Wielu naukowców zakłada, że ludzie uprawiają seks z przyczyn tak prostych, jak np. chęć doświadczenia przyjemności czy potrzeba rozmnażania. Ostatnio jednak badacze stworzyli listę ponad dwóch setek zróżnicowanych i skomplikowanych motywacji dla tej czynności – od powodów duchowych po zemstę.
Po nam co w ogóle seks?
Najbardziej wyczerpujące badania tego, dlaczego ludzie uprawiają seks, przeprowadzili psycholodzy z University of Texas w Austin. Ostatecznie dwójka badaczy: David Buss i Cindy Meston wskazali 237 takich powodów.
Okazało się, że motywacje do współżycia bywają całkiem przyziemne („nudziłem się”) ale też duchowe („chciałem/chciałam być bliżej Boga”), altruistyczne („chciałem/chciałam, aby druga osoba dobrze się czuła”) po związane z manipulacją („chciałem/chciałam awansować”).
Niektórzy wyjaśniali, że uprawiali seks, aby poczuć się silniejszymi, inni – aby się poniżyć. Niektórzy chcieli zrobić wrażenie na przyjaciołach, inni – zaszkodzić wrogom („chciałem/chciałam rozbić związek mojego rywala”).
Ostatecznie, psycholodzy wyodrębnili cztery główne oraz 13 podrzędnych czynników tłumaczących, dlaczego ludzie idą z innymi do łóżka.
Jedną grupę stanowią powody fizyczne, takie jak potrzeba zredukowania stresu („wydawało mi się to dobrym ćwiczeniem”), odczucie przyjemności („to podniecające”), ulepszanie lub rozwijanie swoich doświadczeń („czułem/czułam ciekawość w sprawie seksu”) i fizyczne pożądanie partnera („ta osoba była dobrym tancerzem”).
Inne motywy mają związek z celami. Należą do nich powody utylitarne lub praktyczne („chciałem/chciałam mieć dziecko”), status społeczny („chciałem/chciałam być popularny/a”) i zemsta („chciałem/chciałam zarazić kogoś chorobą płciową” – sic!).
Kolejna grupa to powody uczuciowe, takie, jak miłość i oddanie („chciałem/chciałam poczuć więź”) i wyrażanie uczuć („chciałem/chciałam okazać wdzięczność”).
Były też przyczyny związane z poczuciem niepewności, w tym poczuciem własnej wartości („pragnąłem/pragnęłam uwagi”), poczucie obowiązku lub nacisku („Mój partner/partnerka nalegał/a”) i zatrzymanie przy sobie partnera („chciałem/chciałam powstrzymać partnera przed skokiem w bok”).
Dlaczego nie?
Jak widać powody do uprawiania seksu są różne. A co z powodami do jego nie-uprawiania?
Z najnowszego raportu Centers for Disease Control and Prevention (CDC) w Atlancie w USA wynika, że aż 28 proc. Amerykanów w wieku 15-24 lat (29 proc. mężczyzn i 27 proc. kobiet) w latach 2006-2008 nie rozpoczęło jeszcze życia seksualnego. Nie mieli oni stosunków waginalnych, nie uprawiali również seksu oralnego ani analnego. W 2002 r., gdy po raz pierwszy przeprowadzono podobne badania, takich osób było w USA tylko 22 proc.
Zdaniem amerykańskich seksuologów oznacza to, że w dobie rozwijającej się globalizacji i internetu, młodzi ludzie bardziej skupiają się na przeglądaniu pornograficznych stron w sieci, niż realnym współżyciu.
Ograniczenie seksu to nie tylko domena Amerykanów. 45 proc. młodych Japonek w wieku od 16 do 24 lat i niewielu mniej młodych Japończyków nie jest zupełnie zainteresowana kontaktami seksualnymi – informuje z kolei The Guardian. Z badań Japońskiego Stowarzyszenia Planowania Rodziny wynika, że liczebność społeczeństwa japońskiego do 2060 roku może się zmniejszyć aż o jedną trzecią. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy może być… spadek zainteresowania seksem młodych Japończyków. Z 13 milionów japońskich singli mieszkających wciąż z rodzicami, aż 3 miliony stanowią ludzie powyżej 35 roku życia. 45 proc. Japonek w wieku 16-24 lat nie jest w ogóle zainteresowana seksem. Problem ten dotyczy 25 proc. Japończyków w tym samym przedziale wiekowym.
Braki te panowie rekompensują sobie wirtualnymi relacjami lub przygodnymi kontaktami seksualnymi, zaś panie – karierą zawodową. Japońskie media nazwały już zjawisko „syndromem celibatu”, a Kunio Kitamura, szef publikującej badania JFPA alarmuje, że jeśli sytuacja się utrzyma, „Japończykom grozi wyginięcie”.
Powody przyziemne
Z jakich jeszcze powodów ludzie rezygnują z uprawiania seksu? Są ich setki. Zagrożona ciąża, problemy emocjonalne związane ze stratą bliskiej osoby, czy rozpad związku lub małżeństwa, gdyż rozstanie wiąże się często z utratą poczucia bezpieczeństwa, własnej atrakcyjności (szczególnie, jeżeli w tle stoi zdrada małżonka) i trudnością z obdarzeniem zaufaniem kolejnej osoby. – Natomiast zaufanie, poczucie bezpieczeństwa i własnej atrakcyjności są bardzo ważną podwaliną dla odczuwania potrzeb seksualnych i cieszenia się seksem – tłumaczy seksuolog, doktor Michał Lew-Starowicz.
„To już nie dla mnie, nic dobrego już mnie tu nie spotka”, „Mam dzieci i to one są najważniejsze, nie myślę o takich głupotach”, „Muszę skupić się na pracy”, „Nie mam czasu na angażowanie się w związki, muszę skupić się na własnym rozwoju i zadaniach zawodowych”, „Jestem za stary/stara na TO”, „Wszyscy faceci to dranie”, „Wszystkie kobiety zdradzają”, „Seks nie jest mi do niczego potrzebny, nic mi to nie da” – padają pokrętne wytłumaczenia osób, które rezygnują ze współżycia na dłuższy czas. Jednak prawda jest taka, że, jak przekonują seksuolodzy, dorosły człowiek bez seksu, jest jak tykająca bomba zegarowa. Można uciekać w pracę, używki, hobby i… stawać się coraz bardziej nerwowym, sfrustrowanym czy wręcz – agresywnym. Zwykle ci, którzy wyparli ze świadomości myśli o seksie, nawet nie zdają sobie sprawy, że ich wieczne podminowanie, zdenerwowanie i zły humor, przypominający często nawet stany depresyjne i powodujący wahania nastrojów, to efekt właśnie abstynencji seksualnej.
Antyseksulani?
Jednak są tacy, którzy przekonują, że seks rzeczywiście nie jest im do szczęścia potrzebny. AVEN (the Asexual Visibility and Education Network) skupia na całym świecie ludzi, którzy nie mają popędu seksualnego. Ma także swoją polską odnogę. Na swoim forum „aseksi”, jak sami o sobie mówią, piszą o tym, że czują się wolni, nie udają orgazmów, nie serwują partnerom wymówek w stylu: „Boli mnie głowa”.
Okazuje się jednak, że, mimo pięknej ideologii, brak seksu jest dużym problemem dla osób, które nie czują popędu i nie mają ochoty na cielesne zbliżenia. Problem ten dotyczy głównie tworzenia związków. Oto jakie opinie o życiu bez erotycznych przyjemności i jednoczesnej próbie budowania relacji z drugą osobą znajdziemy na forum aseksualnych:
– „Nie wyobrażam sobie samej siebie w związku, wydaje mi się to być takie absurdalne, śmieszne nawet. Byłam kilka razy zakochana, ale zawsze bez wzajemności. Moi znajomi nie wiedzą o mojej aseksualności, tak już się przyjęło, że jestem zawsze sama, wszyscy zdążyli się przyzwyczaić i już nie zadają pytań.”
– „Kiedyś marzyłam o związku. Teraz już sama nie wiem. Czuję się dziwna, nieprzystosowana. Czasem chce mi się płakać. Nie wierzę, że coś się w moim życiu zmieni, boję się spotkać kogoś. Czuję się, jak dziecko zahamowane w emocjonalnym rozwoju. Ciężko tak dalej funkcjonować.”
– „Zwykle kończy się tak samo – ktoś próbuje zrozumieć, ale nie potrafi, a ja z kolei nie umiem się komuś całkowicie oddać (a przynajmniej tak, jakby chciał), więc boli w dwie strony – bo osoba zainteresowana robi, co może, żeby nie czuć się odrzuconą, a ja cierpię, patrząc na to, że się stara.”
Kobieta woli spać
Niechęć do seksu to jedno, a satysfakcja z niego, sprzyjająca częstotliwości współżycia, to już kolejne zagadnienie. Amerykanki są na ogół zadowolone ze swojego życia seksualnego, ale większość woli raczej inne zajęcia. Paniom ze Stanów więcej rozrywki niż miłosne igraszki dostarcza na przykład… oglądanie telewizji. Przytoczone dane to wynik sondażu przeprowadzonego przez magazyn „iVillage”. Sondaż przeprowadzono wśród 2 tysięcy kobiet w wieku 18-49 lat. 77 proc. z nich podało w badaniu, że są „bardzo lub umiarkowanie szczęśliwe” z powodu swego pożycia płciowego.
To bardzo zadowalający wynik. Jednak niepokoić, albo przynajmniej zastanawiać, może coś zupełnie innego. A mianowicie – aż 63 proc. badanych kobiet przyznało bowiem, że zamiast seksu wolałyby raczej… spać, oglądać film albo poczytać książkę. 62 proc. pań zdradziło także, że fantazjuje na temat seksu z kimś innym niż mąż czy stały partner.
Nie są to wyniki, których spodziewali się autorzy sondy. Współautor badań Ian Kerner, seksterapeuta, wyraża zaniepokojenie rezultatami. – Jeśli noc po nocy wybiera się książkę, telewizję albo komputer zamiast intymności z partnerem, na dłuższą metę związek może łatwiej paść ofiarą niewierności – powiedział komentując wyniki badań w telewizji CBS.
Bezpieczeństwo nie pomaga
Okazuje się, że jeśli mowa o paniach, to spokój emocjonalny wcale nie pomaga w pożyciu. U kobiet, które znajdują poczucie bezpieczeństwa w związku, gwałtownie spada popęd seksualny.
U mężczyzn natomiast libido utrzymuje się na stałym poziomie, niezależnie od długości trwania związku – takie wyniki badań seksuologów można odnaleźć z kolei w niedawnej publikacji pisma „Human Nature”. Do tych wniosków doszli naukowcy ze Szpitala Uniwersytetu Hamburg-Eppendorf, którzy przeprowadzili wywiady na temat intymnych relacji w grupie 530 kobiet i mężczyzn.
Okazało się, że w początkowym okresie bycia z partnerem aż 60 proc. kobiet poniżej 30. roku życia miało regularnie ochotę na seks, ale po 4 latach odsetek ten spadał do mniej niż 50 proc., a po 20 latach – do 20 proc.
Z kolei wśród mężczyzn proporcje te utrzymywały się na mniej więcej stałym poziomie, tj. od 60 do 80 proc., niezależnie od tego, jak długo trwał związek.
Prowadzący badania, dr psychologii Dietrich Klusmann, uważa, że różnice te mają korzenie w ewolucji obu płci. – W przypadku mężczyzn stały poziom libido może być cechą zabezpieczającą przed ewentualnymi rywalami. U kobiet silny na początku popęd ułatwia wytworzenie trwałych więzi z partnerem. Spadek libido po utrwaleniu się związku może natomiast zmniejszać zainteresowanie innymi mężczyznami. Może też być tak, że rzadsze stosunki seksualne pozwalają kobietom utrzymać zainteresowanie partnera, zgodnie z zasadą, że „nieograniczony dostęp do jakiejś rzeczy obniża jej wartość” – podkreśla koordynujący badania dr Klusmann.
Mężczyzna ma problem
Niechęć do seksu w wydaniu męskim może oznaczać także obniżoną sprawność seksualną. To zaś może być objawem poważnych chorób.
Problem zaburzeń erekcji jest bardzo powszechny we współczesnym społeczeństwie – dotyka 40 proc. mężczyzn powyżej 40. roku życia. Wraz z wiekiem procent ten rośnie. Mężczyźni nie są jednak skłonni leczyć swoich dolegliwości, mimo, że można to robić w 95 proc. przypadków. Badania, opublikowane w zeszłym roku na łamach „Przeglądu Urologicznego” pokazały, że mężczyzna mający problemy z erekcją, zwleka około dwóch lat, zanim zdecyduje się poszukać pomocy lekarskiej. Przez ten czas ogranicza współżycie, często rezygnując z seksu z partnerką na długie miesiące.
Na czym polega fizjologiczny problem? Zaburzenia erekcji pojawiają się, gdy krew ma utrudniony dopływ do członka lub kiedy ilość krwi dopływająca do organu jest niewystarczająca do utrzymania go w stanie erekcji. To uniemożliwia mężczyźnie aktywność seksualną. Szacuje się, że na całym świecie problem ten dotyka 189 milionów mężczyzn i ich partnerek. Rozpowszechnienie występowania zaburzeń erekcji wzrasta wraz z wiekiem mężczyzny. W 75 proc. przypadków zaburzenia erekcji mają podłoże fizyczne i wiążą się z chorobami, takimi jak cukrzyca, nadciśnienie, choroba sercowo-naczyniowa czy schorzenia prostaty. Zaburzenia erekcji wiążą się ze spadkiem samooceny mężczyzny i mogą wywoływać frustrację, złość i smutek.
Problem po czterdziestce
Wymówki, żeby nie pójść do specjalisty są więc na porządku dziennym. Wielu panów za problemy z erekcją wini nadmiar pracy i stresu, tymczasem te dwa czynniki odpowiadają za problemy z seksem tylko w co piątym przypadku. – W Polsce, podobnie jak w innych krajach rozwiniętych, zaburzenia erekcji są bardzo popularnym problemem wśród mężczyzn po 40. roku życia. Niestety, mężczyźni są niechętni, by mówić o tego rodzaju zaburzeniach, ponieważ silnie wiążą się one z ich sferą emocjonalną i poczuciem własnej wartości jako mężczyzny – twierdzi prof. Zbigniew Lew Starowicz, Konsultant Krajowy w Dziedzinie Seksuologii. – Bardzo ważne jest więc edukowanie społeczeństwa, w tym mężczyzn, ale także ich partnerek czy lekarzy pierwszego kontaktu, na temat tego, że z ED (międzynarodowa nazwa zaburzeń erekcji – przyp. red.) można skutecznie walczyć. Trzeba tylko podjąć „męską decyzję” i zgłosić się do lekarza urologa lub seksuologa – podkreśla.
– Chcemy uświadomić mężczyznom, że zaburzenia erekcji to problem, któremu można skutecznie zaradzić. Nierozsądnym podejściem jest samodzielne diagnozowanie problemu i szukanie leków na własną rękę czy też szukanie wymówek i lekceważenie problemu. Najważniejsze dla każdego mężczyzny jest zrobienie tego pierwszego kroku: uznanie własnego problemu i decyzja o pójściu do lekarza, który opierając się na profesjonalnej wiedzy i doświadczeniu będzie w stanie pomóc pacjentowi – przekonuje Radunka Cvejič, seksuolog. – W momencie, gdy mężczyźni uświadamiają sobie, że nie są osamotnieni ze swoją dolegliwością oraz to, że zaburzenia erekcji mogą być leczone jak każde inne schorzenie, zyskują motywację, by pokonać swoją przypadłość – dodaje.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.