EksMagazyn: Wróciłeś właśnie z Kalifornii, gdzie realizowałeś materiały promujące Twoją 3. książkę. Widzisz dużą różnicę między wschodnim a zachodnim wybrzeżem USA pod kątem podejścia do zdrowia i aktywności?
Jacek Bilczyński: Nowy Jork i Kalifornia to dwa zupełnie odmienne światy, choć zachwycają w podobnym stopniu. Nowy Jork jest takim centrum wszechświata, to dystyngowany świat biznesu i showbiznesu w wydaniu kierowniczym, gdzie wszystko wydaje się być „na poziomie”. Tu również dbanie o zdrowie jest „na poziomie”, wydaje się, że jest ono czymś naturalnym, wpisanym w ten świat, jak elegancki garnitur czy stylowa, niezbyt wyzywająca sukienka. Zachodnie wybrzeże to z kolei centrum głównie showbiznesu w wydaniu gwiazdorskim, kina i mody, tu ciało jest swoistym garniturem, który należy eksponować na każdym kroku, może bowiem być przepustką do kariery, a z pewnością jest jej nieodłącznym elementem. Tu ludzie, przynajmniej pozornie, żyją bardziej na luzie, można odnieść wrażenie, że czują się jak na wakacjach, swobodni, życzliwi, uśmiechnięci. To media od zawsze kreowały ideał kobiecego i męskiego ciała i, być może, poniekąd właśnie dlatego, w tej medialnej stolicy świata, dbanie o siebie ma tak wyzywający charakter. Tu nie tylko trzeba dobrze wyglądać, tu trzeba się tym jeszcze pochwalić.
Aktywna Kalifornia, a kilkaset kilometrów dalej, „prawdziwe Stany”, gdzie o zdrowiu raczej na co dzień się nie myśli…
To dość duży paradoks i nie mam tu na myśli kontrastów między Kalifornią, a innymi stanami. Niezależnie, czy wybierzemy się do Teksasu, w którym problem otyłości jest chyba największy w całym USA, czy do mekki zdrowego stylu życia czyli Kalifornii, dostęp do zaplecza sportowo-rekreacyjnego jest na podobnym poziomie. I w tej materii, Ameryka Północna może być wzorem do naśladowania. Dziesiątki boisk, centrów sportowych, stadiony, siłownie, nawet w szkołach możliwości aktywnego spędzania czasu są ogromne. Co więcej, w sklepach obok „śmieciowego” jedzenia znajdziemy naprawdę bardzo dobre, zdrowe produkty spożywcze. Jednak boom na zdrowie jedzenie i aktywność dopiero się rodzi w Ameryce, po pladze otyłości, która została uznana za jedną z najpoważniejszych chorób cywilizacyjnych w tym kraju, powstaje wiele programów, m. in rządowych, które mają edukować, uświadamiać i propagować zdrowy styl życia. W Kalifornii nie jest to specjalnie potrzebne, bo, jak wspominałem, tu jest inna mentalność, ciało od lat jest nieodłącznym elementem wizerunku, tu nie trzeba nikogo uświadamiać i zachęcać do dbania o siebie. To sprawia, że Kalifornia jest zupełnie inną „Ameryką”.
Z jedynym sklepem spożywczym w Las Vegas, tej odmiennej od Kalifornii „Ameryce”, gdzie można kupić świeże warzywa i owoce, łączy się ciekawa historia.
Zgadza się. Jest takie powiedzenie: „co wydarzyło się w Vegas, zostaje w Vegas” i Amerykanie prawdziwie w to wierzą. Centrum miasta jest stolicą rozrywki: kasyna, knajpy, kluby i restauracje. Liczy się wyłącznie dobra zabawa i nikt nie przyjeżdża tu dbać o siebie. Z uwagi na to, w centrum miasta znalezienie jakiegokolwiek normalnego sklepu spożywczego graniczy z cudem. Ja najbliższy znalazłem w odległości około 2 mil od hotelu. By do niego dotrzeć, musiałem minąć mnej więcej 100 kasyn i barów. Tego rodzaju sklep jest tu prawdziwym ewenementem, jego otwarcie było tak nietypowym zjawiskiem, że wieść o tym pojawiła się nawet w lokalnej prasie i stała się sensacją. Co więcej, nie spotkamy w nim tłumów, jakie widać w każdym lokalu rozrywkowym, mimo, że tych ostatnich jest po stokroć więcej, a sam asortyment nieco różni się od tych, które można znaleźć w większości amerykańskich sklepów – nie ma tam zdrowej żywności, a kawałek chudego mięsa wprawdzie można kupić, jednak wyłącznie na zamówienie. W Vegas znacznie łatwiej kupić taniec na rurze niż choćby namiastkę pełnowartościowego posiłku.
Ze śmieciowym jedzeniem nie ma tu problemu, co więcej, działa tu z powodzeniem słynny Heart Attack Grill.
Przerażające miejsce, które dobrze oddaje duch Las Vegas – „szaleństwo bez ograniczeń”. W Heart Attack Grill menu grozi śmiercią, taką informację znajdziemy w samym lokalu, który szczyci się tym, że „walczy z anoreksją od 2005 roku”… Przed wejściem znajduje się ogromna waga i każdy klient ważący ponad 350 funtów (blisko 160 kg) może tam jeść za darmo. Seksowne kelnerki ubrane są w stroje pielęgniarek, a każdy klient na wstępie otrzymuje szpitalny fartuszek. Kwintesencja tego miejsca to jednak menu – tu serwuje się najbardziej niezdrowe i niedietetyczne posiłki, jakie można sobie wyobrazić, na czele z najbardziej kalorycznym hamburgerem świata, którego wartość energetyczna wynosi blisko 10 tys. kcal! Karą za pozostawienie części posiłku jest klaps od kelnerki, a płatność odbywa się wyłącznie gotówką, gdyż lokal obawia się, że klient może nie dożyć końca posiłku i bezgotówkowej transakcji nie uda się wyegzekwować z jego bankowego konta – to nie żart, taka informacja przywita nas na drzwiach wejściowych. Dla koneserów, oprócz przerażającego menu, znajdziemy również najbardziej niezdrowe papierosy świata – bez filtra! Do tego drinki z wódki na bazie tłustej śmietany… Atak serca gwarantowany!
Od prawie pięciu lat uczysz Polaków, pokazując im, że zdrowy styl życia to nie wieczna dieta i wyrzeczenia. Czy widać postępy w tej edukacji?
Powoli rośnie świadomość zdrowego stylu życia w naszym kraju, czego wyrazem jest choćby dostępność produktów spożywczych, o których jeszcze niedawno mogliśmy jedynie marzyć. Coraz więcej osób zaczyna dostrzegać potrzebę zmian w swoim życiu i tego, jak znaczący wpływ ma to na ich zdrowie i samopoczucie. Niepokojący jest jednak nowy trend, który również pojawia się w naszym kraju. Dbanie o siebie za wszelką cenę. Dieta i trening na 300 proc. Ilość trenerów personalnych i osób zachęcających do aktywności czy dbania o żywienie wzrosła wielokrotnie w ciągu ostatnich dwóch, trzech lat – doskonale widać to na portalach społecznościowych. Niestety, większość z nich nie wnosi wiele merytorycznych treści, a bazuje na szerokim pojęciu „motywacji”. Królują zdjęcia z treningów i wzniosłe hasła jak „wszystko na 100 proc.” czy „dzień bez treningu to dzień stracony”, które mają zachęcać do fanatycznego wręcz podejścia do aktywności czy żywienia. Można odnieść wrażenie, że to jedyne liczące się wartości w życiu. Wciąż brakuje nam „złotego środka”, który tak bardzo staram się pokazywać. Zdrowy styl życia powinien być nawykowym elementem naszej codzienności, który nie jest pozbawiony przyjemności i nie zaburza naszego funkcjonowania. Dieta i trening nie musi być na 100 proc., a takie skrajne przewartościowywanie priorytetów przynosi więcej złego niż dobrego i w żaden sposób nie jest zdrowe.
Jakie grzechy popełniamy najczęściej?
Wciąż szukamy szybkiego sposobu na idealną formę. 2-tygodniowa dieta czy metamorfoza w miesiąc. Bardzo często poprawa wyglądu jest najważniejszym efektem, którego oczekujemy, zapominając o zdrowiu. Co więcej, w tym wyścigu o idealną sylwetkę zupełnie nie zwracamy uwagi, jakim kosztem dla organizmu może się on odbywać. Wiele osób nie potrafi odróżnić produktu zdrowego od dietetycznego. Liczą się jedynie kalorie i nic poza tym. Zwyczajnie dajemy się nabrać producentom, którzy skrzętnie wykorzystują taką mentalność, zamieszczają na opakowaniu napis „light” lub „o obniżonej kaloryczności” i tyle. To silny wabik, na który wiele osób nadal daje się złapać.
Co byś poradził osobom, które myślą o zmianie stylu życia, podejmują nawet próby, ale brakuje im konsekwencji?
Nie wszystko na 100 proc. To zdanie jest trochę w opozycji do obecnych trendów, jednak pozostaje najskuteczniejszą metodą nauki nawyków i trwałej zmiany stylu życia. Wyrzućmy ze słownika pojęcia „dieta” i „wyrzeczenia”, uczmy się zdrowego i pełnowartościowego jedzenia, które może być niezwykle smaczne. Jeśli nie potrafimy wprowadzić od razu pięciu zbilansowanych posiłków, skupmy się przez tydzień czy dwa wyłącznie na dobrym śniadaniu. Kiedy stanie się ono nawykiem, zadbajmy o kolejny posiłek. To nie jest olimpijski bieg po złoto, a proces, który wymaga czasu. Im bardziej będzie uciążliwy, tym większe prawdopodobieństwo, że się poddamy. Podobnie jest z treningiem, nie chodzi o to, by następnego dnia mieć trudności z podniesieniem się z łóżka, ale o konsekwencję i stopniowe wprowadzenie kolejnych jego elementów. Co więcej, formy ruchowe powinny być przyjemne – nie ma sensu zapisywać się do klubu fitness, jeśli takie zajęcia są dla nas koszmarem. W takiej sytuacji znacznie lepszy będzie nawet zwykły spacer, pod warunkiem, że będziemy odbywać go regularnie. Trzeba również mierzyć siły na zamiary, rady dobre dla osób z aspiracjami zawodników fitness nie sprawdzą się u większości ludzi, którzy chcą dobrze wyglądać na plaży i cieszyć się dobrym zdrowiem.
Co znajdziemy w twojej 3. książce?
Trzecia książka, której premiera odbędzie się w czerwcu, skupia się na tematyce aktywności. Tradycyjnie, pierwszy rozdział książki będzie poświęcony zagadnieniom teoretycznym związanym z treningiem, jednak wyjaśnionym w bardzo przystępny sposób. W dziale rozdziale drugim znajdziemy zestawy ćwiczeń wraz ze zdjęciami i dokładnym opisem ich oddziaływania oraz techniki ich wykonania. Będą to bardzo różnorodne formy aktywności, od tych, które można wykonać na siłowni, przez te, które sprawdzą się w plenerze, na ćwiczeniach domowych kończąc. Z założenia ma to być rzetelny i przystępny przewodnik traktujący o różnych formach treningu, dla osób w każdym wieku, ale przede wszystkim dla tych, którzy chcą w racjonalny i świadomy sposób zadbać siebie. Innymi słowy, książka będzie o zdrowym stylu życia z punktu widzenia aktywności.
Wizaż i stylizacja: GaGa Studio
Produkcja: PressFactory
PARTNERZY SESJI:
Galanteria skórzana: Davidt’s
Obuwie: Christopher Marthe
Biżuteria męska: MonEgo
CytujSkomentuj
Jacek jest bardzo profesjonalny w tym, co robi! Ma ogromną wiedzę i to naprawdę widać i słychać w każdym jego wystąpieniu!