Tak jak Mirga-Tas zanurzona jest w kulturze i obyczajowości romskiej, tak malarz Karol Palczak (ur. 1987 r.) bardzo silnie związany jest z wsią, a konkretnie ze znajdującą się u progu Bieszczadów, liczącą 500 mieszkańców, Krzywczą. I on po studiach na ASP w Krakowie powrócił do rodzinnego domu, gdzie mieszka i tworzy. „Nie mogę mieszkać w mieście. Miasto nie ma duszy” – przyznał w jednym z wywiadów. Choć malarstwo pochłaniało go od dzieciństwa, początkowo nic nie wskazywało, by stało się jego zawodem. Po ukończonej podstawówce aż czterokrotnie zmieniał szkoły, powtarzał klasę.
Ale już na studiach rówieśnicy nazywali go „Rembrandtem z Bieszczad” z uwagi na zaskakująco zaawansowany warsztat malarski. Mimo to przez wiele lat nie mógł utrzymywać się ze sztuki. Nieliczne obrazki sprzedawał na Allegro, by zarobić na utrzymanie domu, wyjeżdżał do Holandii pracować przy zbiorach truskawek. Sukcesy przyszły niedawno. W 2018 r. otrzymał Grand Prix I Krakowskiego Salonu Sztuki. Natomiast pod koniec 2019 r., pokonując 652 innych artystów, został laureatem Grand Prix najbardziej prestiżowej nagrody malarskiej w Polsce – 44. Biennale Malarstwa „Bielska Jesień”. Uznanie zdobył za prace z cyklu „Codziennie jeden pożar”.
Malarka i jurorka tego konkursu Beata Ewa Białeck tak uzasadniała wybór: „niewielkie, skromne, o tematyce zwyczajnej, lokalnej, osadzonej w życiu, z pozoru cichej. A jednak jest w nich coś więcej (…). Obrazy te ukazują realną rzeczywistość i zatrzymują czas mocniej niż fotografia. To zamierzony suspens. Ogień tu nie tylko oczyszcza, ogrzewa, ale i niszczy”. Krytycy cenią jego sztukę za wysokie walory warsztatowe oraz za umiejętne łączenie współczesnych obrazów prowincji z nastrojem niepokoju i zagrożenia.
fot. Leszek Zych/Polityka
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.