bufferikona
Anna Chodacka
23/09/2015

Michael Buffer: Let’s get ready to rumble!

Jak to jest zarabiać miliony na jednym okrzyku? Wie to prawdopodobnie tylko jeden człowiek na świecie: Michael Buffer

„Let’s get ready to rumble” jest dobrze znany nawet tym, którzy nie pasjonują się boksem lub wrestlingiem (tam Buffer również się udziela). Według niektórych obliczeń, ów okrzyk wart jest 5 mln dolarów. Michael Buffer podjął błyskotliwą decyzję biznesową, kiedy zdecydował się go opatentować. Od tamtego momentu „Let’s get ready to rumble” jest znakiem towarowym, którego nie można podrabiać. Sam proces rejestracji rozpoczął się w 1984, a zakończył w 1992 roku. Jego okrzyk to produkt, za który trzeba słono zapłacić. Podobno, firma Midway, producent gier wideo, wyłożyła 100 mln dolarów za licencję na „Let’s get ready to rumble, którego mogą używać w grach. Majątek Buffera zdobyty na słynnym okrzyku szacuje się na 400 mln dolarów.

5 słów wartych 5 mln
Michael Buffer urodził się w 1944 roku. Od 11 miesiąca życia wychowali go przybrani rodzice: kierowca szkolnego autobusu i gospodyni domowa. Imał się różnych prac. W swojej karierze zawodowej ma nawet epizod w armii. Był też sprzedawcą samochodów. Karierę modela rozpoczął dosyć późno, bo w wieku 32 lat. Spikerem na ringu został dopiero mając lat 38.
Media od czasu do czasu podśmiewają się z jego dość późno zdobytej sławy i pieniędzy, nazywając go „wanna – be actor” (tak, chciał być również aktorem), który zdobył popularność jako konferansjer. Niemniej, jak dotąd, Buffer jest najbardziej popularnym anonserem pojedynków bokserskich w historii. Swoją przygodę z ringiem rozpoczął w 1982 roku i jak wspomina, jego pierwszy występ był totalną porażką. Premierowa katastrofa miała miejsce w Playboy and Casino Hotel w Atlantic City. – Dziś już nie pamiętam, jakich zawodników zapowiadałem, ale to było straszne. Wypadłem okropnie. Chciałbym znaleźć wszystkie taśmy, na jakich został zarejestrowany ten występ i je spalić, tak, żeby już nikt nie mógł ich zobaczyć – wspomina swój debiut.

A jak wpadł na to, że mógłby rozpocząć karierę konferansjera? Za namową syna rozsyłał do hoteli i kasyn CV z formułką: „Mężczyzna w średnim wieku o hollywoodzkiej urodzie Jamesa Bonda podejmie pracę jako spiker”.
– Ja i mój najstarszy syn, który miał wtedy 13 lat, oglądaliśmy jakąś walkę w TV. Spiker bardzo amatorsko zapowiedział zawodników i mój syn powiedział do mnie wtedy: „Tato, przecież ty mógłbyś to robić.” Po walce on o tym zapomniał, ale ja nie. Jestem wielkim fanem różnych dyscyplin sportowych i pomyślałem, że naprawdę mógłbym to robić. Stwierdziłem, że to doskonały sposób na oglądanie walk za darmo. Rozesłałem CV do wszystkich możliwych hoteli i kasyn w Atlantic City. Kilka z nich się odezwało podając mi kontakt do promotorów walk bokserskich. Miałem wtedy 37 lat – wspomina Buffer.
Ważną postacią w życiu Michaela Buffera jest Bob Arum, promotor walk bokserskich, który rywalizował z Donem Kingiem (najsłynniejszym promotorem walk bokserskich) na początku lat 80. To on dał szansę Bufferowi i to promowane przez niego walki słynny spiker zapowiadał. Na krótko przed 40. jego kariera nabrała rozpędu i wszystko wskazywało na to (co zresztą potwierdziło się i potwierdza po dziś dzień), że Michael Buffer odnalazł nareszcie swoje życiowe powołanie.
Pod koniec lat 80. Buffer stał się oficjalnym i wyłącznym spikerem każdej walki, która odbywała się w kasynie Donalda Trumpa. Trump podziwiał spikera z unikalnym okrzykiem i w momencie, kiedy postanowił, że ten będzie dla niego pracował, po prostu oznajmił swoim pracownikom: „Musimy go mieć”.

Cały artykuł do przeczytania, w najnowszym, XI numerze EksMagazynu.

bufferikona
bufferikona

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.