Bahamy mają wszystko: gwarantowaną pogodę, krystalicznie czystą wodę i piaszczyste plaże. Można tu podziwiać piękno przyrody w niebywałych wydaniach, od rekinów i płaszczek, przez skorupiaki na rafach, barwne jaszczurki, po ptactwo i… świnie. Brodzące na płyciznach i czekające na jedzenie od turystów zdziczałe świnie domowe.
Dziś są już znane na całym świecie do tego stopnia, że na oficjalnej stronie archipelagu widnieją jako jedna z głównych atrakcji. Ba, wielu turystów wybiera Bahamy właśnie z uwagi na możliwość obcowania ze świniami na rajskiej plaży. Nic dziwnego, skoro tutejsze „morskie świnie” występowały nawet w teledysku Pitbulla. Paradokumentalny film na ich temat „When pigs swim” był wyświetlany na kilku festiwalach filmowych.
Świnia nie jest, rzecz jasna, gatunkiem występującym tu naturalnie. Ssaki w ogóle zawitały na większość wysp Bahamów dzięki osadnikom jeszcze z czasów Krzysztofa Kolumba. Świnie mają jedną „swoją” wyspę – niezamieszkałą przez człowieka Big Major Cay. Mało tego, nawet na tej wyspie zajmują zaledwie skrawek lądu, choć poza nimi prawie nie ma innych zwierząt i mogłyby z powodzeniem zamieszkiwać większy obszar.
Skąd wzięły się świnie na bezludnej wyspie? Wersji jest kilka. Pierwsza mówi, że wysadzili je tu marynarze, którzy mieli wrócić po żywy ładunek, ale nigdy ponownie nie dobili do brzegu. Druga, że osiedliły się tutaj jako rozbitkowie ze statku, który zatonął nieopodal. I tak żyły nieodkryte aż do końca XX wieku.
Właśnie te dwie wersje są najbardziej znane i promowane przez miejscowych, ponieważ rozbudzają wyobraźnię turystów. Czy jest bowiem coś piękniejszego niż z transportu na rzeź trafić na rajską wyspę, gdzie nikt nie zawraca im głowy a warunki do życia są idealne? Zdjęcia i filmy ze Świńskiej Plaży (nieoficjalna nazwa wyspy) dają bowiem wrażenie, że wszystkożerne zwierzęta doskonale czują się brodząc na płyciźnie i bawiąc z ludźmi.
Niestety, to tylko legenda
Problem w tym, że żadna z tych wersji nie ma wiele wspólnego z prawdą, a historia jest daleka od rajskiego mitu. Świnie na Big Major Cay wzięły się z… sąsiedniej wyspy. Na Staniel Cay jest niewielka wieś, licząca ok. 100 mieszkańców, i to właśnie oni hodowali świnie. Najpierw u siebie, a później postanowili wykorzystać do tego Big Major Cay, gdzie warunki były nie gorsze, a miejsca pod dostatkiem. Ot, naturalna zagroda, gdzie i świnie miały spokój, i ludzie.
W rzeczywistości mamy więc do czynienia ze zwykłą hodowlą, która urosła do rangi światowej atrakcji turystycznej. Choć turystom zwykle się o tym nie mówi, tutejsze świnie kończą na stole tak samo, jak zwykłe hodowlane zwierzęta z hodowli przemysłowej. Niekoniecznie na stole w restauracjach, ponieważ operatorzy turystyczni dostrzegli, że turyści źle na to reagują.
Nie jest przecież przypadkiem, że populacja od wielu lat liczy 20-30 sztuk pomimo bardzo licznego potomstwa miejscowych loch, a także popmimo turystów przybywających codziennie z koszami świeżych warzyw. Nie jest też przypadkiem, że nie ma starych osobników, a liczba knurów jest stała i niewielka, wystarczająca tylko do utrzymania „atrakcji” przy życiu.
Więcej niż tylko hodowla
Niezależnie od tego, skąd świnie się tu wzięły, na turystach i tak robią niesamowite wrażenie. Ba, dla wielu ludzi to pierwsze zderzenie ze świnią jako świadomym, towarzyskim i uczuciowym zwierzęciem. Dopiero tu niektórzy przekonują się, że świnię można pogłaskać, a zachowaniem przypomina psa. W dodatku umie bardzo sprawnie pływać, o co również wielu ludzi świń nie podejrzewa.
Bahamskie świnki pełnią więc rolę żywej pomocy naukowej i – jak mało które zwierzęta na świecie – zjednują swojemu gatunkowi ludzi dotąd oglądających je wyłącznie w formie wieprzowiny. Można więc powiedzieć, że taka atrakcja jest potrzebna, nawet jeśli miejscowi usilnie przekręcają fakty, by wydawała się bardziej niesamowita. We wspomnianym wcześniej filmie paradokumentalnym jeden z operatorów willi zapewnia na przykład, że tylko tutaj na świecie świnie umieją pływać, ponieważ woda jest tak czysta, że widzą swoje racice i nie boją się zanurzyć. Oczywista bzdura, a jednak legenda o wyjątkowości tych świń to aktualnie jedno z głównych źródeł utrzymania mieszkańców Staniel Cay i okolicznych wysp.
Inne problemy, ale wciąż problemy
Z drugiej strony hodowla wcale nie jest tak beztroska, jak mogłoby się wydawać. Oczywiście daleko jej do ciemnych chlewni i krępujących ruchy klatek z hodowli przemysłowej. A jednak świnie brodzące w Atlantyku mają niemało swoich problemów.
Po pierwsze, opieranie ich diety na darach od turystów sprawia, że nie mają regularnego dostępu do wartościowego pożywienia. Są zdane na to, ile łodzi przypłynie danego dnia. W efekcie czasami dochodzi do sytuacji, w których świnie atakują ludzi, próbując odebrać im jedzenie – są tak wygłodniałe. Te mniej skuteczne w walce o pożywienie szybko słabną. W 2017 roku znaleziono aż osiem martwych świń naraz, najpewniej z powodu wycieńczenia będącego rezultatem niedostatku wody pitnej i pożywienia.
Po drugie, Bahamy nie są dobrym środowiskiem naturalnym dla świni domowej. Temperatura latem prawie nie spada poniżej 30 stopni w cieniu. W takiej sytuacji świnia zwykle tarza się w błocie, ale tu błota nie ma. Tarzanie się w suchym piachu nie daje ulgi. Najlepszą ucieczką od palącego słońca jest cień dawany przez rośliny na końcu plaży. Ale kto schodzi do cienia, ten nie dostaje pożywienia, bo jest zbyt daleko od rozbawionych gości. W efekcie świnie, zwłaszcza małe prosięta, mają problemy z pękającą skórą, a w powstające rany wlewa się słona woda. Turyści zachęcają świnie do pływania w celu otrzymania jedzenia i nie zdają sobie nawet sprawy, że mogą zadawać im ból. Długie przebywanie świń na słońcu w takich warunkach to też poparzenia słoneczne i nowotwory.
To wciąż lepsze warunki niż zamknięcie bez dostępu do słońca, ale trudno się dziwić, że organizacje walczące o humanitarne traktowanie zwierząt (m. in. PETA) wzywają, by podjąć starania o poprawę warunków życia dla świń. Mowa o zadaszonej powierzchni, gdzie mogłyby się schronić w trakcie częstych huraganów czy o opiece weterynaryjnej dla zwierząt. Tyle że miejscowi tego nie chcą, bo wtedy ich legenda od „dzikich świniach” straciłaby swój czar.
Zdjęcie: C. Dorobek (cc” by-sa)
CytujSkomentuj
Ech, i tak właśnie jest z pięknymi legendami o bajkowych wydarzeniach i szczęściu zwierzątek. Niestety, ludzie i ich potrzeba pieniądza są nie do zniszczenia ani nawet złagodzenia. Racja, że na wyspie świnki mają lepiej niż w chlewie bez dostępu do światła słonecznego, ale jednak… A turyści, no cóż, zwykle ludzie są takimi ignorantami wyjeżdżając na wakacje, że szkoda słów. Uwierzą we wszystko, a dla uroczego zdjęcia zrobią też dużo. A interes się kręci.
CytujSkomentuj
Niestety to samo z delfinami. Już dawno obalono mit o skuteczności delfinoterapii a te piękne zwierzęta są również eksploatowane ile się tylko da…