbliżonych do tych publicznych, ani władzy w swoich rękach.
Miała jednak poparcie dla pomysłu, by krok po kroku odrywać ludzi od uprawiania maku na opium. Jej spółdzielnia Arghand zaczęła oferować miejscowym rolnikom alternatywy. Zamiast półproduktu dla rynku narkotykowego zaczęli uprawę migdałów, granatów, anyżu, kminu i bylic, z których Arghand wytwarza ekologiczne mydła, balsamy i olejki.
Chayes od 2009 nie mieszka już w Afganistanie, ale efekty jej pracy trwają. Arghand działa do dziś, w 2010 Amerykanka została doradczynią Kolegium Połączonych Szefów Sztabów ds. Afganistanu i Pakistanu, udziela wykładów i wciąż z pomocą nienagannej prozy relacjonuje rodakom, co działo się w tym zapomnianym kraju po odejściu wojsk USA.
Zdobywczyni wielu nagród i autorka świetnie sprzedających się książek, Chayes dziś jest członkinią Carnegie Endowment for International Peace. Doświadczenie zdobyte na ziemi w Pakistanie i Afganistanie procentuje w tropieniu korupcji na znacznie wyższych szczeblach. Opisany w książce „Thieves of State” związek korupcji ze wzrostem radykalizmu, w tym islamskiego, jest przejmujący i niestety uchodzi zainteresowaniu zachodniego świata w imię upraszczania. A szkoda, dlatego tym bardziej polecamy sprawdzenie nazwiska naszej dzisiejszej bohaterki w literaturze!
CytujSkomentuj
Niesamowita postać, prawdziwa Bohaterka przez duże „B”. Właśnie o takich kobietach powinniśmy czytać (i pisać!) a nie o pokazywaniu ciała na ściankach czy na portalach plotkarskich. Wiem, że plotka się dobrze sprzedaje, ale ile można… dlatego ja tamtego nie czytam, bo i na cóż mi to a czytam z radością i kciukami za dzialania właśnie takich kobiet jak pani Sarah.