EksMagazyn: To jest zaskakujące dla wielu czytelników, że jesteś jednocześnie inżynierem budowlanym i pisarką.
Yrsa Sigurðardóttir: Nadal pracuję, ale ograniczyłam czas pracy jako inżynier do 70-80 proc. Bardzo chciałabym dzielić czas po połowie, ale nie mam takiej możliwości. Przecież nikt nie zechce dzielić fajnego projektu z kimś, kogo przez połowę czasu nie ma w pracy, prawda? Zatem, na razie, wszystko musi zostać tak jak jest. Poza tym, pisanie wiąże się z samotnością, a praca mnie stymuluje, to z kolei pozwala mi na „produkowanie” nowych, ciekawych pomysłów do książek.
Pisanie wiąże się z samotnością?
W tym sensie, że spędzasz dni sam na sam ze swoją klawiaturą. Brakuje interakcji z drugim człowiekiem, choć pisarze spotykają ludzi cały czas, kiedy nie piszą. W mojej pracy ciągle spotykam mnóstwo osób, to ciągłe pobudzanie zmysłów. Poza tym jest presja, żeby zdążyć z projektem na czas. Chyba martwię się tym, że byłabym nieco zagubiona bez tej nieustannej presji. Poza tym, kiedy biorę miesiąc urlopu, żeby dokończyć książkę, to zawsze jestem ogromnie szczęśliwa, kiedy wracam do biura. Jeśli pisanie szło mi wyjątkowo gorączkowo, czasem mam wręcz ochotę ucałować podłogę. Wracając do samotności w pisaniu, nie izoluję się wtedy totalnie – piszę na sofie w salonie, w kuchni. Moja rodzina może sobie wtedy robić, co im się podoba (śmiech).
Łatwo znaleźć recenzje twoich książek, ale niełatwo o rozmowy z tobą. Nie mówisz za wiele o swoim życiu.
Ktoś mi kiedyś powiedział, że istnieją tak naprawdę trzy tematy w rozmowie: pomysły, ludzie, rzeczy – z czego tylko te pierwsze warte są uwagi. Może to jest powód? Uważam też, że ludzi nie interesuję ja, jako osoba. Jestem zwykłym człowiek, któremu zdarzyło się pisać.
Lubisz straszyć czytelników w swoich książkach?
Tak! Byłam zafascynowana horrorami od dziecka. Kiedy na rękach czytelnika pojawia się gęsia skórka, wiem, że dobrze wykonałam swoją pracę.
Jak się czujesz, kiedy media porównują cię do Stiega Larssona?
Jest to dziwne, ponieważ mamy różne style i podejście do pisania. Jeśli porównanie jest użyte w kontekście komplementu, zupełnie mi to nie przeszkadza. Bardzo lubię Lisbeth, postać z jego książek i chciałabym, żeby była mojego autorstwa! Bardzo szkoda, że zmarł, zanim doczekał się swoich 5 minut.
Czy zawsze wiedziałaś, że chcesz być pisarką?
Zupełnie nie! Byłam zadowoloną czytelniczką, która chciała zostać astronomem. Takim, który w wolnym czasie czyta mnóstwo książek. To właściwie moja miłość do czytania sprowadziła mnie na pisarską ścieżkę. Czytałam tak dużo, że zrozumiałam mechanizmy, które rządzą pisaniem i postanowiłam sama spróbować.
Kiedy skończysz jedną powieść, następną masz już w głowie?
Właściwie to tak. Teraz pracuję nad książką, która ukaże się w Islandii w listopadzie. Następnie będę pracować nad kolejną powieścią z norweskim autorem, którego niestety na ten moment nie mogę wymienić z nazwiska. Akcja będzie się toczyć na lądzie i na platformie wiertniczej. Ja oczywiście będę pisała część dziejącą się na platformie. W związku z tym, muszę się udać platformę i bardzo mnie to cieszy. Kiedy ten projekt będzie skończony napiszę kolejną powieść z Thorą (główna bohaterka serii powieści autorki – przyp. red.) w roli głównej.
Czytelnicy poznali cię najpierw jako autorkę książek dla dzieci, potem zasłynęłaś kryminałami.
Moje książki dla dzieci były zabawne, a ciężko jest być zabawnym przez cały czas. Potrzebowałam ulgi w postaci bycia okrutną, nie śmieszną. Poza tym, chciałam wreszcie nie musieć się martwić czy to, co piszę, jest odpowiednie dla czytelnika. Nigdy nie chciałabym napisać czegoś dla dziecka, co zabiłoby w nim niewinność, albo uczyniło gorszą osobą po przeczytaniu mojej książki. W przypadku pisania dla dorosłych takie dylematy nie istnieją. Większość z nas jest już i tak wystarczająco doświadczona przez życie, a to, co oglądamy w wiadomościach każdego dnia, nie różni się zbytnio od tego, co znajdziemy w thrillerze. Kiedy przechodziłam z pisania dla dzieci, do pisania dla dorosłych, moim celem było napisanie książki, którą sama chciałabym przeczytać. A, że lubię kryminały, było dla mnie oczywiste, że nad czymś takim będę pracować. Uważam, że pisarz nie napisze dobrej powieści z gatunku, którego nie rozumie i nie czuje.
Jak wygląda u ciebie proces pisania? Spędzasz godziny nad pustą kartką i pierwszym zdaniem?
Zwykle piszę wieczorami i w weekendy, urlop w pracy także poświęcam na pisanie. I ten czas jest zwykle najbardziej produktywny. Nie spędzam długich godzin nad jednym zdaniem, ale w nieskończoność zastanawiam się nad fabułą i postaciami. Mam jedną główną zasadę dotyczącą pisania – nie idę spać zanim nie wymyślę w głowie, jaki będzie następny rozdział i jak go rozpocznę. W ten sposób nigdy nie siedzę nad przysłowiową pustą kartką i nie gapię się w nią bez sensu, tylko mogę od razu rozpocząć pisanie. Po napisaniu 13 książek, mogę powiedzieć, że ten system bardzo dobrze się u mnie sprawdza. Dzięki niemu myślę, że dopiero przede mną blokada i kryzys twórczy (śmiech).
Cały materiał dostępny w 17. numerze EksMagazynu.
CytujSkomentuj
lubię kryminały, ale skandynawskie muszą być naprawdę mroczne, ten ich klimat i brak słońca, nic dziwnego, że takie są dobre;)