W 2005 roku Melania Trump, wtedy świeżo po ślubie z Donaldem, została zapytana podczas publicznego wystąpienia przez studenta: czy wyszłaby za niego, gdyby nie był tak bogaty? Odpowiedziała pytaniem: A czy on byłby ze mną, gdybym nie była piękna?
Tak, takie postawienie sprawy brzmi groteskowo, ale pokazuje bardzo dobitnie, dlaczego możemy być świadkami dziwnych scen Pierwszej Pary USA. Melania nie chce wziąć Trumpa za rękę, Melania nie chce przeprowadzić się do Białego Domu, Melania to, tamto, siamto. Są nawet akcje mające na celu wspieranie jej lub wręcz uwolnienie! Wreszcie – doniesienia z sensacyjnej książki Michaela Wolffa „Ogień i Furia” o tym, jak miała płakać po zwycięstwie wyborczym męża, bo nie tak miało wyglądać jej życie.
Czy rzeczywiście małżeństwo Trumpów jest nieszczęśliwe? Nie mamy informacji z pierwszej ręki, a ich historia będzie pewnie tematem niejednej książki czy filmu w Hollywood. Za to on przyznał otwarcie, że jest z nią, bo jest atrakcyjniejsza od dwóch poprzednich żon. I dobra w łóżku. I związek z nią nie wymaga wysiłku. Trudno znaleźć wypowiedź, w której Trump umiałby rzeczowo pochwalić żonę za coś więcej niż cycki i seks. No, może jeszcze za to, że zajmowała się ich synem i on nie musiał.
Cały ten wstęp o Trumpach pojawia się dlatego, że na łamach periodyku „Journal of Family and Economic Issues” właśnie ukazały się nowe wyniki badań prowadzonych przez prof. Jasona Carrolla i dwójkę jego doktorantów na Brigham Young University. A w badaniu konkluzje jakby spisane pod Trumpów właśnie. Przepytali oni 1310 małżonków, by zmierzyć materializm i kwestię priorytetów w małżeństwie. W skrócie, każdy ankietowany miał ocenić, na ile zgadza się ze zdaniami pokroju „Posiadanie pieniędzy jest dla mnie bardzo istotne” czy „Posiadanie fajnych rzeczy teraz jest ważniejsze niż odkładanie na przyszłość”.
Badanie wskazało, że im wyższy poziom materializmu, tym mniejsze znaczenie małżeństwa i satysfakcja z nim związana. Małżeństwo jest sprowadzone prawie do transakcji, a przecież do niej sprowadziła je w cytowanej na początku wypowiedzi Melania Trump.
Przyczyn takiego stanu rzeczy może oczywiście być wiele. Na przykład, skupienie na posiadaniu czy wyglądzie najzwyczajniej pochłania czas, więc jest go mniej na budowanie relacji i bliskości. Poza tym inne jest pojmowanie szczęścia. Kiedy dają je (lub jego poczucie) przedmioty i wygląd, to nie ma po co wysilać się w związku. A ten z czasem przestaje coś znaczyć.
– Wielu ludzi nawet nie zdaje sobie sprawy z własnego materializmu czy skali, w jakiej pogoń za posiadaniem napędza ich życie – stwierdza prof. Carroll, dla którego najnowsze badania to kontynuacja projektów poświęconych materializmowi w związkach. Jego konkluzje są jasne: im więcej nacisku na to, co fizyczne, tym gorsze są rokowania dla małżeństwa.
Na koniec jednak jest pocieszenie: zdaniem naukowców z Brigham Young University jest szansa, by odwrócić ten mechanizm. Dla Trumpów może już być za późno, ale inni mogą pracować nad ratowaniem małżeństw pochłoniętych konsumpcją. – Otwarta rozmowa o spędzaniu czasu i ocena wzajemnej relacji pomagają wrócić do tego, co wzmacnia małżeństwo – tłumaczy prof. Carroll.
Źródło: Journal of Family and Economic Issues
CytujSkomentuj
To chyba żadne odkrycie. Jeśli do związku czy małżeństwa podchodzi się jak do transakcji, to czego oczekujemy? Towar wymienia się za usługę, ładną buzię czy figurę wymienia się za fundusze na wygodne życie i tak się świat kręci. Czy dziś jest bardziej materialnie niż kiedyś? Nie wydaje mi się. Dziś tylko w związku z rozwojem mediów i internetu, bardziej takie rzeczy widać i więcej się o nich mówi.
CytujSkomentuj
Prawda. Uczucie, zaufanie i wiele innych czynników budują związek. Inna sprawa ze sobie nie wyobrażam relacji w druga stronę – czyli ze jest przysłowiowy gar zupy na gwoździu bo nie na kasy w domu.