Wyjazdy do Turcji zwykle kojarzą się z dwoma kierunkami: Stambuł lub któryś z kurortów na wybrzeżach, zwykle śródziemnomorskich. Mi, trochę z przypadku, przydarzył się trzeci: Izmir. I było to jedno z największych turystycznych odkryć, nawet jeśli wydarzyło się równolegle z zeszłorocznym zamachem stanu. Zamach, paradoksalnie, pozwolił na zwiedzanie, ponieważ doprowadził do odwołania weekendowej konferencji i zostawił międzynarodową grupę turystów z masą wolnego czasu w nieznanym mieście, na którego odkrywanie wcześniej mieliśmy nie mieć nawet jednego dnia.
Izmir zawsze będzie w cieniu Stambułu i trudno się dziwić. To Stambuł jest miejscem spotkania Azji z Europą, jednym z najbardziej wielokulturowych miast świata, ale Izmir z tego zderzenia kontynentów też czerpie swą wyjątkowość. Miasto sięgające historią starożytnej Grecji jest co prawda położone w Azji, ale uchodzi za najbardziej europejskie w całej Turcji.
To istotne zwłaszcza dla kobiet, o czym poświadczyły Turczynki przybyłe na konferencję z innych części kraju. W Izmirze z dużą swobodą można odsłaniać ramiona, dekolty i nogi, nie narażając się na nieprzychylne spojrzenia konserwatywnych mieszkańców. Nawet w Stambule, coraz bardziej nastawionym na turystów z Półwyspu Arabskiego, zdarzają się takie uwagi. Tutaj jest naprawdę otwarcie, czym była zdumiona towarzysząca nam tłumaczka z jednej z ambasad, na co dzień mieszkająca w Ankarze, gdzie nie czuła się komfortowo. A w Izmirze ani picie alkoholu w miejscu publicznym, ani nawet tęczowa flaga wisząca na widoku nikogo zdają się nie ruszać.
Odkrywanie ciała wymieniam z prostego powodu. Tutaj przyjeżdża się korzystać z „gwarantowanej pogody”, czyli bezchmurnego nieba i blasku słońca. Upały studzi położenie nad pięknymi wodami Morza Egejskiego, choć podczas zwiedzania samego miasta człowiek instynktownie szuka cienia. Jest go na szczęście pod dostatkiem w wąskich uliczkach starych dzielnic, gdzie zapachami kusi mnogość kawiarń i herbaciarń. Jest również jedno miejsce, w którym można stracić cały dzień (ba, nie jeden!): bazar Kemaraltı.
Według przewodnika turystycznego ma 270 hektarów. Brzmi niewyobrażalnie, więc podchodziliśmy do tej liczby z dystansem, ale po wejściu w gąszcz uliczek naprawdę można się zgubić. To de facto cała dzielnica, zresztą zamieszkała przez sporą liczbę ludzi, połączona w jedno wielkie targowisko. Warto zobaczyć zwłaszcza stary, kryty bazar, który jest wyjątkowo urokliwy. Sprzedawcy wabią biżuterią, odzieżą i obuwiem, często podrabianym, ale przede wszystkim wspaniałymi przyprawami, bakaliami i słodyczami.
Do tego faszerowane małże, ryby, soki owocowe wyciskane na miejscu, kuchnie Turcji, Bałkanów i ta lokalna, egejska – a wszystko to za naprawdę małe pieniądze nawet w sezonie, ponieważ Izmir od miast typowo turystycznych jest znacząco tańszy. To efekt nastawienia przede wszystkim na krajowych turystów, a nie tych z Europy Zachodniej. Minus jest taki, że po angielsku czy niemiecku trudno się dogadać, łatwiej chyba po rosyjsku. Niezależnie od różnic językowych można jednak być pewnym, że miejscowi zrobią wiele, by pomóc turystom.
Architektonicznie Izmir nie musi urzekać. Stare kamienice z drewnianymi wykuszami są piękne, ale coraz częściej ustępują miejsca dość kiczowatym, nowoczesnym budynkom ze złoceniami i przeszkleniami. Ta mieszanka ma jednak swój urok. Z turystycznych „must-see” warto wymienić wieżę zegarową na Placu Konak, starą windę w Karataş i liczne świątynie. Nie tylko meczety, ale i kościoły czy synagogi, pozostałość po niezwykłej historii tego miasta.
Miejscowi są dumni z rosnących jeden po drugim biurowców w powstającej od zera dzielnicy biznesowej, jednak Izmir – pomimo populacji rzędu trzech milionów – to miasto o zaskakująco swojskim klimacie. Wczesnym rankiem na jednym z centralnych rond miasta można spotkać pasące się stado pięknych koni, czujnie obserwowanych przez opiekuna i… liczne bezpańskie psy. To jeden z problemów, z którymi zresztą Turcy radzą sobie całkiem nieźle, nawet jeśli od niedawna. Wszystkie czworonogi są oczipowane, zadbane, a mieszkańcy traktują je w godny podziwu sposób. Miski z wodą i karmą stoją pod wieloma sklepami czy domami, a zwierzęta między ludźmi chodzą bez skrępowania, a z racji upału wydają się wręcz zblazowane.
Wyobraźcie sobie taką sytuację: wielki pies kładzie się pod klimatyzatorem, w drzwiach ekskluzywnego butiku na jednym z głównych deptaków. Czy ktoś go przegania? Nie, obsługa sklepu się uśmiecha, klienci po prostu przechodzą nad nim bez skrępowania, niektórzy głaszczą, a ten odpowiada leniwym uderzaniem ogonem w posadzkę. Stałem wpatrzony w bieg wydarzeń dobrych kilkanaście minut, ale jakich znowu wydarzeń? Ot, pies leży i się chłodzi, a nikomu to nie przeszkadza. Świadkiem podobnych scenek byłem wiele razy podczas dnia spędzonego na spacerach, umilonych przez kilka psów i kotów pragnących odrobiny czułości.
Izmir ma jeszcze jeden atut: położenie. W bliskim sąsiedztwie metropolii znajdują się genialne zabytki Efezu, a także przepiękny joński port Teos, na które warto poświęcić jeden dzień. A jeśli macie już dość zwiedzania, na odkrycie czekają setki małych, kamienistych plaż i ciepłe, turkusowe wody Morza Egejskiego. Wystarczy wyjechać 30-50 kilometrów za miasto po serpentynach stromego wybrzeża.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.