Pani Sylwio, skąd pomysł na biznes związany z kosmetykami naturalnymi?
Sylwia Brzuska, właścicielka firmy Stara Mydlarnia: Wszystko zaczęło się bardzo niepozornie. Kilkanaście lat temu, wypoczywając wraz z mężem we Francji, wybraliśmy się na spacer, zafascynowani starymi uliczkami Paryża. Wypatrzyliśmy mały klimatyczny sklepik z naturalnymi kosmetykami. Wszystkie produkty uwodziły zapachem, kształtem, kolorem i oryginalnością. W Polsce w tamtym czasie można było tylko o czymś takim pomarzyć. Wróciłam do domu z głową pełną pomysłów i marzeń o tym, by przenieść choć trochę tego klimatu do Bydgoszczy. I tak zaczęła się fascynująca przygoda ze światem mydeł naturalnych wyrabianych ręcznie według własnych pomysłów. Dlaczego nie korzystać z darów, jakie daje nam nasze środowisko?
Wtedy o tego typu kosmetykach nikt jeszcze w Polsce nie słyszał.
Tak, to była pewnego rodzaju abstrakcja, zwłaszcza w Bydgoszczy, gdzie zaczynaliśmy. Nikt nie słyszał wtedy o tak niszowych produktach, jak mydła na wagę. Proces przebijania się na bydgoski rynek był trudny, ponieważ oferowaliśmy stosunkowo drogi produkt, wykonany ręcznie. Od samego początku przecieraliśmy szlaki i nie wiedzieliśmy, czy przetrwamy.
Jak powstały pierwsze produkty, czyli słynne glicerynowe mydła, które do dziś są wizytówką firmy?
Do wszystkiego dochodziłam sama. Bez gotowych receptur, filmików instruktażowych, jakie dziś można znaleźć w sieci, przystąpiłam do działania. Nie było łatwo, choć na początku pomogła ogromna determinacja i pasja życia, a także trochę intuicja. W wynajętych pomieszczeniach razem z mężem zaczęliśmy eksperymentować z masą mydlaną, w ruch poszły foremki do ciastek, wałek i wiele innych kuchennych sprzętów, które zaadaptowaliśmy na potrzeby rodzinnej manufaktury. Bywało trudno, ale zawsze z pomocą przychodziła rodzina i przyjaciółka Lidka, która wspierała naszą pasję prawie od samego początku. Po wielu nieudanych próbach udało mi się wyprodukować wymarzone, glicerynowe mydła w blokach, które zaczęły się sprzedawać jak ciepłe bułeczki.
Pierwszy sukces cieszył?
Tak. Był też impulsem do dalszego działania. Ciągle wymyślałam nowe formy, szukałam nietuzinkowych zapachów, rodziły się pomysły na nowe wzory i sposoby pakowania. Kiedy już wyspecjalizowałam się w mydłach, zabrałam się za opracowywanie receptur kosmetyków naturalnych, tworząc apetyczne i zdrowe dla skóry produkty. Były to rozmaite peelingi, masła do ciała, olejki do masażu z dodatkiem ekstraktów roślinnych, płatków kwiatów: róży, lawendy, nagietka.
W jaki sposób, na samym początku istnienia firmy, marka Stara Mydlarnia docierała do świadomości klientów?
Musieliśmy sobie poradzić bez budżetu promocyjnego. Reklama odbywała się na zasadzie poczty pantoflowej. Pierwszy sklep otworzyliśmy na starówce bydgoskiej, w ciągu komunikacyjnym, więc, siłą rzeczy, wiele osób szybko dowiadywało się o naszym sklepie. Pojawiali się turyści z innych miast, którzy zauważyli produkt i chcieli go przenieść na swoje poletko. Tak zaczęły pączkować pomysły. Nasze produkty zaczęły się pojawiać w innych miastach, bo ktoś je od nas kupował. Na początku był problem, żeby ten nasz jeden sklep zaopatrzyć. Przychodzili do nas klienci stricte hurtowi, którzy chcieli otworzyć swoje małe sklepiki. Pojawiali się też turyści zagraniczni, którzy pociągnęli za sobą propozycje współpracy również z zagranicą. Stara Mydlarnia rozwijała się przez lata, małymi krokami.
Czy wygląd sklepu, znak rozpoznawczy Starej Mydlarni, miał dla pani znaczenie?
Chciałam, żeby nasz sklep wyróżniał się niesamowitym klimatem, aranżacją, rodzinną atmosferą i indywidualnym podejściem do klienta. Odwiedzając Starą Mydlarnię, wchodzimy w inny, wręcz baśniowy świat zapachów, kształtów, kolorów, a całość utrzymana jest w zgodzie z naturą. Wszystkie wypracowane dobre wzory przenosiłam potem na następne sklepy.
Domyślam się, że kiedy pani zaczynała, był problem ze zdobyciem odpowiednich surowców i ekstraktów do produkcji mydeł?
Porównując to, co mamy obecnie, z rynkiem, który istniał, kiedy zaczynaliśmy, zdecydowanie wszystko było uboższe. Stawialiśmy na proste, dostępne rzeczy, ale wyróżniały się tym, że były ręcznie robione. Proponowaliśmy nietypowe wzory i zapachy. Różnica w tym, jakich kiedyś używaliśmy olejków eterycznych, płatków kwiatów czy ziół, w porównaniu z tym, co jest dostępne teraz, jest ogromna. Rynek poszedł mocno do przodu i wzbogaciła się nasza wiedza. Kontakty, które budowaliśmy przez lata, powodują, że mamy coraz lepszy dostęp i większe doświadczenie w używaniu nietypowych surowców związanych z kosmetykami eko.
W jaki sposób radzi sobie pani z konkurencją?
Podstawą sprzedaży na samym początku były ręcznie robione mydła w blokach, sole z płatkami kwiatów, kule-bąbeczki do kąpieli, które wyróżniały nas z całego polskiego rynku. Wystarczyło zapoznać z tym klientów i przekonać do zakupu. Teraz to się zmieniło o tyle, że nasza oferta wzbogaciła się o kosmetyki pielęgnacyjne oprócz tych do kąpieli. Doszły kremy oraz produkty do pielęgnacji ciała. Staramy się, by nasze produkty wyróżniały się opakowaniem lub tym, że są wzbogacone o jakiś ciekawy składnik. Tu zdecydowanie jest większe pole do popisu i mamy większą konkurencję.
Czy kiedy startował pierwszy sklep w Bydgoszczy, miała pani w głowie wizję ogólnopolskiej, rozpoznawalnej marki i sieci sklepów w całej Polsce?
Nie. Nie przyszło mi to do głowy. Może też z uwagi na to, że kiedy zakładałam firmę, byłam bardzo młodą osobą. Nie miałam takich zapędów. Marzył mi się przyjemny sklepik, który będzie pachniał z daleka po to, aby przyciągnąć klientów z Bydgoszczy i na tym miało się to zakończyć. Nigdy nie myślałam o Starej Mydlarni, jak o przedsięwzięciu na większą skalę. Przyszło to z czasem i to dzięki klientom, którym, tak jak wcześniej wspomniałam, spodobał się nasz projekt i chcieli go przenieść na swój teren.
Na jakim etapie jest obecnie Stara Mydlarnia?
Nie chciałabym rozbudowywać firmy do nie wiadomo jakich rozmiarów, gdzie nie mogłabym panować nad nią sama, ponieważ jest tu mnóstwo procesów, nad którymi chciałabym mieć nadal kontrolę. Nie można scedować ich na kogoś. Mam nos niesamowicie wyczulony na zapachy i ta cecha bardzo pomaga mi w pracy. Jesteśmy cały czas na etapie rozwoju, ale mamy też ograniczone moce przerobowe. Musimy rozbudować produkcję, żeby mieć płynność w dostarczaniu towarów i nowych produktów. Nie ma możliwości, żeby się zatrzymać na pewnym etapie i powiedzieć – stop. Ale też nie marzy mi się firma w randze koncernu. Chcę, by marka Stara Mydlarnia pozostała w rodzinnych rękach, by nadal budziła pozytywne skojarzenia, rozbudzała zmysły, działała na wyobraźnię. Stawiam na ciągły rozwój zgodny z ideą, która legła u źródeł jej założenia. Firma zdobywa wiele cennych nagród kosmetycznych. Ma poważanie zarówno u klientów, jak i firm kooperujących.
Jakie pani cechy, oprócz wrażliwego nosa, pomagają w biznesie?
Na pewno to, że jestem osobą bardzo wymagającą, zwłaszcza w stosunku do siebie. Wymagająca jestem też w stosunku do osób, z którymi współpracuję. Jestem konkretna, a z takimi osobami zdecydowanie lepiej się pracuje. Trudno mówić o sobie w superlatywach, bo na pewno mam mnóstwo wad, ale jestem osobą, która wstaje rano, ma sporo rzeczy do zrobienia, dużo planów i mnóstwo energii na ich realizację. Są oczywiście dni, gdzie samopoczucie spada, ale wtedy nie biorę się za żadne ważne projekty. Wiem, co chcę przekazać, zaszczepić moim współpracownikom i dlatego to funkcjonuje. Zamykam się czasem na parę dni w swoim gabinecie i tworzę nowe projekty. Czasem wieczorem wpadnie mi coś do głowy, jakaś myśl i już następnego ranka nad tym pracuję. Nie mam wykształcenia branżowego, ale mam intuicję i sporo się nauczyłam przez lata pracy. Również obserwując klientów: po co sięgają, za co cenią naszą firmę, jakie są reakcje na wpuszczoną na rynek nowość. To pozwala mi na wymyślanie nowych projektów z mniejszym ryzykiem, że nie przyjmą się na rynku.
Czy są bestsellery, które klientki kupują od lat?
Bestsellerem przez niemal cały rok jest np. peeling malinowy, który przypomina marmoladę, ale także peeling kawowy czy czekoladowy. Tego typu produkty naprawdę zwracają na siebie uwagę, a dodatkowo klientki mają już sporą wiedzę, jeśli chodzi o surowce, więc doceniają ich skład. Dobrze sprzedają się również nasze kosmetyki z udziałem oleju arganowego oraz eliksiry, olejki do twarzy – są one prawdziwym hitem.
Jakie są plany rozwoju Starej Mydlarni na przyszły rok?
Na początku roku analizuję sprzedaż i wychwytuję braki. Rozszerzamy linie o nowe produkty. Chcemy postawić na organiczne kosmetyki do włosów, ponieważ mamy ich najmniej w swojej ofercie, a po tych, które zostały wprowadzone, widać, że były strzałem w dziesiątkę. Te produkty będą miały krótszą trwałość, ale wierzymy, że klientki docenią ich jakość. W tej chwili przeprowadzamy próby, badania i mam nadzieję, że taka linia już wkrótce ujrzy światło dzienne. Podzieliliśmy produkty na kolorowe, ale też na te eko, ponieważ jest mnóstwo alergików uczulonych na różne składniki. Ten krok to odpowiedź na potrzeby rynku. Mamy też plany umów eksportowych, chcemy spróbować wejść na rynek japoński, który się nami interesuje. Byłam w tym roku w Japonii, aby rozpoznać klientelę i ocenić tamtejszy rynek. Podobnie jak nas ciekawią egzotyczne motywy zapachowe, tak myślę, że Japonia interesuje się zapachami europejskimi. Zrobiliśmy już małe rozpoznanie – produkty się podobają, więc powinno być dobrze.
Czy praca jest pani pasją?
Branża, w której działam jest bardzo przyjemna, kobieca, a ja, oprócz zarabiania pieniędzy, co oczywiście jest ważne, bo pozwala na rozwój technologiczny i inwestycje, robię to, co kocham i co mnie niezmiernie interesuje. Podobnie jak nasz zespół. Każdy produkt wypuszczony na rynek jest naszym małym sukcesem. Cały czas nas to pasjonuje. Gdybyśmy robili to na siłę i tylko dla pieniędzy, to myślę, że nie odnieślibyśmy takiego sukcesu. Szybko widać efekty naszej pracy, nie trzeba czekać roku na podsumowanie działań rynkowych, bo można je ocenić od razu, patrząc na klientów.
Co doradziłaby pani kobietom, które marzą o własnej firmie?
Przede wszystkim powinny budować biznes w dziedzinie, która je interesuje. Pasja sprawi, że praca będzie przyjemna i pozwoli przetrwać ciężkie chwile, które zawsze się zdarzają – nawet w najlepiej funkcjonującej firmie. Krótko mówiąc – należy robić to, do czego ma się serce. Poza tym, nie zrażać się porażką i próbować ponownie. Zawsze będę powtarzać, że to, co robię, to nie tylko moja praca. To przede wszystkim pasja, którą każdego dnia odkrywam na nowo.
Czy ma pani sprawdzony sposób na zachowanie równowagi w życiu pomiędzy pracą a wypoczynkiem?
Podróże! Są magiczne i dają mi szansę, by odzyskać energię, pomyśleć o tym, co ważne, i zastanowić się nad dalszym rozwojem. Bez maili, hałasu telefonów i gwaru pracy, inspirujące pomysły same się rodzą. Wracam do pracy z głową pełną nowych projektów, którymi staram się „zarazić” innych. Ludzie, których poznaję, oraz kuchnie świata inspirują mnie do odkrywania nowych, nieznanych mi wcześniej surowców, zapachów, itp.
Kiedy firmą kieruje kobieta…
Na pewno jest to bardziej emocjonalny model zarządzania firmą. Pojawiają się w nim nowe, cenne elementy, jak większa wrażliwość, zdolności organizacyjne, lepsze zrozumienie klienta, jakim w naszej branży jest przede wszystkim kobieta – to niewątpliwie ogromne dodatkowe atuty. Kobiety niewątpliwie mają również lepszy instynkt i intuicję. Jednak twierdzenie, że z racji płci ktoś zarządza lepiej firmą, nie jest raczej prawdziwe. To, że bardziej emocjonalne, nie znaczy, że kobiety nie są racjonalne. Panie udowadniają coraz częściej, że radzą sobie nie gorzej niż mężczyźni.
Proszę uchylić rąbka tajemnicy i opowiedzieć, jak tworzy pani nowe kosmetyki?
Zamykam się na tydzień w moim królestwie i szukam ciekawych zapachów, coraz to lepszych surowców, nietuzinkowych rozwiązań kolorystycznych. Klienci uwielbiają nowości, a ja staram się zaoferować im kosmetyki, które sama z przyjemnością bym stosowała. Ponieważ jestem osobą wymagającą, jeśli chodzi o kosmetyki, których używam, chcę, aby nasze produkty miały najlepszą jakość. Nieraz praca nad nowym produktem przeciąga się o wiele dłużej niż planowałam, ponieważ wciąż ulepszam i zmieniam recepturę – tak, aby efekt końcowy był na takim poziomie, jaki sobie wymarzyłam. W tej kwestii nie może być kompromisów. Ciągle stawiam na swój własny rozwój i edukację w dziedzinie kosmetyków naturalnych oraz tworzenie nowych receptur. Cieszy mnie również fakt, że rośnie świadomość konsumentów. Doceniają oni to, że nasze kosmetyki zawierają dużo surowców naturalnych, certyfikowanych. Moda na bycie „eko” sprzyja temu, że łatwiej odnosimy sukcesy na rynku polskim.
Co jest najtrudniejsze w pani pracy?
Uzyskanie produktu, który ma naturalny skład, a jednocześnie ładnie pachnie i wygląda. Trzeba ponadto tak dobrać surowce, by wykorzystać ich dobroczynną moc w jak najszerszym zakresie, takie, które mają pozytywny wpływ na kondycję naszej skóry czy włosów. Popyt na kosmetyki naturalne stale rośnie, ponieważ wzrasta też świadomość naszych klientów na temat szkodliwych substancji zawartych w kosmetykach. Klienci stają się bardziej wymagający, żyją w zgodzie z naturą. Cenią sobie skuteczną pielęgnację skóry, naturalny sposób na przedłużenie młodego wyglądu. Uwielbiają również przenosić do swoich łazienek profesjonalne rytuały SPA, a nasze produkty spełniają takie oczekiwania. Bardzo starannie dobieram kosmetyki, które polecam swoim klientom.
Z czego jest pani najbardziej dumna po latach prowadzenia firmy?
Jestem dumna z tego, że zaczynaliśmy w przysłowiowym garażu, a firma bardzo się rozbudowała. Przez wiele lat udało mi się dobrać fajnych i przyjaznych ludzi do pracy. Czuję satysfakcję, kiedy widzę, że klienci cieszą się naszymi produktami, kiedy panie wąchają nasze peelingi i są zachwycone. To naprawdę jest bardzo budujące.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.