EksMagazyn: Pamiętasz jeszcze swój występ w „Od przedszkola do Opola”?
Sylwia Grzeszczak: Jasne! Miałam 5 lat, wychodząc na scenę zobaczyłam wymarzoną publikę i światła. Było to dla mnie niesamowite przeżycie, z tego wszystkiego zapomniałam tekstu i zaśpiewałam w zamian bardzo długą wokalizę operową. Do dziś zastanawiam się, skąd pojawił mi się nagle w głowie taki pomysł. Ratowałam się jak mogłam (śmiech).
Już wtedy wiedziałaś, że twoje miejsce jest na scenie?
O tak! Mimo wielkiego strachu wiedziałam, że to jest mój żywioł.
Nieco później był inny program – „Idol”. Czy on w jakiś sposób ci pomógł?
„Idol” pozwolił mi zobaczyć parę sytuacji „od środka”. Pokazał, że można osiągnąć sukces bez wygranej i iść w określonym przez siebie kierunku.
Jak wspominasz konfrontację z jury?
Pamiętam, że występ przed jurorami był dla mnie bardzo ważny, chciałam się pokazać z jak najlepszej strony. Został odebrany dobrze.
Jeden z jurorów „Idola”- Jacek Cygan, napisał tekst na twoją nową płytę. Jak doszło do tej współpracy?
Będąc jeszcze dzieckiem, zamarzyłam sobie, by na mojej płycie pojawił się tekst Jacka Cygana, ponieważ bardzo go cenię. Wysłałam własną kompozycję, a później spotkaliśmy się, żeby omówić wszystko. Pamiętam, jak idę na spotkanie i zdaję sobie sprawę, że zaśpiewam zaraz przed Jackiem Cyganem – szok! Ogromna adrenalina, niesamowite emocje, mimo, że już raz przed nim śpiewałam.
„Małe Rzeczy” były w wakacje 2011 najczęściej graną piosenką. Spodziewałaś się tego?
Miałam przeczucie, że numer ma „to coś”. Starałam się, zaledwie w ciągu trzech dni, nagrać go jak najlepiej, ale nie wiedziałam, że osiągnie aż taki sukces. To uczucie, którego teraz chyba nie jestem w stanie wyrazić tak, jak bym chciała. Wiem, że jestem szczęśliwa! Na pewno gdyby nie wsparcie fanów, to numer nie nabrałby takiego rozpędu.
„Sen o przyszłości” i „Karuzela” również świetnie sobie radzą na listach przebojów. Jak się produkuje takie hity?
Nagranie numeru w moim przypadku to pewien proces. Coś takiego jak „Dzień świra”. Wstajesz rano i buch w głowę – uderzenie kilku melodii i tak praktycznie codziennie. Moją najlepszą metodą jest zapisywanie na Iphonie mojego głosu. Już po kilku dźwiękach potrafię sobie wyobrazić efekt końcowy. Wtedy jadę do studia i to, co zapisałam, tę całą wizję, wgrywam na komputer. Siedzę na nagraniu tak długo, aż uzyskam taki efekt, jaki chcę. Czasem trwa to parę godzin („Sen o Przyszłości”) czasem trzy dni („Małe Rzeczy”), a innym razem nawet trzy lata – jak w przypadku „Karuzeli”.
Chyba za bardzo nie lubisz się chwalić, masz w sobie dużo pokory. W dzisiejszych czasach to niestety rzadko spotykane, szczególnie w twoim zawodzie…
Taka skromna to ja nie jestem (śmiech)! Po prostu ważna jest dla mnie praca i konsekwencja. Wolę trzymać się na dystans. Nie chce się zachłysnąć, bo wiem, że wtedy nie będę tworzyć dobrych piosenek.
Rozmawiał: Łukasz Kędzior
Cały materiał w najnowszym, 9. numerze EksMagazynu.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.