Krytykuje publicznie swój wygląd. Twierdzi, że ma zbyt dużą głowę, że przypomina postaci kreskówkowe, że nie rozumie, co szalejące za nim kobiety, w nim widzą.
Detektyw – producent
Benedict został okrzyknięty najseksowniejszym mężczyzną na świecie przez takie tytuły, jak: „Empire” i „People”, przez brytyjską prasę nazywany jest „skarbem narodowym”. Jego nazwisko otwiera listę tych najgorętszych w Wielkiej Brytanii. Benedict Cumberbatch kilka miesięcy temu dał się poznać polskiej publiczności nie tylko jako doskonały aktor, ale również twórca kina niezależnego. Razem z grupą przyjaciół założył kolektyw produkcyjny SunnyMarch. Do Krakowa, na Festiwal Kina Niezależnego OFF Plus Camera przywiózł film, w którym gra, i który jednocześnie wyprodukował – „Little Favour”.
Benedict urodził się 19 lipca 1976 roku w Londynie w rodzinie aktorskiej. Choć po studiach (London Academy of Music and Dramatic Art) występował w klasycznym teatralnym repertuarze obejmującym sztuki Szekspira i Ibsena, cały czas fascynował go film. Pracę magisterską poświęcił ulubionemu reżyserowi Stanleyowi Kubrickowi. Największą popularność Benedictowi Cumberbatchowi przyniosła rola w serialu telewizyjnym BBC „Sherlock”. Widzowie podziwiali go w roli Forda w filmie „Zniewolony. 12 Years a Slave” Steve’a McQueena czy Juliana Assange’a w „Piątej władzy” Billa Condona. Obsadzenie go w „Star Treku” reżyserowi miał zasugerować sam Steven Spielberg, który wcześniej powierzył Cumberbatchowi rolę w „Czasie wojny”. Mimo sukcesu na dużym ekranie, nie rezygnuje z teatru. Gra m.in. na deskach jednej z najbardziej prestiżowych scen świata – Royal National Theatre.
Niedawno pokochał również radio – ma na swoim koncie dziesiątki słuchowisk dla BBC. Bywa też (jak podkreśla, z przyjemności) narratorem produkcji dokumentalnych dla National Geographic czy Discovery Channel. Ciekawostką jest też, że użyczył swojego charakterystycznego głosu kilku audiobookom, wliczając „Casanovę”, a na potrzeby Igrzysk Olimpijskich w Londynie w 2012 roku, wystąpił w krótkiej telewizyjnej produkcji BBC prezentującej historię miasta, zrealizowanej specjalnie na potrzeby ceremonii otwarcia.
Pokazać władzę
Pierwszym kinowym sukcesem na międzynarodową skalę, w którym zagrał główną rolę była „Piąta władza”. Odmieniony nie do poznania, w długich blond włosach, wcielił się w postać Juliana Assange’a – skandalisty, geniusza komputerowego, który postawił na nogi całe amerykańskie służby specjalne.
O czym niewiele osób wie, przygotowując się do roli, korespondował z Julianem, który przekonywał go, żeby wycofał się z projektu. – Odpowiedziałem, że jest to dla mnie ważne przedsięwzięcie, że rozumiem jego obawy, bardzo go szanuję, ale że w żaden sposób nie chcę pokazać jego osobiście w złym świetle, nie chcę zrobić mu żadnej krzywdy. Chcę po prostu, żeby jego historia, to, co zrobił, było oceniane w tym przypadku wyłącznie przez pryzmat kina. Później nie miałem już okazji się z nim kontaktować – podkreślał w wywiadach po premierze głośnego filmu. – Mam tylko nadzieję, że oglądając ukradkiem film, Julian zauważył we mnie wcielającym się w tę postać coś wartościowego – dodawał.
Przygotowując się do zagrania w filmie opartym na skandalicznej historii demaskatora największych tajemnic militarnych nie tylko Stanów Zjednoczonych, ale i całego świata, aktor, jak sam twierdzi, podjął dość duże wyzwanie. – Kiedy wcielasz się w tak zamkniętą i złożoną postać, jak Julian, musisz być gotów na szereg poświęceń. Zapominasz o wolnych weekendach, zapominasz o życiu towarzyskim, zapominasz spotykać się z przyjaciółmi, w pewien sposób zostajesz wykluczony z życia, jakie znasz, to po, żeby osiągnąć swój cel – jak najlepiej odegrać postać – mówił w wywiadach związanych z premierą filmu. – Poświęcasz część siebie na potrzeby roli. Ale tak chyba jest w każdym zawodzie, który wykonujesz – wkładasz w niego część swojej osobowości, tego, kim naprawdę jesteś. Instynkty, które tobą kierują mogą być różne od tego, czego wymaga praca, w moim przypadku rola, ale trzeba umieć sobie z tym radzić – podkreślał.
W podobny sposób podchodzi do wszystkiego, co robi. Również do produkcji kina niezależnego, bo, jak sam mówi, aktorstwo to tylko część jego pracy.
„Little Favour” to bardzo ciekawy eksperyment. Niezależny. Najciekawszy w nim jest twój udział w roli nie tylko aktora, ale też producenta.
Benedict Cumberbatch: Z tym filmem wiąże się ciekawa historia. To drugi krótki metraż mojego przyjaciela, któremu chciałem zrobić przysługę, dlatego postanowiłem tym razem wystąpić nie tylko przed kamerą, ale też w roli producenta. Kiedy moi przyjaciele dowiedzieli się, że robię ten film, natychmiast przyszli z pomocą, po to, żeby wszystko wyglądało jak najlepiej. W ciągu niespełna tygodnia udało nam się zebrać pieniądze na produkcję, załatwić sprzęt, odpowiednie lokalizacje, pomoc ludzi, którzy w poszczególnych dziedzinach są specjalistami. Jestem bardzo dumny z tego filmu.
Ze względu na fabułę również?
Tak, choć to bardzo krótki film (ok. 30 min. – przyp. red.) i trzeba było się bardzo napracować, żeby w tak ograniczonym czasie pokazać to, co sobie założyliśmy. W filmie opowiedziana jest nietypowa historia trzech osób, w tym małej dziewczynki. Chodzi w nim przede wszystkim o utratę niewinności, niszczącą siłę konfliktu. Nie chcę jednak zdradzać fabuły, żeby nie psuć zainteresowanym zabawy przy oglądaniu.
Podczas Festiwalu OFF Plus Camera otrzymałeś nagrodę „Pod prąd”.
Zdziwiłem się, że mam dostać tę nagrodę. Ale i bardzo ucieszyłem, bo niezależne kino, podążanie pod prąd hollywoodzkim trendom, jest mi bardzo bliskie. Właśnie niekomercyjne, nieszablonowe, młode kino to jest to, co chcę z grupą przyjaciół promować. Jako aktor i jako producent.
Cały materiał jest do przeczytania w 23. numerze EksMagazynu.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.