EksMagazyn: Jak pan to robi, że jest pan taki sympatyczny?
Robert Kantereit: Trudne pytanie na początek (śmiech). Nie mam pojęcia! Ale miło, że tak jest, jeżeli rzeczywiście jestem postrzegany tak, jak pani mówi.
Może to dlatego, że lubi pan ludzi?
To prawda. Lubię ludzi. To specyfika pracy dziennikarza, że pracujemy z ludźmi, spotykamy się z nimi, rozmawiamy i tak dalej. Jeśli ktoś tego nie znosi, to nie powinien absolutnie tego robić. Otwartość na innych to warunek podstawowy pracy dziennikarza.
Kiedy ktoś przychodzi do studia telewizyjnego, ma się skłonności do tego, żeby rozmówcę gdzieś tam zaszufladkować czy goście są nieustającą niespodzianką?
Są goście, których świetnie znamy, ponieważ są u nas nie po raz pierwszy. W pewnym sensie to nasi przyjaciele. Wiemy jacy są i co, mniej więcej, myślą na dany temat. „Stali bywalcy” to jednak osobna kategoria. Są też osoby, które przychodzą do nas po raz pierwszy i bardzo często jest tak, że są dla nas sporym zaskoczeniem. My zaczynając wywiad, mamy w głowie jakieś pytania, zaplanowany schemat rozmowy, ale kiedy słyszymy odpowiedzi, pojawia się tak ciekawa, wciągająca, zaskakująca historia, o której nie wiedzieliśmy, że przygotowane wcześniej pytania trzeba szybko odłożyć i podążyć tropem rozmówcy. Bardzo lubię takie zaskoczenia.
Czy mogę prosić o jakiś przykład?
Ciężko tak od razu coś opowiedzieć po tysiącach zawodowo przeprowadzonych rozmów. To jest zresztą jedna z bolączek mojego zawodu (śmiech). Zazdroszczę tym, którzy mają super dokładną pamięć i pamiętają wszystkich swoich gości. To się bardzo rzadko zdarza. W tego typu pracy, gdzie tematy, scenariusze, ludzie zmieniają się codziennie, trzeba nam wybaczyć, że nie pamiętamy z kim rozmawialiśmy pół roku temu.
Czy zdarzyło się, że jakiś rozmówca pana mocno zirytował?
Tak i akurat takie momenty świetnie pamiętam. Nie chcę jednak do nich wracać, ponieważ raz niepotrzebnie dałem się wciągnąć w polemikę. Potem ktoś przeanalizował ze mną to zdarzenie i wytłumaczył, że nie mogę dawać się wyprowadzić z równowagi, nie mogę wchodzić w zwarcie, ponieważ mam po drugiej stronie gościa. Osobę, którą zaprosiłem do programu i muszą ją szanować niezależnie od tego, co mówi i myśli. Powinna mieć przestrzeń do wyrażenia własnej opinii, nawet jeśli z tą opinią jest mi bardzo nie po drodze.
Cały tekst dostępny w drukowanym wydaniu EksMagazynu (nr 27).
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.